Józef Miłkowski. Polak w Legii Cudzoziemskiej, który stanął naprzeciw krwawych amazonek z królestwa Dahomeju

Wojciech Rodak
Wojciech Rodak
Karta tytułowa wspomnień Józef Miłkowskiego z wyprawy Dahomejskiej
Karta tytułowa wspomnień Józef Miłkowskiego z wyprawy Dahomejskiej Bilbioteka Narodowa
W 1892 roku Francuzi walczyli ze słynącymi z okrucieństwa wojownikami afrykańskiego państwa. Europejczycy wygrali tę wojnę, ale ponieśli duże straty. We francuskich szeregach maszerował żądny przygód syn emigrantów z Polski żołnierz Legii Cudzoziemskiej Józef Miłkowski. Walczył i w Algierii, i w Wietnamie, ale dopiero w Czarnej Afryce przeżył grozę wojny.

Czyhały na nich żądne krwi fanatyczne amazonki, ukryci strzelcy, zasadzki. Wyczerpywał upał, głód, pragnienie i bezzsenność. Każde zwycięstwo okupione było krwią wielu kolegów – tak wyglądał podbój Dahomeju przez Francję z perspektywy polskiego żołnierza Legii Cudzoziemskiej Józefa Miłkowskiego. Jego relacja przedstawia twarde realia służby w legendarnej formacji w jej złotych latach. 

Polacy byli obecni w Legii Cudzoziemskiej od momentu jej powstania w 1831 r. Francja weszła wtedy w fazę intensywnych podbojów kolonialnych i potrzebowała żołnierzy. Jednym z nich był Józef Miłkowski, syn znanego pisarza i działacza niepodległościowego Zygmunta Miłkowskiego (znanego także pod pseudonimem Teodor Tomasz Jeż). Dziewiętnastoletni młodzieniec, w odróżnieniu od wielu innych rekrutów z brudnymi sumieniami, wstąpił w szeregi Legii pchany wyłącznie żądzą przygód. Przyjęto go na pięcioletni kontrakt bez zastrzeżeń. Z Francji trafił na szkolenie do Algierii. Jesienią 1889 r. wyruszył do Tonkinu, dzisiejszego północnego Wietnamu, dopiero co podbitego przez Francję. Legia prowadziła tam operacje głównie przeciwko przenikającym z Chin rozbójnikom i miejscowym piratom. W 1892 r. został wytypowany do udziału w wyprawie przeciwko Dahomejowi – królestwu, które istniało wtedy w granicach dzisiejszego Beninu, w Afryce Zachodniej. 

Mroczne królestwo. Amazonki i Święto Czaszek 

Płynąc na Wybrzeże Niewolnicze legioniści, jak pisze Polak, początkowo trzeźwieli po pożegnalnych popijawach, a potem nudzili się przeokrutnie. Po pokładach statku krążyły mroczne legendy o okrutnym królu Dahomeju, który wszystkim jeńcom nakazuje ścinać głowy, a jego gwardię przyboczną stanowią wojownicze amazonki. 

Amazonka z Dahomeju
Amazonka z Dahomeju Wikipedia Commons

Miłkowskiego przerażała myśl o walce z nimi. „Jakże tu strzelać albo na bagnety iść… na młode i ładne kobiety! Nie może to być!” – zarzekał się w swoich pamiętnikach. Jednak w końcu życie postawiło go przed taką koniecznością – wiele z okrętowych anegdot miało swoje umocowanie w faktach. Nie dość że twardych, to jeszcze krwawych. 

Królestwo Dahomeju powstało w XVII w. Wojna stanowiła podstawę egzystencji tego państwa. Władcy regularnie wysyłali swoją armię przeciw sąsiadom. Wyprawy służyły zdobywaniu łupów i jeńców. Tych ostatnich wykorzystywano dwojako: albo pracowali na dahomejskich plantacjach, albo sprzedawano ich europejskim handlarzom niewolników, głównie w zamian za broń palną. Taki finał nie był dla pojmanych najgorszą alternatywą. Jeńców, których oceniano jako niezdolnych do przejścia o własnych siłach do Dahomeju, pozbawiano głów od razu. 

Dahomej nie mógłby terroryzować sporej części regionu, gdyby nie liczne i zdyscyplinowane wojsko. Wojowników rekrutowano z dwóch źródeł. Pierwszym był pobór. Każda wioska zobowiązana była oddaćna służbę określoną liczbę chłopców. Dzieci te były na utrzymaniu państwa. Swoje przyszłe rzemiosło poznawały u boku wojowników, towarzysząc im w wyprawach. Po zwycięskich bitwach to właśnie one w ramach szkolenia obcinały głowy jeńcom. Do armii wcielano także kryminalistów. 

Amazonka z Dahomeju
Amazonka z Dahomeju Wikipedia Commons

Królowie Dahomeju najbardziej słynęli jednak z gwardii złożonej z amazonek. W ich składzie można było znaleźć zarówno kryminalistki, jak i sprawiające trudności wychowawcze dziewczynki i ochotniczki. Część amazonek tworzyła oddziały, które uczestniczyły w grabieżczych wyprawach. Reszta stanowiła straż pałacową. 

