Jaka była przedwojenna granica II RP na Śląsku? Pisze o niej Tomasz Grzywaczewski w książce "Wymazana granica"

Tomasz Szymczyk
Tomasz Szymczyk
„Wymazana granica. Śladami II Rzeczpospolitej” to jedna z najnowszych propozycji wydawnictwa Czarne. Autor, reporter Tomasz Grzywaczewski, wybrał się w wędrówkę śladami przed-wojennej polskiej granicy. Odwiedził też śląskie miasta. Jak dawną granicę zapamiętali mieszkańcy Górnego Śląska?

Tytuł pana książki wydaje się trochę przewrotny. Oczywiście, tych granic formalnie już nie ma, choć czasem stanowią granice województw, powiatów czy obwodów, ale chyba, co ważniejsze, w wielu miejscach ta granica istnieje nadal mentalnie?

Wspólnie z redaktorem zdecydowaliśmy się na „wymazaną”, po to, żeby pokazać, że ta granica nie zniknęła w sposób naturalny, a została brutalnie zniszczona w wyniku agresji dwóch totalitaryzmów. Mimo hekatomby II wojny światowej ta granica wciąż tkwi w pamięci świadków historii, którzy widzieli tę granicę na własne oczy, ale również młodego pokolenia. To nie jest tak, że historię można odciąć grubą kreską i żyć tylko teraźniejszością i przyszłością. Historia ma znaczenie i cały czas na nas oddziałuje. Chyba właśnie dlatego ta granica, mimo że została brutalnie wymazana, to jednak nie do końca. To dziedzictwo cały czas istnieje.

Skąd w ogóle pomysł, żeby wybrać się w reporterską wędrówkę śladem przed-wojennej polskiej granicy?

Kiedyś trafił w moje ręce reprint mapy fizycznej II RP z 1939 roku. Uderzyły mnie wtedy dwie rzeczy. Po pierwsze, II RP była pod kątem terytorialnym państwem całkowicie odmiennym od dzisiejszej Polski. Pokrywał się tylko fragment południowej granicy. Oczywiście, mamy poczucie ciągłości politycznej, historycznej, natomiast terytorialnie to są dwa różne twory. Po drugie, granica II RP przecinała całą galaktykę etnograficznych, kulturowych i narodowych mikrokosmosów. To Kaszuby, Śląsk, Zaolzie, Wołyń, Polesie, północna Białoruś i Litwa. Pomyślałem, że wędrując tą granicą, będzie można opowiedzieć o wielonarodowym dziedzictwie II RP i o Europie Środkowej, gdzie spotykają się kultury, narody i cywilizacje. Białoruski historyk, dr Ihor Melnikau, wspominał, że granica między II RP a Związkiem Radzieckim była nie tylko granicą państwową, ale i granica cywilizacji.

I to chyba widać po latach. Kiedy Ukraińcy protestowali na Majdanie, to najsilniej chęć zmian manifestowano na zachodzie Ukrainy, czyli na naszych dawnych Kresach. A kiedy w zeszłym roku obserwowaliśmy sytuację na Białorusi, to też najbardziej zaangażowana była Grodzieńszczyzna.

Tak, to prawda. Na Białorusi powszechnie mówi się, że podział na wschodnią i zachodnią Białoruś dokładnie pokrywa się z dawną granicą II RP. Część zachodnia jest bardziej prozachodnia, prowolnościowa i antyłukaszenkowska. Część wschodnia jest bardziej zsowietyzowana i patrząca w stronę Rosji. Na Ukrainie rzeka Zbrucz też oddziela wyraźnie Ukrainę Zachodnią od Ukrainy Centralnej. Granica zniknęła, ale te podziały nadal są.

Polska po wojnie przesunęła się na zachód i przedwojenna granica polsko-niemiecka leży w granicach jednego państwa. Granica wschodnia dziś znajduje się na Ukrainie, na Białorusi, na Litwie. Jakie jest do niej dzisiaj podejście obywateli tamtych państw?

Oczywiście, jest to bardzo zróżnicowane i trudno wygłosić jedną opinię. Myślę, że najmniej emocji ta granica wzbudza na Białorusi. Uważam, że Białorusini, jeśli chodzi o naszych sąsiadów, są najbardziej życzliwi Polsce. My też z Białorusią nie mamy poważnych zaszłości politycznych. Na Litwie był bardzo poważny konflikt, a Polska traktowana była jako okupant. Z kolei na Ukrainie ogromnym problemem jest rzeź wołyńska, do odpowiedzialności za którą Ukraińcy się nie przyznają i traktują Ukraińską Powstańczą Armię jak zwykłą partyzantkę. Białorusini na tę granicę patrzą tak, że jest ona trochę wspólna. Jest taka postać Sergiusza Piaseckiego, przedwojennego przemytnika, awanturnika, również szpiega i pisarza. Dziś w Polsce jest postrzegany jako pisarz polski, ale jest też odkrywany współcześnie przez Białorusinów i traktowany jako pisarz białoruski czy białorusko-polski, taki człowiek pogranicza. Najnowsza płyta Pita Paułała, muzyka legendarnej grupy N.R.M., jest oparta właśnie na „Kochanku Wielkiej Niedźwiedzicy” Piaseckiego, micie pogranicza i tych awanturniczych opowieści. Można więc tworzyć coś wspólnego. Na Litwie jest to trudniejsze. Litwa nie stosuje się do przepisów dotyczących pisowni polskich nazwisk czy podwójnych nazw miejscowości. Można też zaobserwować wzajemną nieufność Polaków do Litwinów i Litwinów do Polaków. Mieliśmy z żoną okazję wędrować z pielgrzymką, która idzie z Suwałk do Wilna. W pewnym momencie pielgrzymi na rzece Mereczance w Oranach przekraczają dawną granicę II RP i to taki szok kulturowy. Po jednej stronie ziemie całkowicie litewskie, gdzie w ogóle nie ma Polaków i ta polska pielgrzymka nie wywołuje żadnych emocji. Po drugiej stronie są tereny zamieszkałe przez Polaków i pojawiają się stoły pełne jedzenia i wszyscy po polsku pozdrawiają pielgrzymów. Tak jakby te dwa światy - polski i litewski - w ramach jednego państwa funkcjonowały nie ze sobą, ale obok siebie. Choć, na szczęście, w ostatnich latach podejmowanych jest coraz więcej prób polsko-litewskiego dialogu i pojednania.

Zagląda pan również na Śląsk. Ta granica tutaj była dziwna o tyle, że często wytyczano ją sztucznie między domami. Jest w książce m.in. o kopalni Makoszowy, która znalazła się w Niemczech, ale jej granica biegła wzdłuż ogrodzenia zakładu.

Ta granica rzeczywiście była niezwykle skomplikowana. Nie było chyba drugiego regionu, który byłby w tak sztuczny sposób podzielony i który aż tak bardzo dzieliłby ludzi, którzy wcześniej mieli wspólną tożsamość. Wyznaczenie tej linii było tutaj niezwykle trudne. W Niemczech pozostali Polacy, a w Polsce Niemcy, a gros osób czuło się w ogóle Ślązakami i ta granica była dla nich czymś sztucznym. Na Śląsku też doszło do tragedii w 1945 roku, nie wiem, czy to powszechna wiedza w Polsce. Mężczyźni byli wywiezieni na Wschód, kobiety były gwałcone. W Polsce chyba bardziej jest to kojarzone z Mazurami choćby przez „Różę” Smarzowskiego. Ta granica przyniosła tutaj wtedy terror. Ojciec jednej z bohaterek pomagał pracującym w kopalni jeńcom radzieckim, przynosząc im jedzenie, a po wkroczeniu Sowietów został aresztowany i wywieziony. Do domu nigdy nie wrócił - zmarł w wagonie bydlęcym kilkadziesiąt kilometrów od domu. Ta granica w ogóle nie uwzględniała śląskiej mozaiki tożsamościowej. Jej powstanie podzieliło Górnoślązaków, a jej zniknięcie przyniosło wielkie cierpienie.

Dość nieoczekiwanie chyba spotkanie z dawną granicą polsko-niemiecką wyglądało za to pod Raciborzem. Okazało się, że w wiosce po dawnej polskiej stronie słuchano na festynie disco polo, a nieco dalej, ale w wiosce, która przed wojną była już w Niemczech, podobnej muzyki, ale po niemiecku.

(Śmiech). Ja pochodzę z Łodzi i jestem człowiekiem z Kongresówki. Nie bardzo wyobrażałem sobie, aby w takiej kategorii cokolwiek mogło z disco polo konkurować. Aż nagle przyjeżdżam na to pogranicze Śląska i Opolszczyzny i pojawia się niejaki Tobi z Monachium, który serwuje „disco Deutschland” z podobnym poziomem artystycznym i przekazem, ale w zupełnie innym języku. Ten przykład pokazuje też, że współczesna Polska ma wiele swoich odcieni małych ojczyzn, które funkcjonują. Na szczęście następuje powrót do lokalności.

To chyba pokazuje też historia kaszubsko-ukraińskiego małżeństwa, które spotkał Pan w jednej z miejscowości na Pomorzu.

To piękny przykład i cieszę się, że udało mi się go odnaleźć. Ania jest Kaszubką z dziada pradziada, Orest z kolei Ukraińcem, którego rodzina trafiła na Kaszuby w wyniku zbrodniczej akcji Wisła. Ich ślub odbywał się w cerkwi, która mieści się w dawnym kościele ewangelickim. Przed cerkwią czekał na nich szpaler - po jednej stronie druhny w strojach kaszubskich, po drugiej drużbowie w strojach ukraińskich. Na weselu był specjalnie przygotowany śpiewnik, gdzie były i piosenki ukraińskie, i kaszubskie. A oboje czują się też Polakami. Myślę, że to warto powiedzieć, że tożsamość lokalna musi się wykluczać z tożsamością narodową.

Czy te granice II RP można dzisiaj wykorzystywać nie tylko tożsamościowo, ale i turystycznie?

Myślę, że to dobry materiał na markę turystyczną. Na Śląsku pojawił się taki pomysł szlaku dawną granicą. W Rybniku, w Stodołach, które były już wioską po stronie niemieckiej, jest budynek, gdzie mieszkały rodziny celników, i tam postawiona jest mała budka strażnicza i tablica z informacją, że tu była granica. Myślę, że jak najbardziej jest w tym potencjał. Książka zaczyna się od repliki słupa granicznego w Dębkach nad Bałtykiem. Tam też jest informacja o granicy i tam też jest pomysł na stworzenie szlaku śladem pogranicza.

Jeśli chodzi o nieistniejące granice, to mamy też dawne granice państw zaborczych, które też są nadal w wielu miejscach widoczne i wciąż oddziałują na ludzi. Nie korciło Pana przy okazji?

Tak, jest przecież nawet słynny Trójkąt Trzech Cesarzy. Trochę mnie korciło i wiem, że te granice w niektórych miejscach są jeszcze silniejsze niż granice II RP.

Jak Sosnowiec i Katowice, czyli Zagłębie i Śląsk.

Właśnie. W moich rozmowach z bohaterami książki na Śląsku to właśnie się pojawiło. Granica II RP, owszem, była, ale była sztuczna, zniknęła i nie pozostawiła głębokich podziałów, ale że prawdziwą granicą światów była granica między Zagłębiem a Śląskiem (czyli wcześniejsza między Rosją a Prusami - red.). Dzisiaj oba regiony są mylone i to doprowadza i Ślązaków, i Zagłębiaków do pasji. Tak, te granice zaborcze są bardzo mocne. Trochę mnie to korciło. Zobaczymy, może w przyszłości? W tej książce nie chciałem już mieszać tych rzeczy, bo i tak jest tu bardzo dużo różnorodności.

Wracając jeszcze na moment do książki - trochę szkoda, że nie ma w niej zdjęć.

To prawda, ale taki jest format wydawniczy Wydawnictwa Czarne, które nie umieszcza w książkach zdjęć. Powstała jednak strona internetowa www.granice2rp.pl To strona z galerią fotografii z granic i wszystko można tam zobaczyć.

od 7 lat
Wideo

21 kwietnia II tura wyborów. Ciekawe pojedynki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Jaka była przedwojenna granica II RP na Śląsku? Pisze o niej Tomasz Grzywaczewski w książce "Wymazana granica" - Dziennik Zachodni

Wróć na i.pl Portal i.pl