Jak zatrzymać kierowców prowadzących pod wpływem alkoholu? Zabrać im samochody

Polacy są wstrząśnięci wypadkiem koło Stalowej Woli. Pijany kierowca (i to taki, któremu już wcześniej odebrano uprawnienia do kierowania) wjechał czołowo w rodzinny samochód. Zginęli rodzice, ocalał malutki chłopiec – jego zdjęcie w ramionach strażaka obiegło media jako symbol tego dramatu.

W takich momentach zwykle zaczynamy dyskutować o tym, jak bardzo powinniśmy karać takich kierowców. To normalny, ludzki odruch. Ważniejszym powinno być jednak inne pytanie: jak spowodować, by mniej pijanych wyjeżdżało w ogóle na drogi i byśmy nie musieli ich karać po fakcie?

Idealnych rozwiązań nie ma, ale kilka rzeczy w Polsce zrobić możemy. Po pierwsze – natychmiast przekierować policjantów z akcji „trzeźwy poranek” na akcje „trzeźwy wieczór” i „trzeźwy weekend”. Z danych policji dobrze wiemy, że pijani kierowcy powodują w Polsce wypadki najczęściej w godzinach 16-20 oraz w weekendy. Tymczasem nasi mundurowi od lat 90. z uporem maniaka prowadzą przesiewowe kontrole alkomatami w poniedziałkowe poranki. Nic dziwnego, że 80 proc. wyłapywanych (badanie Druid z 2010 r.) „pijanych” przez polską policję to ci, którzy popełniają wykroczenie – czyli na kacu wydmuchują więcej niż 0,2 promila, ale mniej niż 0,5 promila (co jest już przestępstwem).

Druga rzecz – odbierajmy nie tylko uprawnienia, ale i samochody. Kilkanaście krajów UE ma regulacje pozwalające zatrzymać pijanym kierowcom ich samochody (jeśli są właścicielami lub w ogóle posiadają auto). Czy to nie rozsądne, że gdy złapanemu pijanemu za kółkiem sąd zakazuje np. na trzy lata prowadzenia pojazdów, to jego auto na ten czas powinno trafić na policyjny parking? Lepiej mieć pewność, że nie pojedzie.

Zwłaszcza w Polsce, gdy – jak wynika z kronik policyjnych – sądowe zakazy łamane są nagminnie, a ponad 80 proc. odbywających kary pozbawienia wolności za przestępstwa na drodze to właśnie alkoholowi recydywiści?

Jeśli mamy problem z ludźmi uzależnionymi od alkoholu, to spróbujmy też ich leczyć. Dobrą wskazówką może być dla nas system działający na Słowacji. Tam kierowca przyłapany na jeździe po alkoholu odbywa obowiązkowe spotkanie z psychiatrą. Ten podczas wywiadu sprawdza, czy był to np. jednorazowy wybryk młodego człowieka, czy jednak choroba alkoholowa. W drugim przypadku kierowca kierowany jest na obowiązkową (choć krótką) terapię.

A na koniec – pamiętajmy, że pijani kierowcy w Polsce zabijają 9 proc. wszystkich ofiar wypadków drogowych. 91 proc. osób traci życie przez całkiem trzeźwych, lecz nie szanujących prawa drogowego rodaków.

Autor jest ekspertem bezpieczeństwa ruchu drogowego i redaktorem naczelnym portalu brd24.pl