1/7
Teresa Kapituła
fot. Dariusz Piekarczyk

Teresa Kapituła

2/7
Mamo, co to takiego? - Tereska prawie wykrzyczała pytanie,...

Mamo, co to takiego? - Tereska prawie wykrzyczała pytanie, gdy przez małe, omotane drutem kolczastym okienko w bydlęcym wagonie ujrzała osnute mgłą majestatyczne góry. Dorośli rzucili się natychmiast do okna, stawali na palcach, jedno podsadzało drugie, byle tylko zobaczyć tajemniczy, nieznany dla ludzi z Wołynia, widok. Raptem ktoś rzucił:

- To Ural! Góry Ural. Jedziemy do Azji. Jezusie Maryjo wiozą nas do Azji! Na te słowa wszyscy umilkli. Ale na krótko, bo zaraz któraś z kobiet bezwiednie zaintonowała: "Serdeczna matko, opiekunko ludu...". Za chwilę śpiewał już cały wagon. Śpiew był przepełniony strachem. Po niejednej twarzy, nie tylko kobiecej, płynęły łzy.

Lokomotywa z wielką czerwona gwiazdą na przodzie ciągnęła skład złożony z kilkunastu bydlęcych wagonów, w których byli sami Polacy, czy też jak mawiali Rosjanie "piereseleńcy". Wszyscy z okolic niewielkiego powiatowego miasteczka Kostopol w województwie wołyńskim. Dziś Kostopol to miasto na terenie Ukrainy w obwodzie rówieńskim. W jednym z wagonów jechała Maria Piechowiak ze swoimi dziećmi - siedmioletnią Teresą i o trzy lata młodszym Januszem. Zanim załadowano ich do pociągu, wiedli spokojny żywot we wsi Piasków, wsi typowo ukraińskiej. Byli tam jedyną polską rodziną.

- Zaczęło się od mojego ojca - rozpoczyna wspomnienia pani Teresa Kapituła z Pęczniewa. - Tato, Ignacy Piechowiak, skończył w latach dwudziestych seminarium nauczycielskie w Zielonej Górze pod Poznaniem. Był stypendystą rządowym i po#ukończeniu szkoły dostał, jakbyśmy to dziś powiedzieli, dziesięcioletni nakaz pracy na Kresach Wschodnich. Pierwsza jego szkoła znajdowała się we wsi Płateczno, dopiero potem trafił do Piasków. Tu w roku 1932 wziął ślub z Marią Burzyńską z Ostrołęki, która przyjeżdżała czasem do Płatecznego. Miała tu dziadków.

W roku 1933 na świat przyszła Teresa, trzy lata później Janusz. Piechowiakowie zamieszkali w solidnym drewnianym domu z gankiem. Wiodło im się nieźle, prowadzili spokojny żywot. Do czasu. Ich świat zaczął się walić 28 sierpnia 1939 roku, kiedy podporucznik rezerwy Ignacy Piechowiak, w pięknym mundurze, odprowadzany przez dzieci i żonę, wyjechał z kartą mobilizacyjną w kieszeni do jednostki wojskowej we Włodzimierzu Wołyńskim. Kilka dni później runęła na Polskę niemiecka nawałnica. 17 września kolejny cios - prze granicę wschodnią weszła do Polski armia sowiecka.

3/7
- Tato dostał się do niewoli 20 września pod Włodzimierzem...

- Tato dostał się do niewoli 20 września pod Włodzimierzem Wołyńskim - kontynuuje opowieść pani Teresa. - Już z pociągu, który wiózł ich do niewoli, wyrzucił list zaadresowany do pani Dębczuk, żony zawiadowcy stacji kolejowej w Zdołbunowie. List trafił do mamy. 24 września, kiedy mama wychodziła z kościoła, wręczyła go jej młoda dziewczyna. Treść listu pamiętam do dziś, choć to tyle lat. Ale nie mogę nie pamiętać, po wielokroć go powtarzałam. Ojciec pani Teresy pisał: "20 września stoczyliśmy bój z bolszewikami pod Włodzimierzem Wołyńskim. Zostałem wzięty do niewoli. Jedziemy w nieznane. Jest nas około 200 oficerów i tyluż podchorążych. Jeżeli będziesz mogła, to przenieś się do Płatecznego. O ile będę żył, to tam będę Cię szukał".

Maria Piechowiak postąpiła zgodnie z wolą męża. W Płatecznem zamieszkała z dziećmi u kuzyna. Ale po nowym roku, widząc zapewne, że jest dla niego ciężarem, wróciła do Piaskowa, gdzie podjęła pracę. Tak, jak przed wojną, w szkole. Tyle tylko, że była to już szkoła rosyjska. Jej mąż trafił do Kozielska. Wówczas jeszcze nazwa tej miejscowości niewiele mówiła. Przysłał stamtąd trzy listy. W ostatnim, z marca 1940 roku, pisał między innymi: "Kotuniu, przecież miałaś tyle zmartwień i kłopotów, a ja miałbym Cię jeszcze martwić, że brak mi tego, czy owego. Życie mamy tu jednostajne, dzień po dniu schodzi. Najlepszym zajęciem w ciągu dnia jest lektura, na którą składają się listy Wasze. Im ich więcej, tym dłużej mogę się rozkoszować pobytem u Was. Leżąc na pryczy z zamkniętymi oczyma, widzę Cię jak z Januszkiem razem bawicie się. Śpiewam sobie piosenki, które Wam śpiewałem. U Was już pewnie rozpoczyna się wiosna".

Potem przez wiele lat Maria Piechowiak i jej dzieci nie miały pojęcia o tym, co stało się z mężem i ojcem. Pozostały domysły, nadzieje...

4/7
- 13 kwietnia 1940 roku nad ranem zapukano do naszych drzwi...

- 13 kwietnia 1940 roku nad ranem zapukano do naszych drzwi - wraca wspomnieniami do Piaskowa pani Teresa. - To byli dwaj młodzi żołnierze NKWD. Choć był kwiecień, przyjechali po nas saniami, śnieg bowiem był tego roku w Piaskowie po pas. Zima długo trzymała. Mama spodziewała się wywózki, bo uprzedzili nas Ukraińcy. Oni lubili moich rodziców. Jeden z nich zabił nawet świniaka, uwędził nam mięso, zrobił smalec, kiełbasę. Żołnierze NKWD zakomunikowali, że mamy godzinę na spakowanie się, że możemy zabrać 100 kilogramów bagażu. Zaczęli też rewizję w domu, przeglądali pościel, obrusy. Kiedy mama spytała, czego szukają, odpowiedzieli, że broni. Muszę jednak powiedzieć, że byli w miarę uprzejmi. Potem odwieźli nas saniami na stację kolejową w Mokwinie i załadowali do bydlęcego wagonu. Cały czas zwożono Polaków. Pociąg wyruszył w drogę po jakichś 12 godzinach.

Po długiej podróży transport zatrzymał się w mieście Kustanai w Kazachstanie. Stamtąd odkrytymi ciężarówkami przetransportowano #Polaków do Sowchozu Arszalińskiego. Byl to sowchoz mięsno-mleczny składający się z pięciu ferm.
- Wyrzucili nas w stepie, wokół było jedynie parę lepianek. Długo zastanawialiśmy się, co tu robić. W końcu podeszła do nas zesłana tu wcześniej Ukrainka i zabrała nas do swojej lepianki. Mieszkała w jednej izbie z mężem Michaiłem. Nam wygospodarowała skrawek miejsca w rogu ziemianki. Było lato, a do jesieni musieliśmy zrobić sobie swoją lepiankę. Jak się robi lepiankę? Nawet dziś bym zbudowała. Traktor orze ziemię i wyorane, przerośnięte skiby formuje się w coś w rodzaju cegły i układa z tego mur. Mur nie może być zbyt wysoki, bo runie. Dach? Obok było jezioro, to z trzciny. I koniecznie musi być komin. W tej naszej lepiance zamieszkało sześć rodzin. Pamiętam panie Ziębową, Brancewiczową, Lamecką, hrabinę Madejską. Pierw-#sza zima była straszna, nie wiem, jak ją przeżyliśmy. Wszy jadły nas na potęgę. Był straszny głód.

Mieliśmy młynek do pieprzu, kawy. W nim męliśmy owies i mama gotowała z niego taką mamałygę. To było obrzydliwe. Brat ciągle był głodny, a jedliśmy rano i wieczorem. Do dziś Janusz może mieć gorszy dom, auto, ale lodówkę zawsze musi mieć pełną. Nosi w sobie Kazachstan. Chleb bywał rzadko. A jeśli już był, to ciemny, niesmaczny, ciągnący się. Mama początkowo pracowała w polu. Potem została kucharką. Gotowała dla robotników. Zabierała nas w step. To były najszczęśliwsze dla nas chwile, bo mama uczyła nas patriotycznych piosenek, języka polskiego, modlitw. Z czasem większość Polaków wyjechała. Mężczyźni do armii Andresa. Została nas garstka. Przyszedł jednak i na nas ciężki czas. Mamę i inne Polki wezwano do NKWD. Przed wyjściem, a szły pieszo kilkadziesiąt kilometrów, zawołała mnie i brata i mówi: "Dzieci, nie wiem, czy wrócę, pamiętajcie, że jesteście Polakami". Wzięła też nasze palta i wszyła w podszewki karteczki na których, napisała kopiowym ołówkiem nasze imiona, nazwiska i że jesteśmy Polakami. Nie było jej długo. Wychodziliśmy na dach lepianki, patrzyliśmy, czy idzie. Ale jej ciągle nie było. Wtedy padaliśmy na kolana, składaliśmy rączki i modliliśmy się: "Boże wróć nam mamę, niech będzie z nami". A tu wilki podchodziły pod lepiankę, coraz bliżej i bliżej. Do tego jeszcze buran, taki silny kazachski wiatr. Nie mieliśmy co jeść. Przyszedł naczelnik sowchozu i dał nam trochę zboża. Któregoś dnia mama wróciła, ale już jako obywatelka radziecka...

Kontynuuj przeglądanie galerii
Dalej

Polecamy

Cristiano Ronaldo urlopuje z Georginą Rodriguez po zawieszeniu na dwa mecze [ZDJĘCIA]

Cristiano Ronaldo urlopuje z Georginą Rodriguez po zawieszeniu na dwa mecze [ZDJĘCIA]

"Od jutra zaczyna się wyżeranie z koryta". Wpis nauczycielki z Kwidzyna wywołał burzę

O TYM SIĘ MÓWI
"Od jutra zaczyna się wyżeranie z koryta". Wpis nauczycielki z Kwidzyna wywołał burzę

Sportowe Oskary rozdane w Madrycie. Iga Świątek spodziewała się więcej [ZDJĘCIA]

O TYM SIĘ MÓWI
Sportowe Oskary rozdane w Madrycie. Iga Świątek spodziewała się więcej [ZDJĘCIA]

Zobacz również

Geniusz Gukesh. Dlaczego nie wygląda na 17 lat i kim są jego rodzice? [ZDJĘCIA]

Geniusz Gukesh. Dlaczego nie wygląda na 17 lat i kim są jego rodzice? [ZDJĘCIA]

Wyciągnął z głębin 86 topielców. Roman Berendt, zawodowy nurek, ma w Szubinie muzeum

Wyciągnął z głębin 86 topielców. Roman Berendt, zawodowy nurek, ma w Szubinie muzeum