18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdynia Film Festiwal 2013. Drugi dzień festiwalu polskich filmów fabularnych [PODSUMOWANIE, ZDJĘCIA]

Jarosław Zalesiński
Agnieszka Holland na otwarciu wystawy fotografii w Muzeum Miasta Gdyni
Agnieszka Holland na otwarciu wystawy fotografii w Muzeum Miasta Gdyni Tomasz Bołt
Trwa Gdynia Film Festiwal 2013. Podczas tegorocznej edycji bonus na starcie mają te filmy, które pokazywane są w Gdyni premierowo. Te, które znane są już z kin, cieszą się mniejszym wzięciem. A przecież mają one wagę nie mniejszą od festiwalowych premier.

Przykładem pokazany we wtorek w Gdyni "Układ zamknięty" Ryszarda Bugajskiego, film znany kinowej publiczności, bo obejrzało go już prawie 600 tys. widzów. Po pokazie dyskusja z ekipą (poza reżyserem do Gdyni przyjechali m.in. odtwórcy głównych ról, Janusz Gajos i Kazimierz Kaczor) siłą rzeczy obracała się już nie tyle wokół filmu, ile wokół tego, jak został odebrany nie tylko w Polsce, ale i na świecie. - Okazuje się, że poruszyliśmy problem ponadnarodowy, uniwersalny - mówił współscenarzysta Michał Pruski.

"Układ zamknięty" odwołuje się do autentycznej historii grupy przedsiębiorców, którym mafijny układ władzy zniszczył nie tylko biznes, ale i życie. - Spotkałem na premierze filmu jednego z tych ludzi - wspominał Kazimierz Kaczor. - To był wypalony człowiek.

Z perspektywy czasu, dzielącej premierę kinową "Układu zamkniętego" od festiwalowej projekcji, jeszcze wyraźniej było widać, że wpisywanie filmu w wojnę Platformy z PiS-em niepotrzebnie spłaszczało i upolityczniało ten film. Widać też było jeszcze wyraźniej, jak skandaliczna była decyzja Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, który swego czasu odmówił dotacji ekipie "Układu zamkniętego", filmu dotykającego tak ważnego i nośnego społecznie tematu.

Jaki rodzaj krytyki społecznej bliższy jest sercu władz PISF, widać było w drugim, pokazanym we wtorek na festiwalu filmie, "Ostatnim piętrze" Tadeusza Króla. Film także odwołuje się do prawdziwej historii kapitana Wojska Polskiego, który wykrył machinacje finansowe w swojej jednostce. Sekowany za to w wojsku, wpadł w rodzaj manii prześladowczej i ze swojego mieszkania (na tytułowym ostatnim piętrze smutnego szarego bloku w szarym polskim miasteczku) uczynił twierdzę z własną rodziną w roli zakładników.

- Bardzo lubię swojego bohatera - deklarował przed dziennikarzami na konferencji prasowej reżyser, ale tej sympatii nie potrafiła podzielić nie tylko publiczność, ale nawet odtwórca tej roli Janusz Chabior. Tadeusz Król chciał się z widownią swojego filmu podzielić sympatią do tradycyjnych wartości - honoru, porządku, patriotyzmu oraz niepokojem, że radykalne rozumienie tych cnót zamienia je w ich niebezpieczną karykaturę. Ale z rozpędu wyszła mu karykatura tychże wartości, rodzaj mimowolnej satyry na polski Ciemnogród, wymieszany z wątpliwym psychologicznym thrillerem.
"Płynące wieżowce" Tomasza Wasilewskiego, bodaj najciekawszy film, pokazany we wtorek na festiwalu, w zestawieniu z "Ostatnim piętrem" wydaje się filmem nakręconym w innej już rzeczywistości. Nie angażuje się w żadne polsko-polskie spory, opowiedziana w nim historia tak naprawdę mogłaby się równie dobrze rozegrać w innym kraju. Główni bohaterowie to trójka młodych ludzi, pomiędzy którymi wytwarza się skomplikowana miłosna chemia. Kuba i Sylwia mieszkają razem, u matki chłopaka, ich związek nie przechodzi żadnych szczególnie burzliwych momentów, do czasu gdy Kuba poznaje Michała, homoseksualistę. Miłość, która między nimi wybucha, będzie brzemienna w konsekwencje nie tylko dla nich dwojga.

- To nie jest film gejowski - zastrzegał się na konferencji prasowej Tomasz Wasilewski i należy tę deklarację brać poważnie. Co prawda można się zastanawiać, czy Wasilewski, który rok temu debiutował w Gdyni swoją fabułą "W sypialni", nadal nie reżyseruje trochę naśladowczo wobec modnych konwencji i tematów, ale w przypadku "Płynących wieżowców" miłość homoerotyczna nie wydaje się, mimo wszystko, wątkiem najistotniejszym. Piszę mimo wszystko, bo jednak jest ona mocno wyeksponowana. Tak śmiałej sceny homoerotycznej, jaką oglądamy w "Płynących wieżowcach", w polskim kinie jeszcze nie było, a i wobec kina zachodniego tym jednym filmem nadrobiliśmy wszelkie w tej dziedzinie zaległości. A jednak "Płynące wieżowce" są "nie o tym". To, jak się zdaje, przede wszystkim film o młodych ludziach, którzy dramatycznie niedojrzali nie potrafią się komunikować tak z pokoleniem własnych rodziców, jak i sami ze sobą. Temat, który na tegorocznym festiwalu pojawi się jeszcze co najmniej dwukrotnie, w "Bejbi blues" Katarzyny Rosłaniec i "Nieulotnych" Jacka Borcucha.
[email protected]

Treści, za które warto zapłacić! REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI

Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki