Jakub Szamałek: Trzeba mówić o tym, co jest nie w porządku z mediami społecznościowymi

Anita Czupryn
Anita Czupryn
Algorytmy Facebooka preferują to, co się klika, co ma dużo komentarzy i dużo reakcji. Na pierwszy rzut oka wydaje się to niewinne, ale okazuje się, że najlepiej klika się to, co ludzi drażni, albo wkurza czy wzrusza. To, co wychodzi na powierzchnię, to często posty obliczone na prowokację – mówi pisarz Jakub Szamałek.

W ubiegłym tygodniu dziennik „Washington Post” napisał, że Facebook przyczynił się do społecznej wojny domowej w polskiej polityce, że dzieli społeczeństwo. Sami politycy mówią o algorytmie nienawiści, o tym, że wygrywają te treści, w których jest przysłowiowa krew. Dla Pana to chyba nie są nowe informacje?

Rzeczywiście, ta informacja nie jest dla mnie szokująca. Przeglądając nowe materiały, które się pojawiły, mam wrażenie, że potwierdzają one to, co już wcześniej podejrzewaliśmy. Nie czuję się więc zaszokowany tym, co się ukazało w prasie. Algorytmy Facebooka preferują to, co się klika, co ma dużo komentarzy i dużo reakcji. Na pierwszy rzut oka wydaje się to niewinne, ale okazuje się, że najlepiej klika się to, co ludzi drażni, albo wkurza czy wzrusza; krótko mówiąc, co rodzi silne emocje. Wtedy jest bardziej prawdopodobne, że daną treść przekażemy dalej. Problem w tym, że głosy spokojne, wyważone giną w takim środowisku. To, co wychodzi na powierzchnię, to często posty obliczone na prowokację. Ludzie, którzy zajmują się mediami społecznościowymi profesjonalnie, w tym też ci, którzy prowadzą politykom ich profile, wiedzą, jak to działa i co należy pisać, żeby wywołać reakcję, a to się przekłada z kolei na skuteczność kampanii. To ma dalekosiężne konsekwencje, bo sprawia, że grupy czy głosy, które wcześniej określilibyśmy jako niszowe czy marginesowe, są promowane i wypychane na pierwszy plan.

W niektórych krajach, takich jak w USA czy Wielka Brytania trwa już dyskusja, czy nie powinno się wprowadzić pewnych prawnych regulacji, jeśli chodzi o takie medium społecznościowe jak Facebook. Myśli Pan, że ich wprowadzenie jest możliwe? Jak regulować internet, który jest wolny?

Od razu zaznaczę, że uważam, iż internet jak najbardziej można regulować, a tym bardziej można regulować Facebooka. Niektórzy myślą o internecie, jako o sile przyrody czy żywiole, który funkcjonuje w oparciu o własne niezmienne prawa, ale tak nie jest. Internet został stworzony przez ludzi i przez ludzi jest zarządzany, a tym bardziej Facebook jest dziełem człowieka i może być regulowany. Może być rozbity na kilka firm albo może być audytowany bardziej agresywnie. Rozwiązań jest dużo. Oczywiście my, jako Polacy mamy na to absolutnie zerowy wpływ. Facebook jest wielką międzynarodową firmą, która ma siedzibę gdzie indziej, która interesuje się tym, co mają do powiedzenia politycy w Stanach Zjednoczonych. Nasze ewentualne wątpliwości czy zażalenia są nieistotne.

Nawet jeśli Stany Zjednoczone wprowadziłyby jakieś regulacje dotyczące Facebooka, to przecież one nie będą zgodne z prawem innych krajów.

Oczywiście, ale ewentualne zmiany w algorytmach sortujących treści czy w zasadach, według których funkcjonują jego cenzorzy, odczujemy wszyscy. Pytanie, kto to powinien regulować, czy Facebook powinien mieć tu dalej wolną wolę, czy to powinien kontrolować jakiś rząd czy organizacja, a jeśli tak, to jaka. To są wszystko trudne pytania, ale, jak mówię, jeśli chodzi o Polskę, to nam nie grozi, żeby rząd PiS-u mógł regulować Facebooka, i całe szczęście; my jesteśmy przypisem do rzeczywistości. W każdym razie sytuacja, w której dany kraj ma pełną kontrolę nad tym, co jego obywatele piszą na mediach społecznościowych, z pewnością nie jest dobrym pomysłem. Ale też nie jest dobrym pomysłem, żeby Facebook uprawiał w tej kwestii samowolę, a co więcej, żeby regulował nasze wypowiedzi w kontekście konfliktu interesów. Bo od strony czysto komercyjnej Facebookowi zależy przecież, żeby się klikało, żeby ludzie się kłócili i żeby posty trzymały nas wszystkich przy komputerach. Facebook wielokrotnie już udowodnił, że nie jest w stanie samodzielnie walczyć z fake newsami czy mową nienawiści i nie bardzo mu na tym zależy.

Za to pokazał, że najbardziej zależy mu na tym, abyśmy się kłócili. Już kilka lat temu w wywiadzie dla „Polski” mówił Pan o tym, że powinniśmy przemyśleć nasze relacje z mediami społecznościowymi. Czego ludzie szukają w social mediach?

Kontaktu z innymi ludźmi. I media społecznościowe w jakimś zakresie spełniają tę potrzebę. Można pozostawać w kontakcie ze znajomymi, można poznawać nowych ludzi, angażować się w lokalne tematy i grupy. To jest fajne i z tego korzystamy. Problem jest taki, że na dłuższą metę to nie jest zdrowy kontakt i to z kilku powodów. Przede wszystkim dlatego, że media społecznościowe zachęcają nas do myślenia narcystycznego. Nie w takim kolokwialnym sensie, że każdy z nas ma myśleć, że jest piękny i wspaniały, tylko, że poczucie naszej wartości staje się uzależnione od tego, co myślą na nasz temat inni. Czyli, nie mamy stabilnego poczucia wartości, bo cały czas to, co napiszemy, poddawane jest osądowi ludzi dookoła i mamy bardzo wyraźną miarę tego, jaką reakcję dany post czy zdjęcie wywołało. Patrzymy, czy lajków było 18 czy 30, a może 75? To rodzi kolejne problemy. Po pierwsze za bardzo zaczynamy się przejmować tym, co myślą o nas inni, a za mało tym, co sami myślimy. Po drugie, zaczynamy myśleć tak jak grupa, bo nie chcemy odstawać, chcemy być częścią tego, co widzimy na ekranie i zbierać ten wspólny aplauz. Dotyczy to szczególnie młodych ludzi; wewnętrzne dokumenty Facebooka pokazują na przykład wyraźnie, jak toksycznym środowiskiem dla młodych osób, zwłaszcza dziewczyn, jest Instagram…

Nawiasem mówiąc Instagram również należy do Facebooka. Ale jest coś jeszcze – media społecznościowe stwarzają złudzenie, że każdy może być gwiazdą, każdy może publikować treści, zdjęcia. Tylko że – i dobrze to widać właśnie na Instagramie – praktycznie nie ma już zdjęć bez retuszu. Młodzi ludzie na zdjęciach mają doskonałe cery, powiększone oczy, usta. Zaczynają żyć w swoistej schizofrenii, ale czy naprawdę wierzą w to, że są tacy piękni i idealni?

Oczywiście, każdy z nas kreuje jakąś wersję siebie w internecie, podobnie, jak robimy to w świecie rzeczywistym. Problem zaczyna się, jeśli zaczynamy wierzyć, że to jest prawda. Wtedy bardzo szybko można dojść do wniosku, że nasze własne życie, które nie składa się z samych wakacji na Malediwach, posiłkach w modnych restauracjach i hucznych imprez, jest gorsze od życia innych. Wydaje się, że to dotyczy szczególnie ludzi młodych czy takich, którzy nie są jeszcze do końca świadomi, jak media społecznościowe działają.

Pierwotne założenia twórców Facebooka wydawały się szlachetne: móc się ze sobą kontaktować, wymieniać myślami, doświadczeniami. Czym Facebook stał się dzisiaj?

Pamiętajmy o tym, że początki Facebooka nie były wcale szczególnie szlachetne. Facebook zaczął się jako strona, która służyła do oceniania atrakcyjności studentów na Uniwersytecie Harvarda; a zwłaszcza studentek. Była to więc aplikacja, która pozwalała decydować, kto jest seksowny, a kto nie jest seksowny. Przy czym zdjęcia do tego zestawienia zostały wyciągnięte z bazy danych uniwersytetu nielegalnie. Moim zdaniem tamte początki dobrze ilustrują zamysł założycielski tej firmy; widać, że ona jest wierna tamtemu duchowi. Deklaracje o tym, jak to Facebook łączy ludzi i chce stworzyć globalną wioskę pojawiły się później. Natomiast od początku Facebook miał naturę voyeurystyczną i dosyć przedmiotowo traktował ludzi, i którym wchodził w życie. Nadal jest to częścią DNA tej firmy.

Był czas, kiedy Pan się Facebookiem zachwycił?

Może nie zachwyciłem, ale byłem użytkownikiem Facebooka, oczywiście. Widziałem jego przydatność i miałem dużo frajdy z tego, że go używałem. Myślę, że wszyscy, jako społeczność, zachwyciliśmy się i internetem, i mediami społecznościowymi na początku, bo też nie rozumieliśmy ani tego, jak one działają, ani tego, jaki mogą mieć wpływ na tematy ważniejsze niż organizacja przyjęcia czy relacja z wakacji. Na początku Facebook był postrzegany jako nasz wspólny album ze zdjęciami, którymi dzielimy się z przyjaciółmi. Potem okazało się, że z tą prywatnością jest bardzo słabo; Facebook nie okazał się kustoszem naszych danych, któremu można by było ufać. Okazało się też, że to wcale nie musi być platforma ograniczona do spraw błahych, że tematy ważkie i ważne są też poruszane i że Facebook nie jest gotowy na to, żeby taką agorę wymiany poglądów budować.

Co spowodowało, że Pan prywatnie zrezygnował z Facebooka?

Proces utraty wiary w Facebooka był rozłożony i trwał kilka lat. Kiedy zacząłem przygotowywać się do publikacji moich książek, do serii „Ukryta sieć”, która jest cyklem skupionym na temacie nowych mediów, nowych technologii, to mój entuzjazm do Facebooka zaczął stygnąć. Oczywiście, żal mi było porzucać tę łatwość kontaktu ze znajomymi, historię wymiany wiadomości z przyjaciółmi, ale jakiś czas później pojechałem na szkolenie przeprowadzone przez Bellingcat - jest to portal dziennikarzy śledczych, którzy w pracy posługują się przede wszystkim informacjami, które można znaleźć w internecie. Demonstrowali, jak zbiera się dane o człowieku na podstawie informacji zawartych na profilu w mediach społecznościowych. Okazuje się, że dużo intymnych danych na swój temat umieszczamy w sposób nieświadomy. Pokazali też, jak słabe są zabezpieczenia Facebooka; to, że nakładamy sobie jakieś kłódeczki, jakieś ustawienia prywatności i chcemy, aby nasze posty były widoczne tylko dla naszych znajomych bynajmniej nie oznacza, że tak jest w rzeczywistości. To, co zobaczyłem na tym szkoleniu było na tyle wstrząsające, że tego samego dnia skasowałem swój profil. Ale nadal prowadzę profil publiczny jako autor. Nie mogę się na media społecznościowe obrazić ani ich całkowicie odrzucić, bo dziś nie ma innego sposobu na to, aby się skutecznie kontaktować z czytelnikami. Media społecznościowe nie znikną z naszego życia. To, o czym warto jednak pamiętać, to że Facebook nie jest ekwiwalentem naszego salonu, tylko, że jest to miejsce publiczne, takie same jak ulica czy rynek miasta albo wagon pociągu. Powinniśmy być świadomi tego, że to nie jest miejsce całkowicie bezpieczne czy przyjazne.

Myśli Pan, że świadomi użytkownicy mediów społecznościowych będą szli w kierunku profesjonalizacji, pokazywania swojego zawodowego wizerunku czy firmy, czy produktów, bo wiedzą, że bez tego nie zaistnieją, nie odniosą sukcesu?

Myślę, że to już się dzieje. Widać zmianę w tym, jak ludzie zachowują się na Facebooku. Są bardziej świadomi, krytyczni, wobec tego, co tam umieszczają. Problem polega na tym, że dzieci, które sobie tych nawyków jeszcze nie wyrobiły, niekoniecznie mają przewodników, rodziców czy opiekunów, którzy by pokazali im, jak to działa, bo sami mogą nie mieć takiego doświadczenia. Młodzi ludzie więc orientują się w wirtualnej przestrzeni na zasadzie prób i błędów. Problem polega na tym, że błędy popełnione w internecie nie znikają, one z nami zostają. Czasem to może być drażniące, a czasami tragiczne w skutkach. Wydaje mi się, że to, co jest ważne, to oczywiście, abyśmy my dorośli byli świadomi, jak to działa, ale też żebyśmy byli w stanie dać to przewodnictwo czy pomoc tym, którzy dopiero do tego świata wchodzą. Niestety, jest to coś, do czego dzisiejsza szkoła dzieci w ogóle nie przygotowuje, a rodzice też mają z tym problem. Ten temat często pojawia się na moich spotkaniach autorskich. Rozmawiamy o postaciach czy wątkach z moich książek, ale też bardzo często zadawane są konkretne pytania przez rodziców czy nauczycieli, którzy potrzebują wsparcia w tym wyzwaniu, jakim jest przygotowanie dzieci i młodzieży do funkcjonowania w sieci. Zwracają się z tym do mnie, ale ja nie czuję się ekspertem w tej dziedzinie. To jest wyzwanie, jakie stoi przed nami, ale wydaje się, że nasz system edukacyjny jest tym w ogóle nie zainteresowany, chętniej by wrócił do XIX wieku niż próbował się zorientować, jak trzeba działać w wieku XXI.

Powinien być przedmiot w szkole uczący dzieci zachowania w internecie?

Nie wiem, czy osobny przedmiot; na pewno powinno to być coś, co byłoby poruszane. Obecnie mieszkam w Kanadzie i tutaj jest to element edukacji dzieci w szkołach publicznych od pierwszej klasy.

Jednym z zarzutów wobec Facebooka jest to, że zaburza demokrację, manipuluje opinią. A i sami dziennikarze, zdarza się, traktują Facebook jako główne i wiarygodne źródło informacji, co wydaje się już prawdziwym nieszczęściem. Na czym polega ta siła mediów społecznościowych?

Na tym, że media społecznościowe są uzależniające. To jest świadomie konstruowane, na takiej samej zasadzie, jak funkcjonują automaty z jednorękim bandytą. Algorytmy, o których mówiliśmy wcześniej, poza tym, że promują takie a nie inne treści, są projektowane świadomie z takim celem, aby nas przykuć do ekranu na jak najdłuższy czas. Na takiej zasadzie promowane są treści, projektowany interfejs i dobierane kolory. To wszystko wynika z tego, że media społecznościowe rzekomo są darmowe, bo nie płacimy abonamentu za ich używanie. Natomiast płacimy naszym czasem. Im więcej czasu spędzimy na Facebooku, tym więcej reklam się wyświetli, tym więcej Facebook zarobi.

Pandemia tym bardziej sprawiła, że dziś bez korzystania z sieci życie wydaje się niemożliwe.

Bardzo bym nie chciał, żeby wyszło, że jestem luddytą, który zachęca wszystkich do palenia telefonów i komputerów. Niewątpliwie nowe technologie okazały się w czasie pandemii bardzo przydatne; dzięki nim byliśmy w stanie w miarę normalnie funkcjonować, pracować zdalnie, kontaktować się z rodziną i nie czuć się samotnymi. To nie znaczy, że nie możemy tych mediów krytykować i domagać się od nich więcej. Pewnie, możemy kolektywnie wzruszyć ramionami i stwierdzić, że trudno, jest jak jest. Ale uważam, że trzeba mówić po pierwsze o tym, co jest nie w porządku z mediami społecznościowymi, a po drugie świadomie domagać się lepszego internetu. Bardzo się cieszę, że Unia Europejska i Kongres Stanów Zjednoczonych zaczął się zajmować tymi tematami; liczę na to, że będą w stanie zmusić twórców nowych technologii do tego, żeby media społecznościowe zreformować.

Wyobraża Pan sobie życie bez mediów społecznościowych?

Moje prywatne? Oczywiście, bo ich już praktycznie nie używam. Czasami korzystam z oficjalnego profilu, ale staram się robić to rzadko. Uważam więc, że życie bez mediów społecznościowych jest możliwe, dobrze robi na głowę. Warto się skupić na kontaktach w przestrzeni rzeczywistej. Ale nie łudzę się, że to będzie jakiś szeroki ruch, że ludzie nagle zaczną rzucać media społecznościowe. Można jednak oczekiwać, że media społecznościowe będą nastawione na coś więcej niż zysk, że będą nas szanować i chronić naszą prywatność. Na razie tak nie jest.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Debata prezydencka o Gdyni. Aleksandra Kosiorek versus Tadeusz Szemiot

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl