Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Henryk Kasperczak pod niebem Afryki

Krzysztof Kawa, Remigiusz Półtorak
Henryk Kasperczak jest obywatelem świata, posługuje się językami francuskim, niemieckim i rosyjskim
Henryk Kasperczak jest obywatelem świata, posługuje się językami francuskim, niemieckim i rosyjskim Fot. Wojciech Matusik
Przez 21 lat prowadził z przerwami i różnym skutkiem reprezentacje Wybrzeża Kości Słoniowej, Tunezji, Maroka, Mali i Senegalu. Dla piłkarzy z tych krajów jest Białym czarownikiem, który potrafi odwrócić zły los.

Henryk Kasperczak jest jedynym Polakiem, który wystąpił na mundialu i letnich igrzyskach olimpijskich jako piłkarz, a następnie trener. Wkrótce może zostać pierwszym, który wygra Puchar Narodów Afryki.

Dlaczego akurat Czarny Ląd? – Te moje przygody afrykańskie to przypadek – mówi po chwili zastanowienia. – Był rok 1993. Dobrze mi się wiodło w Lille, działacze chcieli przedłużyć ze mną kontrakt. Ale odrzuciłem ofertę, bo kusiły mnie Olympique Marsylia Bernarda Tapiego, Bordeaux i Lyon. Potem te kluby wycofały się z rozmów, a ja zostałem na lodzie. Posłuchałem ludzi, którzy odradzili mi dalszą pracę w Lille. To było największe głupstwo – wspomina z pewnym żalem.

Miał wówczas na koncie Puchar Francji zdobyty z Metz i ćwierćfinał Pucharu Zdobywców Pucharów z Montpellier. Po dwumeczu z Manchesterem United skontaktowali się z nim działacze angielskiego klubu i zaoferowali pracę w sztabie Aleksa Fergusona. – Odmówiłem, bo to był inny rynek, nie znałem języka angielskiego. Od 1978 roku mieszkałem we Francji i tam chciałem się rozwijać – wyjaśnia.

W tym kraju pracy bezrobotnym szkoleniowcom szuka stowarzyszenie trenerów.

– Zadzwonił telefon. Usłyszałem, że jest do objęcia posada selekcjonera Wybrzeża Kości Słoniowej. Pomyślałem: a co mi szkodzi, nie mam w tym momencie nic innego – opowiada. I tak został w Afryce aż do dzisiaj. Z przerwami na pracę w kilku innych miejscach, w tym w Polsce.

W jednoosobowej celi

Do Wisły trafił w 2002 roku. To był wielki powrót do ojczyzny po niemal ćwierć wieku nieobecności. Wszyscy pamiętają, że stworzył drużynę, która w cuglach zdobyła tytuł mistrza Polski i awansowała do 1/8 finału Pucharu UEFA. Ale mało kto wie, że jedną nogą był w krakowskim klubie już w 1966 roku. Wisła skusiła go po zaledwie sezonie gry w Mielcu.

Stal nie chciała wtedy puścić jednego ze swoich najbardziej obiecujących piłkarzy, więc 20-letni Kasperczak spakował się i pojawił przy Reymonta w Krakowie.

– Przez cztery miesiące ukrywałem się w baraku obok boiska treningowego. Tam, gdzie teraz jest warsztat samochodowy – zakreśla ręką szeroki łuk. – Po kryjomu trenowałem i rozgrywałem sparingi. A Stal napuściła na mnie wojsko. Pewnego dnia żandarmeria wojskowa ściągnęła z boiska Fryderyka Monicę. Był do mnie podobny, myśleli, że mnie dorwali – wspomina.

W baraku pełniącym funkcję klubowego hotelu mieszkał ze słynnymi sportowcami „Białej Gwiazdy”: koszykarzami Wiesławem Langiewiczem i Bohdanem Likszo oraz piłkarzem Czesławem Studnickim. Wtedy też poznał Ludwika Mięttę, dziś prezesa Wisły, w tamtych czasach trenera koszykarek w klubie i reprezentacji Polski.

W hotelu życie było wesołe, jednak w końcu żarty się skończyły. Gwardyjscy działacze obiecali załatwić odrobienie służby w milicji, ale nie załatwili. Kasperczak został aresztowany i przewieziony do więzienia w Dębicy. Postawiono mu zarzut dezercji. Siedział w jednoosobowej celi i wychodził tylko na przesłuchania przed sądem wojskowym.

– Po kilku tygodniach pojechałem w kajdankach „suką” do Rzeszowa już po raz trzeci. Ze mną porucznik i dwóch milicjantów, którzy mnie pilnowali. Porucznik mówi do mnie: „Panie Henryku, sprawa jest poważna, to ostatnia rozprawa. Jestem kibicem, znam pana, bo jestem z Kolbuszowej, spod Mielca. Niech pan nie ryzykuje, tylko powie prawdę”. I to mnie uratowało, że go posłuchałem – wspomina. – Prawda była taka, że miałem do czynienia z ludźmi na wysokich stanowiskach, aż po generałów. Wszystko powiedziałem i umorzyli sprawę. Nie chcieli mieć problemów z generałami. Gdybym tego nie powiedział, to poszedłbym do ciupy. Pięć lat mi groziło.

Po przysiędze w Dębicy został piłkarzem Legii Warszawa.

– Kaziu Deyna i Robert Gadocha odbywali ze mną służbę. Ale oni byli zdrowi, a ja piąte koło u wozu – wzdycha. Po tygodniu treningów w stolicy złamał nogę. Potem jeszcze raz, a na dodatek uszkodził więzadła w stawie skokowym. Przez półtora roku nie grał w piłkę.

Dopiero po powrocie do Mielca jego talent się rozwinął. Trafił do reprezentacji, zagrał wielki mecz na Wembley, zabłysnął na mistrzostwach świata w Niemczech, był ojcem zwycięstwa nad Włochami.

W 1976 roku pojechał na igrzyska do Montrealu, dwa lata później, po powrocie z mundialu w Argentynie, w uznaniu zasług dostał od władz komunistycznych złoty zegarek i zgodę na wyjazd do ligi zagranicznej. Miał 32 lata.

Szamani ważniejsi od piłkarzy

W Metz stał się ulubieńcem legendarnego Jeana Snelli, który najpierw walczył na froncie podczas II wojny światowej, a w 1958 roku pracował jako asystent w reprezentacji zdobywającej trzecie miejsce na mundialu. Gdy trener ciężko zachorował na raka, tuż przed śmiercią, jako swego następcę wskazał Kasperczaka. W tamtych czasach to było niespotykane. Zaledwie po roku występów we Francji absolwent warszawskiej AWF otrzymał do prowadzenia drużynę ekstraklasy.

Kierował zespołem przez pięć lat, zdobył z nim Puchar Francji. Jednocześnie wciąż dokształcał się, w ciągu dziesięciu lat doszedł na szczyt trenerskiej drabiny.

Posypały się oferty z innych klubów. Wprowadził do ekstraklasy St Etienne i Strasbourg, z przeciętnym paryskim Racingiem doszedł do finału Pucharu Francji. Został trenerem roku w najbardziej prestiżowym plebiscycie tygodnika „France Football” i znalazł pracę w silnym Montpellier ze słynnym już Kolumbijczykiem Carlosem Valderramą i obiecującym, późniejszym mistrzem świata Laurentem Blankiem.

Przeznaczeniem Kasperczaka okazał się jednak Czarny Ląd. Wtedy, na początku lat 90., piłkarsko znacznie bardziej zacofany niż obecnie. Co chwilę coś go zaskakiwało. Gdy pokazywano mu listę osób, które zasłużyły na premie, widział na niej nazwiska, które nic mu nie mówiły. – Wyjaśnili mi, że to są marabouts, czyli szamani, którzy pomagają drużynie swoimi zaklęciami. Okazało się, że dostawali większe pieniądze niż piłkarze – wspomina.
Kasperczak nie poszedł na wojnę z marabouts, przeciwnie – uznał, że to element miejscowej tradycji, który należy uszanować. – Ja robiłem swoje, a oni swoje. W Wybrzeżu Kości Słoniowej i innych krajach, w których pracowałem, czarownicy byli z drużyną, natomiast w Mali, choć też wspierają piłkarzy, nie są tak blisko reprezentacji – dodaje.

W Senegalu, podczas Pucharu Narodów Afryki poniósł porażkę, bo nie zapanował nad drużyną, w której doszło do konfliktu starej gwardii z młodymi graczami. Miejscowi dziennikarze byli jednak dla niego bardzo wyrozumiali. Winą obarczyli szamanów, którzy zapowiedzieli zwycięstwo nad Angolą 3:1. Wynik był dokładnie odwrotny.

Piękna Meksykanka w hotelu

Choć pracuje w Afryce od tylu lat, wciąż zdarzają się sytuacje, na które ma niewielki wpływ. Jedną z tajemnic lat 90. udaje się rozwikłać dopiero po 18 latach.

Kasperczak pracował wówczas w Tunezji, gdzie nie tylko zajmował się szkoleniem, ale otrzymał także stanowisko dyrektora federacji. Stworzył strukturę zawodowego futbolu od podstaw, nadzorował budowę nowoczesnych ośrodków szkolenia. Prowadził drużynę narodową, ale również reprezentację olimpijską, z którą zakwalifikował się do igrzysk w Atlancie. W meczu otwarcia Tunezja spotkała się z Portugalią.

– Przegraliśmy 0:2. Walczyliśmy, jednak Portugalczycy mieli bardzo dobrych piłkarzy – wspomina, gdy pytamy, co zapamiętał z tamtych czasów. Dziś, dzięki brytyjskiemu dziennikarzowi śledczemu Declanowi Hillowi, który wydał książkę „Przekręt”, wiemy, że ów mecz został ustawiony przez mafię bukmacherską z Azji.

„Tunezyjczycy nawet nie brali pod uwagę, że mogą sprzedać mecz za pieniądze. Byli na to zbyt religijni. W końcu znalazłem piękną Meksykankę. Zapłaciłem jej 50 tysięcy dolarów za cały turniej. Miała kręcić się po hotelowym lobby (…) nawiązać z nim (piłkarzem Tunezji – przyp.) znajomość, pójść do pokoju, zrobić to, a potem złożyć mu propozycję. Wtedy wkroczyłem do gry” – opowiadał Chin, jeden z członków mafii.

Kasperczak, słysząc tę opowieść, kręci głową i zamyśla się. – Coś niesamowitego… – mówi po dłuższej chwili. – Pierwszy raz to słyszę, ale dopuszczam myśl, że mogło się wydarzyć. Takim ludziom łatwo jest dotrzeć do zawodników, a trener w podobnych sytuacjach jest bezradny. Ma pełną świadomość, że w futbolu afrykańskim pole do nadużyć jest jeszcze większe niż w Europie.

– Na przykład przegrany przez Mali ostatni wyjazdowy mecz z Malawi w eliminacjach do Pucharu Narodów Afryki – przypomina sobie. – Gospodarze byli na boisku bardzo pobudzeni, szybcy. Wyznaczyli mecz na godzinę 14, a przecież było ponad 30 stopni Celsjusza. Żaden z miejscowych piłkarzy nawet nie sięgnął po wodę, z kolei moi gracze grali nienaturalnie ospale. Bardzo uważamy na to, co jemy, jeździmy z trzema kucharzami, ale widać nie zawsze to wystarcza.

Podbój Chin z Canalem Plus

Mimo że Kasperczak pracuje w Afryce od dwóch dekad, nigdy się tam nie przeprowadził. A przecież mógł. Przed dwunastu laty w dowód wdzięczności za wyniki dostał 1200-metrową działkę budowlaną w stolicy Mali, Bamako. – Zrzekłem się jej, bo mi nie była potrzebna. Teraz też latam tam tylko wtedy, gdy gramy mecz – mówi.

Nie skusiło go także życie w Chinach i Zjednoczonych Emiratach Arabskich.

– Do Shenyang poleciałem za sprawą Canal Plus – ujawnia. – Stacja planowała wejście na chiński rynek piłkarski, wymyślili projekt z udziałem trenera z Francji. Było jednak trudno. Z jednej strony wielkie pieniądze, samoloty i luksusowe hotele na wyjazdach, a z drugiej skoszarowanie drużyny w ośrodku, po którym biegały szczury.

Żona, Małgorzata Kasperczak przylatywała do męża, lubiła zwiedzać egzotyczne miejsca w Chinach i ZEA, ale do „czarnej” Afryki jej nie ciągnie. – Odwiedzała mnie w Tunezji czy Maroku, ale w Mali nie była ani razu. Wolimy nasze mieszkanie w St Etienne – przyznaje 68-letni Kasperczak.

60 km od miasta, w Le Chambon-sur-Lignon w farmie kupionej w latach 80. urządzili dom letniskowy. – Z dala od zgiełku, wokół tylko lasy. Tam mogę odpocząć, ukoić nerwy. Lubię zbierać grzyby, majsterkować. Obok rozciąga się piękne pole golfowe, ale chodzę tam tylko, gdy zapraszają na aperitif – uśmiecha się. Gdy tylko może, chętnie wraca też do Krakowa. Tu jest jego drugi dom.

Mahaman Adba: liczymy na finał

Irytuje go jednak, gdy dziennikarze nad Wisłą wypominają mu wiek i zaganiają do bawienia wnuków. Gdy po raz kolejny został pominięty przy wyborze na selekcjonera reprezentacji Polski, w kraju otrzymał łatkę emeryta. Tymczasem na początku roku podpisał nową umowę z Mali.

– Postawiliśmy przed Kasperczakiem jedno zadanie – miał zakwalifikować się do najbliższego Pucharu Narodów Afryki i dokonał tego. Teraz jednak jest kolejny cel. Chcemy awansować do finału imprezy, wtedy jego kontrakt zostanie automatycznie przedłużony – mówi nam Mahaman Adba, zastępca sekretarza generalnego federacji malijskiej, dodając, że związek jest zadowolony z dotychczasowej współpracy z polskim trenerem.

W styczniu Kasperczak będzie walczył w Pucharze Narodów Afryki już po raz szósty. – Obserwowałem go na tej imprezie w 2002 roku – mówi Herve Penot z dziennika „L’Equipe”, specjalista od futbolu afrykańskiego. – Miał wtedy mało czasu na przygotowanie drużyny, ale widać było, że wykonał znakomitą pracę. I przede wszystkim została ona doceniona, bo praktycznie nikt nie spodziewał się, że drużyna gospodarzy może wejść do finałowej „czwórki”.

Podkreśla, że polski trener ma w Afryce bardzo dobrą opinię i nieprzypadkowo osiągał sukcesy z kilkoma różnymi ekipami. To rynek wręcz stworzony dla niego, bo zawsze znakomicie się tam odnajdywał. – W najbliższej edycji w Gwinei Równikowej będzie mu jednak trudno powtórzyć sukces sprzed 12 lat. Przez większą część eliminacji nie brakowało napięć w drużynie, prasa malijska ostro krytykowała zespół, bo gra nie była nadzwyczajna. Jednak ostatni zwycięski mecz z Algierią pozwolił zawodnikom uwierzyć, że nie stoją na straconej pozycji. Trener może też liczyć na doświadczenie lidera Seydou Keity – twierdzi Penot.

Dobry wizerunek w Afryce nie zmienia faktu, że nad Sekwaną, gdzie przecież Polak też jest bardzo ceniony, jego czas na ławce trenerskiej prawdopodobnie już minął. Głównie dlatego, że w ostatnich latach doszło tam do zmiany pokoleniowej. – Nie zdziwię się za to, jeśli dostanie kolejną ofertę z Afryki – uważa dziennikarz „L’Equipe”.

Malijska federacja podpisała porozumienie z Eurosportem, na mocy którego rozpoczynający się 17 stycznia turniej będzie pokazywany przez pryzmat drużyny Polaka, więc kamera francuskiej stacji będzie mu towarzyszyć dzień po dniu, od rana do wieczora.

– Dobrze by się stało, gdyby film kończył się na finale – mówi Henryk Kasperczak.

Ewentualny sukces (zajmował już w mistrzostwach Afryki miejsca od drugiego do piątego) wcale jednak nie będzie oznaczać dla niego zwieńczenia pracy.

– Wciąż mam w sobie pasję do futbolu i mnóstwo sił – przekonuje.

***

Karierę piłkarską rozpoczynał w Stali Zabrze, a największe sukcesy odniósł jako gracz Stali Mielec.
W klubie zdobył dwa tytuły mistrza Polski, a w reprezentacji (1973–78) rozegrał 61 meczów i strzelił pięć goli. Zajął 3. miejsce na MŚ w 1974 i 5. w 1978 roku oraz 2. na igrzyskach w Montrealu w 1976 r.

Jako trener prowadził we Francji Metz (1979–84), Saint Etienne (1984–87), Strasbourg (1987–89), Racing Paris (1989–90), Montpellier (1990–92), Lille (1992–93) i Bastię (1998–99). Poza Afryką pracował także w Al Wasl (1999–2000, Zjednoczone Emiraty Arabskie), Shenyang (2000–01, Chiny), Wiśle Kraków (2002–04 i 2010), Górniku Zabrze (2008–09) oraz AO Kavala (2010–11, Grecja).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski