Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak Cezary Grabarczyk przestał być politycznym jąkałą...

Marcin Darda
Marcin Darda
Marcin Darda Grzegorz Gałasiński/Polskapresse
Tak naprawdę nie ma znaczenia, czy za spóźnione pociągi odpowiada minister infrastruktury Cezary Grabarczyk. Nie ma znaczenia, czy jest mu przykro i przeprasza, czy też buńczucznie tłumaczy, że to nie jego wina.

To bez znaczenia, bo on i tak tym ministrem infrastruktury będzie, choćby do marszałka Sejmu trafiło i 10 wniosków o wotum nieufności. Zasada jest prosta: jeśli wniosek składa opozycja, to żaden premier nie pozwoli na jego skuteczność. Poza tym byt Grabarczyka zależy od premiera Donalda Tuska, a ten Grabarczykowi ostatnio zawdzięcza sporo. To tzw. spółdzielnia Grabarczyka torowała mu drogę do umocnienia władzy w PO i politycznej utylizacji Grzegorza Schetyny.

A sam jeszcze pamiętam, gdy Cezary Grabarczyk pytany o politykę coś niewyraźnie bąkał pod nosem, jąkał się i wzdychał z zakłopotaniem. Szybko, płynnie i z mocą mówił za to na temat legislacji, inwestycji, szybkiej kolei... Przez te ostatnie kilka lat z błyskotliwego, merytorycznego posła zamienił się w bezwzględnego politycznego gracza, a jąkać przestał się w ogóle. Paradoksalnie Grabarczyk zasługi dla infrastruktury ma większe niż jakikolwiek inny minister w XXI w. Legislację ustawił tak, że protesty nie blokują podpisywania umów na budowę autostrad (choć ich budowa to co innego), znalazł jakieś pieniądze na remonty dworców PKP (choć efekt tych remontów to co innego). Ale jest też ministrem, na którego głowie najczęściej lądują kubły z pomyjami, to jego najczęściej chce zwalniać opozycja, a takiego zamiaru półtora roku temu nie wykluczał nawet Tusk, choć to była akurat zagrywka pod publiczkę.

Dziś Tusk Grabarczyka chce, bo Grabarczyk poza Radą Ministrów byłby także poza jego, Tuska, kontrolą. Jest trochę prawdy w tych zarzutach SLD i PiS, że on zamiast myśleć o autostradach zajmuje się politycznymi igrzyskami. Nie wiem, jak w kraju, ale w Łodzi na pewno. Po tym, jak Tusk zakazał łączyć pracę w rządzie z zarządzaniem PO, Grabarczyk formalnie abdykował, ale w Łódzkiem nadal rządzi w duecie z posłem Andrzejem Biernatem. To taki model zarządzania, że nie dziwiłoby, gdyby w partii doszło do jakiegoś buntu, bo ten tandem rozmawia z pozycji siły, bez żadnej dyskusji.

Ale teraz pozycja Grabarczyka może osłabnąć, bo otwarcie zaczyna go krytykować Iwona Śledzińska-Katarasińska, której Tusk zawsze słuchał z uwagą. Chodzi o bliskiego Grabarczykowi polityka, który kryjąc się pod pseudonimem na forach parę lat temu wieszał psy na VIP-ach łódzkiej PO. To po pierwsze. Po drugie, Grabarczyk w regionie nie byłby tak silny, gdyby nie pomoc Andrzeja Biernata. Ale dziś przez tego samego Biernata może sporo stracić. Niedawno ''Superwizjer'' TVN pokazał, jak Biernat pomagał resortowi sportu ''projektować'' budowę orlików, jak znalazł konsultanta z Łodzi. Sęk w tym, że było to, zanim program ''Orlik 2012'' został ogłoszony, a ów konsultant dzięki temu, że do projektu wpisano konkretne rodzaje sztucznego podłoża, przez rok zanotował obrót rzędu 24 mln zł.

Prokuratura zdecyduje, co w tej sprawie pocznie. A jeśli pocznie, to ciśnienie skoczy nie tylko Biernatowi, ale i Grabarczykowi. Może w łódzkiej PO przez ten łańcuch zdarzeń dojdzie do przesilenia z udziałem ''niezadowolonych'', jak Śledzińska-Katarasińska, Krzysztof Kwiatkowski, Włodzimierz Fisiak...

Mnie punkt widzenia PO na władzę nie interesuje. Mnie interesuje, by minister dotrzymał obietnic, tych łódzkich przede wszystkim. Może więc na powrót powinien się zacząć jąkać i bąkać coś pod nosem, bo to znaczy, że myśli tylko o infrastrukturze. A wtedy i stołek ministra bardziej pewny...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki