Inaki Astiz: Mama mówi mi jak mam grać, muszę być blisko Carlitosa

Michał Skiba
Michał Skiba
Bartek Syta / Polska Press
Do Legii wrócił dzięki serii przypadków. Czas pokazał, że okazał się jej najlepszym transferem. Inaki Astiz czuje się w Polsce jak u siebie w domu. Zwiedził Polskę wzdłuż i wszerz, a nie był jedynie w górach. Liga Mistrzów go ominęła, ale nie powiedział ostatniego słowa. Zapraszamy do luźnej rozmowy z Inakim Astizem, środkowym obrońcą mistrzów Polski

Michał Skiba: Pan jest najlepszym transferem Legii w tym sezonie!

Inaki Astiz: Nigdy tak nie pomyślałem. Po prostu byłem potrzebny, przez kontuzję Kuby Czerwińskiego, klub miał do dyspozycji jedynie Michała Pazdana i Maćka Dąbrowskiego. Byłem tu wiele lat, ale wszedłem do szatni i spotkałem praktycznie inny zespół. Nowe twarze. Znałem tylko kilku zawodników. Tak naprawdę, to musiałem zaaklimatyzować się jeszcze raz. Ci nowi musieli się na mnie otworzyć równie mocno, jak ja na nich. Przyszło to jednak z łatwością.

Pan się spodziewał, że jeszcze wróci do Legii? Z Nikozji odchodzić Pan nie chciał.

Nie spodziewałem się kompletnie, że będę musiał odejść.

A tam jest teraz 19 stopni...

Nawet 24! Czułem się tam dobrze. Gdy dowiedziałem się, że klub nie przedłuży ze mną umowy, nie wiedziałem co ze mną będzie. Musiałem szukać klubu... A w Warszawie znam już wszystko, czuje się komfortowo. No i przede wszystkim moja żona jest szczęśliwa, bo jesteśmy w domu (śmiech).

Gdy odchodził Pan z Legii, czuł się Pan już niechciany w Warszawie? Legia straciła tytuł na rzecz Lecha, klub zarządził duże zmiany.

To zrozumiałe, że czasami jak nie idzie, to trzeba wprowadzać zmiany. Każdy chce jak najlepiej dla klubu. Wtedy większość myślała, że najlepiej będzie, jak odejdę i tak się stało. Taka jest piłka. Nadszedł moment, by spróbować czegoś nowego. Każdy wyjazd to nowe doświadczenie. W Nikozji w trakcie dwóch lat miałem okazję pracować z trzema trenerami. Od każdego nauczyłem się czegoś innego, szczególnie od trenera Christiansena. Ten ostatni rok dał mi najwięcej. Zdobyliśmy mistrzostwo, graliśmy dobrze w Lidze Europy. Teraz w Warszawie początek nie był łatwy, na szczęście wszystko się we mnie przebudziło.

Gdyby nie uraz Jakuba Czerwińskiego, tobyśmy pewnie nie rozmawiali teraz w Warszawie.

Pewnie tak. Na pewno.

Dużo razy przypadek wpływał na Pana karierę?

W ogóle! Rozmawiałem ostatnio z kolegą, który mieszka tu i kibicuje Legii całe życie. Powiedział mi, że tak miało być. Ale nie ukrywam, powrót do Legii to jednak była seria kilku przypadków.

APOEL przegrał z Realem 0:3 i 0:6. Legia potrafiła zremisować…

Oglądałem mecze APOEL-u w Lidze Mistrzów. Z Realem zagrali słabo, nie mieli dużo do powiedzenia. Ale z Borussią zremisowali. Legii się to nie udało (śmiech). Z Tottenhamem też mieli swoje sytuacje. Nie wyglądało to źle, nawet bardzo dobrze. No, prócz ostatniego meczu z Realem.

Wiadomo, że Pana marzeniem jest gra w Lidze Mistrzów. Pana ona złośliwie ominęła.

Może to jest zapisane gdzieś w gwiazdach, że Liga Mistrzów nie jest dla Astiza. Awans Legii do Ligi Mistrzów to również był mój awans, byłem przy rozwoju tegozespołu, pomagałem mu stać się drużyną, która potem do tej Ligi Mistrzów się dostała.

Ten początek sezonu to był dramat? Czy to za duże słowo?

Wiadomo, że gdy klub nie osiągnie swoich celów, sytuacja staje się trudna. I to było trudne lato. Teraz wyglądamy dużo lepiej, ale to moim zdaniem to była kwestia czasu. Drużyna się zgrała, każdy wie, jakie ma zadania na boisku, kogo ma obok siebie. Pech jest taki, że często te najważniejsze mecze są już na starcie sezonu. Walka o Ligę Mistrzów, lub Ligę Europy - nie udało się i została nam liga.

Od słynnego meczu z Vetrą w Wilnie minęło już dziesięć lat. Miał ktoś bardziej zwariowany debiut w Legii od Pana?

Pamiętam ten mecz. Nie zagraliśmy dobrze pierwszej połowy. Kiepskie 0:2. Czekaliśmy wkurzeni w szatni na drugą połowę i nagle przyszła wiadomość, że nie będziemy mogli kontynuować meczu.

Pojawiły się myśli, że przyjazd do Warszawy to był błąd?

Jeśli debiutujesz i nie możesz nawet dokończyć meczu, pojawiają się różne myśli. Na szczęście potem było zdecydowanie lepiej.

Był taki czas, że chciał Pan odejść z Legii, bo sportowo czuł się już ponad resztą?

W ogóle nie zawracałem sobie tym głowy, bo podpisałem długi kontrakt. Ale wiem, że obserwował mnie na przykład Athletic Bilbao, w którym mogą grać tylko Baskowie.

Marzenia o grze w Osasunie powoli zanikają?

Teraz podchodzę już do tego spokojnie. Nie wiem czy jest sens porównywać Osasunę do Legii. W Warszawie walczymy co roku o wszystko. Oczywiście, że fajnie byłoby grać u siebie, w swoim mieście. To było moim marzeniem, ale choć czuję się dobrze fizycznie, to już zbliżam się powoli do końca kariery.

W czym jest problem, że prawie każdy Hiszpan radzi sobie u nas dobrze lub bardzo dobrze, a odwrotnie już jest kiepsko?

W Hiszpanii jest kult techniki. Zaczyna się od dzieciaków, a gdy dorastają, to już muszą się tym wyróżniać. Gdy przyjeżdżały tutaj drużyny z Hiszpanii na turnieje młodzieżowe, zawsze wyróżniały się techniką. Przewyższały nią wszystkich. Ale zdarza się, że menadżerowie pytają się mnie o polskich piłkarzy. Jeśli ktoś się prezentuje dobrze, to oferty same przyjdą. Krychowiak był w Sevilli i nikomu w Hiszpanii nie przeszkadzało, że jest Polakiem. W Deportivo jest Tytoń, w Cordobie super oceny dostawał Paweł Kieszek.

Często chyba jest Pan pytany o Angulo, który jest rewelacją tego sezonu.

To prawda, ale nie mam z tym problemu. Graliśmy przeciwko sobie chyba dwanaście lat temu. On był w drugiej drużynie Athleticu Bilbao, ja w rezerwach Osasuny. Przed podpisaniem kontraktu z Górnikiem, odezwał się do mnie. Pytał o Górnika, o życie w Polsce. Opowiedziałem mu same pozytywne rzeczy, to przeze mnie trafił do Polski (śmiech). Teraz ma najlepszy okres w karierze. Mógł pójść w inne miejsce, a woli zostać w Zabrzu.

Pewnie o grze Górnika dużo wiedzą Pana rodzice. O Wiśle i Lechu pewnie też mają swoje zdanie...

Oglądają Ekstraklasę! Wisłę znają, bo gra tam dużo Hiszpanów. Mama zawsze mówi mi: bądź blisko Carlitosa, jak się odwróci to już koniec! Przed meczem też dawała mi wskazówki o Angulo. To zawsze fajne, mam taki prywatny bank informacji (śmiech).

Z trudem się patrzy na młodszych kolegów, z którymi grał Pan kiedyś? Paru z nich nieźle się „zakręciło”.

Wiadomo, że Javi Martinez, czy Cezar Azpiliqueta i Nacho Monreal zrobili większe kariery. Widziałem ich jak wchodzili do dorosłej piłki. Z takimi piłkarzami jest tak, że widzisz od razu, że masz do czynienia z kimś wyjątkowym. Graliśmy potem w drugim zespole Osasuny, szybko dobili do pierwszej drużyny i od razu stali się ważnymi piłkarzami. Ja w drugiej drużynie byłem kapitanem. Grałem w niej przez pięć lat. Dopiero później pojawiły się zapytania, czy zostanę, czy pójdę na wypożyczenie. Wszystko działo się wolno. Potrzebne jest też szczęście. Czasem przypadek, czyjaś kontuzja, zwalnia miejsce. Pamiętam, że jak Raul Garcia był trampkarzem, to grywał z trzy lub cztery lata starszymi. Niektórzy mają to zapisane w sobie od początku. Z Raulem mam ciągle dobry kontakt. Czasami, jak wrócę w swoje strony, to się widzimy. Mamy tego samego fizjoterapeutę. Jeszcze rok temu z APOEL-em graliśmy przeciwko Bilbao, w końcu mogliśmy się zmierzyć.

Jakim trenerem jest Romeo Jozak?

Gdy nie idzie, poprawy trzeba szukać też w psychice piłkarzy. Wtedy można próbować dać z siebie, to co ma się najlepsze. Trener Jozak sprawił, że zaczęliśmy otwarcie rozmawiać o problemach. To dało efekt. My potrafimy grać w piłkę, ale najpierw trzeba się odblokować. Trener dużo z nami rozmawia, dla mnie to ważne. Czujemy, że on na nas liczy, a my równie mocno liczymy na niego. Jesteśmy jednością. Zaczynamy pokazywać to, na co nas stać.

Odwiedził Pan już polskie góry?

Właśnie jeszcze nie. Jak mamy jeden lub dwa dni wolnego, to nie za bardzo jest czas. Wiem, że dużo Polaków jedzie w góry na sylwestra, ale ja wtedy wolę wrócić w rodzinne strony do Hiszpanii. Na początku pobytu w Legii, gdy miałem czas wolny, często podróżowałem. Byłem wtedy sam i zamiast siedzieć w domu, wolałem zobaczyć różne ciekawe miejsca. Przez pierwsze dwa lata, zwiedziłem prawie całą Polskę.

Ma Pan już jakieś plany po karierze?

Jest kilka scenariuszy, ale na razie skupiam się na boisku.

Uberem nie będzie Pan jeździł? Roger czasem jeździ.

Słyszałem o tym. Mamy kontakt. Z tego co jednak wiem, nie jest to jego główne zajęcie. Zajmuje się trenowaniem dzieciaków.Jeździ, jak ma czas i ochotę. To na pewno nie musi oznaczać, że ma problemy z pieniędzmi. Zresztą, to nie ma znaczenia, trzeba mieć szacunek do każdej pracy.. Dla kierowców, dla kelnerów i innych. Jesteśmy ludźmi i każdy robi to, co lubi lub po prostu to, co może.

Autor jest również na Twitterze

Inaki Astiz: Znam Angulo, jest w życiowej formie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl