Festiwal w Opolu: Stolica, która „Czarnego Anioła” zamienia na „Oczy zielone”

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
natalia popczyk / nowa trybuna opolska
Laureatką I Krajowego Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu, który odbył się w 1963 roku, została Ewa Demarczyk. Wśród pomysłów na festiwal w roku 2017 była zaś gala disco polo, a zwycięzcę jednego z programów „Szansa na sukces. Opole 2020” wybierał Zenek Martyniuk. Co się stało z legendarną imprezą? A może raczej - co się stało z polską piosenką?

Już po pierwszej, cieszącej się ogromnym zainteresowaniem edycji, Krajowy Festiwal Piosenki Polskiej stał się wydarzeniem kultowym. A Jerzy Waldorff wypowiedział wówczas słynne słowa: „Muszę powiedzieć jako muzyk i jako krytyk, że dawno nie miałem do czynienia z audytorium, które by reagowało na muzykę tak trafnie, tak celnie, z takim smakiem i jednocześnie z taką kulturą jak Opole. Każde miasto ma jakiś swój tytuł, który zazwyczaj dodaje się do nazwy, żeby je scharakteryzować. Chciałbym, żeby Opole miało tytuł: Opole - Stolica Polskiej Piosenki”.

Polska piosenka zyskała zatem swoją stolicę, ale i miejsce, dzięki któremu mogła w jeden wieczór zdobywać ogólnopolską publiczność. Opolski festiwal tworzył gwiazdy i przeboje, ale przede wszystkim udowadniał, iż popularność nie musi oznaczać przeciwieństwa jakości.

Festiwal w Opolu - początki
Festiwal rodził się spontanicznie i z dzisiejszego punktu widzenia organizacja jego pierwszej odsłony była totalną improwizacją, ale efekt był gigantyczny. W Opolu na jednej scenie pojawili się artyści, którzy w tamtych czasach rzadko opuszczali Kraków (Piwnica pod Baranami) czy Warszawę (STS, Hybrydy), obok nich grała czołówka polskiego bigbitu i jazzu, przewodniczącym jury został Stefan Kisielewski, a nagradzano takich artystów, jak Ewa Demarczyk, Bohdan Łazuka, Zygmunt Konieczny, Agnieszka Osiecka, Jarosław Abramow, Niebiesko- i Czerwono-Czarni. Status widowiska grupującego najważniejszych autorów i wykonawców polskiej piosenki, kreującego utwory, których słuchał cały kraj, zachowującego balans między utworami „łatwo wpadającymi w ucho” a wymagającymi od słuchacza wrażliwości oraz gromadzącego wielotysięczną publiczność przed telewizorami - przedsięwzięcie zachowywało do początku lat 90. Potem coraz częściej romansowało z ludycznością, w kiepskim tego określenia znaczeniu. Ale i tak nagradzane wtedy hity, jak „Bal wszystkich świętych” Budki Suflera, „W kinie, w Lublinie - Kochaj mnie” Brathanków czy „Baśka” Wilków dzisiaj mamy niemal za standardy...

O tym, jak festiwal w swojej początkowej fazie rozwijał się i jaki miał odbiór, niech świadczy fakt, że już jego druga edycja nabrała nadzwyczaj rozbuchanej formy. II KFPP trwał pięć dni, a na estradzie amfiteatru oraz w Teatrze im. Jana Kochanowskiego i Szkole Muzycznej odbyło się dwadzieścia koncertów i imprez towarzyszących. Koncerty główne prowadzili Jacek Fedorowicz, Lucjan Kydryński i Piotr Skrzynecki, na scenach pojawiło się 407 wykonawców, w czasie festiwalu zaprezentowanych zostało 597 piosenek. Na tym festiwalu Anna German zdobywała nagrodę śpiewając „Tańczące Eurydyki”, a Kalina Jędrusik stawała się ikoną seksu wykonując piosenkę „Z kim tak ci będzie źle jak ze mną” (seksu było zresztą na tyle dużo, iż w wyniku odgórnych decyzji w koncercie laureatów aktorkę zastąpiła łódzka piosenkarka Jadwiga Strzelecka).

Santor, Niemen, Grechuta...

Później co rok pojawiał się artystyczny „prorok”. Na III KFPP w 1965 roku swoją pierwszą festiwalową nagrodę - Złotą Kaczkę od dziennikarzy - odbierał Jan Pietrzak za piosenkę „Pamiętajcie o ogrodach” (napisaną z Jonaszem Koftą). W 1966 roku po raz pierwszy w Opolu wystąpiła Irena Santor, zgarniając główną nagrodę w koncercie Premiery za „Powrócisz tu”. Santor miała zresztą wystąpić już na pierwszym KFPP, a organizatorzy zamierzali wysłać po nią samolot do Poznania, lecz Estrada Poznańska zażądała za to kwoty, na którą festiwal nie mógł sobie pozwolić. W roku 1967 krajem wstrząsnął Czesław Niemen piosenką „Dziwny jest ten świat”, a Seweryn Krajewski odbierał nagrodę specjalną Polskiej Federacji Jazzowej za debiut kompozytorski. W 1968 roku dziennikarze docenili Marka Grechutę za piosenkę „Serce”, a w koncercie Premiery debiutowała Maryla Rodowicz, śpiewając „Zabierz moje sukienki”. - Mój debiut był koszmarem, ponieważ dostałam piosenkę z przydziału. Nie było wtedy wyboru. Dostałam walca, to nie było w moim charakterze. Czułam się fatalnie i przepadłam - opowiadała po latach o tym wydarzeniu piosenkarka.

Falstart zmienił się w pozycję największej ikony opolskiego festiwalu (w tym roku będzie tam po raz czterdziesty!), artystki, która - niezależnie od tego, co o niej się myśli - w gronie festiwalowych artystów być może jako jedyna potrafi nieustannie „bujać” i wzruszać wielopokoleniową publiczność. I tylko ona mogła wykonać może największy festiwalowy hymn - „Niech żyje bal!”.

Nazwiska artystów, dla których Opole stało się ważne, wypełniają długą listę. Festiwal potrafił być trampoliną do karier, ale i umiał wstrząsnąć tzw. szeroką widownią, wprowadzając „pod strzechy” nowe zjawiska na granicy sztuki i obyczajowości, by wspomnieć występ w 1980 roku ubranej w czarny, błyszczący lateksowy płaszcz Izabeli Trojanowskiej (śpiewającej „Tyle samo prawd, ile kłamstw” i „Wszystko, czego dziś chcę”) czy ostrzyżonej na zapałkę Kory Jackowskiej i Maanamu z utworami „Boskie Buenos” i „Żądza pieniądza”, które sprawiły, że zespół w jeden dzień stał się supergwiazdą. Legendę przedsięwzięcia wzmacniały też Kabaretony - w szczególności program „S tyłu sklepu” Zenona Laskowika, Bohdana Smolenia i Krzysztofa Jaślara, zaprezentowany w roku 1980. Legendą obrosło też wycięcie przez cenzurę z transmisji koncertu laureatów Jacka Kaczmarskiego z piosenką „Obława”.

Promotorzy wyparli twórców

Siła festiwalu była niekwestionowana, dopóki moc miała polska piosenka. Gdy zaczęli się nią zajmować promotorzy, a nie twórcy - jej oddziaływanie, a co za tym idzie pozycja festiwalu, zaczęły słabnąć. Pojawiły się też obawy, iż zamieni się w festiwal o poziomie piosenki biesiadnej. Tymczasem warto przypomnieć, że już w 2001 roku drugie miejsce w koncercie premier zajęła Shazza z piosenką „Może to samba”, a rok później w Opolu śpiewał Stachursky, wykonawcy w tamtym czasie powszechnie kojarzeni z disco polo właśnie.

Festiwal w Opolu nie odbył się tylko raz - w roku 1982, z powodu stanu wojennego. W 2017 roku duża grupa artystów zrezygnowała z udziału - zaczęło się od informacji, że prezes TVP, Jacek Kurski, zamierza zablokować występ Kayah w jubileuszowym koncercie Maryli Rodowicz, bo ta uczestniczyła w czarnym proteście i zaangażowała się w działania KOD-u. Później plotkowano, że TVP ma „czarną listę” artystów, którzy nie mogą wystąpić na festiwalu i mimo że Kurski oficjalnie dementował te pogłoski, Kayah zrezygnowała z udziału w imprezie. W geście solidarności z wokalistką zrobiła to też Katarzyna Nosowska, a następnie inni. Ba, zrezygnowała nawet sama Maryla Rodowicz, powołując się na „atmosferę politycznego skandalu” i „dramat rodzinny”, czyli śmierć matki. Odbywający się tradycyjnie w czerwcu festiwal odwołano, prezydent Opola zerwał umowę z TVP, przedsięwzięciu zagroziło, że zastąpi je koncert disco polo z udziałem Zenona Martyniuka. Jacek Kurski twierdził, że festiwal można zorganizować w innym miejscu, na przykład w Kielcach. Ostatecznie Opole i TVP osiągnęły porozumienie, 54. festiwal odbył się we wrześniu, a jego głównymi elementami były jubileuszowy koncert Rodowicz i jej gości z okazji 50-lecia pracy artystycznej oraz recital Jana Pietrzaka. Także w tym roku ze względu na pandemię TVP i władze Opola zdecydowały się zmienić termin z czerwca na wrzesień. 57. festiwal rozpoczyna się właśnie dziś i potrwa do poniedziałku. Oczywiście już przed startem w atmosferze skandalu.

W programie tegorocznego festiwalu znalazł się koncert „Cisza, jak ta. Muzyka Romualda Lipki”, który ma być hołdem dla zmarłego w lutym wybitnego kompozytora. Okazało się, że na scenie nie pojawią się muzycy zespołu Budka Suflera. Tomasz Zeliszewski i Mieczysław Jurecki, perkusista i basista formacji, napisali list otwarty do TVP, podkreślając, że są tym faktem, delikatnie mówiąc, zadziwieni. TVP, ustami Marka Sierockiego odpowiada, że zaproszenie dla muzyków było, ci je jednak odrzucili, bo mieli oczekiwać, że na koncert złożą się utwory skomponowane przez Lipkę wyłącznie dla jego macierzystej grupy.

Bezduszna przewidywalność

Opole, zbliżając się do jubileuszu 60. edycji, cierpi na bezduszną przewidywalność i spłycenie oczekiwań od widowni. Ale czemu się dziwić, skoro nawet grupa mająca się za współczesną inteligencję zamiast walczyć o kulturę uczestnictwem w jej najwartościowszych odsłonach, do miana godnej rozrywki podniosła dzisiejsze „polskie kabarety rechotu” i stand-upy. Festiwal w Opolu może się odrodzić jedynie wtedy, jeżeli ponownie zacznie zgodnie gromadzić w amfiteatrze to, co w polskiej muzyce najlepsze, różnorodne i znaczące, nie zaś to, co się uda, czy co wymyślą dyrektorzy programowi. Taka selekcja dla osób autentycznie wsłuchanych w polską piosenkę wbrew pozorom nie jest trudna. Ale czy w dzisiejszej rzeczywistości możliwa?

Nagrodzona na pierwszym opolskim festiwalu Ewa Demarczyk za wykonanie „Czarnych aniołów”, śpiewała również piosenkę „Karuzela z madonnami”. Dziś Opole to karuzela coraz mniej wyrafinowanych gustów. I nieprawdą jest, że jedynym kryterium ma być to, co się komu podoba. I że nie ma artystów obiektywnie najlepszych, bo to - rzekomo - tylko rzecz gustu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Festiwal w Opolu: Stolica, która „Czarnego Anioła” zamienia na „Oczy zielone” - Dziennik Łódzki

Wróć na i.pl Portal i.pl