Film "Miasto 44". Anna Próchniak: Gdyby było trzeba, chwyciłabym za broń [ZDJĘCIA]

Anita Czupryn
Anna Próchniak, lat 26, skończyła łódzką szkołę filmową, zadebiutowała w filmie "Bez wstydu", gdzie zagrała Cygankę Irminę. Za rolę w sztuce "Marzenie Nataszy" w Teatrze Powszechnym wraz z Joanną Osydą dostały nagrodę za najlepszy duet aktorski na Festiwalu Kolada - Plays w Jekaterynburgu
Anna Próchniak, lat 26, skończyła łódzką szkołę filmową, zadebiutowała w filmie "Bez wstydu", gdzie zagrała Cygankę Irminę. Za rolę w sztuce "Marzenie Nataszy" w Teatrze Powszechnym wraz z Joanną Osydą dostały nagrodę za najlepszy duet aktorski na Festiwalu Kolada - Plays w Jekaterynburgu Bartek Syta/Polskapresse
- Polska, naród, ojczyzna - to są nazwy, etykiety. Ale za nimi kryją się ludzie, moi bliscy, rodzina, i oni są dla mnie ważni - mówi Anna Próchniak, aktorka grająca w filmie "Miasto 44".

Czuje się już Pani gwiazdą?
(Śmiech) Kompletnie się nie czuję gwiazdą. Nie myślałam i nie myślę w takich kategoriach. To zresztą nigdy nie był mój cel. Oczywiście, cieszę się, widząc wszędzie wokół plakaty filmu "Miasto 44", ale to, ile wszyscy, całą ekipą, włożyliśmy w ten projekt i energii, było tego warte. Nam wszystkim bardzo zależało, aby zmaterializowało się to, co urodziło się w głowie Janka Komasy, reżysera. Bardzo uwierzyliśmy w niego i tę jego wizję.

Na tę drogę do aktorskiej sławy chyba już Pani weszła. Mówi się o Pani: "nowa twarz polskiego kina", nagradzana, obiecująca aktorka. Praca z reżyserem Janem Komasą może być dla Pani i Pani kolegów, koleżanek, którzy zagrali w jego filmie, trampoliną do sukcesu?
Widziałabym to raczej jako drogę do nowych, ciekawych projektów artystycznych. Do filmów, ciekawych spektakli, spotkań z obiecującymi czy docenionymi reżyserami. Nie zarzekam się, że nigdy nie zagram w serialu, bo w nich też można być uczciwym i dużo z siebie dawać. A ja lubię dużo z siebie dawać. Lubię kończyć dzień zmęczona i spokojnie zasypiać. To ogromne szczęście, że mieliśmy okazję pracować z Jankiem. Janek jest naprawdę świetnym reżyserem, ma mnóstwo pomysłów, niezwykłą wrażliwość, potężną wyobraźnię. Tak, mamy fart, że spotkaliśmy się z nim właśnie teraz, bo pewnie za parę lat, całkiem możliwe, że będzie robił już filmy za granicą i wtedy trudniej byłoby nam się spotkać. (śmiech)

Co dla Pani osobiście było w pracy z reżyserem Janem Komasą najbardziej wartościowe?
Jedną z tych wartościowych rzeczy było niewątpliwie to, że Janek zostawia aktorom dużo wolności. Każdy z nas miał dużą swobodę w tym, jak szukaliśmy i budowaliśmy nasze postaci. Super było to, że mieliśmy dużo czasu na przygotowanie, mogliśmy szukać, zgłębiać swoje role. Janek powtarzał też, żebyśmy się nie bali wad naszych bohaterów, żeby szukać w nich negatywnych cech, bo to jest bardzo ludzkie. Im więcej wad, tym bliżej człowieka, tym postać jest wiarygodniejsza.

Oczywiście ukierunkowywał nas i robił to w taki sposób, że czasem w ogóle tego nie zauważaliśmy, potrafił nami manipulować i nie mówię tego w negatywnym znaczeniu, chodzi tu raczej o zdolność kreowania relacji, które się materializowały, a my nie wiedzieliśmy, jak do tego doszło. Janek dokładnie wie, co robi, przy nim można czuć się bezpiecznie. Oddychać spokojnie. Ale z drugiej strony, to nie jest reżyser, który mówi: "Masz przejść dwa kroki w tę stronę i tu położyć rękę". Jest typem reżysera, który woli, aby kamera szła za emocjami, za prawdziwym zdarzeniem, prawdziwą relacją, która się wydarza między bohaterami, aktorami.

Do filmu trafiła Pani przez casting?
Urwałam się z zajęć w szkole w Łodzi i przyjechałam do Warszawy na pierwsze zdjęcia próbne. Potem tych castingów było wiele i bardzo wymagające. Zdążyłam skończyć szkołę. Równocześnie obroniłam się i rozpoczęłam zdjęcia do filmu.

Przeczytała Pani scenariusz i co sobie pomyślała o Kamie, bohaterce, którą miała zagrać?
Jakkolwiek to zabrzmi, pomyślałam sobie: "To będzie super przygoda". A potem przyszła myśl, że będzie bardzo dużo rzeczy do zrobienia, a w związku z tym bardzo dużo trudności. Ale była w tym radość i podekscytowanie, trochę się czułam, jakbym miała zaraz wejść na ring. Czułam, że wchodzę w coś, co pachnie bardzo niecodziennie. Ale kiedy się naprawdę zaczęło, okazało się, że tych trudnych momentów było dużo więcej, niż się spodziewałam.

Przy kręceniu filmu jest tak, że każdy ma przynajmniej jeden trudny i wymagający dzień, potrzebuje wsparcia reszty ekipy. U nas takie dni zdarzały się co drugi dzień.
Bo byliście zbyt młodzi, zbyt emocjonalni, zbyt wrażliwi?
Nie wiem. Czy można być zbyt emocjonalnym, zbyt wrażliwym? To wynikało z tego, że bohaterowie filmu są postawieni w krańcowych sytuacjach i czasami okazywało się, że sytuacje, które w żadnym razie nie wydawały się skomplikowane, były bardzo trudne do odegrania. Miałam wielki problem ze sceną wprowadzającą do filmu. Nie będę zdradzać tej sceny, w scenariuszu wydaje się bardzo prosta, ale podczas pierwszych dni zdjęciowych, w zderzeniu z ogromną ekipą, kilkudziesięciu osób, wejście w intymność i emocje tej sceny okazało się trudniejsze, niż myślałam. I tak było co krok, mimo że wydawało się, że już te ścieżki bohaterów mamy przepracowane, że spotykaliśmy się tak wiele razy, żeby to podsumowywać, że cały czas szukaliśmy inspiracji - na planie okazywało się, że wciąż jest jeszcze masa miejsca do wypełnienia.

Szukała Pani pierwowzorów Kamy, bohaterki, jaką Pani zagrała, wśród prawdziwych kobiet, biorących udział w powstaniu warszawskim, czy wśród bohaterek zagranicznych filmów, odgrywanych przez "dziewczyny z sąsiedztwa", jak Sandra Bullock czy Meg Ryan?
Nie, było inaczej. Najpierw była pani Maria Stypułkowska-Chojecka, łączniczka batalionu "Parasol", autentyczna postać, która miała właśnie pseudonim Kama, a dopiero potem była moja "Kama". Nie jest tak, że postać, jaką gram, jest odwzorowaniem pani Marii, choć data urodzenia też się zgadza, ale dla mnie losy pani Marii są inspiracją, no i moja bohaterka jest w pewien sposób hołdem dla niej. To była zresztą jedna z najważniejszych kobiet czasu powstania, działająca już wcześniej w konspiracji, biorąca udział w zamachu na Kutscherę. Była znana, kłaniano się jej na ulicy. Stała się więc trochę takim cieniem tej mojej filmowej Kamy. Ale tych inspiracji szukałam w wielu różnych rzeczach. Janek podesłał mi kiedyś klatkę z archiwalnych materiałów, które posłużyły potem do filmu "Powstanie Warszawskie", ze sceną ze ślubu, gdzie widzimy trzy dziewczyny, jedna patrzy w kamerę i zaraz ucieka wzrokiem. Scena trwa trzy sekundy, ale w tym spojrzeniu, w jej energii było coś, co mnie bardzo zainspirowało.

Inspirowała mnie też na przykład postać, jaką gra Natalie Portman w filmie "Czarny łabędź". Była w niej dwoistość, skrajność, dużo przeciwieństw, które mi bardzo pasowały do Kamy. Kama jest dziewczęca, ale jest też odważną kobietą. Jest wielowarstwowa. Ale kluczowe okazały się pamiętniki kobiet powstańców, łączniczek, sanitariuszek, ich refleksje, myśli.

Kobiet w powstaniu było wiele, były łączniczkami, sanitariuszkami, przygotowywały posiłki, szyły, organizowały. Jest wśród nich jakaś postać kobieca, która jest dla Pani wzorem?
Czytałam wiele ich wspomnień, każda z tych historii jest bardzo przejmująca. Ale chyba to pani Maria jest dla mnie tym wzorem. Porusza mnie w niej jej bohaterstwo, niespotykane. Myślę o sobie, że na pewno nie jestem aż tak odważna.

Płynie w nas ta sama krew. Gdybyśmy znaleźli się w krańcowej sytuacji, to pewnie podobnie byśmy działali

To co to jest odwaga?
Może odwaga jest wtedy, kiedy nie podążamy za schematami. Może jest aktywną walką. Kobiety w powstaniu też się bały i myślałam sobie, że to będzie najtrudniejsze w pracy nad filmem - zrozumieć ich strach. Sama nie przeżyłam nigdy strachu o życie, czy o życie moich bliskich, nie miałam strachu przed bólem. Myślałam, że one odczuwały ten strach na każdym kroku, ale kiedy z nimi rozmawiałam, mówiły: "Nie było czasu się bać". On był tak wszechobecny, że stał się normalny. Dziś odwaga oznacza nie bać się życia, stawać przed wyzwaniami, jakie ono przynosi, stawać czoła rzeczywistości. A to też jest niełatwe.

A identyfikuje się Pani z dzisiejszymi feministkami?
Szanuję to, co robią, ale nie identyfikuję się z tym, podobnie jak odcinam się od polityki. Jestem osobą dość brawurową, intensywną, więc gdybym już miała się interesować polityką, to pewnie musiałabym się nią zająć. (śmiech) Jestem obserwatorem. Obserwuję i staram się zrozumieć.

Wróćmy do Pani bohaterki Kamy. Kim ona jest?
Młodą dziewczyną, która zna się z głównym bohaterem od dziecka, troszkę się w nim podkochuje, ale od zawsze relacja między nimi była przyjacielska, traktowali się jak kumple, mogli na siebie liczyć i to uczucie zawsze było gdzieś ukryte pod spodem. Kama potrafi o siebie walczyć, radzić sobie w trudnych sytuacjach. Nie trafiła do konspiracji z majętnej, inteligenckiej rodziny, dla mnie bardzo ważnym zdaniem było: "Nieważne, skąd jestem, ważne, dokąd idę". Bo Kama idzie cały czas przed siebie. Z jednej strony jest dumna z tego, skąd pochodzi, z drugiej - troszeczkę się tego wstydzi.
Wiem, że całą filmową ekipą wyjechaliście na spotkanie integracyjne, bez telefonów komórkowych, komputerów, aby poczuć się jak powstańcy, coś wspólnego przeżyć, żeby lepiej zagrać w filmie.
To był kilkudniowy wyjazd, na którym mieliśmy też szkolenia. Janek już na poziomie castingów chciał znaleźć grupę, która umiałaby być razem, nawiązać relacje. Każdy miał zająć inną pozycję w grupie. Ale mieliśmy też zajęcia z GROM-owcami z obsługi broni, zajęcia na strzelnicy.

I nauczyła się Pani strzelać?
No tak. Strzelałam głównie z krótkiej broni, ale próbowałam też i z innych rodzajów, ze Stena na przykład. Mieliśmy też przez tydzień próby kaskaderskie i to, myślę, była rzecz najmocniej nas wiążąca. Kiedy trzeba było skoczyć z wysokości, każdy się trochę bał, niektórzy mówili, że mają lęk wysokości, ale to, że byliśmy tam wszyscy razem, powodowało, że skakaliśmy. To były momenty, w których przekraczaliśmy samych siebie.

Jak widzi Pani powstanie warszawskie, jako sens czy bezsens, bohaterstwo czy porażkę?
Jeszcze gdy byłam w szkole - podstawówce, gimnazjum, liceum, to temat powstania warszawskiego był dla mnie wzruszający. Bardzo głęboko mnie dotykał. Ale rzeczywiście, miałam okazję bardziej wgłębić się w tę historię dopiero przy pracy nad filmem. Nigdy jednak nie chciałam oceniać, czy powstanie było słuszne, czy niesłuszne. Kiedy zaczęłam czytać pamiętniki, wspomnienia, listy powstańców, tym bardziej byłam przekonana, że nie powinniśmy tego osądzać. Nie potrafimy się postawić w sytuacji powstańców w naszych, co tu dużo mówić, dość łatwych czasach. Być może nie do końca potrafimy zrozumieć tamte okoliczności. Ale dziś wiem i rozumiem, że potrzeba tego zrywu, zrobienia czegoś, walki o młodość, wolność była ogromna. I radość, która wtedy towarzyszyła pierwszym dniom powstania, była eksplozją. Ta radość porwała mieszkańców miasta, cywili. Ten entuzjazm był wszechobecny. To, co się działo później, to inna sprawa, ale stoję na stanowisku, że dzisiaj nie mamy prawa tego oceniać. Jeśli mam mówić o powstaniu, to w kontekście uhonorowania tych ludzi, którzy walczyli, zginęli i tych, którzy przeżyli.

W Pani domu mówiło się o powstaniu, o historii, Polsce?
Pochodzę z Lublina, tata jest profesorem uniwersyteckim, mama humanistką. W domu wiele mówiło się i o historii, i o literaturze, o dziedzictwie języka, o szacunku wobec ludzi i pamięci. To wszystko rodzice głęboko we mnie zakorzenili i myślę, że to jest też coś istotnego dla aktora, bo, jak to powiedział Jan Peszek, musisz pamiętać, że postać, jaką grasz, jest zawsze od ciebie lepsza. I warto obserwować, w czym jest lepsza.

Staje Pani na baczność 1 sierpnia o godzinie 17?
Oczywiście. To dla mnie bardzo ważny moment, zwłaszcza odkąd mieszkam w Warszawie. Mam poczucie, że w tej jednej minucie, kiedy wszystko zamiera, nad ulicami unoszą się duchy. To jest jakiś zupełnie niesamowity powiew wspomnień. Magiczna chwila.

Kobiety w powstaniu też się bały i myślałam sobie, że to będzie najtrudniejsze w pracy nad filmem - zrozumieć ich strach

A jak patrzy Pani na to, co dzieje się każdego roku przed rocznicą wybuchu powstania warszawskiego? Te skrajne opinie po różnych stronach barykady. Jedni czczą bohaterów, inni ich bronią, jeszcze inni odsądzają od czci i wiary. To, że w tym czasie mamy do czynienia wręcz ze zmasowanym przypominaniem, że ukazują się na ten temat nowe płyty, książki, filmy?
To dobrze, że się o tym mówi, że ukazują się te wszystkie materiały, dzięki temu historia powstania warszawskiego trafi do większej liczby ludzi, że dowiedzą się czegoś nowego na ten temat. To naturalne, że ludzie o tym dyskutują, tak jak dyskutują o polityce, to element naszego życia społecznego. Ale wydaje mi się, że nie mam obowiązku opowiadania się po którejś ze stron. Jestem za pamięcią i za szacunkiem dla tamtych ludzi. Bez gloryfikowania i bez potępiania.

Czym więc "Miasto 44" będzie się różniło od innych filmów historycznych o tej tematyce?
To film na światowym poziomie, nie tylko, jeśli chodzi o rozmach, efekty specjalne, o muzykę. Film historyczny powinien być sam w sobie wielki, powinny mu towarzyszyć wielkie emocje. To po prostu bardzo dobry film, dla wszystkich. To film o młodych ludziach, więc ma zbliżyć historię tamtych młodych ludzi z powstania naszym młodym Polakom czy Europejczykom. Ale z drugiej strony jest to film, który obejrzą powstańcy, 30 lipca to dla nich i ich rodzin między innymi będzie pokaz na Stadionie Narodowym. Jest więc to też film dla nich. Poza tym ta historia jest uniwersalna, jak uniwersalne są problemy i sytuacje, w jakich znajdują się bohaterowie, jest więc też i dla pokolenia moich rodziców. To nie jest film tyle o historii, ile bardziej o emocjach. Nie o wielkich liczbach, ale konkretnych ludziach.
Widziała Pani już ten film?
Widziałam wersję prawie finalną. Zapomniałam, że w nim gram, wielokrotnie się wzruszyłam. Najbardziej chciałabym obejrzeć go, nie znając scenariusza i nie biorąc w nim udziału. (śmiech) To byłoby niesamowite przeżycie i myślę, że to czeka widzów. Nie wątpię, że będą też dyskusje, będą krytycy i entuzjaści. Ale to dobrze.

To w ogóle możliwe, aby dziś młodzi ludzie poczuli to, co czuli powstańcy, jest podobieństwo między tamtymi a dzisiejszymi czasami?
Mamy XXI wiek, świat się zupełnie zmienił, ale i my, i oni wyrastamy z polskiej kultury, choć może nie wszyscy ludzie w moim wieku są tego świadomi. Ale ta wspólność w nas jest. Istotną dla mnie rzeczą jest to, że bohaterowie filmu, młodzi ludzie mają takie same emocje. My też się boimy, choć nasz strach ma inną skalę. Też mamy potrzebę wolności, choć wolność dla nas dziś jest czymś innym. My kochamy i oni kochali, jesteśmy zazdrośni, jak oni byli. Płynie w nas ta sama krew i nie ma znaczenia, że oni żyli w innych okolicznościach. Gdybyśmy znaleźli się w krańcowej sytuacji, to pewnie podobnie byśmy reagowali, działali.

Chwyciłaby Pani za broń?
Gdyby było trzeba, to tak. Ale mam nadzieję, że nie będzie trzeba. Polska, naród, ojczyzna - to są nazwy, etykiety. Ale za nimi kryją się ludzie, moi bliscy, rodzina i oni są dla mnie ważni. W tym zamyka się to, co myślę o ojczyźnie, o bohaterstwie. Myślę w małej skali i uważam, że jestem w tym uczciwsza.

Myślała Pani, jak w przyszłości będzie wychowywać swoje dzieci? W kulturze hipsterskiej czy tradycyjnie, w poszanowaniu historii, pamięci, tradycji?
Niezbyt często jeszcze się nad tym zastanawiam, ale chciałabym, aby moje dzieci były dobrymi i szczęśliwymi ludźmi. Uważam, że moi rodzice dobrze mnie wychowali, chociaż, szczerze mówiąc, nie wiem, jak to zrobili. (śmiech)

Jest Pani jedynaczką?
Widać? (śmiech) Jestem jedynaczką, dlatego od dzieciństwa ważne były dla mnie relacje koleżeńskie, przyjacielskie. Bardzo mocno to pielęgnuję, mam dookoła siebie bliskich ludzi. Jestem wcześniakiem, miałam się urodzić w 1989 r., urodziłam się pod koniec 88. Nie pamiętam czasów komuny, ale w domu rodzice starali się, abym była świadomym człowiekiem, wiedziała, co nad nami ciąży, z czego wyrośliśmy i skąd w nas, Polakach, jest ta wola walki o wolność.

Praktycznie wychowała się Pani w wolnym kraju, to czym dziś ta wolność dla Pani jest?
Zadaje pani niełatwe pytania. (śmiech) Ale jakoś nie do końca mi się wydaje, aby wolność była tym, że zawsze mogę robić to, co chcę. Dla mnie to naturalny stan, w którym człowiek czuje się nieograniczony. Nikt mu nie robi krzywdy, on też nikomu nie robi krzywdy i czuje się bezpiecznie. Kiedy myślę o wolności, to odczuwam spokój.

Nie miała Pani myśli, że ta nasza wolność dziś może być zagrożona?
Takie myśli się pojawiają. Jest we mnie podskórny strach przed wojną, zbrojnymi interwencjami, atakami terrorystycznymi. Ale dziś wojna miałaby inną skalę. Nie walczyliby ludzie, ale państwa, frakcje, to nie byłby już problem indywidualny, ale społecznie globalny, polityczny.

Jako mała dziewczynka chciała być Pani aktorką?
Nie. Chciałam być tancerką. Chodziłam do prywatnej szkoły baletowej. Ale mi się zmieniło. (śmiech) I dobrze się stało.

Praca nad filmem zmieniła Panią?
Zmieniła mnie, bo, jak się okazało, musiałam po wielokroć przekraczać siebie. Zawsze wiedziałam, że mnie to w aktorstwie pociąga. Ale troszkę się tego bałam, choć potem trzeba to odreagować, pozwolić tym wszystkim emocjom zejść. Zawsze jednak coś w głowie zostaje, przypominają mi się sceny, czasem śnią. Zastanawiam się, co ja dałam mojej bohaterce Kamie, a ile ona dała mi. Chyba to się wymieszało. Czy wyrazistość i jasność patrzenia to cecha Kamy czy moja? Na pewno mam dziś większą pewność, niż miałam wcześniej. Ale na ten film trudno mi spojrzeć obiektywnie, czysto.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl