Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Fakty i mity o zaginięciu Ewy Tylman

Joanna Labuda, NK
Podczas eksperymentu procesowego Adam Z. przekonywał, że Ewa sama wpadła do rzeki. Śledczy nie uwierzyli w tę wersję. Ich zdaniem jej ciało nadal jest w Warcie
Podczas eksperymentu procesowego Adam Z. przekonywał, że Ewa sama wpadła do rzeki. Śledczy nie uwierzyli w tę wersję. Ich zdaniem jej ciało nadal jest w Warcie Waldemar Wylegalski
Porwanie, zabójstwo, czy nieszczęśliwy wypadek. Wokół sprawy Ewy Tylman narosło już wiele mitów. Dzisiaj ujawniamy kulisy prokuratorskiego śledztwa w sprawie zaginięcia dziewczyny nad Wartą.

Od zaginięcia Ewy Tylman minął już prawie miesiąc. Prokuratura postawiła Adamowi Z. zarzut zabójstwa w zamiarze ewentualnym. W międzyczasie pojawiło się wiele hipotez, często fałszywych, o tym, co faktycznie wydarzyło się feralnej nocy z 22 na 23 listopada. W akcję zaangażował się też Krzysztof Rutkowski, a jego ustalenia niejednokrotnie były sprzeczne z wersją policji. W całej sprawie wciąż jest wiele niejasności i kontrowersji. Dlatego dzisiaj obalamy mity i wskazujemy, co naprawdę zdarzyło się nad Wartą i jak zginęła Ewa Tylman.

Porwanie - fałsz

Ewa została porwana i wciąż żyje - to tylko jedna z kilku hipotez, która zdążyła się przewinąć przez ostatnie tygodnie i wciąż można ją usłyszeć, m. in. z ust rodziny Ewy. Porwania, tyle że na tle seksualnym, nie wykluczał również Krzysztof Rutkowski. Plotki o tym, że kobieta nie została zamordowana nasiliły się zwłaszcza w niedzielę, 29 listopada, kiedy do rodzina otrzymała tajemniczy SMS z żądaniem okupu w wysokości pół miliona złotych. Szybko okazało się jednak, że wiadomość została wysłana najprawdopodobniej przez oszustów.

Obok porwania pojawiały się także hipotezy mówiące o tym, że Ewa i Adam Z. mieli być przez kogoś śledzeni. Wśród osób wymienia się m.in. mężczyznę widocznego na nagraniu z ul. Wrocławskiej o godzinie 2.16, kiedy Ewa i Adam wyszli z klubu Mixtura. Dotarliśmy do osoby, która zdobyła to nagranie i przekazała je rodzinie. Przekonuje zdecydowanie, że na kolejnych taśmach nikt ich nie śledzi. - Oni nie byli przez nikogo obserwowani przez dłuższy czas - zdradza nam osoba zaangażowana w wyjaśnienie zaginięcia Ewy Tylman. Tak samo miało być również na ul. Mostowej. Opierając się na dowodach i faktach zgromadzonych odrębnie także przez policję, nic nie wskazuje na to, żeby za kobietą i Adamem Z. ktoś szedł.

Byli na moście św. Rocha - fałsz

Krzysztof Rutkowski miał zszokować opinię publiczną nagraniami, na których rzekomo miało być widać jak Ewa Tylman i Adam Z. przebywali na moście św. Rocha. Co więcej, według Rutkowskiego, mieli nawet przekroczyć lustro wody i dojść prawie na drugą stronę mostu, o czym miały świadczyć nagrania z kamer znajdujących się przy kortach tenisowych niedaleko Politechniki Poznańskiej. W rzeczywistości nagrania, na których opiera się Rutkowski, są niewyraźne i trudno cokolwiek na nich dostrzec. A tym bardziej trudno jednoznacznie wyrokować, że Ewa i Adam znaleźli się na moście.

W czwartek policja przeszukiwała Wartę w poszukiwaniu ciała Ewy Tylman aż do Obornik. Bez efektów

Taką możliwość zdecydowanie odrzuca również wielkopolska policja, która nie ma wątpliwości, że do tragicznego zdarzenia doszło nie na moście św. Rocha, ale w jego okolicach. Ponadto sam Adam Z. podczas eksperymentu procesowego pokazywał funkcjonariuszom, że zszedł z Ewą na tereny nadwarciańskie.

Ewa wepchnięta do rzeki - prawda

Mimo że Adam Z. przez długi czas przekonywał, że był tak pijany, iż nie pamięta, co stało się feralnej nocy, usłyszał zarzut zabójstwa z zamiarem ewentualnym. Przypomnijmy, że początkowo twierdził, że w ogóle nic nie wie. Po zatrzymaniu i nocnym eksperymencie procesowym zmienił wersję. Przyznał, iż zobaczył jak Ewa poślizgnęła się i wpadła do wody. Dodał, że on nie zareagował i uciekł. Poza tym tłumaczył, że wcześniej Ewa zaczęła mu uciekać i w taki sposób znalazła się nad Wartą.

Z naszych ustaleń wynika jednak, że wątku „ucieczki Ewy” prokuratura nie bierze na poważnie. Dlaczego? Bo Ewa Tylman znajdowała się w stanie takiego upojenia, że nie byłaby w stanie przebiec wskazanego przez Z. odcinka. To potwierdził też kolejny eksperyment procesowy.

Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się jednak, że Adam Z. podczas przesłuchania pękł. Przyznał śledczym, że po kłótni z koleżanką zaciągnął ją nad rzekę i wepchnął do wody.

Dowód osobisty - niewiadoma

Nadal niewyjaśniona pozostaje kwestia dowodu osobistego Ewy Tylman. Jak wiadomo, jest to jedyny przedmiot należący do kobiety, który znaleziono po jej zniknięciu. Kilka dni później nad Wartą odnaleziono również telefon komórkowy. Był to taki sam model, jaki posiadała Ewa, policja jednak zaprzeczyła, jakoby komórka rzeczywiście należała do zaginionej. Po torebce (na monitoringu z godz. 2.16 widać, że ma ją przy sobie), telefonie i innych dokumentach nie ma śladu.

Dowód osobisty znalazła kobieta, która w poniedziałek o godzinie 5 rano odjeżdżała do pracy z przystanku Królowej Jadwigi. Jak podaje policja, kobieta wzięła go do domu i dopiero w środę wysłała na adres domu rodzinnego Ewy w Koninie. Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji poinformował, że dowód zaginionej leżał na torowisku na wysokości przystanku tramwajowego AWF. Zupełnie inną wersję wydarzeń przedstawił Krzysztof Rutkowski, który twierdzi, że dokument został położony na ławce na przystanku celowo, tak aby ktoś go zobaczył. Jak się tam znalazł? Nie ma możliwości, aby zgubiła go Ewa. Najbardziej prawdopodobne jest, że podrzucił go Adam Z., który, jak udało się już ustalić, przechodził w pobliżu tego przystanku. To zresztą zarejestrowała kamera na stacji paliw Lotos.

Motyw - na razie są dwa

Jak już informowaliśmy, jest problem z ustaleniem motywu, jaki mógł popchnąć Adama Z. do zbrodni. Pojawiły się spekulacje, że podejrzany był zafascynowany satanizmem i okultyzmem, o czym informował Krzysztof Rutkowski. Początkowo wydawało się, że te sugestie są wytworem fantazji detektywa bez licencji. Tymczasem, od osób związanych ze sprawą, dowiedzieliśmy się, że Adam Z. przyznał, że interesował się satanizmem. Podejrzany pilanin zostanie poddany badaniom psychiatrycznym. Przez niektórych jest postrzegany jako osoba niestabilna emocjonalnie.

Druga wersja zakłada ostrą sprzeczkę, w wyniku której Z. wepchnął Ewę Tylman do rzeki. O tym, że krzyczał on na swoją koleżankę powiedział mężczyzna, który mijał tę dwójkę na ulicy Mostowej.

Sprawa Radosława B. - niewiadoma

W trakcie śledztwa dotyczącego zaginięcia Ewy Tylman nie tylko Z. usłyszał zarzuty. Prokuratura postawiła je również Radosławowi B., współpracownikowi Krzysztofa Rutkowskiego, który brał udział w poszukiwaniach ciała Ewy na rzece. Śledczy podejrzewają, że mężczyzna nakłaniał świadka Karolinę K. do składania fałszywych zeznań. Kobieta zeznała na policji, iż widziała, jak po szarpaninie na moście św. Rocha Adam Z. wrzuca „coś dużego” do wody.

Przed wejściem na salę sądową Radosław B. powiedział tylko, że „prokuratura popełniła wielki błąd”. Mimo to, sąd zdecydował o jego areszcie. Mężczyzna nie przyznaje się do winy i przekonuje, że w momencie, gdy rzekomo miał popełnić przestępstwo, nie było go nawet w Poznaniu.

Ewa Tylman zaginęła w nocy z 22 na 23 listopada. Po raz ostatni była widziana ze swoim kolegą z pracy Adamem Z. Wracali z klubu Mixtura przy ul. Wrocławskiej. Szli ul. Podgórną aż dotarli na Mostową. Tam, w okolicach mostu św. Rocha, jak twierdzi policja, zostali nagrani na kamerach monitoringu po raz ostatni o godzinie 3.24. Od tego czasu Ewa Tylman przepadła.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski