Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Idealny wnuk zabił swoją babcię, gdy znowu zaczęła obrażać dziadka

Artur Drożdżak
Oskarżony Marcin D. przed krakowskim sądem odpowiada za zabójstwo babci Marii D. z wolnej stopy
Oskarżony Marcin D. przed krakowskim sądem odpowiada za zabójstwo babci Marii D. z wolnej stopy Artur Drożdżak
Dwaj wnukowie od dwóch dni nadaremnie dzwonili do babci. W końcu zapukali do drzwi. Nikt nie otwierał, więc swym kluczem otworzyli zamek. Drzwi nie chciały ustąpić. Nacisnęli mocniej i przez wąską, 30-centymetrową szparę zauważyli ciało, które blokowało wejście z zewnątrz. Czuć było nieprzyjemny odór.

Maria D. nie reagowała na krzyki obu wnuków i ich próby dostania się do środka. Nie ruszała się, nie było wiadomo, czy oddycha, czy żyje. Wokół widać było zakrzepłą plamę krwi. Bracia zadzwonili do rodziców, którzy wezwali pogotowie i strażaków. Lekarze siłą weszli do domu kobiety w Libiążu i natychmiast powiadomili policjantów o znalezieniu zwłok.

- Tu teraz jest dla was robota, bo dla nas już nie ma - nie kryli.

O Marii D. tylko źle

69-letnia Maria D. była silną kobietą, wychowała dwóch synów, ale oni nie żywili do niej zbyt pozytywnych uczuć. Jeden uciekł daleko, na drugi koniec kraju, bo aż do Świnoujścia. Tam po latach zginął tragicznie, zasztyletowany przez swoją partnerkę.

Drugi z synów, Marek, zamieszkał w Libiążu, w domu oddalonym 200 metrów od matki. Wziął ślub i założył rodzinę, pracował i wychowywał trzech synów. Żył po swojemu i unikał kontaktów z Marią D. Dość regularnie dzwoniła do niej synowa i jej synowie.

Babcia zapraszała wnuki na ciasto, wręczała upominki i drobne sumy pieniędzy. Tak wyrażała swoje uczucia. Odwdzięczali się i pomagali jej w porządkowaniu posesji i strzyżeniu trawnika. Najchętniej robił to Marcin.

O Marii D. miejscowi mówili źle. Mieszkający po sąsiedzku ks. Kamil K., duchowny Kościoła polskokatolickiego, zeznawał potem na procesie, że na twarzy kobiety nigdy nie widział uśmiechu i radości. Gdy przyszedł do pracy na nieznany mu teren, parafianie żalili mu się, że nie są w stanie zaakceptować występków Marii D. Opowiadali, że przed laty wygoniła z domu swoją niedołężną matkę i miała za to sprawę w sądzie.

Nielubiane osoby potrafiła obrzucić obelgami i to przy ich małych dzieciach. Nie spodobało się jej, że napotkana nastolatka ubrała za krótką spódniczkę, to pod jej adresem użyła wulgarnego słowa na literę k...

Jej podstawowym zajęciem było obserwowanie z ganku ludzi spacerujących po ulicy. Szukała tylko zwady, zaczepki, pretekstu do rzucenia grubą wiązanką.

Lokalna społeczność pamiętała jej także i to, że kiedyś zbezcześciła grób teściów. Zrobiła to tylko dlatego, by dokuczyć największemu wrogowi swojego życia: mężowi, o którym nie mówiła inaczej jak „ten siwy ch...”.

Piekło Stanisława D.
Stanisław D. na wspomnienie żony wzrusza ramionami i 40 lat swojego z nią małżeństwa określa jednym dosadnym słowem: piekło.

Opowiada, że już dzień po ślubie miał ochotę zabrać nogi za pas, bo się przekonał co go czeka. Zachował się honorowo, nie odszedł, gdy Maria D. powiedziała mu, że jest w ciąży. Nieraz żałował tej decyzji. Bo potem było tylko gorzej.

Uciekał z domu przed agresywną żoną, gdy goniła go z nożem lub siekierą. Gdy zginął ich syn w Świnoujściu i zabójczyni dostała 10 lat więzienia, to Maria D. odgrażała się, że zrobi to samo swojemu mężowi.

Stanisław D. złożył przeciwko niej pozew dopiero gdy dorośli synowie wyprowadzili się z domu. Sprawa zakończyła się rozwodem bez orzekania o winie, ale Maria D. nie dała za wygraną i złożyła odwołanie.

Procesowali się przez kolejne lata i choć straciła majątek na adwokatów, dopięła swego: sąd w następnym wyroku uznał, że oboje małżonkowie są winni rozpadu ich związku.

- Potrafiła założyć mi sprawę o znęcanie i twierdziła, że ja biję ją i nasze dzieci. To się nie potwierdziło. Za to ona usłyszała wyrok za znęcanie - opowiada Stanisław D. Po rozwodzie nie miał wstępu do jej domu, ale była żona ciągle go prowokowała. Gdy widziała go w pobliżu, padały wszystkie możliwe wulgaryzmy.

- Każdego, kogo zobaczyła w towarzystwie Stanisława D., uznawała za swojego wroga na równi z byłym mężem - zeznał Józef S., jego kolega z pracy. Maria D. zaatakowała go kiedyś na ulicy i biła torebką.

Jej charakter obrazowo opisała synowa Magdalena D.: Teściowa przejawiała niewyobrażalną agresję. Raz widziałam, jak nie potrafiło jej opanować dwóch silnych mężczyzn. Była jak tornado.

Idealny wnuczek Marcin
O jej wnuczku Marcinie D. wszyscy wyrażali się dobrze. Był przeciwieństwem babci. Uczynny, pracowity, księdzu potrafił bezinteresownie pomagać w naprawie dachu. Chodził do technikum górniczego, ale gdy szkołę zamknięto, 19-latek musiał szukać pracy.

W wolnych chwilach grał w piłkę w GKS Janina Libiąż i uważano go za dobrego napastnika. Zaczął się udzielać w Ochotniczej Straży Pożarnej i jeździł do akcji powodziowych i mniejszych pożarów. Domownicy nawet się zastanawiali, czy to robota dla niego, gdy trzeba będzie pojechać do ciężkiego wypadku i oglądać rannych, zabitych, krew.

Bo Marcin bał się zastrzyków i panikował na widok igły. Kiedyś krajalnicą rozciął sobie palec i na widok krwi zrobił się blady jak papier. Bał się też zranienia zwykłym gwoździem.

Wrażliwy, spokojny, ułożony, po prostu ideał. Nikogo więc nie zdziwiło, gdy zasłabł po odkryciu zwłok babci, płakał i powtarzał w kółko: ja babcię widziałem... Dla niego i brata to musiało być traumatyczne przeżycie.

Wezwano wtedy pogotowie i dostał zastrzyk uspokajający. Następnego dnia został zabrany na przesłuchanie i na wolność wyszedł dopiero po 10 miesiącach, w grudniu 2015 roku.

Wtedy już wszyscy wiedzieli, że jest podejrzany o zabójstwo babci. Domownicy niczego nie zauważyli w przeddzień i w dniu zbrodni. Zachowywał się normalnie, był na praktyce w szkole, poszedł na spotkanie ochotników z OSP. Matkę uderzyło jedynie, że tamtego dnia nie zjadł obiadu. Robiła mu wymówki, że przyszedł do domu po godzinie 21.00, a przecież wszystkich obowiązują pewne zasady. Tłumaczył się, że był na siłowni i już wraca.

Marcin uderzył raz, drugi, kolejny. Nie wie, jak to się stało, że Maria D. spadła ze schodów i roztrzaskała głowę o framugę drzwi

Tragedia w domu babci
Przed prokuratorem i podczas wizji lokalnej w domu opowiedział przebieg tragicznego spotkania z babcią.

Rozmawiali, było wszystko pod kontrolą, kiedy nagle Maria D. weszła na utarte tory, gdy wspomniał coś o dziadku. Zaczęła być wulgarna, agresywna, dostała białej gorączki, więc uderzył ją odkręconą wylewką znad umywalki. Raz, drugi, kolejny. Co się dalej działo już nie był w stanie opisać. Nie wie, jak to się stało, że spadła ze schodów i roztrzaskała sobie głowę o framugę drzwi.

- Przyznaję się do zadania uderzeń babci, ale nie do tego, że chciałem ją zabić. Nie zepchnąłem jej ze schodów, żadne z uderzeń nie spowodowało jej upadku na podłogę. Byłem zszokowany tym co zaszło- nie krył na rozprawie przed Sądem Okręgowym w Krakowie.

Wyrzucił wylewkę i poszedł spokojnie na praktyki, spotkał się z kolegami. Niczego nie mówił domownikom, bo bał się konsekwencji.

W swoim domu czeka na wyrok, bo odpowiada z wolnej stopy za zabójstwo. Zgadza się na krótką rozmowę, ale o szczegółach tamtego dnia nie chce rozmawiać. Ma wsparcie braci, rodziców, dziadka.

- Muszę dalej z tym żyć. Staram się jakoś funkcjonować - opowiada. Sąsiedzi nie chcą ferować wyroku, ale mają swoje zdanie o całej sprawie.

- Jeśli Marcin uważa, że to, co się stało, to jego prywatna sprawa, to się myli. Jakby zabił karpia w wannie to tak, ale tu zginął człowiek, choć wszyscy wiemy kim była jego babcia Maria D. - nie kryją mieszkające po sąsiedzku starsze panie.

Prokurator Marcin Rams z Prokuratury Rejonowej w Chrzanowie, autor aktu oskarżenia, zgadza się, że oprócz wyjaśnień oskarżonego kluczowa dla sprawy jest opinia biegłego na temat przyczyn i mechanizmu śmierci pokrzywdzonej.

- Pisemna opinia już jest. Biegły będzie jeszcze słuchany na rozprawie i to na pewno wpłynie na ocenę zamiaru, z jakim działał Marcin D. - zauważa. Oskarżonemu grozi dożywocie.

O Marii D. ludzie
w Libiążu mieli jak najgorsze zdanie. O jej wnuku Marcinie D. mówili tylko dobrze. Ale to on przed Sądem Okręgowym w Krakowie odpowiada za zabójstwo babci

***

Libiąż ponad 20-tysięczne miasto w województwie małopolskim, w powiecie chrzanowskim, siedziba gminy miejsko-wiejskiej Libiąż.
W latach 1975-1998 miasto administracyjnie należało do woj. katowickiego, ale teraz jest w granicach Małopolski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska