III powstanie śląskie: Wojna domowa czy polsko-niemiecka?

Krzysztof Ogiolda
Muzeum Czynu Powstańczego Góra św. Anny
Rozmowa z prof. Ryszardem Kaczmarkiem, historykiem, autorem wydanej ostatnio książki „Powstania śląskie 1919-1920-1921. Nieznana wojna polsko-niemiecka”.

Swojej najnowszej książce o powstaniach nadał pan profesor podtytuł: Nieznana wojna polsko-niemiecka. Dlaczego nieznana? O powstaniach słyszało każde polskie dziecko. I dlaczego wojna polsko-niemiecka?

Zgadzam się, że każde polskie dziecko wie o powstaniach. Powstania śląskie w naszej edukacji historycznej pojawiają się już w szkole podstawowej. Ale o wojnie polsko-niemieckiej z lat 1919-1921 nigdzie się nie dowiemy. Książka jest próbą udowodnienia, że zaistniał konflikt, który ja uważam za wojnę. Choć odbywał się on bez oficjalnej deklaracji o przystąpieniu do wojny, to zaangażowane w nim były za przyzwoleniem rządów siły zbrojne obydwu państw. To zresztą nie był wyjątek. Wszystkie polskie granice po 1918 roku były w ogniu. Polska prowadziła wojny z Litwą, Ukrainą, Rosją i z Czechosłowacją. Niemcy nie były więc wyjątkiem. Trzeba jednak przy tym pamiętać, że każde z trzech powstań było zupełnie inne, zaś zaangażowanie w nie państwa polskiego rosło z roku na rok. W roku 1921 było kluczowe.

Ale kto – jak ja – chodził do szkoły w PRL-u, uczył się o spontanicznym zrywie śląskiego ludu, a o pomocy państwa polskiego raczej nie usłyszał ani słowa…

Pomoc państwa spontanicznego zrywu Górnoślązaków nie wyklucza. Problem w tym, jakie znaczenie miał dla przebiegu walk. Moim zdaniem największe w 1919 roku, mniejsze w roku 1921.

Na zdjęciach z epoki powstańcy często wyglądają tak, jakby do walki poszli prosto z szychty na kopalni czy w hucie…

Te zdjęcia tak wyglądają. Ale kto poczyta dokumenty, dowie się, że większość broni, której powstańcy używali, została przemycona z Polski, a większość oficerów to oficerowie Wojska Polskiego, częściowo zresztą pochodzący z Górnego Śląska. Jeśli dodatkowo prześledzimy obieg rozkazów, nie ma wątpliwości co do zaangażowania najpierw Polski – w pierwszej dekadzie maja 1921 roku – a potem, mniej więcej od drugiej, trzeciej dekady maja także Niemiec. Oba państwa interweniowały, na ile było to możliwe. Ograniczeniem były wielkie mocarstwa, dyplomaci europejscy mieli świadomość tego, co się dzieje, chociaż robili wszystko, by nie rozwinąć konfliktu na szerszą skalę. Później – w latach 20. i 30. - oba państwa wolały się tym udziałem nie chwalić. Sam Korfanty, od 1926 roku ostro skłócony z sanacyjną władzą, twierdził, że to Ślązacy pod jego przywództwem sami wywalczyli niepodległość. W Niemczech prawica i centrum podtrzymywały mit, że freikorpslerzy to byli patrioci, którzy dla rządu w Berlinie złożonemu z socjalistów, liberałów i katolików obronili Górny Śląsk.

Przypomnijmy, jaka była skala pomocy materialnej Polski dla III powstania?

Cytuję w książce dokument, którym sam byłem zdziwiony, a dotyczący przekazywania „zza kordonu” broni strzeleckiej. Od lata 1920 roku do okresu bitwy o Górę św. Anny Wojsko Polskie według tego oficjalnego raportu przerzuciło na teren Górnego Śląska prawie 50 tysięcy karabinów. A my liczbę powstańców szacujemy w najlepszym przypadku na 60 tys. (tyle osób przewinęło się przez wojska powstańcze w maju i w czerwcu 1921). Wniosek prosty. Większość uzbrojenia, którym powstańcy dysponowali, to była broń pochodząca z magazynów armii polskiej. Dla porównania, jedną z głównych przyczyn upadku I powstania był brak uzbrojenia. W 1919 tylko co trzeci po wstaniec miał karabin. W 1921 nie ma powstańców bez broni. Ci, którzy biją się na linii frontu, mają uzbrojenie już takie samo jak ci po drugiej stronie, czyli Selbstschutz. Pozwala to walczyć powstańcom z dobrze uzbrojonymi Niemcami zaopatrzonymi z kolei z magazynów armii niemieckiej.

Powstańcy z Polski dostali też pociągi pancerne i działa…

Na początku powstania ich nie było. Dotarły później. Mamy kapitalne wspomnienia jednego z dowódców dywizjonu pociągów pancernych, który opisuje jak nielegalnie przekroczył granicę i walczył w pierwszym etapie bitwy pod Kędzierzynem, dowodząc polskim pociągiem pancernym, który przyjechał z Zebrzydowic.

A jak wyglądało wsparcie w ludziach? Najwięcej wiemy zwykle o kadecie Chodkiewiczu – rzekomo spokrewnionym z legendarnym hetmanem – który z kolegami ruszył na pomoc powstaniu…

Chodkiewicz potomkiem hetmana nie był. Ale kadeci ruszyli na pomoc powstaniu wbrew zakazowi przełożonych. W pozostałych przypadkach przerzut ochotników, głównie oficerów, był nadzwyczaj prosty. Oni się wypisywali z wojska i zgłaszali ochotniczo w miastach – formalnie jako cywile – do służby na Górnym Śląsku. Granicę przekraczali z pomocą polskiego wywiadu i Dowództwa Obrony Powstania. Podobnie przechodzili żołnierze. A kiedy III powstanie już trwało, granicę przekraczały nawet całe oddziały. Niektórzy byli nadal w mundurach. Oficjalnie granica była zamknięta. Rząd polski deklarował, że przez nią nikogo na Górny Śląsk nie przepuszcza. Rząd niemiecki podobnie. Ale skoro od strony Niemiec stały tylko wojska graniczne niemieckie, a od strony Polski tylko polskie, to oczywiście ten kordon nie był szczelny, a nie byli go w stanie kontrolować także Francuzi i Włosi.

Na Śląsku – także na Śląsku Opolskim – wciąż zderzają się dwie narracje. Jedna chętnie mówi o III powstaniu śląskim jako o walce bratobójczej. Druga uważa, że o wojnie bratobójczej mowy nie ma, skoro przeciwnikiem polskich Ślązaków byli przybysze z Bawarii.

To, że trzy bataliony Freikorpsu przybyłe z Oberlandu odegrały olbrzymią rolę, to jest oczywiste. Zwłaszcza podczas bitwy o Górę św. Anny i już mniejszą rolę w bitwie o Kędzierzyn. Można o tym w książce szczegółowo przeczytać. Oni rzeczywiście byli z Bawarii, ale nie tylko, także z Wrocławia, Westfalii, a nawet z Wiednia. Ale jeśli przyjrzymy się walkom bliżej, to zobaczymy, że były także miejscowe bataliony Selbstschutzu. Świadczą o tym także ich nazwy: batalion „Gogolin”, batalion „Olesno”, batalion „Racibórz” itd. Nie można mówić, że w powstaniu walczyli tylko Górnoślązacy i dotyczy to zarówno strony niemieckiej, jak i polskiej. Była to więc także wojna między Górnoślązakami, którzy wybrali polską lub niemiecką opcję narodową i chcieli uczestniczyć w walkach ze względów patriotycznych. Nie ma wątpliwości, że dostali wsparcie żołnierzy pochodzących z regularnych jednostek wojskowych, niemieckich i polskich. Ta historia jest jednak bardziej skomplikowana. Ponieważ można patrzeć na powstanie tylko od strony powstańców i freikorpslerów. W książce staram się pokazać jednak również inne perspektywy, równie ważne. Inaczej powstania były oceniane z Warszawy czy Berlina, inaczej z Londynu, a jeszcze inaczej z Gogolina, Katowic czy Sosnowca. Dopiero skonfrontowanie tych punktów widzenia daje pełny obraz.

Jak wyglądało to spojrzenie z Warszawy i z Berlina?

Zawsze mnie fascynowało, dlaczego obu krajom nie udało się porozumieć. Do podpisania traktatu wersalskiego 28 czerwca 1919 jest to zrozumiałe. Obydwa państwa były przekonane o swoim sukcesie. Stanowisko polskie - Górny Śląsk to etnicznie część Polski - zaprezentował w Reichstagu Korfanty już w październiku 1918 roku. Niemcy uważali, że Górny Śląsk to nie część zaborów, nie może więc podlegać rokowaniom. Obie strony zgodziły się, że o przyszłości Górnego Śląska rozstrzygnie konferencja pokojowa. Niemcy nie widzieli pola kompromisu na Górnym Śląsku. Potwierdzają to także historycy niemieccy. Polska podobnie. Nie było miejsca na jakiekolwiek dwustronne porozumienie dyplomatyczne. Obie strony używały wszelkich metod, aby przeforsować swoje stanowisko, włącznie z wojskowymi. Na samym Górnym Śląsku nie zawsze rozumiano, że możliwości użycia sił zbrojnych są. Jednak w Warszawie i Berlinie były także ograniczone wspomnianym już przymykaniem oka przez mocarstwa tylko do pewnego momentu. Stąd pojawiające się na Śląsku pytania Polaków: Dlaczego Warszawa nie przychodzi nam pomagać całością sił? Niemcy pytali o to samo w odniesieniu do Berlina.

Czy zwolennicy polskiej opcji na Śląsku słusznie uważają III powstanie śląskie za zwycięskie? Z perspektywy Warszawy za takie uchodzi często tylko powstanie wielkopolskie.

Patrząc na sprawy czysto wojskowe, tego się nie rozstrzygnie. Nie wiemy, jak rozwinęłaby się sytuacja latem 1921 r. To jest chyba dość nieefektywne „gdybanie”. Nie ma jednak wątpliwości, że powstanie było zwycięskie, oceniając je w kategoriach politycznych, skoro potencjał przemysłowy państwa polskiego po 1922 r. wzrósł prawie trzykrotnie. Do Polski włączono obszar, który nie leżał w jej granicach w 1772, czyli w momencie rozbiorów. Oznaczało to przesunięcie granicy na zachód w porównaniu z I Rzeczpospolitą. Z punktu widzenia Warszawy III powstanie na pewno było zwycięskie. Oczywiście, można pytać, czy powstanie było potrzebne. Przypomnijmy, że między walczących wkroczyli Brytyjczycy, a o kształcie polsko-niemieckiej granicy ostatecznie rozstrzygnęły mocarstwa podczas kolejnych rokowań latem 1921.

No właśnie, było potrzebne?

Po plebiscycie mocarstwa w najlepszym wypadku chciały nam dać dwa powiaty: pszczyński i rybnicki, czyli tereny w większości bez tego, o co toczyła się gra, tj. Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego. Natomiast w 1921 roku brytyjski ambasador w Berlinie mówił jasno: po powstaniu sytuacja jest inna, nie możemy wracać do dyskusji z kwietnia 1921. Jest oczywiste, że Polska musi uzyskać znacznie większy obszar z dużą częścią górnośląskiego przemysłu. Powstanie zatem, choć nie skończyło się jakimś militarnym triumfem, stworzyło sytuację, której dyplomaci już nie mogli pominąć.

Niemieccy Ślązacy chętnie opowiadali o powstańcach, którzy dwa dni strzelali na Górze św. Anny do pompy, bo wzięli ją za niemieckiego żołnierza. Ale i potomek powstańca na jednym z portali wspominał w ostatnich dniach, że po zajęciu Góry św. Anny przez Polaków zapadła cisza, więc powstańcy zeszli na piwo do sąsiedniej gospody. Kiedy wrócili, ich pozycje zajęli Niemcy. Trochę to pachnie Szwejkiem…

Chyba zbyt wiele wagi przywiązujemy do historii opowiadanej przez świadków wydarzeń. Uczestnicy są zawsze przekonani, że wiedzą, co się stało. Ale ich perspektywa jest zwykle bardzo wąska. To jest często spojrzenie z okopu na 200 metrów do przodu. Ich opis dnia codziennego jest oczywiście bardzo cenny. Mniej się przydaje, kiedy próbujemy analizować operacje wojenne. Rzadko przecież są to dowódcy, którzy tymi operacjami dowodzili. A weterani opowiadają różne rzeczy i one tym indywidualnym spojrzeniem czasem wypaczają ogólny obraz. Mogło się zdarzyć, że na jakimś niewielkim odcinku frontu ktoś poszedł do knajpy i utracił pozycję, ale to dla całych działań powstańczych nie miało znaczenia. To były regularne walki z dużą liczbą żołnierzy, których część była naprawdę dobrze wyszkolona i dowodzona.

Jak te walki wyglądały?

Zależy kto się bił. Jeśli to byli doświadczeni żołnierze dobrze prowadzeni przez swoich podoficerów, to walki po jednej i po drugiej stronie są bardzo podobne do pierwszej wojny światowej. Tylko ich zakres był nieporównywalnie mniejszy. Ocena liczby ofiar wśród walczących z bronią w ręku podczas III powstania może być sprawą dość kontrowersyjną, ale ostatecznie jest zgodność co do tego, że te liczby nie przekraczają łącznie 3-4 tysięcy poległych. Podaję w książce najbardziej wiarygodne szacunki. Zgodnie z nimi po stronie niemieckiej doliczono się około 800 poległych (w tym 300 cywilów), po polskiej niespełna 2 tys. Nawet jeśli te liczby uznamy za zaniżone, to nadal będą daleko odbiegały od wielotysięcznych strat, jakie Górny Śląsk poniósł w czasie I wojny światowej. Wystarczy popatrzeć na tablice i pomniki, które do dziś stoją w śląskich miejscowościach.

Na każdej nazwiska kilkudziesięciu poległych…

W powstaniu nie było takich bitew jak pod Verdun czy pod Sommą, ale były momenty bardzo gorące. Bitwa pod Górą św. Anny do nich należy, także walki pod Kędzierzynem, Sławięcicami, Zdzieszowicami czy pod Koźlem. To były bardzo zacięte boje, a kiedy nie dysponowano środkami przełamania, zamieniały się w walki wręcz. Jeśli bili się żołnierze regularni, dobrze uzbrojeni i dowodzeni, którzy uczyli się wojny przez cztery lata na frontach, to brali górę nad tymi, którzy byli poddani szkoleniu wojskowemu przez kilka czy kilkanaście dni. I to dotyczyło obydwu stron. Po polskiej stronie takim pozytywnym przykładem może być zdobycie Kędzierzyna. Po niemieckiej niewątpliwie operacja pod Górą św. Anny.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: III powstanie śląskie: Wojna domowa czy polsko-niemiecka? - Plus Nowa Trybuna Opolska

Wróć na i.pl Portal i.pl