Iga Świątek podbija Paryż - wielki tenis w rytmie Pearl Jam, Guns N' Roses i AC/DC. Sylwetka sensacyjnej finalistki Roland Garros

Hubert Zdankiewicz
Hubert Zdankiewicz
Iga Świątek to druga, po Jadwidze Jędrzejowskiej Polka, która zagra w finale Roland Garros
Iga Świątek to druga, po Jadwidze Jędrzejowskiej Polka, która zagra w finale Roland Garros Ao LeilianĄ
Gdy w 2018 roku karierę zakończyła Agnieszka Radwańska, mało kto się spodziewał, że tak szybko doczekamy się jej pełnoprawnej następczyni. Tegoroczne Roland Garros pokazuje jednak dobitnie, że Iga Świątek to coś więcej niż materiał na gwiazdę. Ona już jest gwiazdą, i nie tylko my w Polsce tak uważamy

Ktoś powie, że przesadzamy, bo pisząc to nie znamy jeszcze wyniku sobotniego finału singla, ani piątkowego półfinału debla. Bez względu jednak na to można z czystym sumieniem uznać, że 19-letnia Polka spisała się w stolicy Francji fantastycznie i napisała na nowo historię naszej tenisa. Sześć meczów (w singlu), sześć zwycięstw. Wszystkie bez straty seta - nie oddała go nawet w 1/8 finału Rumunce Simonie Halep. Wyczyn tym bardziej godny podziwu, że to właśnie druga obecnie rakieta świata była w zgodnej opinii fachowców główną faworytką imprezy.

Iga Świątek: Korty ziemne to jej terytorium

Dorównała najlepszym, a nawet ich przebiła. Od czasów Jadwigi Jędrzejowskiej żadnej polskiej tenisistce, ani tenisiście, nie udało się dotrzeć do singlowego finału Roland Garros. Nawet Wojciech Fibak, któremu w 1977 roku dane było zagrać w deblowym finale, w grze pojedynczej dwukrotnie zatrzymywał się na etapie ćwierćfinału. Raz (w 2013 roku) w czołowej ósemce znalazła się Agnieszka Radwańska, która zdecydowanie lepiej czuła się na innych nawierzchniach, zwłaszcza na trawie Wimbledonu.

Iga z kolei, choć podobnie jak jej starsza koleżanka ma w dorobu juniorski tytuł w Londynie (w 2018 roku), czuje się na paryskich kortach ziemnych jak ryba w wodzie. To jej ulubiona nawierzchnia. Jej ojciec, z którym rozmawialiśmy kilka miesięcy po tamtym sukcesie, przyznał nawet, że celem nie był wówczas juniorski Wimbledon, tylko właśnie Roland Garros. W singlu.

- O tym, że zagrała również w deblu, zdecydował przypadek, bo to Caty McNally zapytała Igę na Facebooku, czy by razem nie zagrały. Powiedziałem jej wtedy, że to szansa, bo jakby się coś przypadkiem nie udało w singlu, to z taką partnerką będzie mogła to sobie powetować. Dokładnie tak się stało - opowiadał Tomasz Świątek.

Jak na ironię, półfinał singla w Paryżu jego córka przegrała właśnie ze swoją partnerką deblową. - Była o krok od finału, bo w drugim secie miała piłkę meczową. Amerykanka zrobiła jednak wówczas coś szalonego i poszła po serwisie do siatki, czego wcześniej nie robiła. Szansa uciekła, kolejnej już nie było. Tym bardziej dobrze, że udało się wygrać w deblu - dodał.

Tegoroczne French Open jego córka również rozgrywa w dwóch konkurencjach, choć po jej ćwierćfinałowym zwycięstwie nad Włoszką Martiną Trevisan pojawiły się głosy, że może powinna odpuścić sobie debla. - Myślę, że gdybym podjęła taką decyzję, to nawet moja partnerka [Amerykanka Nicole Melichar - red.] by zrozumiała, że singel jest dla mnie priorytetem. Ale szczerze mówiąc, na tyle dobrze się czuję fizycznie i tak dobrze mi idzie, a moja partnerka często prowadzi naszą grę na korcie, że ten debel nie jest aż tak angażujący - przyznała Świątek w rozmowie z tvn24.pl, a znaleźli się również i tacy, których zdaniem to dobry pomysł.

Roland Garros rozgrywany jest przecież w tym roku w szczególnych okolicznościach, a wymuszony pandemią koronawirusa reżim sanitarny sprawia, że uczestnicy turnieju przemieszczają się wyłącznie między turniejowymi hotelami a kortami. W sumie może więc lepiej, że Iga gra debla niż miałaby nudzić się w swoim pokoju. Czas pokaże...

Tomasz Świątek: O krok o olimpijskiego medalu

Już teraz można zaryzykować za to tezę, że tak jak wiele gwiazd (nie tylko te, których w tym roku zabrakło w Paryżu) straciło na przeniesieniu (z tych samych powodów) turnieju z wiosny na jesień, tak Idze akurat to pomogło. Przygotowania do rozgrywanego w normalnym trybie French Open musiałaby przecież pogodzić z przygotowaniami do matury, którą w tym roku zdawała.

- Gdyby miała w tym samym momencie i grać i się uczyć, to na pewno byłaby maksymalnie wykończona i pewnie odbiłoby się to na jej dyspozycji. I na korcie i w szkole. Zimą zastanawialiśmy się nawet, czy nie przełożyć matury, bo przecież Iga miała walczyć wiosną również o olimpijską kwalifikację. Życie rozwiązało te problemy za nas - tłumaczył nam tata Świątek, z którym po raz kolejny porozmawialiśmy przed US Open.

- W dalszej perspektywie na pewno tak - dodał, pytany o dalszą edukację córki. - Na razie Iga chce się jednak skupić na tym, co jest w stanie osiągnąć w tenisie. Sama daje sobie na to najbliższy rok, albo dwa. Potem zobaczymy co dalej, jako były sportowiec sam dobrze wiem jak trudno jest pogodzić naukę z treningami i startami - podkreślał... No właśnie, nie da się opowiedzieć historii Igi nie wspominając historii ojca.

- Pytanie może banalne, ale skąd wziął się tenis u Pana córki? Dlaczego Iga macha rakietą, a nie wiosłem, jak tata? - zapytaliśmy go dwa lata temu.

- Prawdę mówiąc, wziął się trochę przypadkowo. Generalna idea była taka, żeby dziewczyny [Iga ma starszą siostrę Agatę - red.] robiły coś indywidualnie - odpowiedział. - Wynikało to z moich przykrych doświadczeń. Nie chcę się chwalić, ale w 1988 roku leciałem z kolegami do Seulu na igrzyska olimpijskie po medal w czwórce podwójnej [partnerami byli: Sławomir Cieślakowski, Mirosław Mruk, Andrzej Krzepiński - red.]. Byliśmy mega przygotowani, niestety już w Korei sprawy się skomplikowały. Klimat był morderczy, gorąco, duża wilgotność, a my nie mieliśmy w pokojach klimatyzacji. No i jeden z kolegów próbował chłodzić się w inny sposób. W efekcie się przeziębił, a w takiej dyscyplinie, jak wioślarstwo, nawet lekkie przeziębienie ma katastrofalne skutki. Skończyło się tylko finałem B i siódmym miejscem. Jest czego żałować, bo - już ze zdrowym kolegą, bo zdążył wydobrzeć - popłynęliśmy tamten finał B z czasem, który w finale A dałby nam brązowe medale - wspominał.

Klaudia Jans-Ignacik: Mała Iga nie mogła usiedzieć na krześle

Iga i jej siostra zaczynały od pływania. - Takie były czasy. Sukcesy Otylii Jędrzejczak sprawiły, że zrobiła się na nie moda, a koło naszego domu w Raszynie powstał basen. Pojawił się jednak problem, bo nie minęło dużo czasu, a obie bez przerwy chorowały. - Zapalenie ucha, gardła… Po którejś z wizyt pani laryngolog powiedziała, że jeśli one będą tak często chorowały, to się może skończyć nawet głuchotą. Odpuściliśmy więc pływanie i dopiero wtedy pojawił się tenis - wspominał tata Świątek.

Jak to zwykle bywa, na początku miała być to przede wszystkim dobra zabawa. Dość szybko okazało się jednak, że jego młodsza córka ma do niej ponadprzeciętną smykałkę.

- Pamiętam jeszcze, jak Iga miała 7 lat i grała obok mnie na korcie wspomina (cytat za x-news) Klaudia Jans-Ignacik, była tenisistka, finalistka French Open 2012 w grze mieszanej. - Mała dziewczynka, która przychodziła popatrzeć, jak jej siostra gra. Nie mogła się doczekać, żeby odbić parę piłek. Pamiętam, że ja z Alą Rosolską, które grałyśmy zawsze obok na korcie, byłyśmy proszone o to, żeby parę razy z nią odbić. Już wtedy widać było, że nie mogła usiedzieć na krzesełku, czekając na swoją kolej - dodaje.

Siostra również dobrze się zapowiadała, niestety na przeszkodzie stanęły problemy ze zdrowiem. - Agata dosyć szybko w pewnym momencie urosła, pojawiły się bóle kolan. Nie mogliśmy sobie z tym poradzić - co szliśmy do innego fachowca, to podpowiadał inaczej. Jeden chciał robić artroskopię, nie wiadomo czego tam chciał szukać. Odpuściliśmy, bo nigdy nie dążyłem do tego, żeby moje córki zrobiły karierę za wszelką cenę - wspominał Tomasz Świątek.

Problemy ze zdrowiem miała również niestety Iga. Historia w pewien sposób zatoczyła koło, bo w 2017 roku po raz pierwszy spotkała się z Martiną Trevisan, w pierwszej rundzie rozgrywanego na kortach warszawskiej Legii. WSG Open (ITF - pula nagród 25 tys. dolarów). 6:2, 2:6, 6:2 wygrała wówczas Włoszka, a dla Polki mecz zakończył się podwójnie pechowo, bo w końcówce odnowiła się u niej kontuzja kostki. Konieczna była operacja, po której pauzowała przez siedem miesięcy.

Wojciech Fibak o Idze Świątek: "Polska Kim Clijsters"

Wszystko na szczęście dobrze się skończyło, a po powrocie na korty kariera Świątek szybko wróciła na właściwe tory. „Niesamowite! Iga Świątek nie ma jeszcze 17. lat a już wygrała swoją pierwszą $25K! I to w jakim stylu, bez straty seta, od eliminacji pełna dominacja w całym turnieju! Wielkie, wielkie brawa” - chwaliła młodszą koleżankę na Twitterze Joanna Sakowicz-Kostecka. Był kwiecień 2018 roku, a Świątek wygrała właśnie pierwszy w karierze turniej ITF z pulą nagród 25 tys. dol. W finale zdeklasowała Amerykankę Allie Kiick (6:2, 6:0).

Od razu posypały się kolejne pochwały, jak również głosy by nie nadmuchiwać przesadnie balonika oczekiwań wobec młodej tenisistki. „Bardzo cieszę się z sukcesów Igi Świątek (którą przez rok trenowałem), ale, na Boga, dajmy jej spokojnie grać i nie porównujmy jej do Agnieszki Radwańskiej, bo jeszcze na to za wcześnie!” - zaapelował, również na Twitterze, inny były tenisista Dawid Olejniczak.

Była to reakcja na słowa Wojciecha Fibaka, który porównał Igę do słynnej Belgijki Kim Clijsters, a Agnieszkę Radwańską do jej rodaczki Justine Henin, bo pytanie dotyczyło porównania stylów gry obu Polek.

- Takie porównania nie mają sensu, bo to dwie zupełnie inne tenisistki - Radwańska była mistrzynią taktyki. Świetnie się broniła. Z kolei moja córka lubi atakować, dominować. Przyłożyć z forhendu. Łączy je w zasadzie tylko tyle, że obie wygrały juniorski Wimbledon - uważa, nie bez racji, Tomasz Świątek.

- Można tylko się cieszyć, ale spokojnie, nie zagłaszczmy jej. Ostatnie, czego teraz potrzebuje, to stado klakierów i wujków dobra rada w swoim otoczeniu. Niepotrzebne są również te porównania do Clijsters czy Radwańskiej. Zwłaszcza do Agnieszki, bo Iga to zupełnie inna zawodniczka - apelował Paweł Ostrowski, były trener Marty Domachowskiej i Niemki Angelique Kerber.

Od porównań uciec się jednak całkiem nie dało, bo Iga szybko zaczęła iść w ślady Agnieszki pod względem osiągnięć na korcie. O Wimbledonie już było, a juniorskie granie zakończyła jesienią 2018 roku, złotym medalem (w deblu) młodzieżowych igrzysk olimpijskich.

W styczniu w Melbourne jeszcze nie wierzyła. Wolała koncert Pearl Jam

2019 rok przyniósł jej pierwszy finał turnieju WTA, w Lugano. Zadebiutowała również w (seniorskich) turniejach Wielkiego Szlema. Najlepiej poszło jej właśnie w Paryżu, gdzie dotarła po raz pierwszy do 1/8 finału. W niej dostała jednak surową lekcję tenisa (1:6, 0:6) właśnie od Simony Halep. - Byłam tak zestresowana, że wszystko działo się dla mnie jak w zwolnionym tempie - wspominała kilka dni temu tamto spotkanie Świątek, która - jak widać - wyciągnęła wnioski z porażki.

W ogóle w grze Polki widać niespotykaną wcześniej regularność. Jeszcze w 2019 roku jej mecze potrafiły być jak sinusoida - trzy gemy świetne, trzy kolejne słabe. Teraz się to zmieniło, spora w tym zasługa psychologa sportowego Darii Abramowicz, która dołączyła w tym roku do teamu Świątek. Trenerem jest Piotr Sierzputowski (do września 2019 roku Iga współpracowała również z Jolantą Rusin-Krzepotą).

- Troszkę nie zakładaliśmy, że Iga dojdzie w tym turnieju do półfinału. To kroczek szybciej niż ktoś z nas mógł założyć. Jest wyluzowana, gra naprawdę fajnie - przyznaje ten ostatni.

- Iga w Paryżu po prostu szaleje - zachwyca się młodszą koleżanką Agnieszka Radwańska (cytat za Sport.pl).

- Gra w tym Roland Garros najlepiej na świecie - uważa Fibak. - Nikt tak nie fruwa po korcie, nikt tak go nie kryje, nikt się z taką szybkością nie porusza, nikt nie trafia tak precyzyjnie przy liniach z bekhendu i forhendu, nikt nie ma takiego drugiego serwisu jak ona, nikt tak nie operuje skrótem - wylicza.

- Genialny forhend, prawie latała nad kortem, a to musiało być dla niej trudne po tym, jak rok wcześniej wygrała tylko jednego gema - nie krył zdumienia po meczu z Halep komentujący turniej w Eurosporcie były dwukrotny finalista Roland Garros, Hiszpan Alex Corretja.

Można powiedzieć - pół żartem, pół serio - że Iga Świątek wyróżnia się na tle koleżanek po fachu również gustem muzycznym. - Pink Floyd, Red Hot Chili Peppers, AC/DC - wyliczała na naszych łamach w lutym, zaraz po Australian Open (w którym dotarła do 1/8 finału). W Paryżu, przed kolejnymi meczami, słuchała z kolei dla pobudzenia "Welcome to the Jungle" Guns N' Roses. Przede wszystkim jednak Pearl Jam - ulubiony zespół tenisistki. Podczas turnieju w Melbourne serwis WTA Insider odkrył nawet, że w dniu finału Wimbledonu 2020 planowała być w Krakowie, na koncercie Pearl Jam. Komentarz brzmiał: „Nie spodziewa się, że zagra w finale. Jeszcze nie”.

Już się spodziewa...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl