Handel w internecie zagrożony przez koronawirusa?

AIP
Strach przed zachorowaniem i troska o życie najbliższych to główne motywatory zakupowe. Dlatego wybuch epidemii wywołał gwałtowny wzrost internetowej sprzedaży produktów, pomagających zabezpieczyć się przed epidemią.
Strach przed zachorowaniem i troska o życie najbliższych to główne motywatory zakupowe. Dlatego wybuch epidemii wywołał gwałtowny wzrost internetowej sprzedaży produktów, pomagających zabezpieczyć się przed epidemią. fot. 123RF
Koronawirus rozprzestrzenia się po całym globie i budzi strach wśród jego mieszkańców. Okazuje się, że niebezpieczna choroba zagraża nie tylko ludzkiemu życiu, ale w konsekwencji również kondycji rynku internetowej sprzedaży.

– Rynek zmaga się z problemami logistycznymi i niedoborami produktów. Dotyczy to szczególnie dóbr importowanych z Chin. To jedna strona medalu. Druga jest taka, że wybuch epidemii stworzył przychylne warunki dla handlu elektronicznego, gdyż kupujący utknęli w domach, a w związku z tym robią zakupy online – zauważa Sascha Stockem, Nethansa. – Coraz częściej dochodzą do nas głosy, że wirus ma wpływ na kondycję rynku e-commerce. Jednak nie są to wyłącznie zmiany o charakterze negatywnym, jak wielu mogłoby sądzić – dodaje.

W okresie 10 dni (do 2. do 12. lutego) sprzedaż świeżej żywności na stronie JD.com urosła o 215 proc. Tylko w tym okresie firma sprzedała aż 15 tys. ton produktów spożywczych.

Strach przed zachorowaniem i troska o życie najbliższych to główne motywatory zakupowe. Dlatego wybuch epidemii wywołał gwałtowny wzrost internetowej sprzedaży produktów, pomagających zabezpieczyć się przed epidemią. Należą do nich środki czystości, leki oraz obiecujące podniesienie odporności organizmu suplementy diety. Dobrym przykładem jest sytuacja marki Dettol, która należy do firmy Reckitt Benckiser. W chińskim sklepie internetowym Suning.com sprzedaż środków dezynfekujących Dettol w terminie pomiędzy 10. do 13. lutego wzrosła o imponujące 643 proc. w porównaniu z analogicznym okresem w roku ubiegłym.

Doskonale zdają sobie z tego sprawę szefowie jednej z największych spółek na świecie – Procter & Gamble. Poinformowali oni akcjonariuszy, że wirus pozytywnie oddziałuje na gałąź sprzedaży internetowej. Dzieje się tak kosztem sprzedaży w sklepach stacjonarnych. Popyt jest ten sam, klienci natomiast chętniej decydują się na zakupy bez wychodzenia z domu. Taka zmiana tendencji może wydawać się czymś błahym, jednak od strony logistycznej stanowi ogromne wyzwanie. Jest to prawdą szczególnie w przypadku największych korporacji, których obroty sięgają miliardów dolarów.

– To przeciwność, na jaką ciężko się było przygotować, wyzwania operacyjne zmieniają się z upływem każdej godziny, co bardzo utrudnia dokładne oszacowanie tego, jak rozwinie się sytuacja – przyznał Jon Moeller, Procter & Gamble.

Czy wobec tego, każdy sklep online zyskuje?

– Niekoniecznie. Wiele zależy od kategorii produktów. Na przykład zabawki czy komponenty komputerowe, które często produkowane są w Chinach, zdrożały nawet o 300 proc. Inaczej sprawy mają się w przypadku szybko zbywalnych produktów, takich jak np. żywność czy środki czystości. Zazwyczaj nie są to dobra importowane, lecz wytwarzane regionalnie, więc łatwo jest zaspokoić na nie popyt – uspokaja Stockem i zaznacza jednocześnie, że z będących fabryką świata Chin sprowadzamy gros atrakcyjnych cenowo komponentów, koniecznych do wyrobu całego wachlarza produktów.

Restrykcje związane z działaniem fabryki odpowiedzialnej np. za ogniwa lub tranzystory mogą spowodować opóźnienia i komplikacje w wytwarzaniu urządzeń, które wcale nie dzierżą metki „Made in China”. Działanie wirusa nie ogranicza się więc do konsumentów zamkniętych w domach. To również zablokowane drogi, krótszy czas pracy fabryk czy problemy z logistyką – szczególnie z transportem lotniczym.

Zareagować na posuwające się zmiany w dotychczasowych trendach sprzedażowych postanowił Alibaba, chiński gigant ecommerce i jeden z głównych konkurentów Amazona. Jak podaje agencja Reuters, spółka zapowiedziała, że przeznaczy blisko 3 mld USD na nisko oprocentowane pożyczki, które mają pomóc firmom w pośredni sposób dotkniętym epidemią wirusa. Co więcej, firma zaoferuje również „wyjątkowo tanie” warunki kredytowe dla przedsiębiorstw, które zlokalizowane są w prowincji Hubei – centrum wybuchu epidemii. Alibaba przeznaczy ok. 1,5 mld USD firm tylko z tego regionu.

– Nie ma w tym przypadku. Siłą chińskiej platformy są rodzimi producenci i dystrybutorzy, którzy skupiają się na sprzedaży dóbr wyprodukowanych wewnątrz kraju. W porównaniu z Amazonem jest to diametralnie inny model biznesowy. Platforma Jeffa Bezosa współpracuje bowiem z firmami z całego świata. Taka dywersyfikacja pozwala na zachowanie stabilności całej platformy – tłumaczy CEO Nethansy.

Czy wobec tego globalny handel online jest zagrożony? I tak i nie. Wszystko zależy od perspektywy. W jednych miejscach powstają wyrwy, podczas gdy inne stają się bardziej rentowne. Można pokusić się o stwierdzenie, że środowisko handlu nie cierpi próżni i przy pomocy niewidzialnej ręki rynku, zawsze dąży do równowagi.

Obejrzyj wideo:

Koronawirus w Polsce. "Nie uciekniemy przed tym, że pojawią się zakażenia wtórne"

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Handel w internecie zagrożony przez koronawirusa? - Strefa Biznesu

Wróć na i.pl Portal i.pl