Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Joanna Bator: Polska jest moim domem i muszę dźwigać jej ciężar [ROZMOWA]

Cyprian Lakomy
Cyprian Lakomy
Joanna Bator: dziwi mnie banalność zła
Joanna Bator: dziwi mnie banalność zła Grzegorz Dembiński
Na początku października otrzymała statuetkę Nike za swoją trzecią powieść "Ciemno, prawie noc", która będzie niedługo ekranizowana. Przez moment zaangażowała się również w spór na temat gender. Z pisarką Joanną Bator rozmawiamy o powrocie do Polski, przerwanej pracy na uczelni i tworzeniu powieści.

Porzuciła Pani karierę naukową na rzecz pisania. Czy było to konieczne?

Joanna Bator: W pewnym momencie nie dało się już pogodzić jednego z drugim. Musiałabym robić coś gorzej, a wychodzę z założenia, że nic nie wolno robić byle jak. Kiedy zaczęły się wyjazdy - także za granicę - doszłam więc do wniosku, że mam inny zawód: jestem pisarką. To przyszło naturalnie.

Podjęła pani tę decyzję z dnia na dzień, czy dojrzewało to w Pani od jakiegoś czasu?

Joanna Bator:Miało czas dojrzeć. W latach 2010-2011 byłam w Japonii. Po powrocie stamtąd po prostu nie wróciłam na uczelnię.

Jak wyglądał pierwszy dzień tego "nowego" życia?

Joanna Bator: Z początku wydawało mi się, że mam mnóstwo wolności i nic nie muszę. Była to z jednej strony prawda, lecz z drugiej - życie przestało mieć jasną strukturę. A jeśli miało jakąkolwiek, to była ona bardzo chwiejna. Zamiast regularnych zajęć na uczelni - niepewność. Gdzie będę za miesiąc? Berlin, Bazylea, czy może Radomsko? Takie życie jednak odpowiada mi najbardziej - bez etatu, w wolnym zawodzie. Wprawdzie czasem myśli się o emeryturze, ale to jest przecież dość odległa perspektywa.

Zawsze marzyła Pani o takim życiu?

Joanna Bator:Bardzo długo nie wiedziałam, co chcę robić. Wiedziałam za to doskonale, czego robić nie chcę. Nie chciałam pracy codziennej, od godziny do godziny. Częściowo wyszło na moje. Godziny ustalam sobie sama, ale pracuję niemal każdego dnia, choć nie muszę. Nie ma zewnętrznego kontrolera, jest tylko ten wewnętrzny.

Surowszy?

Joanna Bator: I to ze sto razy bardziej niż jakikolwiek pan dyrektor. Nie zamieniłabym tego ani na moment. Próbowałam już innych zawodów, ale to właśnie pisanie najbardziej odpowiada mojej naturze.

Jakich?

Joanna Bator: Byłam również dziennikarką. To było po doktoracie, kiedy pojechałam do Nowego Jorku na stypendium. Pracowałam dla dużej polonijnej gazety. Przeprowadzałam wywiady, pisałam reportaże. We wczesnej młodości zaliczyłam też epizod w przetwórstwie owoców i warzyw w Niemczech. To był wyjazd w ramach tzw. systemu "ohapów". Te trzy tygodnie uświadomiły mi, że lepiej będzie, jeśli skupię się na działalności intelektualnej (śmiech).

Pisuje Pani jednak teksty publicystyczne...

Joanna Bator: W tym roku zrezygnowałam z felietonów w "Gazecie Wyborczej", by bardziej poświęcić się pisaniu książek. Choć mam czasem ochotę wypowiedzieć się na jakiś temat, to ta ochota szybko mi przechodzi. Tak jest choćby z dyskusją o gender. Spiętrzyło się w niej tyle głupoty, że każdy wyważony głos niknie w jej natłoku. Uwagę zwracają tylko wypowiedzi skrajne, jak "zrobię aborcję w Wigilię" czy "gender jest diabłem". Dlatego jeśli coś jeszcze chcę pisać, to tylko powieści.

Zajmowała się Pani gender jeszcze zanim to słowo stało się punktem zapalnym konfliktów.

Joanna Bator: To po prostu kategoria badawcza, która przywędrowała do Polski na przełomie lat 80. i 90. Na pierwszej w życiu konferencji poświęconej gender byłam dwadzieścia lat temu w poznańskim Zamku. Prowadziła ją wówczas studentka Agata Jakubowska, obecnie profesor Instytutu Historii Sztuki UAM. Samo gender jest natomiast starsze ode mnie.

Nie sądzi Pani jednak, że po tak desperackich aktach, jak wypowiedź Katarzyny Bratkowskiej, przeciwnicy gender tym bardziej nie będą traktować tej dyscypliny poważnie?

Joanna Bator: Oni nie chcą i nigdy nie chcieli traktować jej poważnie. Podejrzewam, że gdybym dała się w tę dyskusję wciągnąć, mogłabym powiedzieć coś równie drastycznego. Ludziom po prostu puszczają nerwy.

Mówi Pani, że "Ciemno, prawie noc", za którą otrzymała Pani Nagrodę Literacką Nike, powstawała na przejściowym etapie Pani życia. Czy to stąd tyle niepokoju na kartach powieści?

Joanna Bator: Tak. To był jednocześnie trudny i piękny czas. Byłam w Japonii i dostałam właśnie kolejną propozycję pracy w tamtejszej uczelni. Czułam jednak, że chcę wrócić. Wcześniej myślałam, że będę ciągle jeździć po świecie, a Polska będzie moją bazą. Dziś wiem, że Polska jest moim domem i trzeba jakoś nieść jej ciężar.

"Zło nigdy mnie nie zaskakuje, tylko dziwi" - mówi Alicja, bohaterka "Ciemno, prawie noc". Co dziwiło Panią w Polsce, gdy tu Pani wróciła?

Joanna Bator: Nie zadaję pytań Polsce. Jestem usposobiona dość egoistycznie i pytam przede wszystkim siebie. Głównie o to, dlaczego chcę tutaj być. Odpowiedzi są jednak zawsze cząstkowe. Wiem tylko, że kocham ten język, jego melodię… Zdarza mi się go nawet słyszeć, gdy ktoś czyta przekłady moich książek. Co mnie dziwi? Banalność zła. Tak się do niego przyzwyczailiśmy, że nie dziwią nas już kolejne nagłówki o zgwałconych dzieciach, spalonych kobietach, ani zapitych mężczyznach. Okazuje się, że łatwo z tym żyć.

Dużo będzie tego zła w kolejnej Pani powieści?

Joanna Bator: Wie pan, ja nigdy nie wiem, dokąd mnie to doprowadzi. Za mną pierwsze sto stron. Jednak już na tym etapie rozegrały się dwie zbrodnie. A może być ich więcej.

Ostatnio przeczytałem wywiad ze Szczepanem Twardochem. Twierdził, że nienawidzi pisać, ale traktuje to jako swoistą konieczność. Jak jest w Pani przypadku?

Joanna Bator: Najgorsza jest niemoc. Od listopada 2012 do lipca 2013 roku nie byłam w stanie pisać. Po napisaniu „Ciemno, prawie noc” pozostała we mnie kompletna pustka. To było straszne uczucie. Kiedy natomiast piszę, są chwile ekstazy i chwile ciemności. Jeżeli czegokolwiek się boję, to właśnie tego, że nie będę mogła pisać. Regularnie jednak dostarczam sobie energii dzięki bieganiu. To właśnie pomiędzy bieg a nurt pisania rozdzielam swój dzień. Nigdy jednak nie piszę w biegu.

"Ciemno, prawie noc" zdobyła nagrodę Nike pod koniec ubiegłego roku. Od niedawna wiemy również, że powieść doczeka się ekranizacji. Co to dla Pani oznacza?

Joanna Bator: Traktuję to jako przygodę. Borys Lankosz to dobry reżyser, co udowodnił "Rewersem". Jestem ciekawa, co zrobi z moim tekstem, choć książki, które już napisałam, są dla mnie przeszłością. Poszły w świat, należą do czytelników, reżyserów, adaptatorów… Być może będziemy z Borysem współpracować. Być może - bo kiedy on zacznie zdjęcia, ja prawdopodobnie pisać będę już piątą książkę, a ta trzecia będzie mi kompletnie obca.

Ekranizacja jest dla Pani wyróżnieniem?

Joanna Bator: Przede wszystkim przygodą. I tego się trzymajmy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski