Jest pani intelektualną dziewicą... Czyli popisy wykładowców na wrocławskich uczelniach

Weronika Skupin
Photo Credit/Source all caps ranged right
Złote myśli profesorów na wykładach? Wrocławscy studenci spisują je i publikują na popularnym portalu społecznościowym Facebook. "Jest Pani intelektualną dziewicą. Proszę się wybrać do biblioteki i dać się zgwałcić jakiemuś klasykowi" - to jedna z najbardziej popularnych złotych myśli na facebookowym profilu "Cytaty Wykładowców UWr". Autorem jest S.K. z Wydziału Nauk Społecznych - studenci zazwyczaj nie zamieszczają pełnych nazwisk wykładowców, a i tak wiedzą, o kogo chodzi. Profil z cytatami z Uniwersytetu Wrocławskiego "polubiło" (tzw. lajki) już prawie 3 tys. internautów, a został on stworzony zaledwie kilka dni temu.

Profil z cytatami z Uniwersytetu Wrocławskiego "polubiło" (tzw. lajki) już prawie 3 tys. internautów, a został on stworzony zaledwie kilka dni temu.

Jeszcze więcej, bo ponad 5 tys. użytkowników "lubi" cytaty prowadzących zajęcia na Politechnice Wrocławskiej. Co na nim przeczytamy? Chociażby wypowiedź profesora Sz.R. z Wydziału Chemicznego: "We Lwowie byłem dwa razy, raz prywatnie, a raz z żoną". Inny profesor z tego samego wydziału (L.R.) jest autorem innego cytatu: "Przychodzi studentka do mnie na egzamin ustny z chemii nieorganicznej i mówi, że słabo umie, bo całą noc się biologii uczyła, ale genitalia tylko liznęła".

Profil z cytatami wykładowców uniwersyteckich założyli Ewa i Marcin, studenci Wydziału Prawa, Administracji i Ekonomii. Wcześniej przyglądali się, jak popularność zdobywają podobne profile.

- Wykładowcy szybko się o tym dowiedzieli. Nawet komentują i tłumaczą się z tego, co powiedzieli. Pewnie niektórzy z nich mają obawy, że ich wypowiedzi wylądują na naszej stronie. Niepotrzebnie. Z doświadczenia wiemy, że studenci chodzą chętnie na te wykłady, na których można się pośmiać. A tacy wykładowcy są najbardziej lubiani - mówią Ewa i Marcin.

Prof. Michael Fleischer, specjalista projektowania komunikacji z Wydziału Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej, przyznaje, że jego cytat także znalazł się na Facebooku: "Jeżeli ktoś sprawdza obecność, to znaczy, że nie jest nasz". Każdy student dziennikarstwa zna jego ulubiony przerywnik podczas wykładu - profesor mówi znienacka: "dzień dobry".

- Po jakimś czasie koncentracja siada i trzeba studenta byle jakim żarcikiem rozruszać. To bardzo prosta socjotechnika - wyjaśnia prof. Fleischer.

Niektóre cytaty upubliczniane przez studentów są ryzykowne. Oto przykład: "Proszę uformować placek filtracyjny. No, niech Pani ugniata. Była Pani na pierwszej randce? To powinna Pani wiedzieć, jak się ugniata". Albo taki: "Na tym wydziale są ładne i ładniejsze. Jedne dostają oceny za urodę, drugie za wiedzę. Panią natomiast zapraszam na egzamin". Oba cytaty są autorstwa wykładowców z Politechniki. Studenci klikają w "lubię to", widocznie widzą w nich coś zabawnego.

- Trudno mi doszukać się tu humoru, to zwyczajna obelga, nadużycie w stosunkach wykładowca-student i męski szowinizm - komentuje Renata Berent-Mieszczanowicz, szefowa organizacji Demokratyczna Unia Kobiet we Wrocławiu.

Studenci usłyszeli: "Jeszcze się nie zdarzyło, żeby ktoś po tych studiach znalazł pracę"

Doktor z Politechniki: Czy wiecie czym się różni prosta od mojej żony? Prosta jest nieograniczona

A Wy pamiętacie te mniej i bardziej udane żarty i powiedzenia Waszych wykładowców? Podzielcie się z nami na forum po tekstem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze 157

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

A
Absolwent UWr
Potwierdzam wszystko co najlepsze o majorze Klimiato. Wspominam go z ogromnym sentymentem. Porządny, pogodny i łagodny człowiek. Kpt. Jarmuszyński groznie wyglądał, ale tylko wyglądał. Wszystkich wykładowców ze Studium Wojskowego UWr. dobrze wspominam. Trafiliśmy na porządnych ludzi. Pułkownika Dąbrowskiego też noszę w sercu, był dowódcą naszej kompanii.
J
Jurek, polonistyka
Potwierdzam: major Klimiato był porządnym człowiekiem, lubiliśmy go. Nikogo nie skrzywdził, a kawały np., że kazał przynieść episkopat są wyssane z palca. To był inteligentny facet. Podobnie było z Jarmuszyńskim zwanym Bykiem (za moich czasów kapitan). Małomówny, rosły, ponure spojrzenie, więc się na początku baliśmy się go, ale też był porządny. A pułkownik Dąbrowski? Pięknie i ciekawie opowiadał o Wietnamie, gdzie był na misji pokojowej!
Kiedy latach wspominam Studium Wojskowe przy UWr, doceniam wszystkich wykładowców.
T
Też absolwent UWr.
Jak przeczytałem o majorze Klimiato, to aż mnie coś za serce złapało. To był porządny gość. Jarmuszyński (?) mjr Byk wyglądem wzbudzał postrach, ale też był ekstra. W ogóle w Studium Wojskowym UWr. mieliśmy wykładowców bez zarzutu, wspominam ich z szacunkiem i sentymentem.
C
Cito
Już widzę ten serial... Ballada o Januszku 2
s
student
Ten 'drR' to jakiś troll a nie pracownik uczelni. Nie wierzę, że na uczelniach mogą pracować AŻ TACY idioci.
s
student
Najpierw przeczytaj ze zrozumieniem artykuł, który komentujesz, bo z twojej wypowiedzi wynika, że nie masz pojęcia o co chodzi.
d
dusiołek
Co za język twojej wypowiedzi! To jest dowód, że Weronika Skupin ma rację.
A
Andrzej
Największym problemem polskiej nauki jest to, że pozatrudniano tam takie właśnie miernoty jak "drR", które nie potrafią się nawet nauczyć angielskiego na w miarę przyzwoitym poziomie, w związku z czym pojawiają się roszczenia, a pretensje za swoje niepowodzenia mają do wszystkich, tylko nie do siebie. Najczęściej na polskich uczelniach zatrudnia się wg zasady pokrewieństwa lub znajomości, a dopiero gdy brakuje kandydatów do etatu wg zasady pierwszej lub drugiej, przyjmuje się ludzi z zewnątrz - wówczas największych możliwych tłuków, gdyż stanowią one najmniejsze zagrożenie dla panujących porządków. Tak wygląda smutna rzeczywistość na polskich uczelniach, a odzwierciedleniem tego stanu rzeczy jest tragiczna pozycja polskich uczelni w międzynarodowych rankingach czy absolwenci tych uczelni, którzy nic nie umieją, a dawniej z trudem zdaliby maturę.
G
Gość
Widzisz swoje środowisko przez różowe okulary, drogi "drR". Spróbuj popatrzeć na nie okiem obserwatora z zewnątrz, a zauważysz, że w niczym nie różni się ono od innych patologicznych środowisk, jak politycy czy PKP. O ile jest to możliwe z przyczyn psychologicznych (tzw. redukcja dysonansu poznawczego, o ile wiesz, co to jest). Różnica jest tylko taka, że naukowcy najsprawniej ukrywają swoje patologie. Zrobiłem doktorat na jednej z uczelni i wtedy też patrzyłem tak, jak ty, potem odszedłem z uczelni (z własnej decyzji) i teraz muszę przyznać, że większość z tego, co napisano tu o naukowcach, jest prawdą.
G
Gość
Takich idiotyzmów dawno nie czytałem. Żenujące, że pisze je pracownik uczelni. Czy o socjologii, psychologii, filozofii, ekonomii nie da się pisać po angielsku? Gros badań z humanistyki to są badania uniwersalne, dotyczące całego świata, więc ten świat jest nimi zainteresowany. Nie macie pieniędzy na tłumaczenia? To może należałoby się samemu nauczyć języka angielskiego, przynajmniej na podstawowym poziomie? Artykuły naukowe, wyjąwszy specjalistyczną terminologię, należą do najprostszych tekstów, więc chyba to żaden problem? Co to za naukowcy, którzy nie potrafią nawet nauczyć się języka angielskiego? Jak ty czytasz światową literaturę ze swojej dyscypliny? Świat naukowy o tobie nie wie, więc nie istniejesz w nauce. To oczywiste. Ale oczywiście zawsze można powiedzieć, że te artykuły w czasopismach z Listy Filadelfijskiej to jest "bełkot zachodnich badaczy", a to my robimy "prawdziwą naukę", mimo że niemierzalną wg jakichkolwiek obiektywnych mierników, albo też sytuującą ją w ogonie rankingów. A jak pracuje polski "naukowiec", doskonale pamiętam ze swoich studiów (też humanistycznych): na uczelni pojawia się w jeden dzień w tygodniu (właśnie owych 8 godzin zajęć, z których połowa wypada, a drugą połowę przygotowują sami studenci), na konsultacje spóźnia się albo w ogóle nie przychodzi, jedna publikacja na rok w Zeszytach Naukowych Wyższej Szkoły Gotowania na Gazie i Prania Pieluch w Jarosławiu, zajęcia prowadzone na odwal się, a cały zaoszczędzony w ten sposób czas jest poświęcany na pracę na innych etatach lub kręcenie prywatnych interesów. Piszesz, że "każdą wolną chwilę poświęcam na pisanie publikacji, prowadzenie badań, douczanie się i przygotowywanie zajęć". Tak pewnie powie większość. Więc dlaczego polska nauka leży i kwiczy w światowych rankingach, a absolwenci polskich uczelni prezentują tragiczny poziom pod względem wiedzy? Kończ waść, wstydu oszczędź, żenująco brzmią te tłumaczenia życiowych nieudaczników. To nieprawda, że wy nic nie robicie, wy robicie nic.
d
drR
Panie Andrzeju, a czy zastanowił się Pan kiedyś, dlaczego naszych uczelni nie ma w rankingach? Nie mówimy o politechnikach, które mają dobre osiągi. Uniwersytety produkują z reguły humanistów i gdy porówna Pan nasze publikacje z bełkotem zachodnich badaczy, to dojdzie Pan do tego samego wniosku, co ja. Nie ma nas w rankingach, ponieważ nasz język nie należy do grupy języków kongresowych i czy tego chcemy, czy nie, musimy posługiwać się mnóstwem innych języków lub inwestować w tłumaczenia i korekty. Problem nie leży w jakości naszych tekstów. Nie do nas zatem pretensja. My produkujemy wiele artykułów i dóbr intelektualnych, wiele odkrywamy, ale na tzw. Zachód się przebić nie możemy, bo nie mamy pieniędzy, aby w teksty i publikacje inwestować. Nie mówiąc już o inwestowaniu w sprzęt. Wszystkie zdania, które widzę powyżej bardzo mi uwłaczają. Wierzcie mi, Państwo, że są i tacy, który wybierają naukę z pasji, choć mogliby robić setki innych rzeczy i zarabiać więcej. Ja do takich należę. Otrzymywałam inne oferty pracy, ale wybrałam naukę. Nie wszyscy jesteśmy leniami, darmozjadami itp. A Pan, który pisze, że nauczyciele akademiccy mają 4 dni weekendu niech kiedyś spróbuje wejść w naszą skórę. Osobiście prowadzę 8 godz. tygodniowo, a każdą wolną chwilę poświęcam na pisanie publikacji, prowadzenie badań, douczanie się i przygotowywanie zajęć. Nie wspominając o wypełnianiu ton papierów, którymi zarzuca nas ostatnio ministerstwo i o pisaniu chorych projektów grantowych. Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam wolny weekend. Niewielka ilość godzin spędzanych na uczelni nie świadczy o nieróbstwie. Jesteśmy rozliczani z naszej naukowej aktywności i, osobiście, choć spotkałam się z nepotyzmem, to zjawisko to jest tak niewielkim problemem w gronie, które znam, że chętnie porównałabym statystycznie nas z grupami wymienionymi przez pana Andrzeja.
J
Jerzy
Porobili doktoraty dzięki tatusiom i znajomkom, a na forum wychodzi poziom intelektualny buraków z uczelni.
t
termit
Niestety, coraz większe półgłówki piszą teksty w gazetach. Nie da się tego czytać.
s
studentka markietingu
w nadstawianiu tyłka. Czyli opanowała tajniki "dziennikarstwa". Będzie z niej dobra dziennikarka, bo zważywszy na głębokie upośledzenie w myśleniu, to w zasadzie jedyna metoda zrobienia jako takiej kariery w jej zawodzie.

Tylko po co to okłamywanie społeczeństwa, może lepiej byś zrobiła, gdybyś już na starcie przeniosła się do burdelu pod opiekę jakiegoś "żartownisia"? W końcu dystans do własnej osoby jest najważniejszy!
S
Studentka dzienniakrstwa
Widać, że studentka psychologii nic nie wyniosła z zajęć i jest niezdolna do dystansu do swojej własnej osoby ;) Droga koleżanko, wydaje mi się, że żeby ktoś Cię chciał za żonę to będziesz musiała swój tyłek gorszemu nadstawić niż Ci "prostaccy" wykładowcy... :)
Wróć na i.pl Portal i.pl