Do starcia interesów Dahomeju i Francji doszło w latach 80. XIX w. Wtedy Paryż kontrolował już Kotonu i Porto-Novo – dwa ważne ośrodki na Wybrzeżu Niewolniczym, położone raptem 100 km od Abomeju – stolicy Dahomejczyków. To przez nie prowadzili handel niewolnikami. Behanzin, władca królestwa, nie ukrywał wrogości wobec kolonizatorów. Jego armia nękała europejskie posterunki. Ostrzelano nawet szalupę z gubernatorem. Ten incydent przyspieszył decyzję Paryża o rozprawie z „kłopotliwym kacykiem”. 

Generał Alfred-Amédée Dodds
Generał Alfred-Amédée Dodds Wikipedia Commons

Niesforni bracia z Senegalu

W sierpniu 1892 r. korpus pod dowództwem Alfreda Doddsa zszedł na ląd w Kotonu. Miłkowski ciasny i śmierdzący okręt opuścił z ulgą. Nie wiedział, że za niespełna pół roku będzie jednym z kilkudziesięciu szczęściarzy ze swojej dwustuosobowej kompanii, którzy ukończą kampanię w jednym kawałku. 
Korpus płk. Doddsa liczył ponad 2 tysiące żołnierzy. Składały się nań cztery kompanie Legii Cudzoziemskiej, bateria artylerii górskiej, kompania piechoty morskiej, a także pochodzący z Senegalu strzelcy i spahisi (kawaleria). Towarzyszyło im około 2 tysięcy tragarzy. 17 sierpnia armia wyruszyła na północ – ku Dahomejowi. Szli powoli. Każdy z legionistów był mocno obciążony ekwipunkiem i bronią, niósł ok. 30 kg, co w tropikalnym upale i wilgotności było wyjątkowo nieznośne. Musieli uważać na przyczajonych w koronach drzew i w krzakach strzelców Behanzina. Każdego dnia, pod wieczór, budowali umocniony obóz na modłę starożytnych Rzymian, przedtem „czyszcząc” jego przedpola z wszelkich nieprzyjacielskich komand. 

Legionista z końca XIX w, w mundurze kolonialnym
Legionista z końca XIX w, w mundurze kolonialnym Wikipedia Commons

Wieczorem 18 września korpus okopał się w pobliżu wioski Legba. Nad ranem, równo z trąbkami grającymi sygnał pobudki, wokół obozu rozległ się wrzask i karabinowa palba. Tysiące dahomejskich wojowników błyskawicznie sforsowały jedną umocnioną flankę, bronioną przez piechotę morską, i wdarły się do wnętrza obozu. Gdyby nie grupa przytomnych żandarmów, która uformowała szyk i raziła ich morderczym ogniem, z pewnością dopadliby do namiotu płk. Doddsa. Początkowy chaos został opanowany dzięki zimnej krwi legionistów i strzelców senegalskich. Uzbrojeni w nowe karabiny, stojąc w szykach, ramię przy ramieniu, szybkimi salwami położyli trupem grubo ponad setkę wojowników Behanzina. Kontrola nad obozem została odzyskana. Dahomejczycy zostawili na polu walki dziesiątki trupów. Po stronie Europejczyków było tylko pięciu zabitych. Jednak od tego dnia aż do końca kampanii korpus Doddsa nie miał ani chwili wytchnienia. 

W swoich wspomnieniach Józef Miłkowski podkreśla, że w Legii Cudzoziemskiej, by przetrwać trudy kampanii, trzeba było mieć zgraną drużynę, najlepiej złożoną z zaradnych altruistów. Miał szczęście spotkać takich ludzi. W miarę posuwania się w głąb afrykańskiego interioru, wydłużania się linii zaopatrzenia, narastał problem głodu. Jednak oni radzili sobie nieźle. Dzielili się po równo, „jak w komunie”, tym, co udało im się upolować, schwytać lub wymusić od tubylców. Wszystko – czy to była dzika świnia, czy koza, czy maniok – na delicje przerabiał ich drużynowy kucharz rodem z Rzymu. 

Jedna z bitwe podczas kampanii doahomejskiej
Jedna z bitwe podczas kampanii doahomejskiej Wikipedia Commons

O ile o białych towarzyszach z Legii Polak pisał na ogół dobrze, to mocno narzekał na niektóre zwyczaje Senegalczyków. „Mają się za Francuzów, a zachowują się jak dzikusy” – stwierdzał we wspomnieniach. Czym tak mu podpadli? Po pierwsze, po każdym zwycięstwie obcinali głowy zabitych Dahomejczyków i nasadzali je na bagnety, „z triumfem obnosząc je po polu bitwy”. Po drugie, gdy biegli do walki na bagnety, zazwyczaj trzymali karabin tylko w jednej ręce, strzelając z niego „dla kurażu”. Jeśli atakowali pierwsi, nie było problemu. Lecz gdy szli do boju w drugiej linii, mogli tym chaotycznie prowadzonym ogniem położyć trupem wielu swoich. 

Rzeź amazonek

Pod koniec września korpus Doddsa ruszył na stolicę Dahomeju. Liczące ok. 15 tys. wojowników siły Behanzina starały się powstrzymać legionistów. Przez cały październik niemal codziennie dochodziło do potyczek. Znajomość terenu i przewaga liczebna Dahomejczyków na nic się zdały wobec siły ognia francuskich armat i karabinów. Afrykanie ponosili klęskę za klęską. 

W każdej bitwie popełniali ten sam błąd – atakowali „na hurra”. Po prostu biegli na Francuzów, krzycząc i strzelając na oślep. Nawet nie próbowali celować. Gdy oddawali strzał, nie opierali karabinów o ramię, ponieważ bali się je zbliżać do twarzy. Przez to, choć dysponowali nawet nowoczesnymi winchesterami, ich kule przelatywały najczęściej obok ich wrogów. I wtedy ustawione w zgrabnym szyku wojska kolonialne masakrowały ich swoimi precyzyjnymi salwami. 
Według tego scenariusza przebiegło m.in. starcie kompanii Miłkowskiego z oddziałem amazonek. „Z lasu na polanę wysypało się kilka setek wojowniczek. Rozwinęły się przed nami nieregularnym frontem, strzelając do nas dorywczo, na pojedynkę, bez widocznego skutku. Widać było, że przygotowywały się do starcia na broń białą. Ruszyły na nas. Gdy były bardzo blisko, usłyszałem komendę cel – pal” – relacjonował Miłkowski. – „Po kilku salwach, zamiast rozwścieczonych, pijanych kobiet dostrzegłem wał trupów”. 

Polak nie odmówił sobie komentarza co do powierzchowności ofiar. „Były to młode, słuszne, tęgie, przepysznie zbudowane kobiety. Każdy rzeźbiarz by się nimi zachwycił” – pisał. 

Mimo przewagi Francuzi także ponosili straty. Coraz więcej żołnierzy w wyniku ran i chorób umierało. Zapasy prowiantu wyczerpywały się. Ludzie byli przemęczeni ciągłą walką. Do tego dokuczał im brak wody (Dahomejczycy pozasypywali studnie) i papierosów. 

Kryzys kampanii nastąpił w połowie października. W starciu tym po raz pierwszy Dahomejczycy użyli dział Kruppa. Nic im nie pomogły ani one, ani obecność niemieckich i belgijskich doradców. Choć solidnie wykrwawieni, Francuzi triumfowali. Europejskich pomocników Behanzina rozstrzelano. 

Po tym starciu Dodds musiał wycofać korpus w bezpieczne miejsce, by go przegrupować. Ledwo to zrobił, a z Porto-Novo nadciągnął major Audeoud z prowiantem i 500 żołnierzami. Po paru dniach odpoczynku Francuzi wznowili marsz w kierunku Abomeju. Po drodze oblegali Kanę, święte miasto Dahomeju. To była ostatnia reduta Behanzina. Tam zgromadził resztki swojej potężnej armii. 4 listopada, po ciężkich walkach, wojska korpusu Doddsa wdarły się do miasta. Miłkowski był na pierwszej linii. 

„Dostawaliśmy się do domów nie przez drzwi, były mocno zabarykadowane, ale, rozwalając ściany, wpadaliśmy do środka, kłując i tłukąc, co się napotkało” – relacjonował. – „Tego dnia szło o to, kto kogo weźmie!”. 

Koniec końców to właśnie wojska kolonialne wzięły górę nad Afrykanami. Paryż domagał się, by dobić króla Dahomeju. 17 listopada 1892 r. Francuzi wkroczyli do opustoszałego Abomeju. Miasto, z rozkazu pokonanego władcy, zostało podpalone. Gdy tylko ogień zgasł, żądni łupów legioniści przystąpili do szabrowania. W ich ręce wpadły tysiące butelek z alkoholem, które miejscowi trzymali w przydomowych piwniczkach. Zaczęła się wielka pijacka orgia. 

Zwycięstwo korpusu Doddsa było pełne. Behanzin uciekł z kraju, a Dahomej stał się protektoratem Francji. 

Król Behanzin
Król Behanzin Wikipedia Commons

Epilog

Józef Miłkowski wrócił z Dahomeju do Europy kompletnie wycieńczony. Mimo to nie kontynuował karierę w Legii Cudzoziemskiej. Przez parę lat był komendantem wojskowym na Madagaskarze. Po odejściu ze służby wrócił do Szwajcarii – kraju, gdzie się wychował i gdzie mieszkali jego rodzice. Gdy w 1918 r. Polska odzyskała niepodległość, od razu zgłosił się do jej armii. Poległ w czasie wojny polsko-bolszewickiej w 1920 r. 

Karta tytułowa wspomnień Józef Miłkowskiego z wyprawy Dahomejskiej
Karta tytułowa wspomnień Józef Miłkowskiego z wyprawy Dahomejskiej Bilbioteka Narodowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl