Janusz Piechociński: Konsekwencją wojny w Ukrainie może być niedożywienie i głód

Dorota Kowalska
Dorota Kowalska
Janusz Piechociński, były szef Polskiego Stronnictwa Ludowego
Janusz Piechociński, były szef Polskiego Stronnictwa Ludowego Dziennik Lodzki
Dwa tygodnie po rozpoczęciu wojny Rosja-Ukraina, w Iraku pojawiły się rozruchy, których powodem były rosnące ceny mąki. Stąd rząd w Egipcie podjął decyzję o stałej cenie chleba - mówi Janusz Piechociński, były minister gospodarki, były prezes PSL

Ukraina uchodzi za spichlerz świata, jest drugim eksporterem zbóż na świecie. Myśli pan, że wojna w Ukrainie wpłynie na sytuację na rynkach żywnościowych?

Jest w pierwszej piątce, szóstce liderów eksporterów zbóż na świecie obok Rosji, Kanady, USA, Francji, ale zacznijmy od tego, gdzie jesteśmy. Od kilku lat, nie tylko z powodów klimatycznych, mamy presje na ceny żywności na świecie. Bywają lata urodzaju, ale i narastających problemów utrzymania wysokich zapasów zbóż i ich dostępności w latach nieurodzajów czy konfliktów. Zboża jest dużo w bogatych krajach, a ciągle brakuje go w wielu biednych, szczególnie na Bliskim Wschodzie i w Afryce. Oczywiście, chodzimy też od ściany do ściany w sytuacjach, kiedy jest urodzaj, ale są lata, gdy jest z nim dużo gorzej, a za nami doświadczenia, które mówią o tym, że generalnie kurczą się zapasy żywności w skali świata. Wystarczy przypomnieć rok 2010 czy 2012 (susze w Rosji i USA) i naprawdę przeanalizować, skąd wzięła się Arabska Wiosna.

Skąd?

Nie wzięła się z oczekiwań demonstrującej o wolność słowa i demokrację młodzieży na ulicach Kairu, ale z gwałtownego skoku cen pszenicy, w związku z tym także mąki. I nagle okazało się, że kraje, które tego nie uwzględniły, nie miały jej rezerw i zaczęły mieć kłopoty z kupieniem tych produktów, a po drugie - kupowały je po zdecydowanie nowej, radykalnie wysokiej cenie. Wtedy, w 2010 roku, wystarczyły mniejsze zbiory w Rosji i decyzja prezydenta Putina o wstrzymaniu rosyjskiego eksportu i ceny na giełdzie zbożowej w Chicago i Paryżu oszalały. Powstały gigantyczne problemy prowizyjne w wielu krajach skutkujące napięciami społecznymi i politycznymi. Pamiętajmy też o tym, że właśnie Rosja razem z Ukrainą, bo przecież dodajmy do tego embarga, ich konsekwencje, wykorzystywanie siły roboczej, więc Rosja razem z Ukrainą, to 26-30 procent światowej podaży w eksporcie zbóż, przede wszystkim pszenicy i kukurydzy.

Jak konkretnie wygląda ta podaż?

W poprzednim sezonie 2020/21 Rosja wyprodukowała ponad 85 mln ton pszenicy, z czego wyeksportowała 39 mln ton. Ukraina zebrała ponad 25 mln ton (słabszy sezon, dla porównania w obecnym sezonie 33 mln ton) i wyeksportowała blisko 17 mln ton. Udział Rosji w światowym eksporcie pszenicy wyniósł 19,3 procent, a Ukrainy - 8,3 procent. Łącznie daje to 27,6 procent światowego eksportu tego ziarna. Już przed inwazją ceny żywności były wysokie. Według Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa (FAO), indeks cen żywności w lutym 2022 roku wyniósł 140,7 pkt. i był najwyższy w historii. W porównaniu ze styczniem bieżącego roku wzrósł o 5,3 pkt., a z lutym 2021 roku - o 24,1 pkt. Działania zbrojne tylko przyspieszyły te wzrosty. Podczas niespełna dwóch tygodni konfliktu ceny pszenicy i kukurydzy na europejskiej giełdzie MATIF wzrosły o około 40 procent.

Główny eksport zbóż z Ukrainy i z Rosji idzie właśnie do krajów Afryki i na Bliski Wschód, prawda?

Tak. I na czym polega problem? Problem polega na tym, że, po pierwsze - bogate kraje z reguły, poza niektórymi azjatyckimi, mają nadwyżki żywności, łącznie z Polską i Unią Europejską. A biedne kraje są, niestety, z wielu powodów importerami żywności. W związku z tym, kiedy prześledzimy, gdzie jest eksportowane zboże z Rosji i Ukrainy, to dostrzeżemy, że jest eksportowane na Bliski Wschód i do Afryki. A więc skutki konfliktu najbardziej odczują regiony Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej - w 2020 roku trafiło tam aż 85,8 procent eksportu rosyjskiego jęczmienia i 33,3 procent pszenicy, a z Ukrainy po około 42 procent pszenicy i jęczmienia oraz 27,8 procent kukurydzy. Najbardziej uzależnione od eksportu zbóż z Rosji i Ukrainy są Egipt i Turcja. W 2020 roku Rosja odpowiadała za 60 procent przywozu pszenicy do Egiptu, a Ukraina za kolejne 26 procent. Z Rosji i Ukrainy pochodziło też 75 procent pszenicy sprowadzonej do Turcji, 52 procent kukurydzy i 38 procent jęczmienia. Rosyjskie i ukraińskie dostawy zapewniały także 96 procent dostaw pszenicy do Libanu i 54 procent do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Większość krajów regionu Bliskiego Wschodu i Afryki sprowadza łącznie z Rosji i Ukrainy ponad 40 procent swoich zbożowych potrzeb. I jeszcze do tego, zdecydowana większość rosyjskiego i ukraińskiego eksportu odbywa się przez Morze Czarne, przez położone tam porty.

A te porty są obecnie blokowane przez Rosjan.

Są blokowane. Nie tak dawno, bo jakieś trzy tygodnie temu podano, że dziewięćdziesiąt kilka statków ze zbożem ukraińskim zostało zablokowanych na Morzu Czarnym, co chwila mamy informacje o tym, że w zaskakujących miejscach na Morzu Czarnym pojawiają się miny. I pamiętajmy też, że te statki są blokowane przez okręty militarne Rosji, a te znowu mają określone kłopoty z wyjściem na Morze Śródziemne w związku z decyzją Turcji. Więc można powiedzieć tak: w tej chwili mamy nie tylko dramatycznie rosnące ceny, bo podaje się, że pszenica w zależności od rodzaju zdrożała od 30 do 40 procent na rynkach światowych - rok do roku. Zresztą, kiedy prześledzimy polską czy europejską inflację, to widzimy, jaką rolę obok cen energii odgrywają właśnie ceny zboża i w ogóle żywność. Po drugie, są niesamowite problemy transportowe. Jeśli misja z Mozambiku, coś na kształt naszej agencji rezerw strategicznych, dwa, trzy miesiące temu przyjeżdża do Polski i kiedy rozmawiamy w mojej Izbie Polska Azja o ich zainteresowaniu importem polskiego zboża z terminala w Gdyni, czy terminala w Szczecinie, to nawet mniej mówimy o cenach, bo wiadomo, ceny są światowe, ale przede wszystkim najważniejsze w obecnej sytuacji jest to, czy raz w tygodniu wypłynie trzydziesto- czy czterdziestotysięcznik z ziarnem i dopłynie w porę do ich portów. Dlatego że ważnym elementem tej układanki, o której mówimy, jest fakt, że zagrożone dostawy oznaczają nie tylko gwałtowny wzrost cen, ale i niepokoje społeczne.

O których już przecież słyszymy!

Tak, bo na końcu tej drogi jest niedożywienie, jeśli nie głód. Wystarczy tylko powiedzieć, że już dwa tygodnie po rozpoczęciu wojny Rosja-Ukraina, w Iraku pojawiły się rozruchy, których powodem były rosnące ceny mąki. Stąd rząd w Egipcie podjął decyzję o stałej cenie chleba, bo chleb w świecie arabskim, świecie muzułmańskim bardzo często ma postać placka, a on stanowi podstawowe jedzenie dla największych, najliczniejszych i najsłabszych ekonomicznie grup społecznych.

Uważa pan, że ta sytuacja, która jest na Ukrainie, może powodować zamieszki i głód na Bliskim Wschodzie czy w Afryce?

Po pierwsze - powoduje daleko idący niepokój, po drugie - powoduje niedożywienie na skalę dotąd nieznaną, bo przypomnę, że nasz świat w wyniku wojny w Ukrainie, zapomniał choćby o sytuacji w Afganistanie. Jeszcze nie tak dawno, bo pod koniec zeszłego roku mówiliśmy, że jeśli ONZ nie znajdzie sześciu, ośmiu miliardów i nie nastąpią tam dostawy żywności - pojawiło się pytanie, jak to zrobić poza rządzącymi talibami, żeby te dostawy dotarły do ludzi, a nie tylko do władzy - to będziemy mieć problem głodujących dwóch, trzech milionów ludzi w tym rejonie. W związku z tym pod niesamowitą presją jest też cała Azja Centralna. Proszę zwrócić uwagę, że dwa czy trzy tygodnie temu Kazachstan, który przecież jest także ważnym eksporterem zbóż, podjął decyzję o czasowym zawieszeniu eksportu. Niektóre kraje w Europie: Węgry i Bułgaria podjęły taką decyzję o zawieszeniu eksportu, w Polsce mamy istotną redukcję, dokładnie o jedną trzecią eksportu w stosunku do poprzedniego sezonu. W Polsce jest stosunkowo niewielka podaż w sprzedaży i wszyscy jeszcze czekają na wzrost cen, a poza tym pojawił się impuls, jeśli chodzi o wzrost cen mięsa, kurczaka, indyka, tu Polska jest numerem jeden w UE, a przecież te zwierzaczki też potrzebują paszy. Więc mamy do czynienia z dramatyczną destrukcją pewności dostaw, bardzo wysoką ich ceną i zagrożeniem dla najsłabszych grup społecznych w bardzo wielu krajach. W tych kwestiach w sposób szczególny trzeba patrzeć kategoriami Bliskiego Wschodu, zwłaszcza krajów zniszczonych wojnami. Poza tym w dalszym ciągu, przecież nie tylko w Afryce, gigantycznym problemem są wyzwania klimatyczne, z suszą na czele. Jeśli przejrzy pani ostatnie raporty FAO na temat żywności, to przeczyta pani wszystko, o czym tu mówię.

Bierze pan pod uwagę, że jednak ukraińscy rolnicy są w stanie coś zasiać w tym roku i coś zebrać?

Po pierwsze - tam toczą się działania wojenne, po drugie - toczą się w ważnych regionach na wschodzie Ukrainy, na terenach o najlepszych glebach o charakterze lessowych. Tam nie ma wyłącznie wielkich miast z przemysłem ciężkim, ale jest także zasobna w produkcję ziemia ukraińska. Do tego dochodzi fakt, o czym strona ukraińska bardzo mocno informowała, że niektóre punkty gromadzenia ziarna, zakłady zbożowe były atakowane, bombardowane przez armię rosyjską. Trwa swoista rywalizacja w ofensywie rosyjskiej, kto zawłaszczy zgromadzone tam ziarno. Ukraiński wiceminister rolnictwa Taras Wysocki, cytowany przez Reutera, powiedział, że rosyjskie wojska ukradły już „kilkaset tysięcy ton” zboża na okupowanych przez siebie terytoriach Ukrainy i wyraził obawy, że łupem Rosjan padnie większość z łącznie 1,5 mln ton ziarna przechowywanego na okupowanych terenach. Jednocześnie już wiemy, że rozwiązaniem nie jest port w Odessie, że słabym rozwiązaniem jest próba dostarczenia ziarna do Konstancy, to największy port rumuński, bo są podobne problemy z wypłynięciem z Morza Czarnego. Od czasu wybuchu wojny na Ukrainie do zeszłego tygodnia do Rumunii dotarło ponad 80 tys. ton ukraińskich zbóż. Pozostaje jedna droga - Polska.

To zła droga?

Gigantyczną barierą dla transportu zboża tą drogą jest słaba wydolność granicznych przejść kolejowych i mimo dużego zaangażowania polskich firm, ale także bardzo dużej aktywności potencjalnych eksporterów, właścicieli tego ziarna na Ukrainie, przewożone ilości ziarna, które powinny iść w miliony ton, idą w dziesiątki czy setki tysięcy ton. Powód, jak mówiłem, to niewydolne przejścia kolejowe, ale także brak specjalistycznych wagonów. Tyle że nawet gdybyśmy się zdecydowali na wożenie ziarna samochodami, a taka alternatywa też jest bardzo poważnie rozważana, to trzeba pamiętać o tym, że wschodnia Polska jest mało zbożowa, to są małe i średnie gospodarstwa, które przede wszystkim wykorzystują paszę dla własnej produkcji. W związku z tym jest bardzo mało dobrych i sprawnych silosów zbożowych, w których można by przechowywać te setki tysięcy ton.

Wspomniał pan o tym, pojawiły się informacje, że Rosjanie kradną zboże, że je po prostu wywożą z Ukrainy do siebie. Taki jest rozkaz Kremla?

Trzeba pamiętać o tym, że szczególnie we wschodniej Ukrainie własność tych gruntów i dysponentów jest bardzo różnorodna. Przecież tam z historycznych powodów był silny udział kapitału rosyjskiego czy firm rosyjskich nie tylko w przemyśle, ale także w zasobach ziemskich - to po pierwsze. Po drugie, ma pani rację, wojsko dostaje takie właśnie polityczne zadanie, żeby zabezpieczyć jak największą ilość możliwego do przejęcia zboża czy mąki.

Jakie mogą być konsekwencje tej wojny? Mówiliśmy: głód, zamieszki na Bliskim Wschodzie czy w Afryce, a jeżeli chodzi o Europę?
W Europie drożeje i jeśli drożeje, to największym problemem tego drożenia jest to, że szczególnie dotyka to słabsze gospodarstwa domowe, czyli rośnie bieda, rośnie obszar gospodarstw domowych, w których na żywności trzeba zacząć oszczędzać. Powodem tego jest kupowanie żywności najtańszej, nie zawsze najlepszej - to powszechne zjawisko. Trzeba się przed nim chronić. Pamiętajmy też o tym, że to ma szerszy wymiar. Teraz ujawnia się z całą siłą globalizacja. Prosty przykład: mamy Ekwador, który jest największym w świecie eksporterem bananów. 20 procent tego eksportu szło do Rosji i Ukrainy. Od czasu wojny cena ekwadorskiego banana spadła z sześciu do dwóch dolarów za pudełko. Uwaga! Przy tych dwóch dolarach za pudełko pracujący na plantacjach Ekwadorczycy nie mogą dostać pensji, które pokryłyby minimalne koszty utrzymania. Podałem bardzo prosty przykład: jest wojna Rosja-Ukraina, a jej konsekwencje ponoszą pracownicy zakładów plantacji bananów w Ekwadorze, tego typu pikantnych wydawałoby się sytuacji jest cała masa. Po drugie - mieliśmy i mamy do czynienia ze zjawiskiem głodu. Wystarczy przypomnieć Somalię czy Jemen. Zwracam uwagę, że w tych krajach było już źle z punktu widzenia aprowizacji, po trzecie - to są jeszcze tereny Syrii, Iraku czy Kurdystanu, w końcu biedne społeczności zachodniej, środkowej czy północnej Afryki.

Jakie jest w takim razie wyjście z tej sytuacji?

Trzeba tam, gdzie można, zwiększać produkcję. W tej chwili do tych zjawisk nie bardzo przystaje europejski Zielony Ład, który skończy się w praktyce ograniczeniem produkcji. Wyobraźmy sobie, że Europa produkuje mniej mięsa, ziarna i podstawowych produktów żywnościowych, czyli jej zdolność nie tylko do eksportu, ale do udzielania wsparcia humanitarnego na przykład w postaci mleka w proszku czy mąki gwałtownie się kurczy. Przy tych sankcjach, które Zachód mniej czy bardziej solidarnie nałożył na Rosję, Rosja w odwecie uderza nie tylko dostępnością ropy czy gazu, ale także zbóż. Do tego dochodzi wielka migracja z Ukrainy do Europy, bo obecnie to cztery miliony uchodźców, a za chwilę będą kolejne cztery, taki scenariusz wydaje się realny do końca czerwca, a to pociągnie za sobą określone wyzwania prowizyjne.

A może to jest szansa dla innych producentów zbóż? Kto może zyskiwać na takiej sytuacji?

Na wojnie, poza tymi, którzy grają na spekulację, z reguły tracą najbardziej ci, którzy uczestniczą w wojnie, nawet jeśli mają szansę ją wygrać. Pytanie, co to dzisiaj znaczy wygrać tę wojnę dla strony rosyjskiej, czy strony ukraińskiej. Po drugie - najbardziej tracą bezpośredni, najwięksi sąsiedzi. Już widać, że Bank Światowy czy eksperci ONZ sygnalizują gigantyczne problemy gospodarek Azji Centralnej i spowolnienie, a być może nawet wejście w stagflację całej Unii Europejskiej, czyli grupy krajów Unii Europejskiej.

Czyli kto może zyskać?

Zyskają ci, którzy będą mieli ziarno, ale jak dodamy do tego dramatyczną sytuację w środkach produkcji: gwałtowny wzrost kosztów pozyskania nawozów, wysiewania, trudno o wygranych. Wystarczy przypomnieć jedną zasadę, że już w pierwszym roku niewysypania odpowiedniej liczby czystego składnika nawozów azotowych plony pszenic, zboża, czyli kukurydzy w polskich warunkach mogą spaść o 20 czy 30 procent, w kolejnym roku to może być nawet 50 procent. Więc wyobraźmy sobie, że nie mamy tych 60-90 kwintali z hektara, tylko mamy 30-50 kwintali z hektara. I nagle okazuje się, że Polska, która ma 29-30 milionów ton produkcji wszystkich zbóż produkuje ich 22 miliony. Co to oznacza dla lidera produkcji kurczaka w Europie? Co to oznacza dla piątej mlecznej potęgi w Europie? Co to oznacza dla piątej potęgi, jeśli chodzi o świninę w Europie? To oznacza poważny kryzys w rolnictwie, gorszą kondycję samych gospodarstw i zmniejszenie podaży. A co w tych warunkach oznacza zmniejszenie podaży? Kolejną falę wzrostu cen, więc proszę się nie dziwić, że niektórzy analitycy sygnalizują, że w ciągu nadchodzącego roku będą kraje, w których żywność w detalu zdrożeje nawet o ponad 30 procent.

Nie jest pan optymistą?

Jestem optymistą wtedy, kiedy mam powody do optymizmu, a teraz bardzo trudno je mieć. Otwarcie i uczciwie stawiam wyzwania, które stoją nie tylko przed naszym rządem, nie tylko przed Komisją Europejską, ale każdym z nas. Dlatego też trochę się martwię tym, że nie wzywamy i nie wspieramy powszechnego sadzenia na działkach, siania na niewykorzystanych dotąd terenach, mobilizowania otwartości na problemy gospodarstw rolnych, przyśpieszenia procesu zatrudnienia w rolnictwie obcokrajowców itd., bo przecież stare problemy pozostały, na przykład z dostępem do siły pracowniczej w czasie szczytu zbiórki. Nie mówimy o marnowaniu żywności, a przecież w Polsce to ostatnio 5 milionów ton. Przy wysokiej inflacji (a co za tym idzie - wzroście kosztów produkcji na całym świecie) na spadki cen nie ma co liczyć. Jeśli nie będzie jeszcze gwałtownego pogorszenia sytuacji, to oczekuję cen pszenicy w Polsce i na rynku europejskim w przedziale 2000-2500 złotych za tonę, a kukurydzy o 200-300 złotych za tonę niższym. Cena rzepaku prawdopodobnie zbliży się nawet do 5000 zł. Do wzrostu cen żywności przyczynią się także nawozy. Już obecnie kosztują one dwa, trzy razy więcej niż przed rokiem. Przypominam też, że w zeszłym roku 27 procent importu nawozów do Polski pochodziło z Rosji.

A może to jest szansa dla polskich rolników?

Zwracam uwagę, że w ostatnim roku i w pierwszym kwartale tego roku gwałtownie zmniejszyła się w Polsce liczba choćby gospodarstw rolnych, które produkują świninę, bo rząd jest współodpowiedzialny za to, że w ostatnich dwóch czy trzech latach, nie tylko ze względu na ASF, gwałtownie pogorszyły się warunki produkcji, te ekonomiczne i w efekcie wiele gospodarstw zaniechało jej po prostu.

Ile trzeba czasu, żeby po takiej wojnie rolnictwo w danym państwie stanęło na nogi?

To jest wyzwanie na lata, bo to nie chodzi tylko o zniszczenia, zaminowanie terenów. To jest także zniszczenie infrastruktury, to jest zniszczenie procesów zaopatrzenia w środki ochrony, w dostęp do dobrych nasion. Dzisiaj doświadczamy dopiero pierwszych konsekwencji wojny w Ukrainie i to proces powolny, tak samo będzie, kiedy zakończą się działania wojenne, przyjdzie rozejm czy pokój. To nie będzie tak, że od razu ruszy produkcja w rolnictwie, normalizacji muszą ulec także choćby relacje w zakresie dostępu transportowego, muszą zostać zniesione sankcje, a Ukrainie bardzo potrzebne są także duże inwestycje zagraniczne i w rolnictwie i w sektorze rolno-spożywczym.

Więc myśli pan, że taka sytuacja, jaką mamy obecnie, czyli wysokie ceny żywności, być może w jakichś regionach świata głód, mogą potrwać latami?

Niestety, tym bardziej że pamiętajmy o tym, iż w stosunku do sytuacji szczytu klimatycznego w Paryżu czy w Glasgow nasiliły się zjawiska niekorzystne, które mogą zdetonować nawet dotychczasowe prognozy plonów. Zwracam uwagę, że w tym sezonie na południowej półkuli, w części Indii, w Pakistanie, są tygodnie, kiedy temperatura w słońcu przekracza 62 stopnie Celsjusza. Popatrzmy po słabej w opady zimie, że kolejne już województwo, zachodniopomorskie dołączyło do województw z suszą rolniczą, co nie wróży dobrze ilości i jakości plonów. I takich przykładów jest wiele.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najlepsze atrakcje Krakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl