Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Green Scum „Nuselski punk”. Recenzja książki

Wlodzimierz Jurasz
Wlodzimierz Jurasz
Fot. Archiwum
Pojawił się kolejny autor kontynuujący świetne tradycje literatury czeskiej.

WIDEO: Trzy Szybkie

Pewien mieszkaniec Pragi czeskiej przez lata marzył o spotkaniu ze swymi ukochanymi Indianami, jednak wyjazd do Ameryki stał się możliwy dopiero dzięki aksamitnej rewolucji 1989 r. „Na dzień przed odlotem zaprosili go na mityng. Jako mówcę. Jako znawcę zachodniej kultury. (…) Wylazł na podium postawione na Synkaču. Odgarnął skalp z oczu. Pochylił się do mikrofonu. Potem rzekł, że jest wzruszony. Że wszyscy co tam stoją wydają mu się wspaniali. Że jest mu z nimi strasznie dobrze. Że czuje się, jakby był między czerwonymi”. Oczywiście ów wielbiciel Indian nigdy swych idoli nie zobaczył. Zmarł w szpitalu, trafiony w czoło brukową kostką.

Tak skończył jeden z, siłą rzeczy epizodycznych, bohaterów powieści „Nuselski punk”, napisanej przez autora skrywającego się pod pseudonimem Green Scum, a rozgrywającej się w praskiej dzielnicy Nusle, współczesnym czeskim odpowiedniku naszej Pragi, Targówka czy Szmulowizny. Jak stwierdza wydawca, onże Green Scum większość opowiedzianych w książce historii zna z pierwszej ręki, żyjąc na przemian pod dachem i na ulicy, acz cały czas na Nuslach właśnie. „Większość tych historyjek przeżyłem sam albo wydarzyły się one moim przyjaciołom. Są to historie wprawdzie na pierwszy rzut oka humorystyczne, ale kryje się za nimi smutek, bo zwyczajny człowiek, taki któremu nic nie wychodzi, zbyt wesołego życia nie ma” - deklaruje sam autor, niewątpliwie wpisujący się w główny nurt czeskiej literatury, wyznaczanej nazwiskami Haszka, Hrabala, Pavela, z ich specyficznym, smutnawym humorem.

Ta formułka: ludzie, którym nic nie wychodzi, rzeczywiście najlepiej oddaje świat tej powieści. To z reguły bezrobotni menele, świry, nieroby żyjące z dorywczych zajęć, większość czasu spędzające w gospodzie, jako żywo przypominającej szwejkowską knajpę U Kalicha. I mające pecha. Jeden z bohaterów odwiedzając cmentarz dostrzega, że grób babci porósł kalarepą, gdyż opiekun pomylił nasiona. Inny ginie pod kołami samochodu ratując niemowlę wiezione w wózku, który wymknął się matce z rąk. Nikt ze świadków nie ma odwagi powiedzieć umierającemu, że wózek był pełen tylko butelek taniego wina… Cóż, każdy z nas miewa takie dni, kiedy nic mu nie wychodzi, ale bohaterom „Nuselskiego punka” zdarzają się one codziennie. Nic więc dziwnego, że każdy z rozdziałów kończy się stwierdzeniem: „Pieprzyć to”, jako żywo przypominającym słynne vonnegutowskie „Zdarza się”.

Mimo tego budzący sympatię czytelnika bohaterowie tej powieści nie poddają się depresji. Walczą o przetrwanie, nieźle się (i nas) bawiąc. W myśl zasady: „Pokładaj nadzieję w najlepszym, a czekaj najgorszego”.

PS. A tak na marginesie: dlaczego w przypisach tłumacza w odwołaniach do wojny jako sprawcy mordów na Czechach pojawiają się jacyś tajemniczy „naziści”?

Green Scum „Nuselski punk”, przekład Krzysztof Rejmer, Prószyński i S-ka 2019, 328 str.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski