Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Góry śmieci i wszechobecny smród. Nałogowe zbieractwo sąsiadki sporym problemem dla mieszkańców słupskiego bloku. Czują się bezradni

Wojciech Lesner
Wojciech Lesner
Mieszkańcy czują się bezradni. O swoim problemie zawiadomili już wiele instytucji.
Mieszkańcy czują się bezradni. O swoim problemie zawiadomili już wiele instytucji. Łukasz Capar
Z niecodziennym problemem zmagają się mieszkańcy bloku przy ulicy Koszalińskiej w Słupsku. Skarżą się, że ich sąsiadka cierpi na nałogowe zbieractwo, a jej lokum po sufit wypełniają śmieci. „Smród ciągnie się po całej klatce. Tak nie da się żyć” - mieszkańcy czują się bezradni. Boją się o swoje życie i zdrowie.

Worki puszek, starych ubrań, kartony, zużyte przedmioty – mieszkańcy bloku przy ul. Koszalińskiej 2 w Słupsku twierdzą, że ich sąsiadka, starsza pani, znosi do domu śmieci. Z ich relacji wynika, że jest ich już na tyle dużo, że w mieszkaniu nie widać podłóg, ścian, a nawet okien. Na klatce schodowej unosi się nieprzyjemny zapach, ale to najmniejsze zmartwienie mieszkańców. Problem trwa od lat.

- Pani ma po sufit śmieci. Smród ciągnie się po całej klatce. Tak nie da się żyć. Zgłaszaliśmy ten problem od co najmniej 10 lat. Sprawa jest delikatna. Nikt nie chce, żeby ta pani straciła mieszkanie, ale ona nie daje sobie pomóc. Z dwa-trzy lata temu miała posprzątać szkło z parapetu, okna. Całe szczęście jeszcze nie spadło nikomu na głowę. Pani wyniosła parę worków śmieci, ale za tydzień z powrotem było to samo. W sprawie próbowała pomóc opieka społeczna. To sytuacja patowa. Nawet gdybym chciała się stąd wynieść, to nikt mi mojego mieszkania nie kupi. Nikt nie chciałby być na naszym miejscu – mówi nam z rozgoryczeniem pani Anna.

Boją się o swoje zdrowie

Mieszkańcy obawiają się, że patologiczne zbieractwo (syllogomania) ich sąsiadki doprowadzi w końcu do tragedii. Nie dość, że sterty śmieci stanowią zagrożenie pożarowe, to ich składowisko stwarza idealny dom dla insektów i gryzoni, jak i zarazków. W ostatnim tygodniu w mieszkaniu stwierdzono awarię ogrzewania – jej usunięcie wymagało częściowego uprzątnięcia stert zalegających śmieci, by hydraulik mógł dostać się do grzejnika. Pan Łukasz ogrzewania nie miał przez kilka dni.

- Cały pion pozbawiony był ciepła. Za pierwszym razem nie udało się dostać do grzejników w jej mieszkaniu, nie było do nich dostępu. Później część śmieci popakowano w worki. W mieszkaniu miałem 10 stopni – relacjonuje pan Łukasz. - Ta pani nie widzi w niczym problemu. Zbiera śmieci, później dotyka barierek, klamek. Boimy się bakterii. Mamy dosyć smrodu. Nie możemy otwierać okien, bo smród niesie się z jej mieszkania – opowiada.

Wilgoć, która panuje w zaśmieconym mieszkaniu przeniosła się na ściany pani Grażyny. Zamalowanie mokrych plam to tylko połowiczne rozwiązanie problemu.

- Mamy już dość. Nikt nic z tym nie robi, bo te śmieci to przecież jej rzeczy. Nie raz słyszałam chrapanie z piwnicy. Śpi tam, bo nie ma jak wejść do mieszkania. Tam zalegają góry śmieci. Zbiera je, przynosi, a później jedzie zbierać kolejne – mówi nam pani Grażyna.

Próbowaliśmy nawiązać kontakt z problematyczną lokatorką, ale nie zastaliśmy jej w mieszkaniu. Chcieliśmy porozmawiać z nią o sytuacji jej sąsiadów i spytać, czy nie potrzebuje pomocy. Z relacji mieszkańców wynika, że starsza kobieta rzadko przebywa w swoim mieszkaniu.

Patowa sytuacja

Mieszkańcy czują się bezradni. O swoim problemie zawiadomili już wiele instytucji. Liczą na stanowczą reakcję ze strony Spółdzielni Mieszkaniowej „Kolejarz”, którą wielokrotnie informowali o problemie – szczególnie że, jak twierdzą, część zebranych przez kobietę rzeczy zmagazynowano w suszarni. Tę zamknięto na klucz.

We wtorek, tuż po wizycie w bloku przy ul. Koszalińskiej zadzwoniliśmy do Spółdzielni Mieszkaniowej „Kolejarz”, ale telefonicznie nie przekazano nam żadnych informacji w sprawie. Poproszono nas, by wysłać zapytania drogą elektroniczną. Gdy uzyskamy odpowiedzi, do tematu wrócimy.

Reagują, ale często mają związane ręce

Jak dowiedzieliśmy się od Marcina Tredera, dyrektora Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Słupsku, pracownicy socjalni interweniowali już w sprawie mieszkanki ul. Koszalińskiej. MOPR w podobnych sprawach reaguje nawet kilka razy w roku. W przypadku osób ciepiących na patologiczne zbieractwo, wachlarz możliwych działań jest jednak często mocno ograniczony – szczególnie, jeśli osoba ta nie wyraża woli współpracy.

- Zakres wsparcia uzależniony jest od postaw osób cierpiących na chorobliwe zbieractwo, na które według statystyk cierpi od 2 do 5 proc. populacji. Jeśli osoba dotknięta schorzeniem wyraża zgodę, organizujemy oczyszczenie mieszkania, transport, wsparcie w postaci usług opiekuńczych. Zdarzało się, że pracownicy Ośrodka osobiście sprzątali mieszkania, kontaktujemy się z rodziną zamieszkałą oddzielnie, możemy przyznać pomoc finansową na uprzątnięcie lokalu, czy podstawienie kontenera. Zdecydowanie trudniej o efektywne działania w sytuacji, gdy spotykamy się z niechęcią i brakiem zgody na przyjęcie pomocy. Nie mamy nawet możliwości wejścia do mieszkania bez zgody lokatora. Wówczas, w zależności od stanu zdrowia i sytuacji w mieszkaniu, możemy skierować wniosek o ubezwłasnowolnienie, umieszczenie w szpitalu psychiatrycznym lub domu pomocy społecznej - jednak są to działania bardzo inwazyjne, bo naruszające wolność jednostki, prawo do samostanowienia i prawo własności, stąd stosujemy je w ostateczności – tłumaczy Marcin Treder.

Z naszych informacji wynika, że wniosek o ubezwłasnowolnienie mieszkanki ul. Koszalińskiej został złożony kilka lat temu, ale oddalono go. Mieszkańcy pomocy szukali także w Sanepidzie. 19 stycznia przedstawiciele Państwowego Powiatowego Inspektora Sanitarnego w Słupsku dokonali oględzin zaśmieconego mieszkania na wniosek jednego z sąsiadów.

- Państwowa Inspekcja Sanitarna [...] ma prawo wstępu do mieszkań w razie podejrzenia lub stwierdzenia choroby zakaźnej, zagrożenia zdrowia czynnikami środowiskowymi, w tym wynikającymi z patologicznego gromadzenia rzeczy, śmieci, odpadków w mieszkaniu, a także jeżeli w mieszkaniu jest lub ma być prowadzona działalność produkcyjna lub usługowa. W kwestii osób, u których obserwuje się skłonność do zbierania nadmiernej liczby rzeczy/przedmiotów, PPIS w Słupsku na wniosek spółdzielni, wspólnoty lub lokatora drogą negocjacji i perswazji prowadzi działania uświadamiające zagrożenia nieprawidłowego korzystania z lokalu mieszkaniowego. Po wezwaniu strony do stawiennictwa w stacji ustalany jest termin uprzątnięcia zajmowanego lokalu. W przypadku braku dobrowolnej reakcji osoby zobowiązanej do uprzątnięcia odpadów, PPIS w Słupsku współpracuje z instytucjami pomocy społecznej, zarządcami budynków. Działania podejmowane są w zależności od zaistniałej sytuacji, będącej przedmiotem wniosku – przekazała „Głosowi” Wioletta Barańska, Państwowy Powiatowy Inspektor Sanitarny w Słupsku.

Syllogomania (patologiczne zbieractwo) to zaburzenie psychiczne polegające na trudnościach w pozbywaniu się niepotrzebnych przedmiotów. Chory obsesyjnie gromadzi duże ilości bezwartościowych rzeczy, często śmieci, które stopniowo zagracają jego najbliższe otoczenie i uniemożliwiają normalne funkcjonowanie. Syllogomania dotyczy głównie osób po 50 roku życia, choć pierwsze jej symptomy mogą pojawiać się już w wieku 11-12 lat. W skrajnych przypadkach obsesyjne gromadzenie rzeczy może zagrażać bezpieczeństwu chorego oraz jego otoczeniu.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza