Historia i życie byłego ministra Henryka Majewskiego

Redakcja
Henryk Majewski: Teraz chcę już tylko jednego - spokoju
Henryk Majewski: Teraz chcę już tylko jednego - spokoju Grzegorz Mehring
Najpierw był wrogiem socjalistycznego państwa, Henrykiem M., ps. Kuzyn. Potem szefem MSW i zastępcą komendanta wojewódzkiego policji. Działaczem sportowym. Następnie Henrykiem M., ps. Majonez. Po wyjściu z aresztu - osobą prywatną. Od marca tego roku jest kawalerem Krzyża Orderu Odrodzenia Polski. Od ośmiu dni - człowiekiem niewinnym.

Życie dr. Henryka Majewskiego, byłego wykładowcy Politechniki Gdańskiej, wznosi się i opada jak na huśtawce. Huśtawka poszybowała w górę, gdy Sąd Okręgowy w Gdańsku, po siedmiu latach od postawienia zarzutu, orzekł, że Majewski nie wyprowadził 2 mln zł z GKS Wybrzeże.

Sąd: były minister nie zdefraudował 2 milionów

- Trudno uwierzyć, że Henio mógł ukraść pieniądze - mówi Henryka Krzywonos, legenda Solidarności.
- Oskarżenia postawione Majewskiemu nigdy nie korespondowały z jego osobowością - dodaje były minister obrony adm. Piotr Kołodziejczyk.

- Ani przez sekundę nie miałam wątpliwości, że Majewski jest osobą uczciwą - stwierdza krótko Elżbieta Suchocka, wieloletnia wiceminister finansów.

Cała trójka, obok senatora Edmunda Wittbrodta, chirurga prof. Zbigniewa Grucy, wiceministra finansów Ryszarda Pazury i Bogdana Lisa, w 2004 roku poręczyła za osadzonego w areszcie byłego ministra. Niektórzy przyznają, że nie było to łatwe.

- W mediach trwała nagonka na Majewskiego - wspomina prof. Edmund Wittbrodt. - Pojawiały się niekorzystne informacje na jego temat i pejoratywne określenia jego osoby. Pytano mnie: po co się w to mieszasz? Radzono: poczekaj, aż sąd to wyjaśni. Miałem więc świadomość politycznego ryzyka, ale przeważyła nasza wcześniejsza znajomość i przekonanie, że Majewski nie mógł ukraść pieniędzy.

Tata za szybą z pleksi

Ewa Majewska ma cztery lata. Jest z tatą na placu Trzech Krzyży w Gdańsku. Trwa demonstracja, tata robi zdjęcia. I pilnuje, by była bezpieczna. Inne wspomnienie - dom Wałęsów na Zaspie. Tata pomaga Przemkowi w lekcjach. Albo ognisko w Węsiorach. Panie Wałęsowa, Puszowa, Pienkowska. Śpiewają...
Po zakończeniu sierpniowych strajków wykładowca z PG Henryk Majewski, wspólnie z Wiesławą Kwiatkowską, działał w sekcji historycznej pierwszej Solidarności. Zbierali materiały o tragedii Grudnia 1970 roku. Majewski pomagał w organizacji grudniowej wystawy, spisywał relacje świadków, opublikowane w 1986 roku przez paryskie Editions Spotkania...

Zdjęcia i dokumenty wyniósł jeszcze przed wprowadzeniem stanu wojennego. Część schował na politechnice, resztę ukrył wśród znajomych. Zajął się pracą konspiracyjną. Miał pseudonim Kuzyn.
Przyszli po niego w styczniowy ranek 1984 roku. Za próbę obalenia ustroju trafił na sześć miesięcy do aresztu.

Ewie została z tamtego czasu pamięć o szukaniu ojca rankiem w jego pokoju. O wizytach w areszcie. Tata stał za szybą z pleksi, raz mamie udało się podać mu ją nad szybą. Wszczęto alarm, odebrano ją ojcu. Ale dotyk jego rąk czuła bardzo długo...
Zwolniono go w ramach amnestii. Wrócił na uczelnię, obronił doktorat, ale nie mógł uczyć studentów. Został pracownikiem technicznym PG. Dalej działał w podziemiu. Zatrzymywano go jeszcze wiele razy. Wsadzano na "dołek", po 48 godzinach wypuszczano.
Od połowy lat 80., po rozwodzie, sam wychowywał córkę. Ewa pamięta, że pewnego dnia zastukali do drzwi wieczorem, gdy uklękła do pacierza. - Tata zawsze klękał obok mnie. I z tego klęczenia go mi zabrali...

Dr Ewa Majewska, to dziś znana filozofka, feministka, działaczka ruchów wolnościowych i kobiecych. Wykłada na Gender Studies UW, jest adiunktem w Instytucie Kultury Uniwersytetu Jagiellońskiego. Gdy pytam o lata 80., mówi, że pamięć dziecka zaciera wiele złych wspomnień. Ale one nie giną. Wychodzą w najmniej spodziewanym momencie.

- Wszystko wróciło podczas ostatniego aresztowania taty - mówi. - Poczułam się, jakbym znów miała pięć lat. To się nazywa trauma.

Ustal z Lechem, kto zostanie ministrem

Drugie aresztowanie poprzedził lot ku górze. Pod koniec lat 80. nauczyciel akademicki dr Henryk Majewski był blisko związany z Wałęsą. W sposób naturalny wykształcony opozycjonista znalazł się na kadrowej ławce nowej władzy.

- Po pierwszych demokratycznych wyborach zadzwonił Bogdan Borusewicz, pytając, co wybieram - szefa NIK w Gdańsku czy cywilnego zastępcę komendanta wojewódzkiego policji w Gdańsku - wspomina Majewski. - Uznałem, że NIK to dłubanina, wolałem policję. Zresztą dobrze ją poznałem, tylko - jakby tu powiedzieć - z drugiej strony.

Upadł rząd Mazowieckiego, Jan Krzysztof Bielecki formował gabinet. W grudniu 1990 roku znów zadzwonił telefon.

- Miałem ustalić z Lechem Kaczyńskim, który z nas zostanie ministrem spraw wewnętrznych - mówi Henryk Majewski. - Późniejszy prezydent powiedział, że nie chce tego stanowiska. A ja postawiłem warunek: wcześniej muszę dostać zgodę Ewy.

Ewa miała 13 lat. Szkołę, przyjaciół w Trójmieście.
- Szanuję ojca za ten warunek - twierdzi. - Zgodziłam się, chociaż i tak pozostałam do końca roku szkolnego w Gdańsku.
W styczniu 1991 roku Henryk Majewski objął resort spraw wewnętrznych. Przez osiem dni Krzysztof Kozłowski wprowadzał następcę w tajemnice ministerstwa.
- Władza demoralizuje? - pytam.
- Nie wszystkich - odpowiada.
Na początku lat 90. przenikały się światy biznesu i przestępczości. To czas tworzenia polskiej mafii, powstawanie nowych fortun, wielkie kariery i jeszcze większe upadki, tiry wiozące spirytus i sprzęt elektroniczny do Polski. Próbowano uszczelnić granice, policjanci przenikali struktury mafijne.
- Krótko mówiąc: łatwo nie było - mówi Majewski. - Wysyłaliśmy policjantów na szkolenia do USA i Francji. Wracali z dużą wiedzą, ale na miejscu wchodzili w konflikt ze "starymi". Odchodzili ze służby.
Ministrem był tylko 11 miesięcy. Po rozwiązaniu rządu Bieleckiego wrócił do Gdańska, na poprzednie stanowisko z-cy komendanta wojewódzkiego policji.

- Do spraw bliżej nieokreślonych - uśmiecha się lekko.

Ministrem był do 1993 roku.
W latach 90. Majewski był postrzegany na Pomorzu jako człowiek, który dużo może. Nie ukrywał, że ma wielu znajomych, że jest w stanie sporo załatwić.

- Mnie bardzo pomógł w 1994 roku, w sprawach związanych z rodzinnym domem dziecka - mówi Henryka Krzywonos. - Był wujkiem dla moich dzieciaków. Takie rzeczy zapamiętuje się na zawsze.
Majewski przyznaje, że zgłaszano się z prośbą o pomoc.

- W tamtych latach z jednej strony przestępcy jawnie korzystali z nielegalnych pieniędzy, z drugiej - urzędy skarbowe ścigały i niszczyły uczciwych przedsiębiorców - tłumaczy.

Pieniądze do ręki

W 1998 roku Majewski zostaje prezydentem dawnego milicyjnego, a teraz policyjnego klubu GKS Wybrzeże. GKS to przede wszystkim żużel i piłka ręczna. W tym samym roku zalicza pierwszą poważną wpadkę medialną. Prasa donosi o jego wizycie w gdyńskim komisariacie po zatrzymaniu kierującego samochodem nietrzeźwego dyrektora finansowego gdyńskiej stoczni. Miał podrzeć protokół zatrzymania.

- Nie podarłem, tylko schowałem do kieszeni - poprawia Majewski. - Znajomy zadzwonił do mnie w nocy, prosił o pomoc. Policja zabezpieczyła dowody, więc nie było możliwości ukręcenia sprawy. A ja uchroniłem go przed noclegiem w izbie wytrzeźwień, zabierając do domu.
Sprawa kończy się umorzeniem ze względu na "niewielką szkodliwość społeczną czynu". Tymczasem kierowany przez byłego ministra klub osiąga duże sukcesy. Drużyna zdobywa w 1999 roku Puchar Polski i brązowy medal mistrzostw Polski w żużlu. W klubie startują gwiazdy: Tony Rickardsson, Sebastian Ułamek, Adam Fajfer...

Wtedy na Majewskiego zaczynają wpływać donosy. Anonimowe. Trafiają do prokuratury, policji i "Głosu Wybrzeża". Zarzuca mu się świadome zadłużanie klubu, branie lewej kasy, przekręty.
- Znalazłem niektóre z nich oraz notatki operacyjne CBŚ w moich aktach już po procesie - twierdzi były prezes GKS. - Wszystko z sufitu wzięte.

Początkowo donosów nie traktowano poważnie, ale po przejęciu władzy przez SLD sprawa nabiera tempa. Zaczynają się też kłopoty finansowe w klubie. Kończy się sponsoring, w 2002 roku zarząd zostaje zmuszony do ustąpienia. Kuratorem zostaje Stefan Chrzanowski, pół roku później klubem już kieruje Marek Formela, pokonany przez Pawła Adamowicza kandydat SLD na prezydenta Gdańska, redaktor naczelny "Głosu Wybrzeża". Prokuratura w Bydgoszczy, wspierana przez nowe władze klubu, wszczyna śledztwo w sprawie podpisania fikcyjnej umowy z firmą CRF, która miała wyprowadzić z GKS 2 mln zł.

Krzysztof Pusz, ówczesny wiceprezydent klubu, twierdzi, że Majewski padł ofiarą walki politycznej. Wyjaśnia, że CRF pomagała w wypłacaniu zawodnikom nieopodatkowanych pieniędzy. Proszący o anonimowość były prokurator: Ocena prawna takiego postępowania jest jednoznaczna - unikanie płacenia podatków to przestępstwo.

- Inaczej nie chcieli jeździć - mówi Pusz. - Pewnego dnia Tony Rickardsson powiedział, że jak nie dostanie pieniędzy do ręki, to nie wyjedzie na tor! Zadzwoniłem do żony, by przywiozła 7-8 tysięcy dolarów. Nigdy tej kwoty nie odzyskałem. Henio też do klubu dokładał... Mówi pani, że to oszukiwanie fiskusa? Wszystkie kluby wtedy tak funkcjonowały. Nie jestem pewien, czy i dziś tak nie jest.

Pojawiają się artykuły, że Majewski nie oclił sprowadzonego z Niemiec auta. Auto stracił. Gazety piszą, że miał stłuczkę na Grunwaldzkiej we Wrzeszczu. Odpowiada: byłem trzeźwy, zdarzyło się. Obok nazwiska Majewskiego w gazetach pojawia się pseudonim - Majonez. Nie lubi go.
Pętla się zaciska.

Oskarżony - Henryk M.

Policjanci, w towarzystwie kamer telewizyjnych, pojawili się przed drzwiami Majewskiego zaraz po świętach wielkanocnych 2004 roku. Mieli pecha. Krótko wcześniej wsiadł do samochodu, by odwieźć Ewę do Warszawy.

- Chcieli zrobić pokazówkę - mówi Majewski. - A ja pokazówek nie lubię. Zadzwoniłem do prokuratury w Bydgoszczy, umówiłem się na przesłuchanie. Zostałem zatrzymany.

Zemdlał, trafił do szpitala. Okazało się, że ma kłopoty z kręgosłupem. Rozwinęła się cukrzyca. W areszcie siedział ze złodziejami. Traktowali go nawet z szacunkiem, w końcu już wcześniej garował, za komuny.

- Poprosiłam jego znajomych o poręczenie - wspomina córka. - Niektórzy odmówili.
Wbrew temu co do dziś piszą gazety, wśród poręczycieli nie było Bogdana Borusewicza. Odmówił też Jan Kozłowski.

Pozostała siódemka podpisała, ale nie przyniosło to efektów. Nadal Henryk M. nie miał dobrej prasy.
- Nikt nie chciał nas słuchać - mówi Ewa Majewska. - Przełomem był artykuł w waszej gazecie. Zadzwonił do mnie redaktor Jarosław Popek, opowiedziałam mu o poręczeniach. Po artykule wezwano mnie do prokuratury. Usłyszałam, że mam zakaz wypowiadania się w prasie. Współpracowałam z Fundacją Helsińską, znam swoje prawa. Odparłam, że nikt mi tego nie zabroni.
Sąd znów przedłużył areszt. Powód: możliwe mataczenie.

W siódmym miesiącu pobytu w więzieniu Henryk Majewski rozpoczął głodówkę.
- Przez 17 dni piłem tylko wodę i herbatę - wspomina.

Schudł 43 kg. Może i dobrze dla zdrowia, bo podczas odsiadki jego waga sięgnęła 140 kg. Wreszcie sąd zadecydował o zwolnieniu go za 200 tys. zł kaucji. Pieniądze uzbierano wśród rodziny i znajomych.

- Po wyjściu na wolność ojciec był człowiekiem głęboko smutnym - mówi Ewa. - Złamanym. Poturbowanym.

Wznoszenie

Proces zaczął się dopiero w 2005 roku, już za władzy PiS. Do akt dołączono list prezydenta GKS Marka Formeli do ministra Ziobry. Zawierał skargę na przewlekłość postępowania sądu w Gdańsku, przypominał, że chodzi o "prominentnego działacza Unii Wolności", zwracał uwagę na ostatnie afery wśród sędziów i adwokatów Pomorza. Formela poprosił Ziobrę o objęcie sprawy "osobistym nadzorem". Dziś Formela nie chce się wypowiadać o sprawie Henryka Majewskiego.
Minęły dwa lata. Przestępstwa podatkowe uległy przedawnieniu. Zawodnicy, którzy podpisywali pokwitowania, ale milczeli z obawy przed fiskusem, zaczęli się przyznawać, że brali pieniądze od klubu.

W lutym 2007 roku sąd umorzył postępowanie wobec byłego ministra. Powód: nieprawidłowo sformułowany zarzut. I choć prokuratura odwołała się od wyroku, Majewski na kolejne lata wzniósł się z piekła do czyśćca.

W czyśćcu wrócił do tego, co robił przed 30 laty. Zabrał się za opracowanie materiałów wyniesionych w 1981 roku z Solidarności. W czasie przeglądania zbiorów natrafił na amatorski film, nakręcony w 1970 roku z budynku przy ul. Okopowej w Gdańsku, jedyny "cywilny" obraz wydarzeń grudniowych, który przetrwał, zakopany pod jabłonką w latach 80. Napisaliśmy o filmie, zgłosił się autor zdjęć Marek Popiel. W połowie marca Majewski i Popiel dostali z rąk prezydenta Krzyże Kawalerskie.

Osiem dni temu zapadł przed Sądem Okręgowym wyrok uniewinniający Henryka Majewskiego.
- Zacznę wreszcie normalnie żyć - mówi były minister.

Dorota Abramowicz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl