Amerykański system prawny (podejrzewam, że nasz również, choć w nieco – na razie - mniejszym stopniu) stwarza wiele niekonwencjonalnych możliwości zarabiania pieniędzy.
Wyobraźmy sobie taką sekwencję zdarzeń. Do baru wchodzi atrakcyjna kobieta. Zauważa mężczyznę w średnim lub starszym wieku, popijającego samotnie. Nawiązuje rozmowę, upijają się razem, wreszcie prosi o odwiezienie do domu. Snujący już wobec nowej znajomości pewne plany facet siada za kierownicą.
Po kilkuset metrach drogę zajeżdża im radiowóz, kontrola wykazuje u kierowcy stan upojenia. Tym samym jego szanse – jako człowieka nieodpowiedzialnego - na uzyskanie w procesie rozwodowym prawa do opieki nad dziećmi maleją do zera. Ale – co najważniejsze – to nie przypadek. I kobieta, i policjant pracują dla prawnika reprezentującego żonę przyłapanego na pijaństwie kierowcy… Cała sprawa była perfidną prowokacją…
Takie sceny rozpoczynają najnowszą powieść Harlana Cobena, jednego z najpopularniejszych amerykańskich autorów thrillerów, zatytułowaną „Nie odpuszczaj”. Rozpoczynają też znakomicie skomponowane i trzymające w napięciu śledztwo w sprawie serii tajemniczych śmierci, rozpoczynającej się przed 15 laty, a kontynuowanej w trakcie wspomnianej kontroli drogowej. Śledztwo prowadzone przez zaangażowanego w nie prywatnie policjanta, kolejnego w literaturze i kinie śledczego (Brudny Harry et consortes) poruszającego się na granicy prawa, którego przestrzeganie często (nazbyt często) pozwala przestępcy wykręcić się od odpowiedzialności.
Powieść, przypisana gatunkowo do thrillerów, jest jednak przede wszystkim klasycznym kryminałem. Są w niej trupy, są podejrzani, kilka łączących się zagadek i – przede wszystkim - wspomniane śledztwo (z mylnymi tropami), prowadzone niemal w stylu Sherlocka Holmesa. Atutem niemal każdej powieści Cobena jest także swoisty narracyjny luz, kreacja bohatera utrzymanego w stylu chandlerowskiego Philipa Marlowe’a. „Próbuję jej posłać krzepiący uśmiech. Nie wydaje się pokrzepiona” – stwierdza w pewnym momencie śledczy.
Ale Harlan Coben, świetnie radzący sobie z narracją, ma jednak również (coraz częstszy w literaturze amerykańskiej) problem z polityczną poprawnością. Z jednej strony sobie z niej (choć nie wiem, na ile świadomie) pokpiwa – jedna z przesłuchiwanych kobiet ma kłopot z użyciem słów „menel” czy „włóczęga”. „Nadal można mówić włóczęga?” – pyta przesłuchującego. Z drugiej strony - narrator całkiem serio stwierdza, że w roku 1940 do Paryża weszli jacyś „naziści”… Niby drobiazg, ale jakże wymowny, zwłaszcza że wygląda na wprowadzony do tekstu tej powieści odruchowo, niemal bezwiednie…
Aż strach pomyśleć, co będzie dalej… Czy w przyszłości każda, nawet całkiem fajna powieść sensacyjna będzie doprowadzała normalnego czytelnika do szału?
KONIECZNIE SPRAWDŹ:
WIDEO: Poważny program
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?