Z jednej strony uzbrojeni policjanci, z drugiej zamaskowani, uzbrojeni w łuki i kusze, studenci gotowi walczyć do końca.
Hongkong przeżywa kolejną falę przemocy, której końca nie widać. Pojawiają się znów pogłoski, że eskalacja przybrała już tak dramatyczne formy, że konieczne może okazać się wprowadzeni do akcji chińskich żołnierzy.
Najbardziej napięta jest sytuacja w kampusie politechniki. Otoczony przez siły policyjne stał się schronieniem dla tysiąca, jak mówią jedni lub dla 500 studentów i pracowników uczelni.
Po tym, jak kilka dni temu policjant śmiertelnie ranił 21-letniego nieuzbrojonego studenta sytuacja w mieście stała się jeszcze bardziej zapalna. Gdy zapada zmrok na ulicach płona butelki z benzyną, w powietrzu czuć gaz łzawiący.
Policja tłumaczy, że musi używać gazu, bo duża grupa zamaskowanych atakuje ich kordony. Powstrzymano też gazem grupę stu osób, która chciała opuścić Politechnikę.
Policji zapowiadali wcześniej, że protestujący mogą opuścić kampus przez Cheong Wan Road South Bridge, ale pod warunkiem, że porzucą swoją broń (butelki z benzyną i łuki) i zdejmą maski przeciwgazowe.
Jeden z protestujących przebywający w kampusie, Ted Hui, mówił, że policja zablokowała most i nikt nie mógł wyjść.
Jego zdaniem przebywa w nim tysiąc osób. Mówi, że jest wielu rannych po starciach z siłami porządkowymi i nie dociera do nich pomoc medyczna. - Sytuacja jest bardzo poważna - alarmuje.
Z kolei pełniący obowiązki prezesa związku studenckiego PolyU Ken Woo mówi, że w kampusie pozostało co najmniej 500 osób.
Dodał, że jest świeża woda, ale zapasy żywności są na wyczerpaniu. Demonstranci okupują to miejsce od wielu dni, ponieważ protesty w Hongkongu wciąż się nasilają.
Wcześniej jeden z szefów uczelni, prof. Jin-Guang Teng, przekazał studentom oświadczenie na wideo. Mowa w nim o zapewnieniu ze strony policji, że jeśli protestujący odejdą pokojowo, to on będzie im towarzyszył na komisariatach a ich sprawy zostaną „sprawiedliwie rozpatrzone”.
Tymczasem sąd w Hongkongu orzekł, że rządowe prawo o zakazie noszenia masek jest niezgodne z konstytucją. W październiku rząd powołał się na stan wyjątkowy z czasów kolonialnych i zakazał noszenia masek. Jednak protestujący nie honorowali przepisów, zakrywali twarze, by ukryć swoją tożsamość.
Kampus jest okupowany przez protestujących od kilku dni i jak twierdzą jego szefowie, został w dużym stopniu zdewastowany. Gabriel Gatehouse, dziennikarz BBC, który był na miejscu, opowiada, że starcia studentów z policją przypominają grę w kotka i myszkę.
- Policja używa gazu łzawiącego i armatek wodnych, tryskając trującym niebieskim płynem. Protestujący, chowając się za parasolami, odpowiadają butelkami z benzyną i kamieniami wystrzeliwanymi z katapult domowej roboty. I tak na okrągło.
Kiedy policja próbowała wedrzeć się na teren kampusu przywitały ich butelki z benzyną. Oddziały musiały się wycofać.
Kiedy o świcie dziesiątki protestujących próbowało opuścić teren kampusu, musieli zawrócić, gdyż potraktowano ich gazem łzawiącym i gumowymi kulami.
- Na początku czułem się przestraszony i spanikowany pobytem w campusie, bo policja zapowiedziała, że wszystkich aresztuje i oskarży o wywoływanie niepokojów za co grozi 10 lub więcej lat więzienia. Teraz jestem spokojny, bo wierzę, że wszyscy pozostaniemy tu razem - mówi agencji Reuters jeden ze studentów.
W niedzielę wieczorem policja ostrzegła, że może użyć ostrej amunicji.- Ostrzegam uczestników zamieszek, aby nie używali benzyny płynów, strzał, ani innej broni do atakowania funkcjonariuszy - mówił rzecznik policji Louis Lau.
POLECAMY W SERWISIE POLSKATIMES.PL:
Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?