Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jerzy Miller. Dwie Tatiany w życiu ministra z Krakowa

Redakcja
Marcin Obara
Potrafi się bawić, choć specjalnie żywiołowy nie jest. I widziałem kiedyś w jego oczach łzy wzruszenia. Naprawdę! - to opinia jednego z najbliższych znajomych o ministrze, który trzyma teraz klucz do prawdy o katastrofie smoleńskiej. Jerzy Miller jest znany, zwłaszcza w Małopolsce, ale tylko z jednej strony - pisze Marek Bartosik.

Jerzy Miller niby jest powszechnie znany, zwłaszcza w Małopolsce. Ale tylko z jednej strony - jako człowiek starannie skryty za opinią twardego, kompetentnego propaństwowca, którego nie da się wyprowadzić z równowagi.

Teraz jednak znalazł się w sytuacji, kiedy polityka może przewrócić jego wizerunek. Bo w jego życiu, tym razem publicznym, pojawiła się druga - obok żony - Tatiana: Anodina. - Ostatnio na jego widok powtarzałam do telewizora: " Jurek, powiedz coś ludziom o tej katastrofie, powiedz, gdyż to jest potrzebne". Nie powiedział, ale jestem przekonana, że potrzebował czasu, by to wydarzenie rzetelnie zbadać. I będę wierzyła w raport jego komisji. Będę wierzyła, bo po prostu Jurka znam - mówi prof. Halina Piekarz.

Miller: Kontrolerzy ze Smoleńska myśleli, że znowu się uda

O charakterze ministra spraw wewnętrznych przekonała się w chwilach najtrudniejszych, w czasie ciężkiej choroby swego męża. Wojewoda Tadeusz Piekarz, mianowany przez premiera Mazowieckiego, doznał udaru mózgu, kiedy prowadził naradę w budynku przy ul. Basztowej. Jego zastępcą był Jerzy Miller. Piekarz znalazł się w szpitalu, potem była wielomiesięczna rehabilitacja. W tym czasie Jerzy Miller tłumaczył, by mimo przedłużającej się nieobecności Piekarza nie odwoływać go z urzędu, także dlatego, że taka decyzja utrudniałaby mu powrót do zdrowia.

Niektórzy ze współpracowników zarzucali nawet Millerowi, że nie wykazał dość determinacji, by samemu zostać wojewodą. On jednak pracował za dwóch. Przyjeżdżał do urzędu swym cinquecento o godz. 7 rano i udawał się do domu po 22. W końcu Tadeusz Piekarz wrócił do pracy.

Ta lojalność miała źródła jeszcze w czasach pierwszej Solidarności. Piekarz był wtedy szefem związku w zakładach WSK. Za ich płotem w zatrudniającym wtedy 1200 osób Instytucie Obróbki Skrawaniem funkcję wiceprzewodniczącego Solidarności pełnił Jerzy Miller.

- Od tamtego czasu zmienił się zewnętrznie o jakieś 20 kilo, ale charakter ma ten sam. Już wtedy był pryncypialny, zasadniczy, ale nigdy nie zachowywał się jak związkowy radykał. Ma niezwykłą pamięć, błyskawicznie się uczy - opowiada Andrzej Wawrzycki, kiedyś zwierzchnik Millera w Solidarności IOS, a potem jego podwładny w Urzędzie Wojewódzkim.

- Tadeusz zwrócił uwagę na Jurka, kiedy działali razem w Komitecie Obywatelskim. Wyróżniał się inteligencją, rzetelnością, unikał politykierstwa i nastawiony był na wykonanie konkretnych zadań - opowiada prof. Halina Piekarz.

Jerzy Miller nigdy nie miał łatwej roboty. W Urzędzie Wojewódzkim na początku musiał zwalniać z pracy niektórych urzędników z czasów PRL. - Wszedłem na pole minowe - mówił, gdy w 2003 roku został prezesem Narodowego Funduszu Zdrowia, choć miał wtedy spokojną posadę w NBP.

- Rekomendowałem go wtedy na ministra zdrowia, ale tej propozycji nie przyjął, a potem na szefa NFZ, bo uważałem go za najlepszego partnera do pilnowania publicznej kasy - wspomina prof. Jerzy Hausner, według którego Miller stanowi wzór urzędnika państwowego, porównywalnego tylko z legendarnym już dzisiaj Andrzejem Bączkowskim, zmarłym w 1996 r. ministrem pracy. - Do dzisiaj uważam go za człowieka, na którego obecności w składzie gabinetu skorzystałby każdy rząd, niezależnie od politycznych barw - tłumaczy były wicepremier.

Na opinię człowieka, który raczej trzaśnie drzwiami, niż ustąpi przed naciskami, zapracował, kiedy został szefem Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, w 2003 roku opanowanej przez ludowców. Nie przedłużył umów z 300 pracownikami, chciał likwidować powiatowe oddziały Agencji. Natrafił na wielki opór ze strony SLD i PSL. W końcu ujawnił, że jeden z posłów SLD wręczył mu listę kilkuset osób, których nie wolno mu z Agencji zwolnić. W lipcu 2003 r. zrezygnował ze stanowiska.
- Premier Leszek Miller nie chciał wtedy z nim rozmawiać i poprosił mnie, żebym ja zawiadomił go o decyzji. Przygotowałem się do trudnej rozmowy. Kazałem na stoliku ustawić kwiaty i ciasteczka. A Miller bez wstępów powiedział: "Jak ma mnie pan wyrzucać, to niech pan wyrzuca" - opowiada Krzysztof Janik.

Jerzy Miller uchodzi za urzędnika apolitycznego. To jednak nie jest precyzyjne określenie. Jego poglądy ekonomiczne są przecież jasne. Nie przypadkiem był zastępcą Leszka Balcerowicza w Ministerstwie Finansów w rządzie AWS/UW. Profesor miał zwrócić na niego uwagę podczas konwentów wojewodów, na których zastępował Tadeusza Piekarza.

Potem był członkiem zarządu NBP kierowanego przez prof. Balcerowicza, a później razem doradzali w reformach ekonomicznych rządowi Gruzji. W 2002 r. Unia Wolności rozważała wystawienie Millera jako kandydata na prezydenta Krakowa. Jest raczej urzędnikiem apartyjnym niż apolitycznym, ale za to bardzo konsekwentnie.

Wysokie notowania ma także w episkopacie. To od czasów kiedy razem z ówczesnym bp. Kazimierzem Nyczem przygotowywał w Krakowie papieskie pielgrzymki i pomagał w budowie łagiewnickiego sanktuarium.

W orbitę rządu PO wszedł w 2006 r., gdy prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz mianowała go zastępcą. Po wyborach w 2007 r. został wojewodą małopolskim. - Wskazałem na Millera, bo szukałem człowieka, którego uczciwości mogłem być pewien w stu procentach - tłumaczy poseł Jarosław Gowin. Kiedy wybuchła afera hazardowa, na swojego następcę w MSWiA zaproponował Millera Grzegorz Schetyna. Od tamtego momentu zaczął się najtrudniejszy okres w pracy Millera, ponieważ odpowiadał równocześnie za walkę z ubiegłorocznymi powodziami i za wyjaśnienie katastrofy smoleńskiej. Ta ostatnia sprawa sprawiła, że w jego życiu pojawiła się druga Tatiana.

Ta pierwsza to poznana jeszcze na studiach w AGH żona, która pracuje w Instytucie Zaawansowanych Technologii Wytwarzania (dawniej IOS) i uznawana jest za świetnego inżyniera. Bardzo rzadko pojawia się publicznie razem z mężem, unika rozmów z mediami.

Druga Tatiana to generał Anodina, szefowa MAK, z której raportem Miller zmaga się teraz. Wkrótce ma ogłosić raport kierowanej przez siebie komisji do wyjaśniania katastrofy smoleńskiej. Kiedy zapowiada, że ujawni całą prawdę o jej przyczynach, nawet tę najboleśniejszą dla polskiej strony, jego znajomi nie mają najmniejszych wątpliwości, że tak właśnie zrobi.

A jak to się skończy dla niego samego? Czy nie okaże się, że tego bezpartyjnego fachowca będzie najłatwiej złożyć na smoleńskim ołtarzu, podobnie jak też bezpartyjnego, też fachowca i też z Krakowa Zbigniewa Ćwiąkalskiego? Odpowiedź poznamy za kilka tygodni.

Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: Pobił kobietę, dostał maczetą w pośladek i kolano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska