Jak zdobyto Dziki Zachód. Zachód inny niż w filmach

Paweł Stachnik
Amerykańska kawaleria walczy z Indianami
Amerykańska kawaleria walczy z Indianami archiwum
XIX wiek to okres podboju Dzikiego Zachodu. Złożyły się na to wyprawy badawcze, ruch osadniczy, gorączka złota, przepędzanie bydła i budowa kolei. Historyczna rzeczywistość była jednak nieco inna niż to, co pokazywały nam westerny, a potęga Ameryki powstawała na krzywdzie Indian.

Na początku XIX wieku zachodnia granica Stanów Zjednoczonych przebiegała wzdłuż rzeki Missisipi. Jako tako zasiedlone i ucywilizowane były tereny we wschodniej części kontynentu, te leżące nad wybrzeżem Atlantyku (m.in. stany Nowy Jork, Maryland, New Jersey, Wirginia) i te położone nieco w głębi lądu (Kentucky, Tennessee, Georgia).

Natomiast na zachód od Missisipi rozciągała się obejmująca całą centralną część kontynentu, należąca do Francji ogromna Luizjana. Za nią zaś, aż do wybrzeża Pacyfiku, znajdowały się posiadłości hiszpańskie i ziemie niczyje.

Gdy w 1803 r. USA nabyły od napoleońskiej Francji wspomnianą Luizjanę (za 23 mln ówczesnych dolarów), powierzchnia młodego państwa powiększyła o 2,14 milionów kilometrów kwadratowych. Przed Amerykanami stanęło zadanie najpierw poznania, a potem skolonizowania tego wielkiego, dzikiego obszaru. Tak zaczął się podbój Dzikiego Zachodu.

Myśliwi i traperzy

Władze w Waszyngtonie zdawały sobie sprawę z tej konieczności i wysłały na zachód dwie wyprawy badawcze: Lewisa i Clarka, a potem Zebulona Pike’a. Największą robotę wykonał jednak ktoś inny: traperzy, myśliwi i tzw. ludzie z gór. To właśnie oni - nieustraszeni samotni wędrowcy - jako pierwsi zapuszczali się na zachód od Missisipi, by polować, handlować z Indianami lub po prostu szukać przygód i poznawać nowe tereny.

Ubrani w skórzane stroje, wyposażeni w skałkową strzelbę, nóż, toporek i kociołek, wyruszali konno na nietknięte dotychczas stopą białego człowieka obszary. Tym bardziej, że pojawił się jeszcze pewien powód ekonomiczny. Początek XIX w. przyniósł w USA i Europie modę na futra bobrowe. By zaspokoić popyt na skóry tych zwierząt, na zachód ruszyły tysiące myśliwych. „Doświadczony traper mógł w ciągu sezonu zarobić około dwóch tysięcy dolarów, co w owych czasach było znaczną sumą” - podaje Jarosław Wojtczak w swojej wydanej niedawno książce „Jak zdobyto Dziki Zachód”. Prawdziwa historia amerykańskiego pogranicza” (Bellona).

Traperzy i myśliwi zapuszczali się w leżące na zachodzie góry i lasy, by przez kilka miesięcy polować na bobry i zmagać się z dziką przyrodą, niebezpiecznymi zwierzętami i wrogimi niekiedy Indianami.

Jak niebezpieczne było to zajęcie pokazuje przypadek jednego z myśliwych - Hugh Glassa. Któregoś dnia został on mocno poturbowany przez broniącą swoich młodych niedźwiedzicę grizzly. Opiekujący się rannym Glassem dwaj jego towarzysze uznali, że z kompana nic już nie będzie, pozostawili go więc nieprzytomnego w wykopanym dole i odeszli.

Gdy Glass odzyskał przytomność, wygrzebał się z dołu i żywiąc się jagodami i korzonkami powlókł na południe. Po sześciu tygodniach napotkał Indian, którzy udzielili mu pomocy i doprowadzili do fortu Kiowa. Ciężko poraniony Glass pokonał w sumie ponad 300 km… Jego historia została pokazana w oskarowym filmie „Zjawa” z Leonardem di Caprio w roli głównej.

Człowiek z gór.
Człowiek z gór. archiwum

Na zachód! Na zachód!

Dzięki myśliwym i traperom wytyczone zostały pierwsze szlaki prowadzące przez głuszę na zachód. W latach 30. XIX w. na nowe - żyzne i bogate ziemie - ruszyli osadnicy.

- Głównym czynnikiem skłaniającym ludzi do porzucenia swoich siedzib była ziemia. Wschodnie stany były już zasiedlone i brakowało w nich wolnych działek. Z kolei rosnący przyrost naturalny sprawiał, że coraz trudniej było tam wyżywić wszystkich mieszkańców. Dlatego nadmiar ludności musiał znaleźć ujście w postaci wędrówek na zachód - wyjaśnia Jarosław Wojtczak.

Zwykle osadnicy docierali lądem do Missisipi. W St. Louis wsiadali na parowiec i płynęli nim 240 km w górę rzeki do miejscowości Independence. Tam zaczynał się jeden z najbardziej znanych prowadzących na zachód szlaków - Oregon Trail, czyli Szlak Oregoński (były też inne, m.in.: Mormoński Kalifornijski, Hiszpański).

Migracja na zachód miała charakter oddolny. Nie zorganizowało jej państwo lecz ludzie

Szlak „przecinał Wielkie Równiny wzdłuż Platte (…), przekraczał Góry Skaliste na Przełęczy Południowej i docierał do rzeki Snake w Idaho. Dalej prowadził wzdłuż Snake River do doliny Kolumbii. Główny szlak kończył się nad rzeką Willamette i w forcie Vancouver nad Kolumbią. Dotarcie do celu wymagało niekiedy pokonania nawet trzech i pół tysiąca kilometrów w ciągu jednego lata i jesieni, wozem zaprzężonym w woły, konie lub muły (…), co zwykle oznaczało pięcio- lub sześciomiesięczną wędrówkę” - czytamy w książce.

Jechano specjalnymi wozami, nazywanymi „szkunerami prerii”, zgrupowanymi w większe karawany i prowadzonymi przez doświadczonych przewodników. Droga była ciężka i niebezpieczna. Podróżnikom doskwierały deszcze, burze i upały. Karawany musiały przeprawiać się przez rzeki i strumienie, pokonywać podmokłe tereny i lotne piaski, przedzierać się przez góry i pustynie. Częste były przypadki śmierci z głodu (gdy po drodze skończyła się żywność), chorób lub wyczerpania.

Osadnicy musieli też zmagać się z Indianami, którzy z czasem zmienili swoje życzliwe podejście do białych. Gdy spostrzegli, że liczba przybyszów zajmujących ich ziemię rośnie, że wybijają oni zwierzynę, przynoszą nieznane wcześniej choroby i alkohol, zaczęli atakować kolonistów, napadając na karawany, farmy i osady. To z kolei powodowało krwawe, zbrojne odwety ze strony osadników i wojska.

Poszukiwacze złota, a w tle karawana osadników i dyliżans. Obraz Oscara E. Berninghausa „The Forty-Niners”.
Poszukiwacze złota, a w tle karawana osadników i dyliżans. Obraz Oscara E. Berninghausa „The Forty-Niners”. archiwum

Ruch społeczny

Migracja na zachód - podobnie jak inne opisane w niniejszym artykule zjawiska związane z podbojem Dzikiego Zachodu - miała charakter oddolny. Nie zorganizowało jej państwo, lecz pojawiła się spontanicznie, jako społeczna reakcja na brak ziemi i „leżące odłogiem” tereny za Missisipi i Górami Skalistymi. To charakterystyczne dla USA zjawisko: sprawcą kolonizacji dużej części kontynentu nie było państwo, rząd czy administracja, lecz obywatele, sami troszczący się o swoją teraźniejszość i przyszłość.

Z czasem do społecznego ruchu dołączono ideologię nazwaną Objawionym Przeznaczeniem. Głosiła ona, że Stany Zjednoczone mają prawo do zajęcia całego kontynentu północnoamerykańskiego.

***

Migracja na zachód nabrała masowego charakteru po odkryciu pokładów złotego kruszcu w Kalifornii i wybuchu tzw. gorączki złota. W mroźny poranek 24 stycznia 1848 r. majster stolarski James Marshall, pracujący przy budowie tartaku wodnego na rzece American w dolinie Sacramento w północnej Kalifornii, znalazł w wodzie kilka błyszczących grudek. Po dokładnym ich obejrzeniu stwierdził, że są to samorodki prawdziwego złota, jak się potem okazało, czyste w 95 procentach.

Mimo prób zachowania odkrycia w sekrecie, wieść o nim szybko się rozniosła. W ciągu kilku dni trzy czwarte mieszkańców San Francisco porzuciło swoje zajęcia i ruszyło na wzgórza Sacramento szukać złota. „Opustoszały ulice, zamknięto warsztaty, sklepy, biura i szkoły. 15 czerwca ukazał się ostatni numer >>California Star<<, po czym redakcję trzeba było zamknąć, bo cały personel wyjechał szukać złota” - pisze Jarosław Wojtczak.

Mapa USA w XIX wieku. Na zielono zaznaczona Luizjana.
Mapa USA w XIX wieku. Na zielono zaznaczona Luizjana. archiwum

Po złoto!

Gorączka złota zataczała coraz większe kręgi, ogarniając z czasem całą Amerykę. Do Kalifornii przybywali poszukiwacze z innych stanów, Meksyku, Panamy, a nawet Hawajów. Ze wschodnich stanów ciągnął tam niekończący się strumień amatorów bogactwa, był to tzw. wyścig bohaterów roku 1849. Tylko w tamtym roku do Kalifornii przybyło 80 tys. osób.

- Nastąpił niespotykany wcześniej w dziejach Ameryki, a może i świata, przepływ ludności. Byli tam przybysze z całego świata: Anglii, Francji, Włoch, Niemiec, Hiszpanii, Chile, a nawet Australii. Dzisiejszym tego wynikiem jest fakt, że stan Kalifornia jest nie tylko najludniejszym i najbogatszym, ale pod względem rasowym najbardziej różnorodnym stanem USA - podkreśla pisarz.

Na złotonośnych polach powstawały prowizoryczne miasteczka namiotów i drewnianych bud, w których mieszkali poszukiwacze. W zimnych rzekach i strumieniach płukali żwir i piasek, wypatrując złotych drobin i większych grudek. Potem, gdy pokłady rzeczne wyczerpały się, zabrali się do kopania dołów, a jeszcze potem do wydobycia w kopalniach metodami górniczymi.

Gorączka złota miała też swoje negatywne strony. Gwałtowna eksploatacja powodowała dewastację przyrody. Okolice kopalń ogołocone były z drzew, wycinanych na górnicze stemple. W miasteczkach poszukiwaczy kwitło pijaństwo, hazard, prostytucja i przemoc. Wielkie fortuny zdobyte wytężoną, ciężką pracą, tracono w kilka chwil przy karcianym stoliku.

W poszukiwaniu nowych złotonośnych terenów poszukiwacze wkraczali na tereny Indian, wywołując konflikty i wypierając ich stamtąd. Gdy zaś pokłady złota zmniejszyły się lub wyczerpały, poszukiwacze zaczęli wydobycie srebra, ołowiu i innych cennych surowców odnajdywanych w innych miejscach rozległych terenów Dzikiego Zachodu.

Poszukiwacze złota, a w tle karawana osadników i dyliżans. Obraz Oscara E. Berninghausa „The Forty-Niners”.
Poszukiwacze złota, a w tle karawana osadników i dyliżans. Obraz Oscara E. Berninghausa „The Forty-Niners”. archiwum

Ciężkie życie kowboja

Kolejnym zjawiskiem charakterystycznym dla amerykańskiego krajobrazu II połowy XIX w. było przepędzanie stad hodowanego w Teksasie bydła na północ i północny wschód, do kolei i wielkich miast.

- Zjawisko to stało się masowe po wojnie secesyjnej, gdy wschodnia część kraju była zniszczona i wygłodzona. Mięso pozyskiwane z teksańskiego bydła stało się wtedy bardzo potrzebne i poszukiwane. Pozwoliło przetrwać najtrudniejszy okres tuż po wojnie - wyjaśnia Jarosław Wojtczak.

Problemem było jednak, jak dostarczyć krowy z leżącego na południu Teksasu do odległych nieraz o parę tysięcy kilometrów miast. Rozwiązaniem okazała się kolej. Jako pierwszy wykorzystał ją handlarz z Illinois Joseph McCoy. W niewielkim mieście Abilene na końcu linii kolejowej Kansas Pacific Railroad zbudował wielką zagrodę, stodołę i hotel.

Do Kalifornii przybywali ludzie z całego świata: Ameryki, Europy, a nawet Australii

Następnie zaś wysłał swoich ludzi do Teksasu po bydło. Jego wysłannicy nabyli odpowiednią liczbę krów i popędzili na północ. Pierwsze stado dotarło do Abilene w sierpniu 1867 r. i liczyło 7 tys. sztuk. Tam załadowano je do pociągu i wysłano do Chicago.

W ten sposób szlak bydlęcy został przetarty. Inni teksańscy hodowcy również zaczęli wysyłać swoje stada do Abilene i innych miejscowości przy liniach kolejowych na północy (do Teksasu kolej jeszcze wtedy nie dochodziła).

Stada liczące zwykle 2,5 tys. sztuk doglądane były przez teksańskich kowbojów. Wykonywana przez nich praca na szlaku była ciężka i monotonna. Stado prowadził przewodnik i doświadczeni poganiacze. Na jego czele szły byki, za nimi krowy i jałówki. Kowboje otaczali stado wachlarzem i pilnowali, by żadna sztuka nie odłączyła się po drodze.

Trudne były przeprawy przez rzeki, zmiany pogody i napady Indian, którzy notorycznie kradli bydło. Źle do przepędzaczy odnosili się też farmerzy, którym stada tratowały pola. Niekiedy dochodziło do zbrojnych potyczek między jednymi a drugimi. Byli też złodzieje bydła, którzy napadali na stada.

Najgorsze były jednak wybuchy paniki w stadzie. Mógł go wywołać grzmot pioruna, spadający kawał skały lub inny hałas. Przestraszone bydło ruszało wtedy na oślep przed siebie i nie było sposobu, żeby go zatrzymać. Dwa tysiące oszalałych ze strachu krów tratowało wszystko, co stanęło im na drodze. Zdarzało się, że kowboje, którzy nie zdążyli przed nimi uciec tracili życie pod kopytami. Bywało też, że krowy dobiegały do jaru lub parowu i wpadały do niego łamiąc karki.

- Życie kowbojów wyglądało zupełnie inaczej niż przez całe lata pokazywały nam westerny. Było szare i trudne . Kowboje przez większą część roku pilnowali bydła. Potem brali udział w przepędzie na północ, który w kurzu, znoju, upale lub zimnie trwał jakieś sześć tygodni. U celu dostawali wypłatę, którą przepijali lub wydawali w domu publicznym - mówi Jarosław Wojtczak.

Amerykański kowboj, fotografia z 1888 r.
Amerykański kowboj, fotografia z 1888 r. archiwum

A Indianie?

Na proces ujarzmiania wielkich przestrzeni Dzikiego Zachodu złożyły się też m.in. kolonizacja mormońska, wojny z Meksykiem o Teksas i Kalifornię, powstanie linii dyliżansowych i poczty kurierskiej Pony Express oraz wielka budowa linii kolejowej łączącej oba wybrzeża kontynentu. Trzeba jednak pamiętać, że cały ten cywilizacyjny postęp Ameryki i budowa jej ekonomicznej potęgi odbywały się kosztem pierwszych mieszkańców tego kraju, czyli Indian.

- Rzeczywiście, Amerykanie zbudowali swój kraj na krzywdzie Indian. Mieszkańcy zachodu Indian nienawidzili, walczyli z nimi i byli przez nich zwalczani. Toczyła się tam nieustanna walka o ziemię, którą Indianie niestety przegrywali, wypychani coraz dalej na zachód, zamykani w rezerwatach i na ograniczonych terytoriach. A gdy się buntowali, wysyłano przeciw nim wojsko - mówi pisarz.

Dziki zachód życie kowbojów było szare i trudne wyglądało zupełnie inaczej niż pokazywały to westerny

Jednocześnie badacz podkreśla, że większość amerykańskich Indian nie zginęła w walkach z białymi, lecz przede wszystkim w wyniku chorób przyniesionych przez nich. Swoje robiły też alkohol (od którego Indianie szybko się uzależniali) oraz wybicie zwierzyny, będącej tradycyjnym źródłem pożywienia Indian.

- Paradoksalnie, ci od których Amerykanie wywalczyli swoją wolność, czyli Brytyjczycy, mieli odmienne podejście do Indian. Traktowali ludność tubylczą z większym szacunkiem i w rządzonej przez nich sąsiedniej Kanadzie nie było takich masakr, mordów i rugowania z ziemi jak w USA - dodaje Jarosław Wojtczak.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Jak zdobyto Dziki Zachód. Zachód inny niż w filmach - Plus Gazeta Krakowska

Wróć na i.pl Portal i.pl