Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Idzie nowe, czyli Gdynia 2016

Miłosz Stelmach, Gdynia
„Ostatnia rodzina” J. P. Matuszyńskiego - najlepszy film
„Ostatnia rodzina” J. P. Matuszyńskiego - najlepszy film archiwum
Kino. Festiwal Filmowy w Gdyni pokazał, że o kondycji polskiej kinematografii decydują dziś twórcy urodzeni w latach osiemdziesiątych. Młodzi wygrali starcie z doświadczonymi reżyserami, wśród których dobrze zaprezentował się tylko Wojtek Smarzowski z „Wołyniem”.

Dawno już najważniejsze święto polskiego kina, czyli Festiwal Filmowy w Gdyni nie budziło tylu pozaartystycznych emocji. Organizatorzy w ostatnich tygodniach musieli zmagać się z atakami nadchodzącymi ze wszystkich możliwych kierunków. Środowiska feministyczne krytykowały brak w konkursie głównym filmów reżyserowanych przez kobiety, minister kultury Piotr Gliński wypominał niezakwalifikowanie do niego „Historii Roja” Jerzego Zalewskiego, wreszcie dyskusje wzbudziła decyzja o pozakonkursowym pokazie „Smoleńska” Antoniego Krauzego.

Tego typu spory zazwyczaj podwyższają temperaturę zmagań i prowokują polemiki, ale łatwo mogą przysłonić to, co najistotniejsze, czyli kwestie artystyczne. Warto zatem odrzucić je na bok i zastanowić się raczej, jak wygląda panorama polskiego kina, którą rysuje w tym roku gdyński konkurs?

Krakowski akcent polskiego kina

Najkrótsza odpowiedź brzmi: całkiem dobrze! Wśród 16 prezentowanych w głównej sekcji filmów znalazło się przynajmniej kilka niezwykle interesujących, wartościowych tytułów, świadczących o dobrej kondycji polskiego kina, które w ostatnich latach przechodzi wyraźną zmianę generacyjną. Konsekwentnie poszerza swoje środki wyrazu i obszary zainteresowań. Dowodem na to, że nasze kino młodnieje niech będzie fakt, że w konkursie znalazło się aż 7 debiutów oraz 2 filmy drugie.

Oznacza to, że o kondycji naszej kinematografii decydują teraz twórcy urodzeni w latach 80., zaś jednym z nich jest Jan P. Matuszyński, autor „Ostatniej rodziny” - zdobywcy Złotych Lwów i największego triumfatora festiwalu. Wśród laureatów nie zabrakło też twórców z Krakowa. Janusz Wojtarowicz i Motion Trio otrzymali nagrodę za ścieżkę dźwiękową („Szczęście świata” Michała Rosy), a Marcin Koszałka został doceniony za odwagę w przekraczaniu granic gatunkowych w filmie „Czerwony Pająk”.

Beksińscy, czyli ostatni będą pierwszymi

„Ostatnia rodzina”, portret naznaczonego piętnem śmierci klanu Beksińskich (rodziny znanego malarza), wciąga znakomicie opowiedzianą historią, perfekcyjną scenografią i kostiumami oddającymi nastrój PRL-u, a przede wszystkim doskonałymi kreacjami aktorskimi, zapewnionymi przez mistrzowskie trio: Andrzej Seweryn (jako Zdzisław Beksiński - najlepsza rola męska festiwalu), Aleksandra Konieczna (jako Zofia Beksińska - najlepsza rola żeńska) i Dawid Ogrodnik (jako Tomasz Beksiński). Film ten docenili także widzowie, przyznając mu nagrodę publiczności, a o jego jakości widownia będzie mogła przekonać się 30 września.

Morderstwo doskonałe i samotne kobiety

Pozostałe dwa najbardziej docenione przez jury pod przewodnictwem Filipa Bajona tytuły to „Jestem mordercą” Macieja Pieprzycy i „Zjednoczone Stany Miłości” Tomasza Wasilewskiego. Pierwszy jest obrazem inspirowanym historią grasującego w latach 70. seryjnego mordercy znanego jako „wampir z Zagłębia”. To sprawnie zrealizowany film policyjny; twórcy otrzymali nagrodę za scenariusz oraz Srebrne Lwy.

Natomiast znane już z naszych ekranów, nagrodzone wcześniej na prestiżowym festiwalu w Berlinie „Zjednoczone Stany Miłości” doceniono w Gdyni za role drugoplanowe, montaż i reżyserię. Wasilewski stworzył zbiorowy portret kobiecej samotności, kreślony na tle polskiej transformacji.

Jego obraz już doczekał się uznania, natomiast film Pieprzycy, odwołujący się do najlepszych wzorców amerykańskiego kina kryminalnego (z „Siedem” czy „Zodiakiem” Davida Finchera na czele), na pewno znajdzie swoją publiczność. Warto więc wspomnieć o najbardziej niedocenionym filmie festiwalu.

Oryginalność nie została zauważona

Tytuł ten bez wątpienia należy się „Wszystkim nieprzespanym nocom” Michała Marczaka, które choć nie otrzymały żadnej nagrody, należą do najoryginalniejszych propozycji polskiego kina ostatnich lat.

Zacierając granicę między dokumentem a fabułą oraz minimalizując rolę historii na rzecz impresyjnej, płynnej narracji, Marczak nakreślił poetycki portret pokolenia dzisiejszych dwudziestokilkulatków - lekkoduchów. Ich życie układa się w ciąg imprez i happeningów, jednocześnie ekscytujących i melancholijnych, bo przypominających o nieubłaganym upływie czasu.

Na placu zabawa wcale nie jest zabawna

Rola najbardziej kontrowersyjnego tytułu festiwalu przypadła „Placowi zabaw” Bartosza M. Kowalskiego. Uznana przez jury za najlepszy debiut festiwalu, oparta na faktach opowieść o dziecięcej przemocy zadaje odważne pytania o pochodzenie i naturę zła, uciekając się w tym celu do bardzo drastycznych środków.

Stąd ostatnia, szokująca scena filmu wywołała tak wiele reakcji - na sali gdyńskiego Teatru Muzycznego. Słychać było pojedyncze gwizdy i buczenie, a wiele osób opuściło projekcję przed końcem.

Młodość wygrywa starcie z doświadczeniem

Wysoki poziom filmów tworzonych przez młodych twórców był tym bardziej dostrzegalny na tle nieudanych produkcji bardziej doświadczonych autorów. Zawiedli bowiem wszyscy najbardziej zasłużeni reżyserzy, którzy pokazali w tym roku swoje nowe filmy - Ryszard Bugajski („Zaćma”), Jan Jakub Kolski („Las 4 rano”) i Michał Rosa („Szczęście świata”). Z utytułowanych autorów z dobrej strony zaprezentował się tylko Wojtek Smarzowski.

Jego „Wołyń” (nagrody za debiut aktorski, charakteryzację i zdjęcia) to film opowiadający o rzezi wołyńskiej dokonanej przez ukraińskich nacjonalistów na ludności polskiej w latach 1943-1944. Choć zgodnie z przewidywaniami film nie stroni od okrucieństwa i brutalności, nie stanowi wyłącznie krwawego spektaklu. To epicka, a jednocześnie zniuansowana, precyzyjnie napisana opowieść o tym, jak łatwo rodzi się nienawiść, gdy emocje i uprzedzenia biorą górę. Najnowszym filmem Smarzowski potwierdził swoją pozycję w rodzimym kinie, ale cały festiwal pokazał, że mamy już znacznie więcej twórców, na których filmy będzie warto czekać. Oby tak dalej!

Miłosz Stelmach; filmoznawca z UJ, krytyk filmowy, związany z czasopismem „EKRAN-y”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski