Incydent w szpitalu w Gdyni Redłowie. Kobieta, która poroniła, oskarża lekarzy. Lekarze mówią o "nieprawdziwych zarzutach"

Jolanta Gromadzka-Anzelewicz, szym
Szpital Morski im. PCK w Gdyni Redłowie
Szpital Morski im. PCK w Gdyni Redłowie Tomasz Bolt/Archiwum
W sobotę w szpitalu w Gdyni Redłowie doszło do incydentu. Kobieta w ciąży, której odeszły wody, czekała na badanie przez lekarza dwie godziny. Ona i jej mąż chcą złożyć skargę na pracę lekarzy. Natomiast lekarze z oddziału położniczo-ginekologicznego w szpitalu w Gdyni Redłowie są zbulwersowani nieprawdziwymi zarzutami i agresją kobiety w stosunku do medycznego personelu. Ostatecznie sprawę wyjaśni prokuratura, bowiem małżeństwo w czwartek złożyło zawiadomienie w tej sprawie.

Jak wynika z relacji pacjentki i jej męża, przekazanej trójmiejskim mediom, pani Miłosława trafiła do położniczo-ginekologicznej izby przyjęć szpitala redłowskiego około południa w sobotę, z powodu skurczów macicy. Była w 16 tygodniu ciąży. Musiała czekać w kolejce. Zaczęły też odchodzić jej wody płodowe.

Jak wynika z relacji jej męża, przekazanej Radiu Gdańsk - kobieta zarejestrowała się u pielęgniarek i usłyszała, że jest piąta w kolejce. Nikt się nią nie zajął, mimo że wody cały czas odchodziły. Została zbadana dopiero po dwóch godzinach przez lekarzy i – jak podejrzewa jej partner, stało się to tylko dlatego, że zaczął dzwonić do mediów z prośbą o interwencję.

Jak podkreśla mężczyzna, podczas pierwszego badania u dziecka był jeszcze wyczuwalny puls. Mimo to usłyszeli od lekarza pytanie, czy chcą ratować ciążę. Odpowiedzieli, że oczywiście, że chcą. "Każdy normalny rodzic zrobiłby tak samo" - stwierdził mężczyzna. Niestety, dzień później okazało się, że dziecka nie udało się uratować. Kobieta i jej mąż największe pretensje mają o to, że w ich opinii lekarze od razu przekreślili szanse na ratunek i kazali jej czekać na pomoc dwie godziny.

Przeczytaj więcej na temat

Odmienny przebieg zdarzeń podczas sobotnio-niedzielnego dyżuru zarejestrował personel oddziału.
Według ich relacji kobieta musiała poczekać, bo przed nią było jeszcze sześć par. Była w stabilnym stanie. Lekarz dyżurny w tym czasie był na sali operacyjnej w trakcie cesarskiego cięcia. Jak tłumaczą lekarze – po badaniu pacjentka natychmiast została otoczoną troskliwą opieką - trafiła na jednoosobową salę, a jej mężowi zezwolono, by przebywał przy niej przez całą noc. Poronienie było w toku, szanse, że uda się je zatrzymać, były praktycznie zerowe.

Kobieta i jej mąż zamierzają złożyć skargę na działania lekarzy w szpitalu.
- Do tej pory nie wpłynęła żadna skarga związana z tym zdarzeniem, nie będziemy więc wypowiadać się na ten temat - mówi Małgorzata Pisarewicz, rzeczniczka prasowa spółki Szpitale Pomorskie.

W czwartek mężczyzna złożył zawiadomienie w prokuraturze.
- Dzisiaj przyszedł mąż pokrzywdzonej, złożył w tej sprawie zawiadomienie, został przesłuchany na okoliczność tego zdarzenia - powiedziała prok. Małgorzata Goebel, szefowa Prokuratury Rejonowej w Gdyni.

Z tego co twierdzi personel szpitala wynika, że od samego początku para zachowywała się niezwykle agresywnie. Już po pół godzinie czekania mężczyzna interweniował w mediach. Udało mu się dodzwonić się do jednej ze stacji radiowych.

- Nigdy jeszcze, a ginekologiem jestem z bardzo długim stażem, nie spotkałem się z tak wulgarnym zachowaniem pacjentki, której bardzo chcieliśmy pomóc – zdradza jeden z lekarzy. - Mimo że zarówno specjalista ginekolog, jak i neonatolog (pediatra zajmujący się noworodkami) tłumaczyli jej co się dzieje, ani pacjentka, ani jej mąż nie przyjmowali tego do wiadomości. Z sali dobiegały krzyki, wrzaski, padały niecenzuralne słowa adresowane do białego personelu. Pacjentki na sąsiednich salach nie mogły nawet zmrużyć oka.

- Nie było szans, aby utrzymać przy życiu płód, który przyszedł na świat w 16 tygodniu ciąży - mówi dr nauk med. Andrzej Płoszyński, ordynator oddziału położniczo-ginekologicznego Szpitala Morskiego im. PCK w Gdyni Redłowie. - Realne szanse na przeżycie miałby od 26. tygodnia, minimalne od 23. tygodnia.

Przepowiednie jasnowidza Krzysztofa Jackowskiego na 2018 rok

Bursztynowy Ołtarz w kościele św. Brygidy w Gdańsku

Luksusowa rezydencja Jana Kulczyka na sprzedaż

Kalendarz sportowy 2018 - piękne zdjęcia sportowców i szczytny cel

Nauczyciel płakał, jak poprawiał: Najlepsze teksty uczniów i nauczycieli

Masz kota lub psa? Uważaj na trujące rośliny w domu!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Incydent w szpitalu w Gdyni Redłowie. Kobieta, która poroniła, oskarża lekarzy. Lekarze mówią o "nieprawdziwych zarzutach" - Dziennik Bałtycki

Komentarze 30

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

G
GOść
12 stycznia 2018, 20:34, Gość :

Rodziłam w tym szpitalu na początku 2017 roku , przywieźli mnie tam oboje rodziców , odeszły mi wody ze skorczami siedziałam na izbie 3h w miedzy czasie wypisywanie dokumentów, ktg tętno spadało jak sie potem okazało dziecko było owinięte pępowina , lekarz który mnie badał miał ledwo oczy otwarte i do tego pytał mnie która to ciaza ... porażka kompetencje tego lekarza to jakiś żart, położne traktują pierworodne jak śmiecie , odzywki chamskie , zacytuje ,, przestań sie drzeć już jest po skurczu nie udawaj ze boli” żałuje ze nie udaliśmy sie do Wejherowa zafundowali mi traumę do końca życia , prosiłam o ochronę krocza wszystko ładnie szło nie było takiej potrzeby mama towarzyszyła mi przy porodzie wszystko widziała , kiedy córka już była praktycznie na świecie położna stwierdziła ze sobie troszkę natnie szybciej pójdzie ... traktują nacinanie jako rutynę nie liczą sie z pacjentkami, mało tego złe mnie zszyly rano wypadło mi kilka szwów wszystko sie rozeszło , na obchodzie poinformowałam o tym panią doktor , ta zerknęła i powiedziała ze wszystko jest okzrosnie sie ... nie mogłam chodzić 3 miesiące nic sie nie zrosło , dziecko urodziło sie owinięte wokół szyi z rączka u góry było całe sine , odrazu zabrali do innej sali , wysłałam za nimi matkę dopiero potem mi powiedziała jak to wyglądało ! Nie ma sie co dziwić ze kobiety po takich traumatyczne niechce toczyć bitwy z tym szpitalem i personelem bo wszyscy chcemy mieć to już za sobą , najważniejsze jest w tym wszystkim dobro dzieciątka .

Współczuję i naprawdę rozumiem

G
Gość
2 lutego 2018, 9:26, Paula:

Rodziłam tam w 2012r. Już na dzień dobry usłyszałam od lekarza czy wstydu nie mam przyjeżdżać w sobotę... Dodam tylko, że tak mi radził ginekolog prowadzący, byłam już 2 tygodnie po terminie. Z wielką łachą zrobili mi ktg, wszystko było ok, przyjęli mnie na odział patologii. Pielęgniarki niektórze bardzo miłe, a parę Pań no niestety do miłych to im daleko było. Wody odeszły mi we wtorek, zaczęli wywoływać poród oksytocyną, bóle się zaczęły i gdy ruszałam ręką zaginała się rurka od kroplówki, pielęgniarka parę razy tak wydarła ryja na mnie, że byłam w ciężkim szoku jak tak można, w końcu za którymś razem inna położna nie wytrzymała i zwróciła tamtej uwagę po czym sama się mną zajęła, to była jedyna z nielicznych na oddziale, która z empatią podchodziła do rodzącej, Pani Ola, zapamiętam do końca życia... Dzięki Pani Oli moja córka ma się dobrze, po 12 godzinach porodu parę razy prosiła lekarzy o cesarkę, przeszło 2h parcia i nic, tętno małej zaczęło słabnąć a oni mieli to gdzieś, dziecko było wcześniej w już zielonych wodach, to cud, że ma się dobrze i jest zdrowa. Cesarkę zrobili w chwilę, byłam ekspresowo rozbierana i znieczulana, nawet nie zdążyli zakryć mi widoku, widziałam w lampach wszystko, cały przebieg cesarki... Ogólnie długo by pisać jak kobieta jest tam przedmiotowo traktowana, ja mam twardą skórę i mało mnie robi, ale były tak ze mną kobiety bardzo delikatne, widać było, że przechodzą traumę podczas no upokarzających badań. Mam nadzieję, że w końcu zajdą w tym szpitalu zmiany.

Ja rodziłam w 2007 i wspominam tragicznie, efekt końcowy taki, że wylądowałam na 4 dni na intensywnej terapii, a następnie na kolejnych oddziałach, do domu wróciłam 2 tygodnie po cesarce. Do dzisiaj odczuwam tego skutki. Można by powiedzieć, porody są różne, różne są stany zdrowia, oczywiście, ale ja leżałam kilkanaście dni przed na patologii ciąży sądząc, że jestem pod dobrą opieką. Lekarze czekali za długo, a w szczególności jeden, który upierał się, że nie zamyka mi drogi naturalnego porodu po uwagach innego lekarza:" co z panią robimy? ma takie złe wyniki itd..." Dodam to, że podczas pobytu na patologii nasłuchałam się jak pacjentki są tam traktowane, jak nie ludzie tylko kukły bez swojego mózgu, które nie powinny się odzywać, a zapytać o swój stan wyniki: jak można???

m
matka
Owego dnia byłam pacjentką oddziału położniczego. Sama przeżyłam poronienie we wczesnej ciąży i bardzo współczuje rodzicom. Ale chciałabym przytoczyć kilka faktów, ponieważ niejednokrotnie odwiedzałam IP w przeszłości i leżałam wcześniej na ginekologii, a później na patologii ciązy. A więc:
- w sobotę 6 stycznia było święta i na całym oddziale (ginekologia, położnictwo, patologia ciąży, trakt porodowy) było 2 lekarzy jak zwykle w weekendy albo dni świąteczne. Zawsze jest tylko 2 lekarzy!
- być może w tym czasie odbywało cię cięcie cesarskie, które bez komplikacji może trwać ok. 30 min (sama tego doświadczyłam)
- z pewnością porodówka też była pełna, bo w szpitalu w owym czasie było dużo pacjentek i brakowało miejsc ( mnie tez raz przeniesiono z sali do sali)
- niestety po przyjściu na IP najwięcej zależy od pań położnych, które są różne. To one dzwonią do lekarzy i mówią kto i w jakim stanie się zjawił. Lekarz decyduje na podstawie tego c o usłyszy przez telefon.
- jeżeli była kolejka, a wśród nich kobiety w bardziej zaawansowanej ciąży, być może zagrożonej, być może ze skórczami...to kogo ratować ma lekarz? Bo kto odwiedza szpital w święto?
m
matka
Owego dnia byłam pacjentką oddziału położniczego. Sama przeżyłam poronienie we wczesnej ciąży i bardzo współczuje rodzicom. Ale chciałabym przytoczyć kilka faktów, ponieważ niejednokrotnie odwiedzałam IP w przeszłości i leżałam wcześniej na ginekologii, a później na patologii ciązy. A więc:
- w sobotę 6 stycznia było święta i na całym oddziale (ginekologia, położnictwo, patologia ciąży, trakt porodowy) było 2 lekarzy jak zwykle w weekendy albo dni świąteczne. Zawsze jest tylko 2 lekarzy!
- być może w tym czasie odbywało cię cięcie cesarskie, które bez komplikacji może trwać ok. 30 min (sama tego doświadczyłam)
- z pewnością porodówka też była pełna, bo w szpitalu w owym czasie było dużo pacjentek i brakowało miejsc ( mnie tez raz przeniesiono z sali do sali)
- niestety po przyjściu na IP najwięcej zależy od pań położnych, które są różne. To one dzwonią do lekarzy i mówią kto i w jakim stanie się zjawił. Lekarz decyduje na podstawie tego c o usłyszy przez telefon.
- jeżeli była kolejka, a wśród nich kobiety w bardziej zaawansowanej ciąży, być może zagrożonej, być może ze skórczami...to kogo ratować ma lekarz? Bo kto odwiedza szpital w święto?
a
aga
Też byłam światkiem i mam odmienne zdanie na ten temat,nie pisz bzdur,położne miały jej z powrotem wody płodowe wpompować czy co zrobić???A może lekarz miał zostawić rozciętą pacjentkę z dzieckiem na bloku operacyjnym zostawić i lecieć ratować płód nie do uratowania?
P
Paula
Rodziłam tam w 2012r. Już na dzień dobry usłyszałam od lekarza czy wstydu nie mam przyjeżdżać w sobotę... Dodam tylko, że tak mi radził ginekolog prowadzący, byłam już 2 tygodnie po terminie. Z wielką łachą zrobili mi ktg, wszystko było ok, przyjęli mnie na odział patologii. Pielęgniarki niektórze bardzo miłe, a parę Pań no niestety do miłych to im daleko było. Wody odeszły mi we wtorek, zaczęli wywoływać poród oksytocyną, bóle się zaczęły i gdy ruszałam ręką zaginała się rurka od kroplówki, pielęgniarka parę razy tak wydarła ryja na mnie, że byłam w ciężkim szoku jak tak można, w końcu za którymś razem inna położna nie wytrzymała i zwróciła tamtej uwagę po czym sama się mną zajęła, to była jedyna z nielicznych na oddziale, która z empatią podchodziła do rodzącej, Pani Ola, zapamiętam do końca życia... Dzięki Pani Oli moja córka ma się dobrze, po 12 godzinach porodu parę razy prosiła lekarzy o cesarkę, przeszło 2h parcia i nic, tętno małej zaczęło słabnąć a oni mieli to gdzieś, dziecko było wcześniej w już zielonych wodach, to cud, że ma się dobrze i jest zdrowa. Cesarkę zrobili w chwilę, byłam ekspresowo rozbierana i znieczulana, nawet nie zdążyli zakryć mi widoku, widziałam w lampach wszystko, cały przebieg cesarki... Ogólnie długo by pisać jak kobieta jest tam przedmiotowo traktowana, ja mam twardą skórę i mało mnie robi, ale były tak ze mną kobiety bardzo delikatne, widać było, że przechodzą traumę podczas no upokarzających badań. Mam nadzieję, że w końcu zajdą w tym szpitalu zmiany.
K
Krzysztof
Byłem świadkiem większości całego zajścia. Osobiście uważam, że winą powinny zostać obarczone położne, które tego dnia pełniły dyżur w izbie przyjęć. Fatalne podejście do pacjentek. Uważam, że te kobiety powinny być wyrzucone z pracy.
M
Magda
Nie rozumiem skąd tyle nieprzychylnych i złych opinii. W niedziele wczesnym rankiem musiałam skorzystać z IP z powodu niepokojących mnie objawów. Jestem w 34 tygodniu ciąży. W szpitalu nie towarzyszył mi nikt z rodziny. Już od samego początku otrzymałam znakomita opiekę. Zarówno Pani pielęgniarka, jak i przyjmujący mnie lekarz wykazali sie w moim mniemaniu super podejściem do pacjentki. Zostały wykonane wszelkie badania i rozwiane moje obawy, tak że niesamowicie spokojna wróciłam do domu. Bardzo dziękuję personelowi za super podejście do pacjenta.
Szacunek dla pracy pracującego tam personelu.
A co do negatywnych opinii... być moze jest to kwestia własnego podejścia i oczekiwań. Jeżeli oczekujemy od kogoś zrozumienia i empatii, najpierw sami się tym wykażmy, zamiast pretensji i roszczeń...
i
iza
Urodziłam dwójkę dzieci 2008 i 2015 roku. Personel bez zarzutu. Obsługa na wysokim poziomie.
S
Sajko
Rok temu w redlowie trafiłam do szpitala pojechałam z mężem o 8 przyjęli mnie po 12 20 na wcześniejszym usg serce biło po 12 20 już nie aniołek z 12 tc stosunek lekarza do zajścia mega slaby
j
ja
uciekajcie jak najdalej od tego szpitala!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
o
olo
Dopiero w Pucku jak się zjawilismy fachowo sie zajęli małżonką i na drugi dzień urodziła córeczkę, mimo że jesteśmy z Gdyni nigdy tam nie wrócimy, olewaja pacjenta
E
Ewelina Zblewska
Urodziłam tam 31.12.2017. I opieka super. Po przejechaniu na izbę i wypełnieniu dokumentów od razu zabrano mnie na ktg. Po ktg gdy okazało się że tętno dziecka słabe zbadał mnie lekarz i zawiezli na porodowke. Dostałam jednoosobową salę i był mój mąż. Podczas porodu miałam ataki paniki i zarówno panie położne jak i lekarze byli super. Nawet powiedzieli że mam sobie pokrzyczec skoro mi będzie lepiej. Dostałam nawet gaz. Po porodzie podczas szycia lekarz też super. Na położnictwie oprócz trzech położnych reszta super. Pani od porad laktacyjnych też pomocna.
G
Gość
Rodziłam w tym szpitalu na początku 2017 roku , przywieźli mnie tam oboje rodziców , odeszły mi wody ze skorczami siedziałam na izbie 3h w miedzy czasie wypisywanie dokumentów, ktg tętno spadało jak sie potem okazało dziecko było owinięte pępowina , lekarz który mnie badał miał ledwo oczy otwarte i do tego pytał mnie która to ciaza ... porażka kompetencje tego lekarza to jakiś żart, położne traktują pierworodne jak śmiecie , odzywki chamskie , zacytuje ,, przestań sie drzeć już jest po skurczu nie udawaj ze boli” żałuje ze nie udaliśmy sie do Wejherowa zafundowali mi traumę do końca życia , prosiłam o ochronę krocza wszystko ładnie szło nie było takiej potrzeby mama towarzyszyła mi przy porodzie wszystko widziała , kiedy córka już była praktycznie na świecie położna stwierdziła ze sobie troszkę natnie szybciej pójdzie ... traktują nacinanie jako rutynę nie liczą sie z pacjentkami, mało tego złe mnie zszyly rano wypadło mi kilka szwów wszystko sie rozeszło , na obchodzie poinformowałam o tym panią doktor , ta zerknęła i powiedziała ze wszystko jest okzrosnie sie ... nie mogłam chodzić 3 miesiące nic sie nie zrosło , dziecko urodziło sie owinięte wokół szyi z rączka u góry było całe sine , odrazu zabrali do innej sali , wysłałam za nimi matkę dopiero potem mi powiedziała jak to wyglądało ! Nie ma sie co dziwić ze kobiety po takich traumatyczne niechce toczyć bitwy z tym szpitalem i personelem bo wszyscy chcemy mieć to już za sobą , najważniejsze jest w tym wszystkim dobro dzieciątka .
I
Iwona
Dwukrotnie rodziłam w Szpitalu w Redłowie w 2012 i 2015 roku i zupełnie nie mogę się zgodzić z negatywnymi opiniami, które rzutują na cały personel. Niestety taka jest mentalność ludzi, że częściej i chętniej dzielimy się negatywnymi opiniami. Oczywiście współczuję rodzicom, którzy przeżyli traumę, ale ja będąc tam spotkałam się z życzliwością, ogromną pomocą w krytycznych, ciężkich momentach, ciągłym zainteresowaniem pielęgniarek i lekarzy. Jeszcze przed porodem kiedy przyjeżdżałam na ktg zawsze byłam mile przyjęta. Taką samą opiekę otrzymywały inne kobiety. Do jednej z nich, której córeczka urodziła się za wcześnie co pół godziny przychodziły położne, żeby ją wesprzeć. Dlatego trudno mi uwierzyć, że piszemy o tym samym szpitalu. A co do warunków.. było czysto a luksusów się nie spodziewajmy to nie hotel i nie idziemy tam na wczasy.
Wróć na i.pl Portal i.pl