Jan Burkat wygrał szóstkę w totka, ale sukces to sprawa pracy oraz ambicji

Maria Mazurek
Maria Mazurek
Jan Burkat przed swoim centrum handlowym w Wadowicach.
Jan Burkat przed swoim centrum handlowym w Wadowicach. Andrzej Banaś
Właściciel sieci delikatesów spożywczych w Myślenicach, Dobczycach, Wadowicach, a wkrótce w Skawinie, mówi, że biznes to nie tylko pieniądze. Oto „Człowiek Roku” Gazety Krakowskiej.

Ma Pan biuro na otwartym tarasie wychodzącym na sklep i widok na Pana pracowników krojących wędliny. Świadomość, że szef patrzy, nie krępuje ich?
Ależ to są świetni, dobrze pracujący ludzie. Jeśli patrzę jak pracują, to z dumą, a nie, żeby doszukiwać się ich błędów, kontrolować.

Ile osób Pan zatrudnia?
320. Niedługo, kiedy otworzę kolejny sklep z centrum handlowym, w Skawinie, będę zatrudniał 400.

Ilu z nich zna Pan z imienia?
Większość. Bo ja codziennie jestem w każdym ze swoich sklepów: zaczynam od trzech sklepów w Dobczycach, koło 7 rano. Później jadę do Myślenic, później tu, do Wadowic, w międzyczasie doglądam budowy centrum w Skawinie. Więc ja tych ludzi widzę codziennie. Znam problemy niektórych z nich. Kiedy dowiedziałem się, że jeden chłopak, pracujący przy układaniu na półki napojów w Myślenicach, ma kłopoty ze zdrowiem - żebra wchodziły mu w płuca tak, że już nie mógł oddychać - sfinansowałem jego operację.

Ile kosztowała?
Siedem albo osiem tysięcy.

Dużo i mało.
To zawsze względne. Dla niego dużo, bo nie było go stać na taki wydatek.

Kiedyś zapytałam Jerzego Mazgaja, szefa Almy, ile zarabiają jego kasjerki. Nie wiedział od razu, musiał spytać. Pan wie, ile Pan płaci swoim pracownikom niższego szczebla?
Od 1,8 tys. do 2,2 tys. złotych na rękę. To zależy od konkretnego zakresu obowiązków, od stażu pracy i jeszcze od kilku innych czynników. W Wadowicach, gdzie teraz jesteśmy, pracownicy zarabiają gorzej niż w sklepie w Myślenicach - bo w Myślenicach jesteśmy znacznie dłużej, już od 12 lat, pracownicy mają więc dłuższy staż. A dowiedziała się pani, ile zarabiają w Almie?

Tak. 1760 złotych brutto, ale to było ponad dwa lata temu. Porównuję Pana z Mazgajem, bo obaj macie sieć delikatesów.
Ale nas nie do końca da się porównać. Choć obie sieci oferują produkty delikatesowe, wyższej jakości, to jednak nie jesteśmy bezpośrednią konkurencją. Pan Mazgaj zakłada swoje sklepy w dużych aglomeracjach, ja - w mniejszych miastach. W moich sklepach są też niższe ceny.

Pana sklepów, przede wszystkim, jest znacznie mniej. Nie zazdrości Pan trochę właścicielowi Almy?
Jeśli zazdroszczę, to w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Mazgajowi trzeba oddać, że stworzył sieć dobrych sklepów - jeśli chodzi o tę skalę, to najlepszych w Polsce, które są kojarzone z wysoką jakością. I jest to polska sieć. Więc ja za to uchylam przed nim czapkę z głowy. Mówię oczywiście o zawodowym szacunku, bo prywatnie praktycznie go nie znam.

Widzę, że również tym się trochę różnicie od Almy, że wasz sklep jest zlokalizowany w centrum handlowym, którego jest Pan właścicielem.
Większość moich sklepów działa w podobny sposób. Budujemy centrum handlowe, którego jesteśmy zarządcą, wynajmujemy część powierzchni innym sklepom - meblowym, odzieżowym, aptekom i tak dalej - a centralny punkt budynku stanowią moje delikatesy, prowadzone przez nas.

Sami budujecie te centra handlowe?
Sami, choć zatrudniając zaufane firmy. Ale osobiście doglądam ich budowy. Jestem z zawodu budowlańcem.

Po politechnice w Krakowie?
Po technikum w Dobczycach. Zacząłem studia, ale ich nie skończyłem. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych wyjeżdżałem do pracy za granicę - do ZSRR, do Iranu, do RFN. Tam się uczyłem.

Na jakich stanowiskach pracował Pan za granicą?
Czasem zaczynałem jako pracownik fizyczny, ale w końcu zostawałem kierownikiem budowy. Kierowałem nawet pracami przy budowie gazociągów.

Miał Pan już wówczas rodzinę?
Żonę, córkę, syna.

Nie tęsknił Pan?
Jasne, że tęskniłem. Żona kiepsko znosiła rozłąkę. Z jednej strony rozumiała jakie są czasy, że w Polsce sukcesu nie odniosę. Ale brakowało jej pełnej rodziny. Wróciłem przed transformacją ustrojową.

I założył Pan swój biznes?
Jakiś czas pracowałem jeszcze w Budostalu 2, w Krakowie. Ale musiałem dojeżdżać codziennie z Dobczyc, gdzie mieszkałem i mieszkam, do Nowej Huty. Dwie godziny w jedną stronę! Pomyślałem więc, że założę swój biznes.

A nie łatwiej było się przeprowadzić? Nie uwierzę, że długie dojazdy do pracy stały się głównym powodem tego, że postanowił Pan rozkręcić firmę?
Ależ tak było. Czasem frustracja jest matką ważnych decyzji. A spędzanie w aucie czterech godzin dziennie, zupełnie bezproduktywnie (wtedy jeszcze nie było komórek, więc nawet na rozmowy telefoniczne nie dało się tego czasu spożytkować) mogło frustrować. Do Krakowa nie chciałbym za nic się przeprowadzić: w małych, małopolskich miasteczkach żyje się znacznie przyjemniej. Wszędzie blisko, ludzie jakby życzliwsi, mniej pędzący.

Skąd Pan miał pieniądze na start?
Zarobiłem za granicą. W latach osiemdziesiątych czułem już intuicyjnie, że zaraz może nastąpić przełom, że wkrótce możemy doczekać się zmian. Odkładałem więc pieniądze.

Pytam, bo ludzie plotkują, że wygrał Pan pieniądze w totka.
Trafiłem kiedyś szóstkę, ale to było w latach siedemdziesiątych. Przy tym niezwykłym zbiegu okoliczności i ogromnym szczęściu miałem jednak i pecha: tego dnia, mimo że pula była duża, szóstkę trafiło sporo Polaków. Kiedy totalizator podzielił pieniądze między wszystkich, dostaliśmy po 205 tysięcy złotych. Duży fiat kosztował wtedy 100 tysięcy.

Na co Pan wydał te pieniądze?
Kupiłem działkę w Dobczycach, już z fundamentami domu. I materiały budowlane. Postawiłem dom. Dziś mieszka w nim syn z rodziną, ja z żoną wyprowadziłem się w inne miejsce, choć też w Dobczycach. Można więc powiedzieć, że ta wygrana w totka miała wpływ na mój życiowy dobrobyt, ale nie w sposób bezpośredni. Dom jednak zawsze jest jakąś stabilizacją finansową.

A dlaczego Pan, budowlaniec, poszedł akurat w branżę spożywczą?
Po pierwsze: to był niezagospodarowany rynek. Polacy chcieli otworzyć się na nowe produkty, nowe smaki, rynek nie był jeszcze tak dobrze rozwinięty. Po drugie: jakoś lubiłem branżę handlu artykułami spożywczymi. Przypatrywałem się jej w Niemczech i stwierdziłem, że niektóre rozwiązania fajnie byłoby przenieść do polskich warunków - i jeszcze je ulepszyć. Zatem ta branża po prostu wydawała mi się ciekawa. Choć pewnie gdybym został w budownictwie, to również osiągnąłbym sukces. To były bardzo dobre czasy do robienia interesów w wielu branżach. A wie pani, ja jestem pracowity. I ambitny.

Widzę. Teraz też myśli Pan o tym, jak rozwijać sieć, a przecież ma Pan już ponad sześćdziesiąt lat i na dobrą sprawę mógłby Pan do końca życia nie pracować i cieszyć się tym, co już Pan zarobił.
Tak. Ale ja myślę, że to jest rodzaj uzależnienia. Że w prowadzeniu biznesu nie chodzi tylko o pieniądze. Owszem, o nich też myślę - przecież kiedyś tę firmę odziedziczą mój syn i córka (już teraz pracują ze mną), a sieć trzeba rozbudowywać, żeby nie zjadła jej konkurencja. Lecz ja też tę pracę najzwyczajniej lubię. Czasem po całym tygodniu pracy mam dość - pracuję po trzynaście, czternaście godzin dziennie. W piątki kumuluje się zmęczenie i myślę sobie: po co ci to wszystko, masz pieniądze, odpocznij. Ale już kiedy budzę się w sobotę rano to wiem, że nie mam wcale chęci odpoczywać.

Żyje Pan na wysokiej stopie?
Chyba nie bardzo. Pieniądze wydaję głównie na firmę, nie na siebie.

Ile wydaje Pan miesięcznie na siebie i rodzinę?
Tyle, żeby utrzymać dom, samochód. Samochód, owszem, mam trochę lepszy, ale nie jest to bentley.

A co?
Audi A8.

Wakacje?
Standard: raz w roku, dwa tygodnie. Grecja albo inne przyjemne miejsce.

Za to część pieniędzy, z tego co wiem, przeznacza Pan na pomaganie. Dlatego dostał Pan ostatnio tytuł Człowieka Roku Gazety Krakowskiej.
W Wadowicach współpracuję z Muzeum Jana Pawła II, wspólnie przygotowujemy wyprawki i paczki na święta dla dzieci z uboższych rodzin. W Myślenicach, gdzie jestem bardziej „zakorzeniony”, współpracuję z Ośrodkiem Pomocy Społecznej, z domami kultury, wspieram lokalnych, zdolnych sportowców. Dobrze się czuję, gdy robię coś dla innych. Mam poczucie, że skoro mnie się udało, to mam obowiązek podzielić się pieniędzmi. Podobnie, czasem, doświadczeniem. Dlatego działam w kilku izbach gospodarczych. Teraz walczę, razem z innymi właścicielami marketów, żeby nowy rząd nie nałożył na markety wysokiego podatku. Byłem w parlamencie i u pani premier. Widzę, że pani premier chce dobrze, z troską myśli o drobnych i średnich przedsiębiorcach. Ale politycy nie do końca rozumieją, że podatek dla marketów najbardziej uderzy właśnie w nich. Dlatego trzeba im to spokojnie, rzeczowo tłumaczyć.

Polskie regulacje - podatki, możliwości różnych kontroli - sprzyjają przedsiębiorcom?
Państwo nie jest - i to od lat - zbyt łaskawe dla przedsiębiorców. Nie chcę atakować obecnej władzy, bo trzeba dać im szansę; ale na razie te regulacje, które zapowiadają, niepokoją nas. Najgorsze, że nie wiemy, w jakim kierunku to wszystko będzie szło - nie wiemy więc, jaką przyjmować strategię.

A skarbówka, sanepid, inspekcje pracy nie utrudniają wam działania?
Te jednostki akurat, w miejscach, gdzie działam, są bardzo w porządku. Nie tylko nie utrudniają pracy, ale wręcz - pomagają. Drobne problemy mam za to z inspektoratami nadzoru budowlanego. Ale decydując się na prowadzenie biznesu, takie rzeczy trzeba brać pod uwagę. Zresztą - staram się dystansować. Początkowo przejmowałem się wszystkimi drobnymi kłopotami, ale teraz staram się luzować.

Z politycznych spraw: jest też pomysł, żeby zakazać handlu w niedzielę.
Akurat jestem jego gorącym zwolennikiem. Sam o to walczę.

Dlaczego?
Z uwagi na pracowników. Chciałbym, żeby niedziela była dla nich dniem odpoczynku.

Może Pan zamknąć swoje sklepy w te dni.
Nie mogę. Jeśli wszystkie sklepy dookoła będą otwarte, tylko nie nasze, to będzie to dla nas oznaczać ogromne straty. Kiedyś zresztą próbowałem tak zrobić - zamknąłem w niedziele jeden z naszych sklepów w Dobczycach. Klienci się obrazili. Po kilku tygodniach musiałem znów otwierać go w niedziele i od początku walczyć o zaufanie klientów. Ale gdyby był taki odgórny przepis, wszystko byłoby dobrze. Przykłady innych państw - bo przecież taki zakaz funkcjonuje już niemal w całej Europie - pokazują, że obroty wcale się nie zmniejszają, nie powoduje to żadnych zwolnień, zastojów, problemów, strat. Wszyscy są zadowoleni, a klienci przyzwyczajają się do tego, że sklep nie zawsze jest otwarty, że zakupy można zrobić z wyprzedzeniem.

Nie wybiera się Pan na razie na emeryturę?
Nie. Firmy trzeba pilnować. Oczywiście, nie będę żył wiecznie, ale czuję, że jeszcze trochę mam do zrobienia.

***
Sieci handlowe w Polsce
Według rankingu Gazety Finansowej największe sieci handlowe, pod względem przychodów, to:

  • - Jeronimo Martins (Biedronka),
  • - Metro AG (właściciel Makro, Real, Media Markt i Saturn),
  • - Lidl,
  • - Tesco,
  • - Kaufland,
  • - Lewiatan,
  • - Carrefour.
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Jan Burkat wygrał szóstkę w totka, ale sukces to sprawa pracy oraz ambicji - Gazeta Krakowska

Komentarze 10

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

G
Gość
1 kwietnia 2016, 21:35, RemadyYYyy7:

Gratulacje tytułu „Człowiek Roku” Gazety Krakowskiej , Czytałem dokładnie artykuł ciekawy wywiad , w tej branży trzeba mieć głowę do interesów ciągły wyścig by konkurencja nie przebiła się , myślę że w okolicach Dobczyc Myślenic nie ma porównania z wyborem produktów ich jakością jakie oferuje sklep JAN , a też domyślam się Wadowicach a i również już za niedługo w Skawinie .

A troszkę słów o Panu Janie bardzo pozytywny człowiek zawsze otwarty zawsze do rozmowy widać że ciągle aktywny nie traktuje ludzi na gorszych i lepszych każdy jest na równi, zawsze otwarty zawsze znajdzie czas na rozmowę pożartuję uśmiechnie się ,wiem co mówię pozdrawiam serdecznie i gratuluje raz jeszcze :)

Taki wspaniały i dobroduszny ,że aż jego żona się powiesiła.Nikt by nie zniósł tego ogromu dobroci i wspaniałości.

g
gosc
a ja słyszałem od wielu ludzi ze jasiu lubi chlopcow
P
Pracownik (uczeń)
Pracuje tam nadal! Myśle o znalezieniu innej pracy choć w mojej sytuacji to nie możliwe gdyż sie uczę i potrzebujesz bardzo pieniędzy.. cały miesiąc tam charuje a co dostane ? 1/4 wypłaty? 1/5? Bo za duzo my wyszło za uczniów! Porażka!!! Sknera z niego i tyle.. po co zatrudniał na wakacje tyle uczniów skoro nie jest w stanie im wypłacić. A na dodatek bierze pod uwagę ludzi którzy maja umowę zlecenie..
???
zgadzam się z tobą całkowicie ja też pracowałam w janie i traktował nas jak powietrze i w ogóle się z nami nie liczył burak!!!!!!!
D
Dobre(y)
Również pracowałam u " Jana " owszem prywatnie jako człowiek nic do niego nie mam , całkiem spoko gościu :) Jednak gdy miałam problem z kierownikiem o wolne na ślub brata , które mi obiecał a nie chciał dać , poszłam do szefa przedstawiłam jaki jest problem , dostałam wolne bez problemu (piątek, sobota niedziela i jeszcze poniedziałek ) zapytał czy nie potrzeba mi wiecej . Również gdy zostałam 'bez dachu nad glowa " potrzebowałam wolne dostałam go bez problemu pomimo że to było kilka dni przed świetami gdzie jest najwiekszy ruch . Moim zdaniem jest to człowiek "rozumny " z którym można iść na reke , Może pieniedza nie są bardzo rewelacyjne jednak słysze że płacą ludzią znacznie mniej za wiele gorsze warunki :) WIec nie narzekacie ludzie ! !!
b
balbinka
gazeta npisala co burkat chcial pracowalam u niego niech on zyje za najnizsza krajowa to co powiedzial to klamstwa inspekcja powinna dobrze sie przyjzec pracownikow ma za smieci
p
pracownik
Dobrze, że zaznaczyłeś to słowo PRACOWAŁEM, bo już nie pracujesz, a teraz to wszystko już zupełnie inaczej wygląda. I ja jako czynny pracownik muszę powiedzieć, że zarabiam ponad 1800 złotych na rękę!!! Pracuję normę miesięczną, a wszystko co ponad to mam wypłacane!!!
t
to ja
A tak się dobrze czytało,już myślałam, ze To taki dobry człowiek... A tu wystarczyło, że zobaczył to pracownik i powiedział naga prawdę :)
R
Rozbawiony
Pracowałem u Pana Jana, 1800zł na rękę jaką podał to zwykłe kłamstwo (chyba, że miał na myśli brutto, generalnie wiocha że dziennikarz tego nie sprawdził), płaci większości pracownikom najniższą krajową. Większości nie zna z imienia jak powiada choćby dlatego, że rotacja pracowników w sieci Jan jest ogromna (jak tylko ludziska zobaczą jak się u niego pracuje to momentalnie uciekają). A tekst o tym, że patrzy jak dziewczyny kroją np. wędliny z powodu dumy to mnie zabił dosłownie :D Cały wywiad to jedna wielka ściema, jakby mógł to by kazał pracować ludziom w Boże Narodzenie i Wielkanoc a ściemnia że walczy o wolne niedziele (w Janie w niedziele pracuje się 11h). Nie płaci nadgodzin a wszystkich pracowników ma za potencjalnych złodziei którzy chcą go okraść. Szkoda, że się nie zapytał dziennikarz czy zapłacił ludziom za cały dzień renamentu. Generalnie to burak, słoma mu z butów wychodzi tak wielka, że go kłuje w tyłek.
R
RemadyYYyy7
Gratulacje tytułu „Człowiek Roku” Gazety Krakowskiej , Czytałem dokładnie artykuł ciekawy wywiad , w tej branży trzeba mieć głowę do interesów ciągły wyścig by konkurencja nie przebiła się , myślę że w okolicach Dobczyc Myślenic nie ma porównania z wyborem produktów ich jakością jakie oferuje sklep JAN , a też domyślam się Wadowicach a i również już za niedługo w Skawinie .
A troszkę słów o Panu Janie bardzo pozytywny człowiek zawsze otwarty zawsze do rozmowy widać że ciągle aktywny nie traktuje ludzi na gorszych i lepszych każdy jest na równi, zawsze otwarty zawsze znajdzie czas na rozmowę pożartuję uśmiechnie się ,wiem co mówię pozdrawiam serdecznie i gratuluje raz jeszcze :)
Wróć na i.pl Portal i.pl