Janusz Marciniak, bohater zapomniany

Maciej Wijatkowski
Muzeum Sił Powietrznych, Syg. MSP_A_660_31
Słusznie przypominamy zapomnianych bohaterów, ale całkiem niesłusznie nie pamiętamy o zasłużonych. Takim był pilot Janusz Marciniak, który jako dowódca 306 Dywizjonu PSP na Zachodzie, zginął nad Normandią w 1944 roku.

Janusz Marciniak urodził się 11 lipca 1916 r. w Sewastopolu na Krymie, bo aż tam zepchnęła nasza niełatwa historia jego rodziców: ojca, Stefana i matkę - Janinę, z domu Barszczewską.

Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości sprowadzili się do kraju i osiedli w Lublinie. W 1936 r. w lubelskim Gimnazjum im. Stanisława Staszica uzyskał maturę.

Jesienią tego samego roku odbył wojskowy kurs unitarny w Szkole Podchorążych Piechoty w Różanie, a na początku stycznia 1937 r. przyjęty został do Szkoły Podchorążych Lotnictwa w Dęblinie.

Do lata 1939 r. ukończył kurs wyższego pilotażu i jeszcze przed promocją, 15 czerwca 1939, został skierowany na praktykę do 112 Eskadry Myśliwskiej. W tej eskadrze pozostał do wybuchu wojny - wraz z nią przyleciał 29 sierpnia 1939 r. na lotnisko polowe Zielonka.

- To chyba było nocą, we wrześniu 1939. Wpadł wtedy do domu, bo ich lotnisko było w Radawcu. Wyjechał nocą na pożyczonym motocyklu, przez bramę naszego domu na Ewangelickiej w Lublinie. Bramę, której już nie ma, ale w mojej pamięci będzie istnieć zawsze jako symbol rozstania z ukochanym bratem

- mówił swego czasu nieżyjący już dziś dr Wiesław Marciniak, w rozmowie z Tatianą Aleksandrowicz.

Na początku wojny Janusz Marciniak zwalczał niemieckie naloty na Warszawę. 6 września, w rejonie Koła, zestrzelił wspólnie z dwójką pilotów Heinkla 111.

Z braku paliwa lądował przymusowo, ale dołączył do eskadry jeszcze tego samego dnia.

Więcej w kampanii wrześniowej nie uzyskał i 18 września, wraz z rzutem kołowym eskadry, przekroczył granicę z Rumunią w Śniatyniu.

Na temat jego drogi do Francji nie ma znanych i wiarygodnych informacji. Wiadomo, że 13 listopada 1939 przybył do Centrum Wyszkolenia Lotnictwa w bazie Lyon-Bron, a na przydział bojowy czekał aż do 1 czerwca 1940, długo, jak większość polskich pilotów, którym wiele obiecywano, ale niewiele dawano.

Został przydzielony do klucza myśliwskiego kpt. Adama Kowalczyka, który 6 czerwca opuścił Lyon-Bron i udał się do La Rochelle.

Tam Marciniak latał na patrole na w miarę nowoczesnych Blochach MB-151 i MB-152, lecz nie stoczył ani jednej walki z Niemcami.

Po kapitulacji Francji ewakuował się drogą morską z La Rochelle do Anglii. Do Plymouth wpłynął 23 czerwca 1940 na pokładzie transportowca „Alderpool”.

Do końca 1940r. por. Marciniak przechodził kurs wznawiający w szkole pilotażu. Był to trudny czas dla świetnie wyszkolonych polskich pilotów, bo Anglicy nie wierzyli, że umieją latać.

Wiosną 1941 skierowany został na kurs myśliwski do 55 Operational Training Unit, zaś 15 kwietnia 1941 trafił do 32 Dywizjonu Myśliwskiego RAF. Wreszcie, 2 lipca 1941, został przeniesiony do 303 Dywizjonu im. Tadeusza Kościuszki, gdzie jego kolegami były takie dziś sławy, jak Urbanowicz, Zumbach, Łokuciewski, Horbaczewski czy Ferić.

Po roku został mianowany dowódcą eskadry „B”. 19 sierpnia 1942, w czasie operacji nad Dieppe, walczył z Fw 190, którego zgłosił jako prawdopodobnie zestrzelonego.

14 lutego 1943 Janusz Marciniak odszedł z dywizjonu na odpoczynek, dostając przydział do jednostki wyszkolenia bojowego 58 Operational Training Unit w Grangemouth, jako instruktor pilotów myśliwskich.

1 września 1943 wrócił do służby bojowej w 315 Dywizjonie Myśliwskim, „Dęblińskim”. Dwanaście dni później objął dowództwo eskadry „B”. 25 maja 1944, prowadząc czterosamolotową sekcję, zestrzelił nad Bourges samodzielnie jednego Ar 96, zaś jego podwładni zniszczyli drugiego.

7 czerwca 1944, podczas bitwy nad Rouen, zniszczył na pewno jednego Bf 109, a drugiego Messerschmitta zgłosił jako prawdopodobnie zestrzelonego.

W bitwie zginął kpt. Stanisław Łapka, dowódca 306 Dywizjonu „Toruńskiego”.

Następnego dnia nowym dowódcą „Toruniaków” mianowano Janusza Marciniaka.

23 czerwca 1944 Marciniak poprowadził 12 Mustangów 306 Dywizjonu na bombardowanie węzła kolejowego Verneuil-sur-Avre w Normandii.

Nad celem spotkali kilkadziesiąt Bf 109. Polakom zaliczono zestrzelenie siedmiu Messerschmittów i uszkodzenie dwóch. Stracili trzech pilotów, w tym - dowódcę.

Przez radio słyszano, jak wołał, że ma za sobą i nad sobą czterech Niemców. Płonący samolot wbił się w łąkę nieopodal miejscowości Crulai. Tyle raporty, miejscowi wspominali to inaczej.

Według nich, płonący myśliwiec był jeszcze wysoko, gdy zaczął pikować w kierunku Crulai.

Pilot przeciągnął go, by nie uderzyć w zabudowania. Kiedy był już nisko, za nisko, widzieli to wyraźnie, wyskoczył, ale spadochron się nie otworzył. Dlatego dziś w Crulai ma pomnik.

- Od kiedy istnieję, ojciec opowiadał o stryju - mówi Janusz Marciniak, imiennik i bratanek pilota. - Moja babcia, matka Janusza, opowiadała o nim. Wiedzieli o okolicznościach śmierci stryja, bo w lotnictwie bombowym latał wuj - kapitan Lucjan Fijuth, który napisał list z Londynu. Wcześniej informację podało londyńskie radio. Babcia zwróciła się do Czerwonego Krzyża, a oni po jakimś czasie przysłali zdjęcie grobu, tego pierwszego, w Crulai

- wspomina bratanek pilota.

Pierwszego, bo ciało złożono najpierw na tamtejszym cmentarzu, a po wojnie przeniesiono na Polski Cmentarz Wojenny w Grainville-Langannerie.

- Mój nieżyjący już ojciec, Wiesław Marciniak - wspomina dalej pan Janusz - w latach 80. pojechał do Crulai, na grób brata, ale go nie znalazł. Powiedziano mu, że stryj został przeniesiony do Langannerie, tam gdzie leżą żołnierze generała Maczka. Ojciec pojechał tam i odnalazł grób brata. Ja też później byłem, z siostrą - dodaje Janusz Marciniak.

Jak odnalazła się opowieść o bohaterstwie Janusza Marciniaka?

- Telewizja znalazła naszą rodzinę - wyjaśnia Janusz, bratanek pilota. - Do redaktora Leszka Wiśniewskiego zgłosił się modelarz z Motycza, pan Franciszek Lekacz, który przez modelarskie kontakty poznał francuską część historii stryja i przekazał ją dziennikarzom. W telewizji ogłoszono, że nas poszukują. Powstał film o Januszu - pilocie i dowódcy, zrealizował go Adam Sikorski, z nim i jego ekipą byłem w Crulai na odsłonięciu pomnika, który wtedy tam stanął, w 2000 roku.

- Ta pamięć zaczęła żyć - wspomina dalej Janusz Marciniak. - Byli przedstawiciele MON, Dęblina, attache wojskowy z Paryża. Dwa lata później Francuzi przylecieli do nas, do I LO im. Stanisława Staszica, gdzie w auli, 7 czerwca 2002, odbyła się uroczystość wmurowania tablicy ku czci absolwenta, rocznik 1935/36, kpt. pilota Janusza Marciniaka. Potem jakby przycichło. Większość pamiątek po stryju przekazałem Muzeum Sił Powietrznych w Dęblinie - kończy opowieść bratanek pilota.

- Pamięć o wybitnych polskich lotnikach to esencja naszego muzeum - mówi dyrektor Muzeum Sił Powietrznych Paweł Pawłowski. - Eksponaty pomagają ją podtrzymać, unaocznić. Janusz Marciniak to bardzo znacząca część tej pamięci.

Są w Lublinie ulice, place i ronda mianowane nazwiskami bohaterów, ale są też takie o nazwach przypadkowych i banalnych. Może czas na ulicę Janusza Marciniaka?

Dziękuję dyrekcji i pracownikom Muzeum Sił Powietrznych w Dęblinie oraz Benonowi Bujnowskiemu.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Janusz Marciniak, bohater zapomniany - Plus Kurier Lubelski

Wróć na i.pl Portal i.pl