Gdyby Piłsudskiego nie było, należałoby go wymyślić

Rozmawia Wojciech Harpula
Z profesorem Andrzejem Chwalbą, historykiem z Uniwersytetu Jagiellońskiego, rozmawia Wojciech Harpula.

Wyobraźmy sobie, że w historii Polski nie pojawia się postać Józefa Piłsudskiego. Nie ma wybitnego polityka, wojskowego, Komendanta Legionów. Czy wtedy odzyskalibyśmy w 1918 r. niepodległość?
Na pewno tak. Niepodległość odzyskaliśmy, bo I wojna światowa trwała tak długo, że rzuciła na kolana tych, którzy ją wywołali. Gdyby zakończyła się zgodnie z planami sztabów walczących stron, czyli jesienią 1914 r., Polacy mogliby zapomnieć o niepodległości na długie lata. Być może na zawsze. Mordercza wojna wyczerpała jednak siły Rosji, Niemiec i Austro-Węgier. Upadły monarchie, rozsypały się władze. W przypadku Galicji i Śląska Cieszyńskiego problemem nie było odzyskanie niepodległości, tylko pozbieranie karabinów porzucanych przez Austriaków i budowanie struktur państwa polskiego. Gdyby Piłsudski nie prowadził akcji niepodległościowej, Polska i tak by się odrodziła. Jednak później trzeba było obronić wolność i walczyć o granice państwa.

I tu bez Piłsudskiego by się nie obyło?
Dokładnie. Piłsudski był jednym z nielicznych polityków, którzy jasno, wyraźnie i konsekwentnie mówili, że celem jest pełna niepodległość Polski. Do 1914 r. był znany przede wszystkim w Krakowie i Galicji. Jednak walki Legionów sprawiły, że jego gwiazda zaczęła świecić coraz jaśniej. Legiony okazały się znakomitą formacją wojskową, docenianą przez dowództwa austriackie i niemieckie. O zwycięskich bitwach legionistów mówiło się we wszystkich trzech zaborach. Piłsudski miał dar skupiania wokół siebie ludzi zdolnych, lojalnych, rozumiejących ideę niepodległości. Tworzył swoją legendę zwycięskiego wodza, powoli stawał się symbolem Polski niepodległej. Dziś te działania nazwalibyśmy skutecznym marketingiem politycznym.
Wiedział, co chce osiągnąć i jak to osiągnąć. W 1917 r. istniał już mocny obóz piłsudczykowski. W tym czasie jasne stało się, że nie można dalej walczyć o niepodległość w sojuszu z przegrywającymi państwami centralnymi. Piłsudski wywołał więc kryzys przysięgowy i dał się internować Niemcom. To było mistrzowskie posunięcie. W Magdeburgu mógł spokojnie czekać, aż wezwie go historia.


Czy w listopadzie 1918 r. historia mogła wezwać tylko Piłsudskiego?

Bez wątpienia. Spójrzmy, co się dzieje: na terenie odradzającej się Rzeczpospolitej istnieje kilka ośrodków władzy, wzajemnie się blokują, żaden nie ma autorytetu. Polska Komisja Likwidacyjna w Krakowie zajmuje się tylko Galicją i nie aspiruje do odgrywania roli ogólnopolskiej. Rząd lubelski z Ignacym Daszyńskim jest lewicowy, endecja go nie zaakceptuje. Rada Regencyjna i jej rząd kojarzone są z okupantami, nie mają poparcia społecznego. Wszyscy czekają na tego najważniejszego. I on się pojawia. Piłsudski wraca z Magdeburga z gotowym planem budowy państwa. Uznaje go rząd lubelski, miasta Galicji, Rada Regencyjna. Od razu skupia duży zakres władzy, zarządza wybory, ogłasza pobór do wojska. Doprowadza do szybkiej stabilizacji struktur państwa. W tych trudnych czasach potrzebny był wielki autorytet, charyzmatyczny przywódca.

Innego oprócz Piłsudskiego nie było?

Nie. Nie było kogoś, kto byłby niekwestionowanym autorytetem dla zdecydowanej większości Polaków.

A Ignacy Paderewski, Roman Dmowski, Wincenty Witos, Józef Haller, Władysław Sikorski?
Wymienił Pan wspaniałe postacie, ale żadna z nich nie miała cechy, którą miał Piłsudski. On łączył w sobie talent polityczny i wojskowy. A właśnie ktoś taki był potrzebny odradzającemu się państwu. Kogoś takiego oczekiwała chwila dziejowa. Spójrzmy: Paderewski był genialnym pianistą i kompozytorem, ale nie był genialnym politykiem. Z kolei Dmowski był świetnym politykiem, ale nie miał osobowości Piłsudskiego. On najlepiej czuł się jako dyplomata, polityk gabinetowy i nie znał się na wojsku. Na wojsku znał się świetnie związany z endecją gen. Józef Haller, ale on w listopadzie 1918 r. organizował we Francji "błękitną armię". Władysław Sikorski nie miał zaplecza politycznego i autorytetu. Wincenty Witos miał za sobą chłopów, ale był nie do zaakceptowania dla wyższych warstw społeczeństwa.

Jednak gdyby trzymać się naszego założenia: komendant Piłsudski nie istnieje. Kto więc przejmuje władzę w 1918 r.?
Endecja na pewno nie pogodziłaby się z istnieniem lewicowego rządu lubelskiego i starałaby się przechwycić rządy. Obóz narodowy był naprawdę bardzo silny. Proszę jednak zwrócić uwagę, że Dmowski, który był politykiem wielkiego formatu, też uznał autorytet Piłsudskiego. Zrezygnował z walki o władzę, bo widział, że Marszałek chce się porozumieć. I w efekcie powstał rząd Paderewskiego. Porozumienie Piłsudskiego z endecją było majstersztykiem politycznym. Tylko on mógł przekonać bardzo niechętny mu obóz polityczny do współpracy. Można wątpić, czy socjaliście Daszyńskiemu udałaby się ta sztuka. Rozgorzałyby wewnętrzne spory. Tempo prac nad odbudową struktur państwa i armii byłoby o wiele wolniejsze. A odradzająca się Polska potrzebowała przede wszystkim żołnierzy. W latach 1918-1920 walczyliśmy z każdym sąsiadem. Armia bez Piłsudskiego byłaby o wiele słabsza, a to rzutowałoby na przebieg konfliktów. Na naszą oczywiście niekorzyść. Trudno wyobrazić sobie np. Bitwę Warszawską bez Piłsudskiego.

Nie powstrzymalibyśmy bolszewików?
Zapewne powstrzymalibyśmy, ale z większym wysiłkiem i za cenę wyższych strat. Bitwa Warszawska nie tylko ocaliła niepodległość Polski, ale także Litwy, Łotwy, Estonii i Finlandii. W tych krajach docenia się Piłsudskiego, zwłaszcza ostatnio.

A wśród polityków obozu niepodległościowego był kandydat na drugiego Piłsudskiego?
Bardzo trudno wyrokować, kto mógłby być taką postacią, bo cały obóz niepodległościowy był budowany wokół Komendanta. Był wodzem. On nie dyskutował, on wydawał polecenia. Nikt nie mógł wyrosnąć ponad niego i nikt nie miał takich marzeń.

A czy gdyby nie było Piłsudskiego, to czołowym działaczem obozu niepodległościowego nie zostałby Sikorski?
On przed wojną, w Związku Walki Czynnej i ruchu strzeleckim, rzeczywiście odgrywał ogromną rolę. Jego postępowanie w czasie wojny świadczy jednak, że gorzej niż Piłsudski odczytywał bieg wypadków. Był gotów zdecydowanie stawiać na państwa centralne, a Komendant współpracę z nimi uważał za środek do celu, jakim było "ciągłe licytowanie sprawy polskiej wzwyż". We wrześniu 1915 r. drogi Piłsudskiego i Sikorskiego się rozeszły. Piłsudski w 1915 r., po zajęciu przez Niemców i Austriaków większości ziem polskich, domagał się od nich jednoznacznej deklaracji w sprawie niepodległości Polski. Od tego uzależniał dalszą rozbudowę Legionów. Natomiast proaustriacki Sikorski starał się jak najbardziej energicznie prowadzić werbunek. Był przekonany, że rozbudowa Legionów umocni polską pozycję polityczną. W tym sporze to Piłsudski miał rację. Piłsudski bardzo dbał, by Legiony nie stały się biernym narzędziem państw centralnych. One miały służyć polskiej sprawie.
Silna armia polska przy boku państw centralnych na pewno nie przysłużyłaby się sprawie niepodległości. Występowalibyśmy bowiem jako sojusznik przegranej strony. A uwięziony przez Niemców Piłsudski na pewno nie mógł być traktowany jako ich sojusznik. Komendant owoce swojej polityki zebrał właśnie w listopadzie 1918 r. Tylko on był w stanie pozyskać wszystkie siły polityczne wokół sprawy budowy Polski. Gdyby Piłsudskiego wtedy nie było, należałoby go wymyślić.

od 7 lat
Wideo

Jakie są wczesne objawy boreliozy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl