Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Joanna Senyszyn: Trzeba usytuować się na lewicy, bo w centrum nie ma już miejsca [ROZMOWA]

rozm. Ryszarda Wojciechowska
Joanna Senyszyn
Joanna Senyszyn Karolina Misztal
Z prof. Joanną Senyszyn z Sojuszu Lewicy Demokratycznej o sytuacji tej partii po wyborach przewodniczącego rozmawia Ryszarda Wojciechowska.

Po wyborze Włodzimierza Czarzastego na szefa SLD pomyślałam: idzie nowe, ale w kościach łupie po staremu...
Rzeczywiście program, który przedstawił Włodek Czarzasty, nie zawiera radykalnych zmian. Również wybór wiceprzewodniczących dowodzi, że raczej się cofamy. Bo wcześniej przynajmniej zachowany był parytet we władzach krajowych. A teraz na dziewięciu wybranych wiceprzewodniczących mamy tylko jedną kobietę.

Pamiętam, jak Włodzimierz Czarzasty mówił kiedyś, że trzeba wziąć się do roboty: zakasać rękawy, zabrać ze sobą dużo rozumu i zapasową wątrobę.
Po kłopotach z sercem musi dbać o tę wątrobę, którą ma. Nie ma więc mowy o piciu i zapasowej wątrobie. Teraz trzeba tylko zakasać rękawy i wziąć się do roboty.

Czym się różni od Leszka Millera?
Wiekiem i ubiorem. Leszka Millera nigdy nie widziałam w sweterku. A Włodek Czarzasty do tej pory był szefem struktur w województwie. Teraz został szefem całej partii. I nie wiemy, jakim szefem będzie. Zapowiadał większą demokratyzację życia partyjnego i mam nadzieję, że tak będzie. Do tej pory członkowie partii narzekali na brak demokracji wewnątrzpartyjnej. Na to, że nikt się nie liczy z ich zdaniem. Trzeba więc dać nowemu przewodniczącemu sto dni kredytu zaufania i czekać, co się zmieni.

Ale z czym do ludzi, chciałoby się powiedzieć w przypadku Sojuszu, skoro PiS odebrało wam lewicowe postulaty?
SLD ma program. Nowe władze partii muszą określić priorytety. Uważam, że Sojusz Lewicy Demokratycznej w 70 procentach powinien stawiać na postulaty społeczno-gospodarcze, w tym na głęboką korektę kapitalizmu, powstrzymanie narastających nierówności społecznych, wzrost płac i emerytur. Natomiast w pozostałych 30 procentach poruszać kwestie światopoglądowe. Jesteśmy jedyną partią w Polsce, która łączy idee świeckiego państwa, równouprawnienia kobiet, praw mniejszości z postulatami społecznymi. Inne ugrupowania, jak chociażby Prawo i Sprawiedliwość, mają w programie postulaty socjalne, ale są bardzo konserwatywne obyczajowo i światopoglądowo. Nowoczesna Ryszarda Petru jest co prawda nowoczesna światopoglądowo, ale liberalna w sprawach gospodarczych, a polityki społecznej w jej programie w ogóle nie widać.

Dla wielu obserwatorów sceny politycznej Sojusz to już właściwie skamielina. Partia, która się coraz bardziej kurczy i starzeje.

Kiedy patrzę na PiS czy Platformę, to w ich szeregach nie widzę powiewu młodości. Najwyraźniej partie stawiają na ludzi doświadczonych.

Jakby powiedział klasyk Jarosław Kaczyński - na ludzi w średnio-starszym wieku. Ale o przywództwo w Sojuszu walczyli też młodsi, jak Krzysztof Gawkowski. Czy urażone ambicje nie spowodują, że zechce odejść i nastąpi rozłam?
Krzysztof Gawkowski, podobnie jak Jerzy Wenderlich, został wiceprzewodniczącym partii. A to oznacza, że obaj postanowili włączyć się aktywnie do partyjnej pracy z nowym kierownictwem.

A jak Pani się w tym wszystkim sytuuje?
Chciałam zostać przewodniczącą partii i usytuować ją zdecydowanie na lewicy, bo w centrum nie ma już miejsca. Uważam, że Sojusz musi się radykalnie zmienić, być bardziej wyrazisty i jednoznaczny, barwny i różnorodny, bo tylko to przyciągnie nowych wyborców. Ciepła woda w kranie okazała się dla SLD zimnym wyborczym prysznicem. Członkowie partii nie wybrali mojej wizji. Postawili na kontynuację. Dlatego postanowiłam nie kandydować na wiceprzewodniczącą.

Co musiałoby się stać, Pani zdaniem, żeby Sojusz, który jest pod progiem, mógł się od tego progu odbić?
W ciągu najbliższych miesięcy nie należy się spodziewać zauważalnej poprawy notowań. Zaufanie i sympatię wyborców traci się szybko, a odzyskuje bardzo powoli. Uważam, że skoro w ostatnich wyborach mieliśmy ponad milion sto tysięcy wyborców, z których większość przyciągnęli członkowie Sojuszu, startując z list Zjednoczonej Lewicy, to o taki elektorat warto jeszcze raz zawalczyć. Od 2001 roku straciliśmy jako Sojusz około 4 milionów wyborców. Część z nich nadal na nikogo nie głosuje i do nich trzeba się przede wszystkim zwrócić i przebić. Ale także trzeba odbijać elektorat innym partiom.

To nie takie proste.
I nie wystarczy delikatna krytyka innych ugrupowań. Tu muszą się znaleźć propozycje ciekawych rozwiązań, podanych w bardziej komunikatywny sposób. My przecież mieliśmy projekt powrotu do dawnego wieku emerytalnego, ale równocześnie chcieliśmy dać możliwość przejścia na emeryturę kobietom po 35 latach, a mężczyznom po 40 latach pracy. To się okazało jednak zbyt skomplikowane. A PiS się przebiło ze swoją propozycją, w której tylko jedno wybrzmiało - wracamy do tego, co było. Ponieważ nie możemy składać poselskich projektów ustaw, trzeba wyjść na ulice i zbierać podpisy pod projektami obywatelskimi. Na pierwszy ogień powinniśmy zaproponować poparcie naszego projektu wypłacania owdowiałym emerytom połowy emerytury zmarłego współmałżonka. To zdecydowanie poprawiłoby sytuację materialną seniorów samotnie prowadzących gospodarstwo domowe.

Ale Leszek Miller zadziwia ostatnio swoim, najdelikatniej mówiąc, łagodnym stosunkiem do tego, co robi PiS.

Jako matka kaczyzmu uważam, że totalitarne zapędy Jarosława Kaczyńskiego trzeba ostro zwalczać. Niestety, już nie w zarodku, bo się mocno rozwinęły. Dla mnie takie wypowiedzi Leszka Millera, o jakie pani pyta, są niepojęte. Od 23 stycznia będą to już wypowiedzi jednego z wielu członków partii.

Pani zdaniem, w jakim kierunku idą sprawy Polski?
Na pewno nie w dobrym. Po raz pierwszy w historii III RP obniżono nam rating. Wprawdzie zrobiła to na razie tylko jedna agencja, ale wystarczy, żeby w świat poszedł sygnał, że nie dzieje się dobrze. Co prawda wielu ekonomistów uspokaja, że samo obniżenie ratingu to jeszcze nie tragedia, ale dolar i frank szwajcarski już kosztują w granicach 4 złotych, euro osiągało w porywach 4 i pół złotego. Za chwilę produkty z importu zdrożeją, a wyjeżdżający za granicę na urlop są biedniejsi. Jak długo to potrwa, trudno przewidzieć. Niebezpieczeństw jest wiele. Jeśli w życie wejdzie program 500 plus, choć jeszcze nie wiadomo, w jakim kształcie, to wbrew założeniom rządowym, nie przyniesie on zwiększenia popytu i pobudzenia gospodarki w takim stopniu, jak spodziewa się władza.

Dlaczego?
Nawet jeśli Polacy dostaną pieniądze na dzieci, to tylko w pierwszym okresie rzeczywiście będą je wydawać zgodnie z przeznaczeniem, na zakupy dla swoich pociech. A potem najprawdopodobniej okaże się, że tymi pieniędzmi będą spłacać zaległe rachunki czy raty kredytu. Oczywiście bardzo dobrze, jeśli zmniejszy się zadłużenie gospodarstw domowych, ale nie jest to realizacja polityki prorodzinnej. Aby zachęcić Polki do rodzenia dzieci, potrzeba żłobków, przedszkoli, mieszkań, stabilności zatrudnienia, przychylnej atmosfery w pracy dla matek. W dodatku nie wiemy, jakie prawdziwe zamiary ma władza.

Jak to nie wiemy?
W kampanii wyborczej PiS zapowiadało przede wszystkim poprawę bytu Polaków. A pierwsze ustawy, jakie wprowadzono, z bytem nie mają nic wspólnego. Skoncentrowano się na niszczeniu Trybunału Konstytucyjnego, na zmianach w mediach, w policji, w całym wymiarze sprawiedliwości itd.

Te działania Prawa i Sprawiedliwości są dla innych polityków pouczające? Czy może z zazdrością patrzycie na taką wszechwładzę Jarosława Kaczyńskiego i jego partii?
Władza absolutna jednego ugrupowania jest zawsze niekorzystna, nawet dla tych, którzy ją posiadają. Bo władza rozbestwia, i to po PiS-owcach wyraźnie widać. Uważają, że już im wszystko wolno, ponieważ mają większość w Sejmie. Uchwalają, co im tylko do łba strzeli. Nawet wtedy kiedy się ma bezwzględną większość, trzeba działać dla dobra obywateli i państwa, a nie tylko w interesie swojej partii i jej członków. PiS wciela w życie stare hasło PO, żeby żyło się lepiej, acz tylko zaufanym prezesa. Walka z bezrobociem dotychczas objęła jedynie Jacka Kurskiego (śmiech). Wszystko robią bezczelnie, by nie powiedzieć - na chama. Pozwalanie sobie na wszystko już poskutkowało obniżeniem ratingu czy wszczęciem postępowania przez Komisję Europejską w sprawie przestrzegania praworządności w Polsce. Samo wszczęcie procedury jest ostrzeżeniem i przynosi nam hańbę. Bo Polska, która walczyła o demokrację, miała Solidarność...

Ale minister Waszczykowski stwierdził po tej debacie, że premier Szydło wyrosła na lidera Europy. A dla prezesa PiS liczy się tylko interes narodowy.

Naszym interesem narodowym jest mocna pozycja w Unii. Premier Szydło ośmieszyła siebie, a przy okazji nas, bijąc brawo wrogom UE i zapewniając o dobrym funkcjonowaniu polskiej demokracji i Trybunału Konstytucyjnego. Szafowanie nacjonalizmem jest chore i groźne. Telewizja ma być narodowa. Ale co to znaczy?

Nie wiem. Zobaczymy.
To znaczy jeden naród, jeden wódz, jedna partia. Ale to już było. I nie chcemy, żeby wracało. My, Polacy, zwłaszcza.

Jeśli to mówi człowiek Sojuszu Lewicy Demokratycznej, to wie, co mówi.

No właśnie.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki