Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Henryka Bochniarz w Barometrze Bartusia: Aby Polska nadal rosła, nie wystarczy rozdawanie pieniędzy. Firmy muszą inwestować. Ale się boją

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
- Przypominam, że my ciągle żyjemy na kredyt, czyli na koszt przyszłych pokoleń, które będą musiały go spłacić – mówi Henryka Bochniarz. Dodaje, że taką ścieżką – transferów socjalnych bez inwestycji służących podniesieniu produktywności gospodarki - podążała Grecja. Aż skończyły się pieniądze, kraj zbankrutował, obywatelom trzeba było ściąć lub odebrać lwią część świadczeń przestrzega Henryka Bochniarz.
- Przypominam, że my ciągle żyjemy na kredyt, czyli na koszt przyszłych pokoleń, które będą musiały go spłacić – mówi Henryka Bochniarz. Dodaje, że taką ścieżką – transferów socjalnych bez inwestycji służących podniesieniu produktywności gospodarki - podążała Grecja. Aż skończyły się pieniądze, kraj zbankrutował, obywatelom trzeba było ściąć lub odebrać lwią część świadczeń przestrzega Henryka Bochniarz. Przemyslaw Swiderski
PiS planuje w najbliższym czasie rozdać Polakom, m.in. emerytom i rodzinom z nieletnimi dziećmi, dodatkowe 20 mld zł, a w ciągu całego roku jeszcze więcej. Dlaczego? Opozycja grzmi, że chodzi o przekupienie obywateli przed serią zbliżających się wyborów (do europarlamentu, Sejmu i Senatu oraz prezydenckich). Rząd odpowiada, że chce w ten sposób zapobiec wpadnięciu polskiej gospodarki w spowolnienie gospodarcze lub nawet kryzys, którego oznaki widać już w Europie. - Problem w tym, że niekoniecznie musi się tak stać – przestrzega Henryka Bochniarz, prezydent Konfederacji Lewiatan, w najnowszym Barometrze Bartusia.

W jaki sposób przekazanie obywatelom żywej gotówki miałoby nakręcić hamującą od paru miesięcy gospodarkę? Rząd liczy, że Polacy wydadzą większość tych środków na zakupy i usługi, co zwiększy popyt na towary, a więc i produkcję. A – przy okazji – wpływy państwa z podatków: sam VAT od większości towarów wynosi przecież 23 proc., a w przypadku benzyny czy używek podatki stanowią większość ceny.

- Problem w tym, że niekoniecznie musi się tak stać – przestrzega Henryka Bochniarz, prezydent Konfederacji Lewiatan.

Wyjaśnia, że spora część pieniędzy, m.in. zasiłków na pierwsze dziecko oraz emeryckich „trzynastek” trafi do ludzi względnie zamożnych, czyli takich, którzy tak naprawdę nie potrzebują szybkiego przypływu gotówki. Ta grupa nie pobiegnie do sklepów, restauracji i salonów usługowych, by natychmiast wydać nowe środki, raczej ulokuje je w banku lub bieliźniarce.

Pozostali mogą faktycznie zrobić większe zakupy i na szerszą skalę korzystać z usług (restauracje, wczasy itp.), jak to się stało po wprowadzeniu programu 500 plus, ale znowu – niekoniecznie musi się to przełożyć na większe zamówienia w polskim przemyśle. Ekonomiści od lat obserwują ścisłą zależność między rosnącą konsumpcją Polaków a importem: wiele towarów nabywanych przez nas pochodzi właśnie z zagranicy. Takie zakupy nie pobudzają krajowej gospodarki, a na pewno nie nakręcają koniunktury w naszym przemyśle.

Nic dziwnego że nastroje kadry menedżerskiej w polskich fabrykach są kiepskie. Mierzący je wskaźnik (PMI) od kilku miesięcy wynosi mniej niż 50 pkt., co oznacza, że wśród kadry przeważają pesymiści. W lutym spadł do 47,6 pkt, czyli najniższego poziomu od 6 lat. Nastroje się zatem pogarszają.

Wynika to z twardych realiów, czyli przede wszystkim bardzo szybkiego spadku nowych zamówień. Te krajowe maleją piąty miesiąc z rzędu, a eksportowe – od połowy 2018 r. W przypadku tych drugich zaczyna to wyglądać podobnie, jak po wybuchu globalnego kryzysu w 2008 r., na co wpływ mają zwłaszcza wyraźnie niższe zamówienia ze strefy Euro, w tym Niemiec. Jednocześnie błyskawicznie rosną niesprzedane zapasy polskich fabryk (najszybciej od…. 1999 r.), a spada zapotrzebowanie na pracowników.

Wszystko to studzi zapał inwestycyjny polskich przedsiębiorców. A właśnie od skali inwestycji w rozwój firm, a nie od doraźnego zwiększenia konsumpcji, zależy przyszłość polskiej gospodarki, w tym rentowność przedsiębiorstw oraz skala zatrudnienia i wysokość wynagrodzeń pracowników.

Przypomnijmy, że polska gospodarka (mierzona wskaźnikiem PKB) w ciągu ostatnich trzech lat urosła w sumie o 13 proc., natomiast nakłady inwestycyjne na środki trwałe – tylko o 3 proc. , a więc ponad 4 razy mniej (w 2016 r. zanotowaliśmy spadek inwestycji prywatnych aż o 8 proc., w 2017 r. wzrost o marne 3 proc. i w 2018 r. wzrost o 7,5 proc.). Koniunkturę nakręcała zwiększona konsumpcja Polaków, ale dalszy wzrost PKB przy jej pomocy jest możliwy wyłącznie pod warunkiem przekazywania konsumentom co roku nowych dodatkowych pieniędzy. A trzeba je skądś wziąć.

- Przypominam, że my ciągle żyjemy na kredyt, czyli na koszt przyszłych pokoleń, które będą musiały go spłacić – mówi Henryka Bochniarz. Dodaje, że taką ścieżką – transferów socjalnych bez inwestycji służących podniesieniu produktywności gospodarki - podążała Grecja. Aż skończyły się pieniądze, kraj zbankrutował, obywatelom trzeba było ściąć lub odebrać lwią część świadczeń.

Włądza to wie. Dlatego na początku rządów PiS Mateusz Morawiecki, jeszcze jako wicepremier i twarz Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju, zapowiedział zwiększenie poziomu inwestycji prywatnych z 19 proc. w 2015 r. do 25 proc. do końca obecnej kadencji. Ale w 2017 r. ów poziom spadł do 17,7 proc., a w 2018 r. najpewniej nie udało się osiągnąć wyniku z 2015 r. – a to dlatego, że (jak wspomnieliśmy wyżej) PKB rósł znacznie szybciej od inwestycji.

Dlaczego polscy przedsiębiorcy boją się inwestować?

- Systematycznie pytamy przedsiębiorców, jakie są warunki rozwoju dla firm, co im przeszkadza, co im pomaga. W ostatnim czasie trochę się zmieniła lista barier, bo „normalnie” numerem jeden były zawsze niejasne, niestabilne i nieprzewidywalne przepisy oraz skomplikowany system podatkowy. Teraz pierwsze miejsce zajmuje brak ludzi do pracy wraz z rosnącymi kosztami pracy. Nie dlatego jednak, że w przepisach i systemie podatkowym coś się poprawiło, tylko z tego powodu, że na rynku pracy jest tak źle – mówi Henryka Bochniarz.

Jej zdaniem rząd powinien pomóc pracodawcom w rozwiązaniu tego problemu, bo chroniczny niedobór pracowników poważnie zagraża rozwojowi całej gospodarki. Tymczasem dokonane przez władzę transfery socjalne oraz kolejne obietnice tego typu wywołują dokładnie odwrotne efekty: zniechęcają Polaków do pracy. Towarzyszy temu spirala żądań płacowych, która dotknęła również tych przedsiębiorców, których nie stać na wysokie podwyżki. Dlatego wielu włascicieli firm i menedżerów przyjęło dość częstą postawę: poczekajmy, zobaczymy, co się z tego urodzi.

- To nie jest dobre. Głównym wehikułem polskiego rozwoju jest od trzech lat konsumpcja, ale to nie jest wehikuł trwały. Politycy jednak o tym nie myślą, bo ich horyzonty myślowe sięgają jedynie najbliższych wyborów. Tymczasem przedsiębiorca musi patrzeć w dalszej perspektywie. Do tego jednak potrzebne są jasne i przewidywalne warunki gry, a tych w Polsce nie ma – kwituje Henryka Bochniarz.

Niemcy wezmą Ukraińców, a może i Azjatów

Zdaniem szefowej Lewiatana, wielkim grzechem obecnej władzy jest całkowite wstrzymanie prac nad nową polityką migracyjną, która jest Polsce pilnie potrzebna. Politycy PiS nie chcą o tym rozmawiać ani z pracodawcami, ani ze związkowcami, w Radzie Dialogu Społecznego dyskusje na ten temat zamarły - na żądanie władzy. Jest tak, bo Pis obawia się znacznej części swoich wyborców, mocno nieufnych lub wręcz niechętnych wobec imigrantów.

– A to nie znaczy, że tematu nie ma! Polscy przedsiębiorcy masowo zatrudniają Ukraińców oraz przybyszy z różnych krajów Azji, mamy w kraju ok. 2 milionów imigrantów. Oni nie znikną dlatego, że my nie będziemy o nich mówić. Po prostu zamiast uporządkowanej polityki zatrudnienia obcokrajowców i ich osiedlania się w naszym kraju, będziemy mieli nadal chaos i coraz większą prowizorkę. Cierpią na tym także polscy przedsiębiorcy i cała polska gospodarka – mówi Henryka Bochniarz.

Podkreśla, że wśród pracodawców narastają obawy związane z ewentualna dalszą migracją na Zachód przybyszy, zwłaszcza Ukraińców, którzy dziś wypełniają setki tysięcy wakatów na polskich budowach, polach, w sklepach, domach opieki. Ci ludzie nie tylko ratują nasz rozwój gospodarczy, ale i zasilają ogromnymi kwotami budżet państwa oraz ZUS. Dzięki wpłatom Ukraińców ZUS mógł w zeszłym roku zrezygnować z części budżetowej dotacji do emerytur.

To wszystko może runąć, jeśli Niemcy uruchomią swoją nową politykę migracyjną (a chcą to zrobić w przyszłym roku), a my nie będziemy mieli własnej.

Cała rozmowa z Henryką Bochniarz, przeprowadzona podczas krakowskiej konferencji MZP Lewiatan i Stowarzyszenia SAR "Wyzwania dla Polski, Europy i świata", do obejrzenia w Barometrze Bartusia.

Konfederacja Lewiatan postuluje wprowadzenie następujących rozwiązań:

1. Wydłużenie okresu, na który rejestrowane jest oświadczenie o powierzeniu wykonywania pracy z 6 do 18 miesięcy. Oświadczenia są obecnie bardzo dobrze uregulowaną i uszczelnioną procedurą legalizacji zatrudnienia. Wydłużenie tego okresu znacznie odciążyłoby nie tylko powiatowe urzędy pracy, ale również urzędy wojewódzkie rozpatrujące wnioski o zezwolenia na pracę. Zatory, z którymi spotykamy się w urzędach wojewódzkich paraliżują realizację zadań przedsiębiorców.

2. Wprowadzenie maksymalnego terminu 7 dni (od dnia złożenia wniosku o wydanie zezwolenia na pobyt i pracę) na umieszczenie w dokumencie podróży odcisku stempla. Jego umieszczenie powinno poprzedzać sprawdzenie czy wszystkie dokumenty są przedłożone, a nie weryfikowanie ich treści. Dodatkowo, aby skrócić kolejki do złożenia wniosku, w części urzędów, należy rozważyć możliwość rejestrowania wniosku drogą elektroniczną.

3. Stosowanie jednolitych wytycznych we wszystkich urzędach dotyczących listy dokumentów, które należy dołączyć do wniosków o zezwolenia na pracę oraz zezwolenia na pobyt i pracę. Obecnie sytuacja jest nieprzewidywalna, nie dość że urzędy oczekują różnych dokumentów to również wymagania zmieniają się w czasie.

4. Odejście od konieczności przejścia pełnej procedury zezwolenia na pracę, na pracę i pobyt w przypadku oferowania cudzoziemcowi docelowo innego stanowiska pracy w ramach struktury firmy.

Nie jesteśmy jedynym krajem konkurującym o pracowników na rynkach poza UE. Od 2020 roku będą obowiązywały nowe przepisy, które znacznie ułatwią dostęp do niemieckiego rynku pracy pracownikom spoza Unii Europejskiej. Są one odpowiedzią na rosnące potrzeby zatrudnieniowe naszego zachodniego sąsiada. Eksperci szacują, że udogodnienia te przyciągną od 500 tys. do nawet miliona pracowników z Ukrainy. W Czechach kandydaci spoza EU mogą ubiegać się o tzw. employee card umożliwiającą pobyt i pracę przez okres nie dłuższy niż 2 lata, rozpatrzenie wniosków ma trwać nie dłużej niż 60 dni.

WIDEO: Barometr Bartusia. Na konsumpcji długo nie pociągniemy

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski