Jarek Janiszewski o Zatoce Sztuki: Nie mam gęby celebryty. I na szczęście nie zdarzyła mi się taka wpadka

Ryszarda Wojciechowska
Ryszarda Wojciechowska
fot. materiał prasowy
Jeżeli się oddaje swój wizerunek w ręce szemranych ludzi, trzeba się liczyć z tym, że można go stracić. A co ma celebryta? Głównie wizerunek - mówi Jarek Janiszewski, muzyk punkowo-rozrywkowy, lider zespołów „Bielizna” i „Czarno-Czarni”.

Oglądałeś film Sylwestra Latkowskiego „Nic się nie stało”?
Oglądałem.

I co sobie pomyślałeś?
Że w tym brutalnym filmie jest coś jednak pozytywnego. To, że wraca sprawa brudnej historii związanej z pedofilią i że będzie można się jej dokładnie przyjrzeć. Zbigniew Ziobro ma wreszcie szansę pokazać, czy naprawdę reprezentuje prawo i sprawiedliwość, czy zależy mu tylko na wykorzystaniu tego tematu politycznie. Ale Latkowski, perfidnie i podle posłużył się wizerunkami kilku celebrytów, mimo że pod ich adresem nie padły konkretne zarzuty.

Żal ci kolegów, na przykład, Kuby Wojewódzkiego?
Ten film jest nauczką dla wszystkich, rodzimych celebrytów, którzy stali się ofiarą własnej naiwności i rozdętego ego. Okazało się, że wystarczy postawić kilka szampanów, przewieźć łódką, żeby ich omamić.

Omamić?
Tak, bo oni zachowali się trochę tak, jak celebryci z biedniejszych krajów - Sopot, plaża, legenda i poparcie dla Zatoki Sztuki gotowe. Micka Jaggera trzeba by wysłać w kosmos, by polubił organizatorów, a w tym przypadku wystarczyła magia Zatoki Gdańskiej. Sprytne.

To jednak uproszczone podejście. Bo nie mamy do czynienia z celebrytami ubogimi, których można omamić szampanem czy przejażdżką.
Ale przychylność zdobyć można. Cały zamysł tego miejsca był sprytny. Klub miał otoczkę centrum emanującego kulturą, tą tak zwaną wysoką. Na ciekawe imprezy przychodziło wiele osób. Czasami tłumy. I ta „gęba” literacko-artystyczna Zatoki Sztuki była, jak się okazało, przykrywką dla tej drugiej, grzesznej działalności. Niestety, Zatoka Sztuki nie jest wyjątkiem. Na całym świecie są takie kluby, gdzie oferuje się zabawę, śpiew, taniec, odprężenie i gdzie ludzie nie patrzą w metryki. Z filmu Latkowskiego wyłania się taki oto obraz - wchodzi się do klubu i wszystko już wiadomo - dziewczyny bujają się na huśtawkach, młodziutkie hostessy przymilnie się uśmiechają. Znaczy, że seks i narkotyki „wiszą” w powietrzu. Ale od pilnowania porządku są służby, które w tym przypadku, albo zawiodły, albo w „tajemniczych” okolicznościach odpuściły temat. Wszystko ślimaczyło się zarówno za poprzedniej władzy jak i również za tej władzy.

Ale Latkowski skupia się głównie na celebrytach, apeluje na przykład do Borysa Szyca, żeby wyznał prawdę...
Dlatego wniosek z tego taki, że trzeba się pięć razy zastanowić, zanim się kogoś wesprze. Jeżeli się oddaje swój wizerunek w ręce szemranych ludzi, trzeba się liczyć z tym, że można go stracić. A co ma celebryta? Głównie wizerunek. I to poparcie może się niektórym odbijać czkawką przez kilka lat.

Ten film jest nauczką dla wszystkich, rodzimych celebrytów, którzy stali się ofiarą własnej naiwności i rozdętego ego

Ty też bywałeś w Zatoce Sztuki. Ale nie wspierałeś tego miejsca.
Bywałem podczas imprez literacko-artystycznych. Nie jestem celebrytą. I nikt się, na szczęście, nie chciał ze mną fotografować, jak z zakopiańskim niedźwiedziem. Wielu artystów bywało tam z obowiązku, bo przyjeżdżali jako goście na różne imprezy, w których brali udział. Latkowski zyskałby w moich oczach, gdyby temat Zatoki pociągnął dalej i za pół roku pokazał w kolejnym filmie, co się z tą sprawą dzieje. Jakie zostały wykonane ruchy. Ale wątpię, żeby to zrobił. Jemu wystarczyło rozpalenie emocji.

Na razie największym efektem filmu Latkowskiego są pogróżki i życzenia śmierci wysyłane przez hejterów Borysowi Szycowi i Kubie Wojewódzkiemu. Czy o to chodziło?
Ciekawostką jest to, że film Latkowskiego pojawił się w miejsce zapowiadanego wcześniej Jamesa Bonda. Z dnia na dzień zmieniono program. To przykład ręcznego sterowania. Tak było w PRL. Kurski zapewne przewidział twarde reakcje bezrefleksyjnych odbiorców. Skierował reflektor na celebrytów, by odwrócić uwagę od filmu Sekielskich. Przykre jest, że przeciętny odbiorca TVP nie potrafi ze zrozumieniem oglądać serwowanej propagandy.

Jarek Janiszewski o Zatoce Sztuki: Nie mam gęby celebryty. I na szczęście nie zdarzyła mi się taka wpadka
fot. materiał prasowy

W swoich tekstach piosenek używasz groteski. Nasza polityka też jest groteskowa. Jak teraz patrzysz na rzeczywistość?
Jak na chocholi taniec. Mamy obecnie powtórkę z czasów po upadku cesarstwa rzymskiego. Cesarza Tuska wraz z jego dworem przegonili barbarzyńcy, którzy uczą się rządzić tak, by nigdy nie oddać władzy. Stąd tyle niegodziwości w ich działaniach. Zaczynają się jednak uczyć od poprzedników, bo z budżetu wypływają miliony na dziwne zakupy. Opozycja dzielnie walczy, ale idzie jej opornie, bo z bezwzględnym chamstwem trudno wygrać.

I to cię najbardziej drażni?
Jeszcze bardziej drażni mnie kompletny brak wizji. Zacznijmy od sytuacji międzynarodowej- rządzi ekipa, która nie lubi Europy i łasi się do Donalda Trumpa. Ten z kolei jest nieprzewidywalny. W skrajnych okolicznościach Europa nas zostawi, a Trump skupi się na wojnie handlowej z Chinami i wyprowadzi wojska z Niemiec. Na posterunku pozostaną jedynie wojska terytorialne przyodziane w przeciwpancerne tenisówki z Wietnamu. W polityce wewnętrznej, jak przystało na barbarzyńców, panuje chaos i kompletny brak odpowiedzialności. Ważne stanowiska w kraju obsadza się miernotami, które boją się piosenek. Nikt „swoich” nie rozlicza, bo przecież walczą o godną Polskę.

To, kto wygra wybory prezydenckie, ma dla ciebie znaczenie?
Ma. Sam nadałem obecnemu prezydentowi pseudonim „gumowy”. W mojej narracji przypomina on węża ogrodowego, który leży bez żadnych właściwości na trawie. Przychodzi gospodarz, prezes Kaczyński, odkręca wodę i czeka na reakcję. A wąż, w zależności od ciśnienia, wygina się raz w lewo, raz w prawo. Czasami nawet się prostuje.

A co jako artystę cię drażni?
Zastanawiam się, jaką rolę będą odgrywać artyści w czasach powirusowych. PiS, jak wiadomo, stawia na disco polo i żołnierzy wyklętych. Inteligencja, która czyta za dużo książek, nie jest elektoratem obecnej władzy. Artyści drążący słowiańską duszę dostaną po okresie wirusowym potężnego kopa, bo Jacek Kurski w swojej propagandzie zaprezentuje pewnie opinię, że „wysoka” sztuka to fanaberia darmozjadów, która nie zwiększa PKB. Rola artystów odwołujących się do głębszych refleksji już dziś jest zminimalizowana. A po pandemii zostaną spacyfikowani albo przesunięci na obrzeża.

Przed laty telewizja publiczna była też twoją telewizją.
Przez pięć lat prowadziłem swój program „Rock Noc”. To było 90 minut programu na żywo. I pewnie takiego długo jeszcze nie będzie. Prosta formuła - zespoły na żywo, teledyski, informacje o koncertach. Takich programów mi brakuje. Przyznam się, że za poprzedniej władzy chciałem wskrzesić „Rock Noc” w wersji trzydzieści lat po i w mocno wyluzowanej formie wrócić do artystów, których wtedy prezentowałem - sprawdzić, czy artysta ma jeszcze włosy, a wokalistka swoje zęby, kto stracił głos, a kto pracę na scenie. Jestem osobnikiem wesołkowatym.

Gdybyś dzisiaj dostał propozycję od Jacka Kurskiego, przyjąłbyś?
Odrzuciłbym ją. Bo co z tego, że rano miałbym w tej telewizji program nawet taki, który sobie wymarzyłem, skoro po południu pojawiałyby się programy, które można uznać za polityczny szlam. Ta telewizja robiona jest marnie i brutalnie.

Na hasło Jarek Janiszewski, odzew jest prosty: „Nogi”. Nie czujesz niedosytu, że kojarzysz się przede wszystkim tylko z tą piosenką?
Cały czas działam w formacji „Bielizna”, gdzie poruszamy zarówno poważne, jak i wesołkowate tematy. Kojarzenie muzyka przynajmniej z jednym utworem, nie jest takie złe, bo można nie kojarzyć go wcale. I tak też bywa. Dla niektórych Mick Jagger to jest tylko „Satisfaction”. Staram się być w wirze wydarzeń w wersji intelektualnej, tekstowej, niekoniecznie tej gastronomiczno-celebryckiej. Nie mam gęby celebryty, więc nie każdy sięga po to, co robię. Jestem z innej bajki. I dobrze mi w tej mojej bajce. Mam coś, czego nie ma większość celebrytów - stać mnie na własne, twarde opinie. Nie stoją za mną korporacje i ich reklamy. Na szczęście przez tyle lat działalności muzycznej nie zdarzyła mi się taka wpadka jak ta z Zatoką Sztuki.

Przygotowujesz coś nowego, muzycznego?
W tym roku zaprezentuję nowy projekt, dwuosobową orkiestrę taneczną pt. „Doktor Swing”. Mam nadzieję, że przypadnie ludziom do gustu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl