Hirek Wrona: Nie jest tak, że Polska disco polo stoi. Polacy chcą śpiewać po polsku ładne, melodyjne kawałki [WYWIAD]

Dorota Kowalska
Pochodzę z bardzo biednej rodziny, moich rodziców nie stać było na to, żeby dawać mi pieniądze na płyty - mówi Hirek Wrona, dziennikarz telewizyjny i radiowy.

Ile pan już działa w branży muzycznej: trzydzieści lat, czterdzieści?
Zależy, jak na to spojrzeć. Jeżeli za działanie w branży muzycznej uznamy wzięcie do ręki skrzypiec, to jest to 52 lata.

Więc gra pan na skrzypcach, mam rozumieć?
Tak, grałem kiedyś na skrzypcach. Natomiast, jeżeli za początek mojego istnienia w branży muzycznej przyjmiemy pierwszą imprezę, jaką zagrałem jako didżej, to w tym roku, w grudniu minie 40 lat. Można powiedzieć, że od tego momentu mam coś wspólnego z branżą muzyczną.

Ta branża czterdzieści lat temu, bo pamiętam te czasy, wyglądała jednak zupełnie inaczej, prawda?
Tak, ta branża wyglądała kiedyś zupełnie inaczej, bo też świat na terenie naszego kraju nazywał się Polską komunistyczną, był to czas weryfikacji najprzeróżniejszych, poprawności politycznej, niedostępnych nagrań, niedostępnych płyt i rynek, na którym tak naprawdę trudno się było poruszać, albo trzeba było mieć mnóstwo szczęścia, żeby odnieść jakikolwiek sukces i ja to szczęście po części miałem. Po pierwsze - mieszkałem w Mielcu, gdzie było dużo płyt. Skąd te płyty wzięły się w Mielcu, a więc na Podkarpaciu? Były dwa źródła ich pozyskiwania. Pierwszym byli piloci, którzy pracowali na WSK w Mielcu, gdzie produkowano samoloty, i nimi latali do Indii i do Jugosławii. To były rynki, które dzisiaj nazwalibyśmy bardzo pirackimi. Więc ci piloci stamtąd przywozili dość tanie płyty.

Naprawdę? Płyty z Indii?
Tak. Drugim źródłem płyt, czyli muzyki, były rodziny mieszkające w Stanach Zjednoczonych. Bardzo wielu mieszkańców Podkarpacia ma swoich bliskich za oceanem, zwłaszcza w Chicago. I oni przysyłali stamtąd najtańsze płyty, jakie były na rynku, z reguły były to albumy z muzyką czarną i country.

I pan, mam rozumieć, wszystkie te płyty skupował?
„Skupował” to złe słowo, zdobywał. Pochodzę z bardzo biednej rodziny, moich rodziców nie stać było na to, żeby dawać mi pieniądze na płyty. Pracuję na siebie od dwunastego roku życia. I to było jedno źródło moich dochodów, a drugie to… gra w brydża.

Gdzie pan pracował jako dzieciak?
Pracowałem całe wakacje przy pakowaniu mąki i kaszy w paczkarni na stacji kolejowej w Mielcu. Przychodziłem do domu tak zakurzony, że musiałem się trzy razy kąpać, żeby zmyć z siebie kurz. Ale za te dwa miesiące pracy w czasie wakacji - pracowałem tam jako dzieciak, bowiem mogłem mieć czternaście może piętnaście lat, i dziennie przerzucałem około 20 ton kaszy i mąki - więc za te dwa miesiące pracy kupiłem sobie w Pewexie cztery płyty. Krótko mówiąc za dwa miesiące pracy zarobiłem cztery dolary, bo jedna płyta kosztowała dwa dolary. Takie to właśnie były czasy.

Przez dwa miesiące pracy zarobił pan cztery dolary?
Tak, cztery dolary. Tyle płacono w tamtych czasach. Nie było jakichś wielkich pieniędzy i nikt nikomu nie płacił zbyt dużo za pracę. A żyłem w niezamożnej rodzinie, dla nas każda złotówka była na wagę złota. Do tego stopnia, że, jeszcze kiedy byliśmy z siostrą dziećmi, masło było dla mnie i dla niej, a rodzice jedli smalec. Nie stać ich było na masło dla wszystkich.

Wszyscy pamiętamy te czasy. Ale kiedy tak patrzę na scenę muzyczną, ona była wtedy zupełnie inna. Mam takie wrażenie, że było mniej zespołów, ale one były bardziej wyraziste.
Moim zdaniem, nie można tego w ogóle porównywać. Dlatego, że wtedy nie było możliwości pokazywania swojej twórczości, nie było wolnego rynku, nie było tylu firm fonograficznych co teraz. Ten rynek się zmienił. To są dwa zupełnie różne światy, dwie zupełnie różne mentalności. Nie oszukujmy się, że któryś z tych światów jest lepszy: nie. Każdy jest inny i w każdym co innego jest fajne. W tamtym świecie było mniej wykonawców, była większa selekcja, trudniej było trafić do branży muzycznej, trudniej było zagrać w dobrym zespole. Natomiast w tej chwili wszystko to jest bardzo proste, ale też przez to trudniej jest zaistnieć na rynku. Wykonawcy, którzy w tamtym czasie odnosili sukces, mieli czas na to, żeby ich piosenki stały się wielkimi przebojami. Dzisiaj mówimy, że nie ma takich piosenek, jakie śpiewali The Beatles czy Czesław Niemen, Czarno-Czarni, Czerwono-Czarni. I to jest sentymentalizm, ale jest też prawdą, że takich piosenek, takich przebojów - nie ma. Ale dlaczego tak się dzieje? Dlatego, że te piosenki miały pięćdziesiąt lat na to, żeby być ogranymi w stacjach radiowych, żeby stać się przebojami. Dzisiaj takiego czasu nie mają. Wtedy było mniej stacji radiowych, bo były tylko cztery, mniej programów telewizyjnych, bo były dwa, mniej firm fonograficznych, bo były bodajże trzy czy cztery, mniej było komunikacji ze światem. Dzisiaj mamy w Polsce ponad dwieście stacji radiowych, każda ma swego szefa muzycznego, jest cała masa wydawnictw fonograficznych, jest niezwykła łatwość dostępu do muzyki poprzez serwisy streamingowe, w których mamy po kilkadziesiąt, czy nawet kilkaset milionów utworów… Ten świat jest zupełnie inny. Nie można tych światów porównywać.
Który świat bardziej pan lubi? Który jest panu bliższy?
Obydwa światy bardzo lubię. Bo z jednej strony w tamtym świecie powstało wiele płyt, które uwielbiam i wiele muzyki, którą bardzo lubię. Ten nowy świat lubię za coś innego, właśnie za tę otwartość, komunikatywność, za to, że dzisiaj tak naprawdę na wyciągnięcie ręki można mieć dostęp do wspaniałych artystów. Ja obydwa te światy uwielbiam.

A nie ma pan wrażenia, że w tamtym starym świecie inne były teksty piosenek? Głębsze? Bardziej przemyślane?
One też były inne, nie mówię, że były lepsze, czy były gorsze, były może ładniejsze literacko - były inne. Z czego to się bierze? Z olbrzymiego zaniedbania naszego pokolenia. Bo w latach 90., podczas transformacji w Polsce zapomnieliśmy kompletnie o edukacji młodych ludzi! A wrażliwość każdego na sztukę, na piękno kształtuje się do dziewiątego roku życia. Później to jest tylko i wyłącznie konsumpcja tej wrażliwości, tego, co wtedy ten młody człowiek zobaczył, usłyszał, czego się nauczył. Oczywiście, on się potem może nauczyć grać na instrumencie, może robić coś innego, ale to jest, tak naprawdę, tylko i wyłącznie konsumpcja. Tymczasem myśmy w latach 90. zaniedbali wychowanie muzyczne w szkołach, wychowanie plastyczne w szkołach, zaniedbaliśmy robienie filmów, które by kształtowały młodych ludzi, wyrobiły w nich odpowiednią wrażliwość, nie nauczyliśmy ich historii naszej kultury. I dzisiaj widzimy tego efekty. Wyrosło pokolenie, które nie ma zbyt bogatego słownictwa, które nie zna historii muzyki. Oczywiście wyjątki potwierdzają regułę. Bardzo ważną rolę w tym procesie kulturotwórczym odgrywa cała kultura hip-hop.

Dlaczego?
Dlatego, że te pięć elementów, które składają się na nią, czyli turntablizm - sztuka miksowania na gramofonach, graffiti, czyli sztuka rysowania, breakdance, czyli taniec, rap - czyli muzyka i piąty element: wiedza sprawiają, że młodzi ludzie, którzy są wyznawcami tej kultury, sięgają bardzo chętnie do korzeni muzycznych, przez co uczą się historii muzyki, historii nie tylko Polski, ale i na przykład Stanów Zjednoczonych. Hip-hop jest kulturotwórczy, realizuje także misję edukacyjną. To, co młodzi ludzie powinni przyswoić w szkole, zdobywają dzięki hip-hopowi, ale to nie tak powinno wyglądać. Jeśli pyta pani o teksty, to one są inne - inne, a nie lepsze czy gorsze. Bo jeśli posłucha się tekstów niektórych raperów, to naprawdę ciarki przechodzą po plecach. Najlepszy tekściarz w latach 60. czy 70. nie napisałby takiego tekstu, bo nie miał takiego podejścia do świata, do życia itd. Dlatego unikam porównań, odpowiedzi na pytanie, który świat jest lepszy, a który gorszy, bo nie można tego porównywać. Najważniejsze, że te światy się inspirują. Kiedyś zapytałem znanego i hardcorowego rapera z Radomia, który używa pseudonimu „KeKę” na antenie radiowej Trójki o to, kto go inspirował, a on, ku mojemu zdumieniu i wszystkich osób, które słuchały tego wywiadu, odpowiedział: „Agnieszka Osiecka, bo ona fajnie rymy składała”.

Naprawdę? Agnieszka Osiecka?! Wydawałoby się, że raperzy jej nie czytają ani nie słuchają.
Właśnie! Proszę pamiętać o tym, że Sokół, jeden z najbardziej rozpoznawalnych i najznakomitszych polskich raperów, to prawnuk Stanisława Wyspiańskiego. Proszę pamiętać, że rodzice Ostrego, czyli Adama Ostrowskiego, najpopularniejszego polskiego rapera, mają tytuły profesorskie. To nie jest tak, że do tej kultury trafiają ludzie tylko i wyłącznie z ulicy, którzy coś tam w życiu przeskrobali. Nie, nie, nie! Tam są także ludzie bardzo wykształceni, ze znakomitych rodzin. Proszę zobaczyć, kim są rodzice Jacka Granieckiego, czyli Tedego, to znakomici prawnicy. Można by mnożyć przykłady ludzi, którzy są związani z tą kulturą, a mają świetne wykształcenie, byli edukowani w domu, mieli dostęp do książek. Oni używają takiego a nie innego języka, takiego słownictwa z tego względu, iż chcą, aby w określony sposób przekazać to, co gdzieś tam siedzi w ich głowach. Więc, powtarzam, nie ma co porównywać tamtych czasów do tego, co mamy dzisiaj, tamte czasy inspirują nowe pokolenia. Weźmy chociażby taki projekt jak „Albo Inaczej”, w którym znane hity rapowe, piosenki znane w tej kulturze wykonali na pierwszej części nasi znani weterani: Ewa Bem, Zbigniew Wodecki, Krysia Prońko, Felicjan Andrzejczak, Wojtek Gąsowski, Andrzej Dąbrowski, bo to od niego tak naprawdę wszystko się zaczęło. I mamy Zbyszka Wodeckiego śpiewającego tekst Ryszarda Andrzejewskiego, znanego jako Peja. Wspaniałe, ja uważam, że to jest wspaniałe! Kolejna część, to inne przeboje, które stały się kultowymi utworami w Polsce, a które wykonują ludzie związani z alternatywą, czy też z jazzem, pojawia się Krzysiek Zalewski, Monika Borzym. Więc to nie jest tak, że te światy się nie przenikają, każdy żyje w swoim i ci młodzi ludzie nie czerpią z dorobku innych. Oni czerpią i jest to wspaniałe czerpanie.

Wie pan, zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz: mamy dzisiaj, jak pan wspomniał, mnóstwo programów muzycznych, konkursów, ktoś je tam wygrywa, ale tak naprawdę niewiele z tych osób robi potem karierę w branży muzycznej. Dlaczego tak się dzieje?
Przede wszystkim, wbrew pozorom, tych ludzi, którzy wygrywają te programy, nie ma aż tak wielu. Po drugie, w branży muzycznej, obok talentu, trzeba mieć również trochę szczęścia. Po trzecie, zawsze łatwiej jest artystom, którzy są „jacyś”, czyli mają swój określony image, tak jak Michał Szpak, albo potrafią sami komponować, pisać piosenki od początku do końca. Zawsze jest im łatwiej. To jest moja odpowiedź. Do tego trzeba trafić na odpowiedniego menedżera, na odpowiednią wytwórnię płytową - jest wiele zmiennych. Nie ma generalnie jednej recepty na sukces.
Myśli pan, że gusta Polaków się zmieniły? Że muzycznie się edukują? Jak to wygląda z pana perspektywy?
Już o tym wspominałem wcześniej: te zaniedbania edukacyjne lat 90. spowodowały, że gust Polaków stał się mniej skomplikowany. Polacy lubią piosenki, które są melodyjne, które łatwo zaśpiewać, natomiast nie jest tak, że Polska disco polo stoi. Absolutnie nie! Jestem didżejem użytkowym, czyli gram na imprezach tanecznych dla osób o różnym guście muzycznym i jeszcze dwa, trzy lata temu ludzie przychodzili i prosili o disco polo, dzisiaj ci sami ludzie przychodzą i proszą na przykład o ostatni przebój z Męskiego Grania, o Taconafide, o Darię Zawiałow - tylko dlatego, że oni mają po prostu fajne piosenki. Ostatnio Pablopavo i „Karwoski” biją rekordy popularności. Więc jeżeli jest fajna piosenka, melodyjna, z fajnym tekstem, to naprawdę nie ma znaczenia, do jakiego stylu, gatunku należy - Polacy chcą śpiewać po polsku ładne, melodyjne kawałki.

Ale są jednak stare utwory, stare zespoły wciąż popularne, że wspomnę chociażby o Lady Pank, Republice, Bajmie - ludzie wciąż ich słuchają, i to nowe pokolenia. Podobnie jak słuchają „Listy przebojów” w radiowej Trójce.
Ale to nie jest tylko przypadłość Polaków. Bo jeśli pani pojedzie do Anglii, to tam wszyscy znają The Beatles, The Rolling Stones, Eltona Johna. Pojedzie pani do Stanów - większość potrafi zaśpiewać, bo to zależy od regionu, z jednej strony albo utwory Arethy Franklin i Raya Charlesa, a w innej części, nie wiem, Willie’go Nelsona, w jeszcze innej części Stanów Zjednoczonych utwory Guns N’ Roses. Więc to nie jest tak, że to polska przypadłość. Każdy z nas lubi piosenki, które zna i jednocześnie oddaje w ten sposób szacunek wielkim mistrzom, którzy kiedyś napisali ładne melodie. Pamiętajmy o tym, że wiele z tych utworów, muzyka plus tekst, stało się utworami kultowymi, które z czymś nam się kojarzą, z czymś nam się wiążą. I dlatego też są odtwarzane. Stara zasada inżyniera Mamonia: słuchamy tego, co znamy. Nie do końca to prawda, rzeczywiście tak jest, nie dlatego, że znamy te melodie, ale dlatego, że mamy z tą konkretną piosenką, z tą konkretną płytą jakieś fajne skojarzenia. Poza tym, dlaczego mamy nie sięgać po płyty The Beatles czy The Rolling Stones, skoro one są absolutnie genialne?

A jakiej muzyki słucha Hirek Wrona?
Wie pani, teraz stoję przed swoim gramofonem i mam płyty, których słuchałem ostatnio. I jest tak: Stevie Wonder, Miles Davis, Trupa Trupa, Nixes, Wojtek Mazolewski, The KDMS, Ray Charles, Kadhja Bonet i wiele innych.

Ile pan ma płyt? Tysiące?
Nie wiem ile, nie liczyłem nigdy, ale sporo. Miałem w tym roku taką smutną przygodę, mianowicie, bardzo dużo płyt zostało mi zniszczonych przez ekipę remontową, która remontowała nam klatkę schodową i przy mojej piwnicy panowie zrobili sobie, chyba na wniosek spółdzielni mieszkaniowej, w której mieszkam, takie stanowisko do cięcia płytek. Cały kurz wpadał do mojej piwnicy i w ten sposób panowie robotnicy zniszczyli co najmniej kilkaset płyt.

Ale to jest tak, słucha pan w zależności od nastroju różnej muzyki? Od czego to zależy?
Od tego, co mi w danej chwili jest potrzebne do pracy - to jest pierwsza rzecz, bo innej muzyki słucham, kiedy przygotowuję się do audycji radiowej, innej, jeśli przygotowuję się do wykładu na uczelni, czyli na Uniwersytecie Wrocławskim, a jeszcze innej muzyki słucham, kiedy przygotowuję się do jakiejś imprezy tanecznej.

A prywatnie, jakiej muzyki pan słucha? Kiedy siada wieczorem w fotelu, z dobrą książką, kufelkiem piwa czy filiżanką herbaty?
Po pierwsze - piwa piję bardzo mało, ponieważ ja jestem „winny”. Po drugie - słucham bardzo różnej muzyki. Mam na przykład kilka tysięcy płyt z jazzem, który uwielbiam. Podejdę do drugiego regału, tu jest czarna muzyka, mam kolejne kilka tysięcy płyt z soulem. Kolejny regał i stoi na nim rap. Niedaleko elektronika. Bardzo różnie słucham bardzo różnej muzyki.

Mówił pan już o tym, ale chciałabym dopytać: jak taka edukacja młodych ludzie powinna wyglądać? Powinniśmy kłaść większy nacisk w szkołach na muzyczne wykształcenie? Jak pan sobie to wyobraża?
Przede wszystkim bardzo dużą rolę w kształceniu młodzieży mogą odegrać szkoły, czyli nauczyciele wychowania muzycznego, ale również plastycznego. Mówię ogólnie o szukaniu wrażliwości na sztukę. Ale jeśli chodzi o wychowanie muzyczne, to naprawdę ogromną rolę mogą odegrać szkoły, ale też fundacje, które będą skupiały muzyków i którym łatwiej jest zdobyć pieniądze. Takie fundacje mogą prowadzić zajęcia nauki gry na jakichś instrumentach, organizować warsztaty muzyczne. Dzieciakami trzeba się zająć. Bo tu nie chodzi tylko i wyłącznie o szukanie wrażliwości muzycznej, to jest też takie szukanie wrażliwości na los drugiego człowieka, czyli uczenie tychże ludzi spoglądania na tego drugiego człowieka z sympatią, bez nienawiści, bez czegoś takiego, co w każdym człowieku gdzieś tam tkwi, że on jest lepszy, a ja gorszy, albo że ja jestem lepszy, a on gorszy. Sztuka wyrabia u człowieka elementy określonego zachowania i tego powinniśmy tych młodych ludzi uczyć. Bo jeżeli dalej będziemy zaniedbywać edukację, to poniesiemy tego, jako społeczeństwo, bolesne skutki.

POLECAMY:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl