Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jacek Bończyk o swojej nowej płycie z piosenkami Staszewskiego

Artur Borkowski
Maria Cereficka
Z Jackiem Bończykiem, jednym z najlepszych polskich aktorów śpiewających, który nagrał płytę z piosenkami Stanisława Staszewskiego, przedstawiciela undergroundu lat 60., rozmawia Artur Borkowski.

Panie Jacku, dlaczego Stanisław Staszewski?
- Wiele lat temu, zanim jeszcze Kazik Staszewski nagrał płyty "Tata Kazika 1 i 2", byłem zafascynowany Jackiem Kaczmarskim, który miał w swoim repertuarze piosenkę "Baranek", a potem "Celina". Wiedziałem, że to nie są jego kompozycje, bo były inaczej specyficzne. Próbowałem dowiedzieć się, kto jest ich autorem. Kiedy potem dzięki Kazikowi cała Polska poznała utwory Stanisława Staszewskiego, po raz kolejny się nimi zachwyciłem. Piętnaście lat później postanowiłem wrócić do tych utworów. Najpierw, w kwietniu ubiegłego roku, wyreżyserowałem spektakl "Nie dorosłem" w Teatrze Syrena w Warszawie, a po wakacjach postanowiłem, że wejdę do studia.

Od czego Pan zaczął?
- Dałem muzykom do posłuchania oryginalne wykonania Staszewskiego z niesamowitej kasety z lat sześćdziesiątych, którą nagrał na prośbę przyjaciółki w Paryżu. Jego muzykowanie było dość proste, wręcz naiwne, ale melodie są piękne.

A teksty?
- Jestem nimi głęboko zafascynowany, ponieważ są bardzo kunsztowne, jeśli chodzi o słowotwórstwo, poetykę. Są do bólu nadwrażliwe i bardzo męskie. Stawiam je na równi z tekstami Wojciecha Młynarskiego czy Jonasza Kofty.

Słowo "kurwa" może brzmieć inteligentnie?
- Jest pięknie, kiedy można sobie soczyście zakląć, ale w jakimś celu, w jakimś określonym temacie. Nie tylko ja zachwyciłem się językiem Staszewskiego. Niesamowicie uzasadnionym, tak pięknie wycyzelowanym, po prostu mistrzowskim. Nie wiem czy pan wie, ale ulubionym cytatem Jacka Kaczmarskiego ze Staszewskiego była końcówka utworu "Bal kreślarzy": "że z tylu różnych dróg przez życie, każdy ma prawo wybrać źle". Od wielu lat, co pewien czas, nagle nasuwa mi się jakieś przepiękne sformułowanie Staszewskiego, które bardzo chętnie upowszechniam i którym się posiłkuję, jeśli chcę poprzeć swoją wypowiedź naprawdę poetyckim zdaniem.

Słucham Bończyka śpiewającego Staszewskiego i myślę sobie, czy w dzisiejszym, zagonionym świecie ludzie znajdą czas, żeby posłuchać tej poezji, która skłania do rozmowy z drugim człowiekiem?
- Mam taką nadzieję, choć zgadzam się z panem absolutnie, że dzisiaj za mało ze sobą rozmawiamy. Obowiązuje skrót i straszliwa powierzchowność, którą zaszczepiają nam też i media. Pada kilka zdań, czuć zdawkowość. Nim zdążę się skupić, żeby ubrać w słowa odpowiedź na zadane pytanie, mój rozmówca rozmawia już z kimś innym. Z pełnym rozmysłem od jakiegoś czasu unikam spotkań, które są powierzchowne.

Nie boi się Pan, że Pana też będą unikać?
- Nie boję się. Ciągle nie brak mi ludzi, z którymi chciałbym rozmawiać. Oczywiście od wielu lat mam świadomość, że działam w niszy, ale ona jest moja.

Strasznie mi się podoba w tytule Pana płyty słowo "mój".
- Zastanawiałem się dość długo, jak tę płytę zatytułować. Były propozycje od wydawcy, że może "Bończyk śpiewa Staszewskiego" albo "Piosenki Staszewskiego akustycznie". A ja chciałem, żeby to było krótkie i treściwe. Żeby odróżniało moje interpretacje Staszewskiego od znanych wykonań i aranżacji Kazika, które były świetne, ale takie bardzo "kazikowe", "kultowe", czyli rockowe.
Zdaję sobie sprawę z tego, że ileś osób smagnie mnie batem i da mi w łeb za to, że się w ogóle za to wziąłem. Ale to akurat mam, przepraszam, w nosie. Bo uważam, że było warto, nawet jeśli za to oberwę. Bardzo chciałem wypowiedzieć się słowami Staszewskiego na temat dzisiejszego świata. I nie chodzi o to, że szukam analogii do czasów, w których żył, tylko o to, że ja te teksty bardzo dokładnie przepuściłem przez siebie i dlatego myślę, że mogę mówić o tej płycie "Mój Staszewski".

Na kogo Pan patrzy na okładce płyty?
- Na fantastyczny zespół muzyczny, który mi towarzyszy. Oni wiedzą, że ich słucham. Ale też na Staszewskiego.

Jaki on był?
- Nadwrażliwy. Chciałem go pokazać na linii poeta - kobieta. Bardzo mi zależało, żeby pójść tropem uczuć, marzeń często nie spełnionych i takiej męskiej, do bólu gorzkiej czasem i często smutnej osobowości. Myślę, że Staszewski po przeżyciach wojenno-obozowych był niezdiagnozowanym "depresjonikiem". To człowiek, który po różnych przeżyciach, traumach nie potrafił odnaleźć się w rzeczywistości szaroburego PRL-u i dlatego uciekł do Francji, do Paryża. Tam też nie znalazł swojego światełka w tunelu. Do pisania piosenek napędzały go niespełnione miłości. Powstały rzeczy pełne dramatyzmu bardzo wsobnego, męskiego, wręcz wilczego. Staszewski wył z samotności w tych piosenkach.

Ma Pan swoją ukochaną piosenkę?
- Od kilku lat, co jakiś czas, pozwalam sobie na koncertach śpiewać "W czarnej urnie". Ten tekst mnie powala. Zawsze, kiedy go śpiewam wzruszam się. Może dlatego, że przepuściłem go przez różne swoje życiowe sytuacje.

Pana płyta bardzo się podoba Kazikowi Staszewskiemu.
- Jestem szczęśliwy, że udało mi się w ogóle dotrzeć do Kazika, co nie było łatwe. Kiedy robiłem spektakl w teatrze, porozumiewaliśmy się przez menedżera. Kiedy wchodziłem do studia, swoimi kanałami, z wielkim trudem dotarłem bezpośrednio do Kazika i od razu się zrozumieliśmy.
Bardzo czekałem na jego pierwsze odczucia, kiedy posłucha próbek tego, co robiliśmy w studiu. Liczyłem się z tym, że powie: gościu, to nie jest moja bajka - kompletnie mi się nie podoba. Ale stało się zupełnie inaczej. Wysłałem mu trzy pierwsze pliki z piosenkami. Po godzinie Kazik napisał mi lakonicznie i oszczędnie: "Wiesz, trochę inaczej, ale chyba fajnie". Dziesięć minut później drugi mail: "Nie, no co ja mówię, bardzo fajne". Trzeci składał się z samych superlatyw.
Było mi bardzo potrzebne to wsparcie Kazika. Przecież zaśpiewałem piosenki jego ojca.

***

Jacek Bończyk

Aktor teatralny i filmowy, piosenkarz, autor tekstów piosenek, scenarzysta i reżyser spektakli muzycznych. Wokalista i gitarzysta formacji rockowej Bończyk/Krzywański. Absolwent Wydziału Aktorskiego Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie. Uczestnik licznych festiwali i przeglądów, zdobywca wielu nagród, z których najważniejsze to: Grand Prix na XXI Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu oraz Grand Prix na XVI Ogólnopolskim Festiwalu Piosenki Francuskiej w Lubinie. Ma na koncie trzy recitale aktorskie: "Piosenki kilku Francuzów" (2000), "Tango Kameleon" (2002) oraz "Recital na piano i bass" (2009). Pisze teksty dla różnych wykonawców, m.in. dla Katarzyny Groniec i Michała Bajora. Nagrał kilka płyt, m.in. "Następny" (2001), "Tango Kameleon" (2003), "Depresjoniści" (2005), "Raj" (2008), "Ideologia snu" (2010). Od kilku lat spełnia się także w roli reżysera koncertów i spektakli muzycznych, m.in. "Terapia Jonasza" w Teatrze Rozrywki w Chorzowie, "Obywatel" w Teatrze im. W. Horzycy w Toruniu oraz w Teatrze Syrena w Warszawie: "Kot w butach", "Walc na trawie", "Nie dorosłem", czy też w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej "Singielka, czyli na co ja czekam". Jest twórcą cenionych spektakli poetyckich m.in. "Dzieci Hioba", "Wersety panteisty", "O aniołach innym razem". Aktualnie można go oglądać na scenach Teatru Roma oraz Capitol w Warszawie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski