Giewont. Szczyt dla „ceprów”, który nie wybacza błędów

Monika Golonka
Monika Golonka
tomasz skowronski / polskapress
Na Giewont stara się wejść każdy, kto dotarł do Zakopanego. Często jest to pierwsza wycieczka wysokogórska w życiu. Nie można się więc dziwić, że co jakiś czas ktoś z niej nie wraca.

Ubiegłotygodniowa tragedia na Giewoncie była drugim w historii tej góry i trzecim w dziejach całych Tatr przypadkiem masowego porażenia wielu osób przez pioruny. W 1937 roku na Giewoncie również zginęły 4 osoby, a około 130 odniosło mniejsze lub większe obrażenia. Skalę tych tragedii przewyższa tylko ta ze Świnicy - w 1939 roku po uderzeniu pioruna w szczyt zginęło tam aż 6 turystów, było też kilkanaścioro rannych.

W trakcie burzy śmiertelnie niebezpieczne jest przebywanie na wszystkich szczytach zarówno Tatr, jak i innych gór o odsłoniętych partiach szczytowych - to samo tyczy się obecności na graniach. Od uderzenia pioruna nieostrożni turyści giną wszędzie tam, gdzie to ludzka sylwetka staje się najwyższym obiektem w promieniu kilkudziesięciu czy kilkuset metrów.

Nie zmienia to jednak faktu, że to właśnie Giewont jest tą tatrzańską górą, na której wyjątkowo często dochodzi do tragicznych w skutkach porażeń przez pioruny. Równie niebezpieczna w czasie burzy jest w całych Tatrach jeszcze tylko Świnica. Obie góry łączy zarówno to, że są dość wyniosłymi szczytami w swym bezpośrednim otoczeniu, jak i spora liczba stalowych ubezpieczeń i łańcuchów w ich eksponowanych szczytowych partiach. W wypadku Giewontu dochodzi do tego jeszcze obecność 15-metrowego żelaznego krzyża, który w trakcie burzy staje się prawdziwym magnesem dla wyładowań atmosferycznych.

Burza w Tatrach. Piorun uderzył w Giewont, są ofiary śmierte...

Ale jest jeszcze coś, co sprawia, że Giewont regularnie jest miejscem poważnych i bardzo poważnych, to znaczy śmiertelnych wypadków - wśród których te, do których doszło podczas burzy, stanowią tylko część.

Giewont to najpopularniejszy szczyt nie tylko w Tatrach, ale i w całych polskich górach. Ta niezwykła popularność sprawia, że od końca XIX wieku odwiedzają go prawdziwe rzesze turystów. Dla sporej części z nich jest to pierwsza w życiu wycieczka w warunkach wysokogórskich.

Giewont ma swoją magię, choć jak na tatrzańskie standardy nie jest wcale szczególnie wysoki. Przy swoich 1867 metrach wysokości bezwzględnej już z Kościelca (2152 m n.p.m) wydaje się jakąś nieszczególnie istotną górką, bliżej zresztą regli niż głównych grani Tatr. Spod szczytu Świnicy zaś Giewontu trzeba wręcz wypatrywać gdzieś tam w dole. Już bardziej rzuca się w oczy odległa o kilkadziesiąt kilometrów Babia Góra.

Magia Giewontu bierze się głównie stąd, że szczyt góruje bezpośrednio nad Zakopanem - rzuca się również w oczy każdemu, kto nadjeżdża do stolicy Tatr od strony Nowego Targu. Owszem, z perspektywy Zakopanego ta góra to prawdziwa królowa Tatr. Swoją królewską pozycję Giewont zawdzięcza jednak nie tylko urodzie - owszem, trzeba przyznać, że to piękna, ostro wyrysowana góra - ale nawet bardziej ze swej zazdrosnej i zaborczej strategii. Otóż z żabiej perspektywy Krupówek masyw po prostu zasłania nam wyższą o kilkaset metrów grań główną Tatr Zachodnich, niejako udając, że jest najwyższym szczytem całego pasma.

A tak przy okazji - najpiękniejszy i chyba najciekawszy widok na Giewont daje nam panorama z Boczania nad Kuźnicami, czyli z popularnego szlaku do „Murowańca”. Stamtąd Giewont wygląda zupełnie inaczej niż z Zakopanego - przypomina trochę alpejski Matterhorn.

Giewont jest oblegany przez setki tysięcy turystów rocznie. W sezonie letnim od lat normą są kilkusetmetrowe kolejki oczekujących na wejście na ostatni, ubezpieczony łańcuchami odcinek szlaku. O ile sam szlak można uznać za raczej bezpieczny, choć miejscami eksponowany, o tyle zejście z niego szybko może skończyć się bardzo źle - zabrnięciem w trudny lub wyjątkowo trudny teren. Wtedy zaś nie-doświadczeni turyści łatwo ulegają efektowi Dunninga-Krugera, czyli nazwanemu od nazwisk psychologów, którzy go opisali, mechanizmowi, według którego im mniejsza jest nasza wiedza w danej dziedzinie, tym bardziej pewnie się w niej czujemy. Innymi słowy - górski nowicjusz często nie ma pojęcia o zagrożeniach, z którymi się właśnie mierzy; bardzo łatwo przy tym przecenia własne siły, umiejętności i zdolność oceny sytuacji.

Turyści byli zwożenia samochodami terenowymi z Myślenickich Turni

Awaria kolejki w Tatrach. 450 osób utknęło na Kasprowym Wier...

Na Giewoncie zaś codziennie pojawiają się w sezonie dosłownie tysiące takich nowicjuszy.

To właśnie sprawia, że statystyki TOPR związane z Giewontem są szczególnie wy-sokie. A ludzie giną tam naprawdę często.

Pierwszy odnotowany wypadek śmiertelny miał miejsce na Giewoncie w 1886 roku - spadł wtedy góral, który zapuścił się za daleko za zagubionymi owcami.

Od momentu powstania TOPR Giewont był i jest miejscem dość regularnego prowadzenia akcji ratowniczych. Niemal każdego roku dochodzi tam do wypadków śmiertelnych. Nie ma zaś roku, w którym na Giewoncie nie toczyłaby się choć jedna akcja ratownicza. Oto ich skrócona historia.

Zacznijmy od wypadków w trakcie burzy. I od tego, co sprawia, że w czasie burzy to właśnie Giewont jest najniebezpieczniejszą górą w Polsce.

Słynny 15-metrowy żelazny krzyż stoi na Giewoncie od 1901 roku. Ufundowali go górale (na 1900-setne urodziny Jezusa) z inicjatywy ówczesnego proboszcza zakopiańskiej parafii Kazimierza Kaszelewskiego. Przed zamówieniem krzyża w krakowskim zakładzie górale przeprowadzili serię eksperymentów - ustawili między innymi na Giewoncie 10-metrowy krzyż z belek, żeby sprawdzić, czy tej wysokości konstrukcję będzie widać z Zakopanego. Było widać, ale górale na wszelki wypadek dodali jeszcze 5 metrów wysokości.

Krzyż został w krakowskim zakładzie Góreckiego wykonany bardzo przemyślnie. Składa się łącznie z około 400 części, a łączna waga ażurowej konstrukcji nie przekracza 2 ton. Do przetransportowania go na szczyt (razem z kilkuset kilogramami cementu niezbędnego do instalacji) potrzeba było jednak najpierw 18 wozów zaprzęgniętych w konie, a następnie pracy 500 czy 600 górali.

Krzyż był kilkakrotnie modernizowany. Wielka akcja jego odnawiania miała miejsce w latach 70., z kolei w latach 90. przy okazji remontowania ubezpieczeń na szlaku na Giewont wzmocniono mocowanie krzyża i za pomocą kilkunastu potężnych kotw spojono potencjalnie niebezpieczne pęknięcia w skałach na szczycie.

Krzyż, łańcuchy ubezpieczające i kotwy spajające spały - wszystko razem to kilkutonowy ładunek stali w szczytowych partiach Giewontu. W trakcie burzy oznacza to oczywiste zwielokrotnienie i tak poważnego na każdym innym tatrzańskim szczycie zagrożenia.

Do pierwszego masowego porażenia piorunem na Giewoncie doszło 15 sierpnia 1937 roku. Na szczycie rozegrały się wtedy dantejskie sceny.

„Po dojściu na szczyt Giewontu członkom ekspedycji przedstawił się następujący widok: w oddaleniu około 10 metrów od krzyża leżały doszczętnie zwęglone zwłoki Leopolda Schlónvogta i Jana Mroza stykające się plecami. Po przeciwległej stronie leżały już zimne zwłoki sprzedawcy ciastek Kazimierza Bani. Siłą powstałego prądu powietrza przy wyładowaniu elektryczności rzucony został dr Erwin Schlonvogt, ok. 50 metrów ku południowi (…) Oprócz trzech zabitych i jednej osoby ciężko rannej porażonych przez piorun zostało 13 osób” - odnotowano w Księdze Wypraw TOPR.

Istnieją także relacje z relatywnie niegroźnych w skutkach porażeń przez wyładowania atmosferyczne na Giewoncie. Coś takiego przydarzyło się na początku ubiegłego stulecie Hugonowi Zapałowiczowi i je-go trzem partnerom taterniczej wyprawy.

„Nie upłynęła ani minuta, gdy nagle się błysło i dziwny szelest rozległ się w powietrzu. Równocześnie ujrzałem jakby grubą nić elektrycznego światła nad głową Stanisława, widziałem, jak Szymonowi kapelusz na twarz się zsunął, jak w bok ode mnie i od Szymona wpadły w ziemię dwie iskry niby świecące wyciągnięte struny i uczułem silne, lecz bezbolesne uderzenie w głowę, jak gdyby ogromny głaz jakimś gutaperkowym końcem zwalił się był na wierzch mej głowy i chciał mnie swym ciężarem i impetem w ziemię wdusić” - tak opisał to w mocno młodopol-skim stylu - epoka zobowiązuje - Zapałowicz.

Nie zawsze jednak kończyło się tak, że trafiony delikwent mógł później opisać swe wrażenia w pamiętnikach. Pioruny - także śmiertelnie - raziły turystów na szczycie Giewontu wielokrotnie. Do takich zdarzeń doszło m.in. 13 sierpnia 1950 roku, 7 czerwca 1961 r., 21 lipca 1964 r., 24 lipca 1966 r. oraz 17 lipca 1968 r.

Do najtragiczniejszego w historii Tatr wydarzenia na skutek uderzeń piorunów doszło jednak nie na Giewoncie, tylko na Świnicy. Było to 15 sierpnia 1939 roku. Na szczycie góry przebywało wtedy jakieś 40-60 osób. Był pogodny dzień, ale nad Świnicą pojawiła się niewielka chmura burzowa. Jeden z pierwszych piorunów uderzył w szczyt, powodując osunięcie się skał i sporą kamienną lawinę. Wśród turystów wybuchła panika, ludzie uciekali popychając się nawzajem w przepaść. Zginęło 6 osób - ciał dwóch z nich ratownicy musieli szukać w świnickich żlebach. Było również 5 ciężko rannych i 10 lżej poszkodowanych.

15 sierpnia 1937 roku doszło do tragedii na Giewoncie. 15 sierpnia 1939 roku - do wydarzeń na Świnicy. 15 sierpnia 2010 roku zginął na Giewoncie rażony piorunem brytyjski turysta.

Dlatego górale do dziś uważają, że 15 sierpnia lepiej się na Giewoncie nie pokazywać. Mimo że to dzień ważnego święta kościelnego, panuje przekonanie, że jeśli chodzi o Giewont, krzyż i burze, to dzień 15 sierpnia jest naznaczony jakimś szczególnym fatum.

Burze - niebezpieczne nie tylko 15 sierpnia, ale przez cały sezon - to jednak zdecydowanie niejedyne zagrożenie na Giewoncie. Chyba jeszcze groźniejsza bywa tam chęć skrócenia sobie drogi powrotnej do Zakopanego. Bo przecież na Giewont wchodzi się niejako „okrężną drogą”, tymczasem na szczycie niemal każdy ulega złudzeniu, jakby Zakopane było dosłownie na wyciągniecie ręki. Nic w tym dziwnego: odległość w linii prostej rzeczywiście jest niewielka, a Giewont naprawdę góruje tuż nad Zakopanem. Problem polega jednak na tym, że północna ściana Giewontu to sześćsetmetrowa pionowa przepaść, obiektywnie trudna nawet dla doświadczonych taterników. W dodatku przepaść bardzo kusząca - niedoświadczonym turystom na samym szczycie bardzo często wydaje się, że zejście północną ścianą bezpośrednio do Zakopanego to łatwizna. Tym bardziej że prowadzące tam żleby w swoich szczytowych odcinkach wyglądają wręcz zapraszająco - ot, trochę stromej trawki, wydaje się nawet, że jest się czego trzymać.

Wypadki, bardzo często śmiertelne, do których doszło na skutek takiego właśnie ro-zumowania, powtarzają się na Giewoncie regularnie od momentu wytyczenia na niego szlaku, czyli od ponad stu lat.

Po pierwszych metrach „stromej trawki” zaczynają się bowiem na północnej ścianie przepaściste urwiska, w dodatku pocięte całym labiryntem żlebów, półek i platform. Kto próbuje tamtędy zejść, prędzej czy później zabrnie w miejsce bez odwrotu lub po prostu ześlizgnie się ze skały czy kolejnej połaci. Najbardziej niebezpieczne są dwa żleby: Żleb Kirkora i Szczerba. To właśnie one tuż pod granią wydają się „łatwą” drogą w dół, by potem zamienić się w śmiertelnie niebezpieczną pułapkę.

W żlebach Giewontu łatwo wręcz „przepaść”. W 1947 roku ratownicy poszukujący zaginionego na północnej ścianie Giewontu ucznia Juliana W., po trzech dniach żmudnego przeczesywania terenu, znaleźli najpierw tylko jego buty. Dopiero one naprowadziły ich na leżące setki metrów niżej zwłoki Juliana W. - chłopak najprawdopodobniej sądził, że bez butów lepiej utrzyma się na skałach podczas zejścia; niestety, ta kalkulacja okazała się błędna.

W 1996 roku z kolei ratownicy najpierw znaleźli charakterystyczny czerwony plecak. Dopiero następnego dnia udało im się dotrzeć do zwłok za-gininonego turysty. Oczywiście on również próbował zejść żlebami północnej ściany.

W 1998 roku ratownicy podczas szkolenia znaleźli w żlebie Kirkora pod Giewontem stare ludzkie szczątki. Resztki skóry, kości, prawie kompletny szkielet pozbawiony jednak czaszki. Do dziś nie wiadomo, czyje to były zwłoki. Prawie na pewno jednak zginął tam kolejny turysta próbujący zejść „Kirkorem” prosto do Zakopanego.

Schemat powtarzał się wielokrotnie. Ludzie spadali ze żlebów północnej ściany Giewontu dziesiątki razy - zwykle kończyło się to albo śmiercią, albo bardzo poważnymi obrażeniami. Trudno też zliczyć akcje ratownicze, w trakcie których TOPR-owcy wyciągali z pułapki tych turystów, którzy mieli na tyle rozsądku, by chwi-lę przed tym ostatnim krokiem jednak się zatrzymać i wezwać pomoc.

Ale próby zejścia północną ścianą to nie wszystko. Zdarzały się również przypadki szturmowania północnej ścia-ny Giewontu przez komplet-nie niedoświadczonych alpini-stycznie turystów. Kilka dekad temu TOPR ściągał na przykład stamtąd delikwenta, który założył się z kolegami, że do-stanie się do krzyża na Giewoncie w czasie krótszym niż dwie godziny. Zdołał dotrzeć jakieś 200 metrów w górę i tam utknął.

Nigdy nie odnaleziono na-tomiast - ani żywego, ani martwego - turysty z NRD, który wśród współwycieczkowiczów obnosił się z zamiarem zaata-kowania Giewontu od północy. Nie wiadomo, jakie były jego dalsze losy i czy rzeczywiście zaginął gdzieś w rejonie Giewontu.

Wypadki to niestety nie wszystko. Giewont bywa także górą samobójców. Do dziś nie wiadomo, czy tak właśnie nie zginęła para siedemnastolatków, których zwłoki (trzymające się za ręce) odnaleziono pod północną ścianą w latach 90. Wiadomo jednak, że było co najmniej kilkanaście przypadków, w których samobójcy postanowili targnąć się na życie właśnie tam.

W latach 20 i 30. było również kilka przypadków popełnienia samobójstwa na szczycie Giewontu, ale z użyciem broni palnej. W 1922 roku zastrzelił się tam pracownik banku, w roku 1934 zaś dentysta - obaj użyli do tego rewolwerów.

POLECAMY W SERWISIE POLSKATIMES.PL:

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl