Jerzy Kalibabka. Seks, kłamstwa i serial telewizyjny

Fragment książki Patryka Pleskota
Jerzy Kalibabka chwalił się (chyba jednak z przesadą), że rekordowo utrzymywał relacje z sześcioma kobietami na raz
Jerzy Kalibabka chwalił się (chyba jednak z przesadą), że rekordowo utrzymywał relacje z sześcioma kobietami na raz
Szybkość, z jaką Kalibabka zmieniał dziewczyny i miejsca pobytu, mogła zawrócić w głowie - fragment książki Patryka Pleskota „Przekręt. Najwięksi kanciarze PRL-u i III RP”

Kochany Jurku […]. Jestem dziewczyną w Twoim typie. Mam 15 lat, ładne blond włosy, niebieskie oczy, piękną figurę, a najważniejsze: jestem cnotliwa […]. Nie wiem dlaczego, ale bardzo Cię kocham za to, że jesteś. Mój kochany Casanovo, mój książę z bajki! Już myślałam, że nie ma takich mężczyzn jak Ty. Wiem, dlaczgo kradłeś. Kradłeś jednym, by uszczęśliwiać inne. […] Rozumiem Cię. Tylko ja potrafię Cię zrozumieć i rozgrzeszyć […]. Będę pisała i kwitła tylko dla Ciebie. Mój kochany książę! Anka”i.

List, datowany na kwiecień 1983 r., dotarł do Jerzego Kalibabki w momencie, gdy „książę” kilku miesięcy siedział już w celi na trzecim piętrze zakładu karnego w Nowym Sączu. Każdy adresowany do niego list był sprawdzany, niekiedy cenzurowany. Strażnikom udawało się nieraz przechwytywać też grypsy, przemycane przez wielbicielki.

- Cwaniaczek! Zobaczy pan, jaki to cwaniaczek - być może z nutką zazdrości powiedział w tym samym 1983 r. jeden ze strażników Leszkowi Konarskiemu - dziennikarzowi, który zamierzał napisać reportaż o Kalibabce dla popularnego programu „Express reporterów”.

Karuzela z „kocmołuchami”

A jeszcze nie tak dawno Kalibabka żył jak w przyspieszonym filmie (erotycznym). Szybkość, z jaką zmieniał miejsca pobytu i dziewczyny, mogła zawrócić w głowie. Oto typowy dzień Kalibabki z początku lat osiemdziesiątych. W pociągu jadącym na Śląsk postanowił przejść się po wagonach i przedziałach. W pewnym momencie wypatrzył samotną dziewczynę. Miała jakieś 20 lat - nieco więcej niż chciałby Kalibabka. Był jednak w potrzebie, nie miał grosza przy duszy. Postanowił się przysiąść. Tak się spodobał, że dziewczyna zapragnęła go zabrać do mieszkania w jednej ze śląskich miejscowości, które należało do jej narzeczonego, przebywającego akurat w szpitalu.

Następnego dnia chcieli już razem pojechać na wczasy. Potrzebne były jednak pieniądze: dziewczyna postanowiła pojechać do mieszkających kilkadziesiąt kilometrów dalej w Opolu rodziców i poprosić o wsparcie. Kalibabka, z kluczami do mieszkania w kieszeni, odprowadził „kocmołucha” (jak zwykł określać swe ofiary) na dworzec PKS i czule się pożegnał. Gdy autobus odjechał, Jerzy wstąpił do pobliskiej restauracji. Tam poznał Marię - ładniejszą i - przede wszystkim - młodszą od poprzedniczki. Zabrał ją do zwolnionego mieszkania. Tam oddawali się nie tylko przyjemnościom cielesnym, ale i kradzieży: zabrali m.in. magnetofon, biżuterię, dwie butelki wódki - i nazajutrz wyjechali. Do Szczecina.

Podróż była długa, a Kalibabka się nudził. W jednym z przedziałów poznał Agatę. Postanowił wysiąść z nią w Poznaniu. Maria, niczego nieświadoma, jechała dalej. Oczywiście bez biżuterii.

Z Agatą spędził kolejnych kilka dni. W końcu, znowu znudzony, postanowił się pozbyć również jej. Na dworcu PKS (mieli razem jechać do rodziców dziewczyny) zostawili w szatni bagaże i przysiedli w kawiarni. Jerzy przypomniał sobie, że zostawił coś w walizce i powiedział do Agaty, że za chwilę wróci. Rzeczywiście, poszedł do szatni, wziął swoje i dziewczyny rzeczy, po czym wsiadł w pierwszy lepszy pociąg.

Kiedy zaniepokojona Agata wciąż czekała w kawiarni, Kalibabka przysiadł się już do innej dziewczyny. Wysiedli razem po dwóch godzinach jazdy.

- Nie pamiętam, jaka to była miejscowość - wspominał kilka lat później - Nie wiem nawet, w jakim kierunku ten pociąg jechał. Dziewczyna zaprosiła mnie do swego domu, przedstawiła rodzicom i tam spędziłem z nią jedną noc. Zapamiętałem tylko, że miała 25 lat. A zapamiętałem to dlatego, że tej nocy straciła cnotę i gdy dowiedziałem się, ile ma lat, bardzo się z niej śmiałem, że do tego czasu czekała. Wcześnie rano zabrałem jej kożuch i wyszedłem”.

Od rybaka do żigolaka

Można powiedzieć, że powyżej poznaliśmy Kalibabkę w wersji light. Nie było tu przemocy, gwałtów, seksu z nieletnimi. Do tego jeszcze dojdziemy. Jakie były jednak początki jego nieustannych seks-podróży po Polsce?

Przyszedł na świat w marcu 1956 r. w Kamieniu Pomorskim, a mieszkał i wychował się w położonym dwa kilometry dalej Dziwnowie, między Zatoką Wrzosowską a wybrzeżem Bałtyku. Jego ojciec, urodzony w 1932 r. Florian Kalibabka, był dość dobrze prosperującym rybakiem, miał własny kuter i niewielką przystań. Nieźle sobie radził w komunistycznej rzeczywistości, był nawet swego czasu członkiem Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej (ORMO). Jerzy Julian Kalibabka od dziecka wypływał z ojcem w morze i miał go w przyszłości zastąpić. Można domniemywać, że łączyła ich bliska więź. Zdjęcie kilkuletniego Jerzego znalazło się nawet w jednym z numerów „Kuriera Szczecińskiego”. Dumny chłopiec z trudem trzymał w rękach dwa wielkie łososie, złowione przez ojca. „Jerzy Kalibabka, najmłodszy rybak Pomorza Zachodniego” - głosił podpis pod zdjęciem.

Edukacja Jerzego skończyła się na miejscowej szkoły podstawowej. Miał przecież zostać rybakiem. Gdy jednak Florian zmarł przedwcześnie w 1972 r., zaczęły się problemy. Nastoletni Jerzy, przechodzący właśnie burzliwy okres dorastania, nagle musiał zadbać o całe gospodarstwo. Wymagająca matka nie wyobrażała sobie innego życia dla Jerzego, jak los rybaka. Chłopak nie mógł się z tym pogodzić. Coraz częściej dochodziło do awantur. W międzyczasie wyrósł na szczupłego, proporcjonalnie zbudowanego, choć niezbyt wysokiego (według milicyjnego rysopisu miał 175 cm. wzrostu) blondyna o owalnej, przystojnej twarzy i niebieckich oczach. Jak podkreślał, koledzy już wtedy zazdrościli mu powodzenia u dziewczyn. Zapewne dojrzewała w nim myśl, że można prowadzić o wiele ciekawsze życie i zarabiać więcej pieniędzy, korzystając z atutów, jakimi obdarzyła go natura.

Pewnego sierpniowego wieczoru 1977 r. nastąpił przełom. 21-letni Jerzy jak zwykle wprowadził kuter do przystani i poszedł na kolację do domu. Od razu doszło do kolejnej ostrej kłótni z matką. Miarka się przebrała. Kalibabka odwrócił się na pięcie i tak, jak stał, w rybackim kombinezonie, wyszedł z trzaskiem drzwi. Niewiele myśląc, udał się w stronę kutra. Nie zatrzymał się jednak przy łodzi. Rozgrzebując wysokimi gumiakami piasek, poszedł przed siebie wzdłuż wybrzeża. Gumiaki poniosły go w stronę Miedzyzdrojów.

Tak rozpoczęła się jego niemal pięcioletnia odyseja. Rzucił sieci, by łowić ludzi. A ściślej: dziewczyny. A raczej nie tyle, by je łowić, co się na nich obławiać.

Podryw w damskich ciuszkach

W tę sierpniową noc Kalibabka zaczynał zupełnie od zera. Jak się okaże, nie będzie to ostatni raz. Trzeba przyznać, że niewielu byłoby w stanie przeistoczyć się z wędrującego po plaży bez grosza przy duszy rybaka (niezbyt pewnie ładnie pachnącego…) w króla parkietów. Jerzemu się udało, i to bez choćby minuty spędzonej na uczciwej pracy.

Do Międzyzdrojów dotarł nad ranem. Pierwszą napotkaną przez niego osobą okazała się znajoma kelnerka z knajpy „Bursztynowa”, gdzie Jerzy czasami zaglądał. Teraz udało mu się „zbajerować” (jak mówił) nieco starszą od niego dziewczynę - wysoką, zgrabną brunetkę. Poszli do wynajmowanego przez nią mieszkania w jednym z bloków. Wieczorem dziewczyna wyszła do pracy, ale tylko po to, by ją rzucić: chciała zacząć nowe życie z uroczym rybakiem w gumiakach. Idylla trwała dwa dni. Kiedy kelnerka poszła raz jeszcze do „Bursztynowej” załatwić jakieś sprawy, Kalibabka zabrał jej dżinsy, białą koszulę, sweter i białe chodaki, po czym wyszedł i już nie wrócił. Na pamiątkę zostawił swój kombinezon i gumiaki.

Dziwacznie ubrany w damskie ciuchy, w dodatku niedopasowane, wsiadł do autobusu i pojechał na przystań promową. Szybko zapoznał się tam z dwiema Niemkami. Z młodszą, 18-letnią, spędził dzień na plaży. Wieczorem oboje znaleźli się w hotelowym pokoju, gdzie spała starsza o kilka lat druga dziewczyna. Szybko się obudziła.

Rano obie Niemki postanowiły sprawić kochankowi normalne ubranie. W „Pewexie” kupiły mu wszystko, co trzeba. Odtąd czas mijał im w kawiarniach, restauracjach i na dyskotekach. Jerzy za nic nie płacił. Po tygodniu dziewczyny musiały jednak wracać. Zostawiły na pocieszenie nieco pieniędzy.

W kolejnych dniach Kalibabka znowu zachodził na przystań w Międzyzdrojach, licząc na kolejne łowy. Nie przeliczył się. Na kilka tygodni zamieszkał u żony pewnego Szweda, który lekkomyślnie sam wrócił do Szwecji. Potem przez dwa tygodnie utrzymywały go przybyłe z zagranicy matka i córka, które poznał równie przypadkowo. Dostał od nich nieco pieniędzy i wyjechał do Szczecina. Przez kilka miesięcy, do grudnia 1977 r. pędził żywot seksualnego nomada, zmieniając noclegi i kochanki. Później chwalił się (chyba mimo wszystko z przesadą), że rekordowo utrzymywał relacje z sześcioma kobietami na raz.

- U jednej jadłem śniadanie, u drugiej obiad, a u trzeciej kolację, następnego dnia szedłem do czwartej, piątej i szóstej, potem zmieniałem kolejność i tak w kółko. Od każdej pożyczałem pieniądze, których nigdy nie zwracałem. Nie musiałem ich zwracać, bo przecież z nimi spałem - cierpliwie wyjaśniał później dziennikarzom.

Alfons i cinkciarz

W końcu roku na dłużej związał się z trzema prostytutkami, które - zauroczone jego umiejętnościami tanecznymi - zapewniły mu lokal i zafundowały skrócony kurs przygotowawczy na alfonsa. Szkolenie przewidywało wizytę u krawca, nową fryzurę i zmianę wizerunku: zaczął nosić białe brazylijskie kozaki z wąskimi czubami, sygnety, obcisłe skórzane kurtki. Na szyi zawiesił ciężki, złoty łańcuch typu „krzyż południa”, ofiarowany pewnego dnia przez wdzięczną żonę inżyniera, który wyjechał na kontrakt do Libii.

Kurs przewidywał także ćwiczenia w terenie: pewnego dnia, na początku znajomości ze swymi trzema muzami, w knajpie „Kaskada” Kalibabka został dotkliwie pobity przez konkurencję. Paru osiłków wyciągnęło go na zewnątrz i skopało. Zakrwawiony „kursant” z trudem podniósł się z ziemi. W takim stanie nie mógł liczyć na pomoc znajomych dziewczyn. Z podkulonym ogonem uciekł do Dziwnowa, do domu. Zaraz jednak wrócił do Szczecina, gdy tylko nieco wydobrzał - nie mógł znieść ciągłych wyrzutów matki, która wcale nie przywitała syna gorąco.

Nadszedł czas zemsty. Modnie ubrany, wrócił do „Kaskady”. Znajome trio prostytutek przywitało go z radosnym zdziwieniem - dziewczyny myślały, że nie żyje albo że przynajmniej uciekł na zawsze. Z premedytacją szukał zaczepki i mocno pobił jednego z obecnych na sali cinkciarzy. Przeszedł chrzest bojowy.

Zimą nad morzem nie było wielu dewizowych klientów, dziewczyny z Kalibabką postanowiły więc pojechać do Karpacza, a ściślej: do hotelu „Skalny”. Tam Jerzemu wpadła w oko inna prostytutka - Ela. Zostawiając swe trzy gracje, które w swej zazdrości przypominały teraz bardziej harpie - wyjechał z Elą do Warszawy. Niedoświadczonemu alfonsowi trudno było jednak odnaleźć się w tak dużym mieście. Ela zaczęła go lekceważyć - to chyba pierwszy i ostatni przypadek, w którym to Kalibabka został porzucony, a nie sam porzucił.

Jak niepyszny wrócił na chwilę do Dziwnowa, a potem znowu zawitał w Szczecinie. „Kaskadę” omijał jednak szerokim łukiem, przestał wierzyć w interesy z prostytutkami. Postanowił działać na własny rachunek jako cinkciarz. Był to jednak ciężki kawałek chleba. Mimo chłodów, godzinami przemierzał ulice bez płaszcza i ciepłych butów. Poważnie się rozchorował. Trzeba przyznać, że koledzy cinkciarze zachowali się, jak trzeba - na kradzionych dokumentach wysłali go na leczenie do szpitala.

Miał tam sporo czasu na przemyślenia. Być może wtedy zadecydował, że najlepiej będzie korzystać w pełni ze swych wdzięków i siły oddziaływania, a nie parać się zajęciami niegodnymi takiego amanta. Po kilkunastu dniach uciekł ze szpitala (już wtedy znajdował się w zainteresowaniu milicji ze względu na swą cinkciarską działalność) i pojechał taksówką do Dziwnowa. Po raz kolejny zaczynał od zera. I ponownie odrodził się jak feniks z popiołów.

Elektryczne bilardy

W Dziwnowie, zamiast do domu, udał się do miejscowej dyskoteki. Spotkał tam Marka, znajomego, który obsługiwał elektryczne bilardy. Kilka godzin i butelek później Jerzy nie tylko przespał się z 18-letnią dziewczyną Marka, ale też skłonił go ruszenia w Polskę. Jak widać, zazdrość nie była cechą wyróżniającą nowego kompana. Świeżo upieczeni wspólnicy, pełni entuzjazmu, postanowili uwodzić i okradać kobiety.

- Jestem najprzystojniejszy w tym kraju i nie ma potrzeby, abym niszczył sobie ręce; tylko chamy i motory pracują - tłumaczył później.

Przez kolejne tygodnie przemierzali nadmorskie miejscowości w poszukiwaniu znudzonych i bogatych wczasowiczek (było to najpewniej już lato 1978 r.). Kobiety, najczęściej starsze od obu mężczyzn, płaciły rachunki i obdarowywały swych kochanków prezentami. Z tego okresu Jerzy zapamiętał dwie nauczycielki z Jeleniej Góry, w tym jedną o skłonnościach masochistycznych.

W ślad za pedagożkami pojechali potem do Jeleniej Góry. Zgubili jednak adres i nauczycielek już nie spotkali. Pod wpływem impulsu przemieścili się do Zielonej Góry, poszukując nowych wrażeń. To w tym mieście Kalibabka poznał Elżbietę, pracownicę zakładów jubilerskich, która dużo opowiadała mu o jubilerstwie. Odtąd Jerzy często będzie podawał się za złotnika, wyłudzając dzięki temu kosztowności od pełnych ufności kochanek. Elżbieta stała się też pierwszą ofiarą techniki „pracy z haremem”, którą Kalibabka wykształcił w następnych latach. Otóż - opuszczając Marka - pojechał z Elżbietą nad morze. W wynajętym mieszkaniu zamykał ją na klucz, podrywając w tym czasie i okradając inne dziewczyny. Pewnego dnia zastał swą niewolnicę z innym mężczyzną, który zapewne wytrychem otworzył drzwi zaryglowanego pokoju. Kalibabka go wygonił, ale Elżbietę brutalnie pobił. Pokazał tym samym w pełni swą zaborczość i brutalność. Sam wrócił do Zielonej Góry i pożalił się Markowi na nieznośną kobietę.

Potem znowu ruszyli w Polskę, okradając napotkane dziewczyny i właścicieli kwater czy domów, w których się zatrzymywali. Kradli biżuterię, kożuchy, sprzęt elektroniczny, a nawet rzeźby. Z czasem jednak się pokłócili - Kalibabka znowu próbował odbić Markowi dziewczynę. Tym razem wspólnik miał już dość. Oddajmy głos naszemu Casanovie:

- Poszedłem więc na całego i w pokoju hotelowym wydymałem mu tę jego dziewczynę. Zrobiłem to ze złości, aby ukarać Marka za to, że nie poprosił mnie do swego stolika.

Następnego dnia po rozstaniu z Markiem poznał Mariolę. Energiczna dziewczyna proponowała mu napad na pocztę, nie było to jednak w stylu Kalibabki. W zamian obrabowali nielubianą siostrę Marioli, a potem jej wujka. Sceny z mieszkania wuja zasłońmy kurtyną milczenia. Dla miłośników „Gry o tron” niech wystarczy wspomnienie o relacjach rodzinnych Lannisterów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl