Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ewa Kasprzyk: Jeszcze się dobrze sprzedaję i nie muszę istnieć w tabloidach

Ryszarda Wojciechowska
Tomasz Bołt
Uważam, że pewne rzeczy należy zachować tylko dla siebie. Na razie. Może kiedyś, jak się zmieni obyczajowość w naszym kraju, napiszę coś dużo bardziej pikantnego - mówi aktorka Ewa Kasprzyk

Lubi Pani prowokować.
Co z tego, kiedy potem muszę się procesować (śmieje się).

Ale Pani książka "Mił.ość" nie jest aż tak prowokująca, jakby się można było spodziewać. Z jakiej potrzeby powstała?

Nie wiem, czy to była potrzeba. Raczej zbieg okoliczności. Nagle zgłosiło się do mnie dwóch dziennikarzy i dwóch wydawców równocześnie, z propozycją napisania autobiografii. Pomyślałam, że skoro jest takie zapotrzebowanie na wspomnienia Ewy Kasprzyk, to coś w tym musi być.

Pomyślała Pani - tyle lat pracowałam na swoją twarz, że teraz można ją też sprzedać na okładce?

Myślałam, że praca nad książką będzie trudna. Ale nie. Na szczęście był ze mną "akuszer" tych moich wynurzeń. Ktoś, kto wysłuchał tego, co mi się w życiu zdarzyło i kto pokonał ze mną tysiące kilometrów w odnajdywaniu dla mnie ważnych miejsc, w których ożywały wspomnienia. Poza tym ciekawiło mnie to, jak na mnie patrzy inne pokolenie, młodsze. Bo współautor, Marcin Kędziak, to młody człowiek. Moja ciekawość zbiegła się #z jego ciekawością. On też chciał zobaczyć, co się kryje za tym publicznym wizerunkiem aktorki? Czy jest coś w środku czy nie?

I jest?

Coś tam znalazł i o tym także jest ta książka.

Czy przy pisaniu cenzurowała Pani siebie? Bo przecież wiadomo, książka to dzisiaj przede wszystkim towar i wydawcy chcą pikanterii.
Gdybym chciała opowiedzieć te wszystkie historie, które mi się wydarzyły, a które były jeszcze bardziej prowokujące, niż ja sama, to taka książka sprzedawałaby się na pniu. Ale ja jednak uważam, że pewne rzeczy trzeba zachować dla siebie. Na razie. Może kiedyś, jak się zmieni obyczajowość w naszym kraju, napiszę coś dużo bardziej pikantnego.

A na razie tabloidy na Pani zarabiają.
Myślę, że na mnie tak bardzo nie. Są osoby, które biorą częściej na widelec. Ale to, co o mnie wypisują, nie pozostanie bez kary. Co prawda mam sporo dystansu do tego, co o mnie wypisują. Ale nawet ja w którymś momencie powiedziałam dość i oddałam sprawę do sądu.

Jak się o Pani czyta w internecie, można się pogubić. Gdzie jest prawda, gdzie fałsz, gdzie prowokacja, a gdzie kłamstwo?
Najbardziej boli to, że moi znajomi, także ci z branży aktorskiej myślą, że sama podrzucam tabloidom takie historie, żeby podtrzymać swój wizerunek i zainteresowanie sobą. Ale to działa inaczej. Wystarczy, że coś powiem, że wezmę udział w jakiejś dyskusji, że się z kimś pojawię, a potem to w tabloidach zostaje podane w zupełnie innym kontekście. I niektóre ich chwyty są poniżej pasa.

To może trzeba głośno prostować te chwyty poniżej pasa.
Wybrałam procesy. W tej chwili mam aż trzy. I myślę, że to dobry sposób na obronę. Ale też do niego zostałam zmuszona.

Dzisiaj już nie wiadomo, co lepsze - jak piszą, czy jak nie piszą?
Są tacy, którzy w dalszym ciągu mówią niech piszą, byle tylko nazwiska nie przekręcili. Ale kiedy tabloidy przekroczą granice dobrego smaku, to wtedy im także nie w smak. Wciskanie się na sale operacyjne, porodowe, robienie zdjęć w chwilach szczególnych, niezwykle intymnych, kiedy człowiek jest chory jak w przypadku Ani (Przybylskiej - dop. aut.), to jest przekroczenie wszelkich dopuszczalnych granic. Myślę, że każdy kto jest w swoim zawodzie w miarę spełniony, nie chce, żeby z jego życia robiono kloakę.

Ale dzisiaj sam aktor musi też wyznaczać granice. Jeśli napiszą Ewa Kasprzyk jest seksowna...
To bardzo proszę (śmieje się).

Ale jak zasugerują - dla kogo ona się ubiera?
To niewielki pryszcz, że jest seksowna i dla kogo się ubiera. Ale jak piszą, że robię sobie pewne rzeczy, których nie robię, a dotyczy to sfer intymnych, to moja wyrozumiałość się kończy. I znowu wracam do tego, co najbardziej boli. Niektórzy myślą, że to ja manipuluję. Nawet pani mówi o mnie - prowokatorka. A przecież nie wszystkie historie, te wyssane zresztą z palca, zostały przeze mnie sprowokowane. Ktoś mi wkłada w usta słowa, których nie powiedziałam.

Tabloidy dzisiaj namaszczają celebrytów.
Nie chcę być namaszczana. Mam swoją publiczność w teatrze. Ludzie, którzy przychodzą na spektakle z moim udziałem, wiedzą kogo na scenie zobaczą. Agenci mi mówią, że jeszcze się dobrze sprzedaję. Nie muszę istnieć w tabloidach. Bo aktorka, która tylko w tym świecie istnieje, jest aktorką słabą. I publiczność to wychwyci. Kiedy przed nią występuję, nie myślę o tym, że przyszli dlatego, ponieważ napisano o mnie, że nadal jestem seksowna albo, że mam kochanka o 27 lat młodszego.

Z tym młodszym kochankiem wchodzimy już na niebezpieczny tor.
Niech pani powie, czy każda kobieta w moim wieku nie chciałaby mieć takiego kochanka? A nawet gdybym go miała, to nie powinno ich to obchodzić. Ale to jest tak, że jeśli pojawię się gdziekolwiek z młodszym ode mnie człowiekiem, to od razu przydaje się temu takie relacje. Po co? Po to, żeby ich gazeta lepiej się sprzedawała. Przecież nie po to, żeby mi zrobić świetny PR.

Niedawno oglądałam "Dziewczęta z Nowolipek" z Panią, młodziutką, w jednej z głównych ról. Pamiętam też "Belissimę", za którą Pani na gdyńskim festiwalu dostała nagrodę. A teraz, co z filmem?
Ostatnią, większą rolę zagrałam w "Kanadyjskich sukienkach". Były jeszcze jakieś epizody. Ale myślę, że jedynym wyjściem, jest nakręcić samej film. Mam już scenariusz z rolą specjalnie dla mnie napisaną. Na razie ma powstać 30-minutowy obraz, a potem zobaczymy. Rola jest niezwykła.

Cóż to za bohaterka?

Kobieta, która prowadzi odwyk dla kotów (śmieje się).

Bo trzeba je odzwyczaić od picia mleka?

Nie, to jest takie metaforyczne podejście do tematu. Chodzi o rzeczywisty odwyk dla ludzi i od ludzi. Moja bohaterka żyje w trochę takim nierealnym świecie. Ale postać jest niezwykle barwna. Mogę już o tej roli mówić - moja. Nikt mi jej nie zabierze, bo mam do niej prawa.

W książce "Mił.ość" są piękne, wysmakowane zdjęcia. Ale w filmie potrafi Pani założyć kufajkę oraz kalosze i stać się Lolą Katafalk, zniszczoną prostytutką w "Cudownie ocalonym".
To jest najlepsze w naszym zawodzie, że można zagrać kogoś tak innego od siebie. Ja bym sobie wielu takich ról życzyła. W teatrze też potrafię założyć różową perukę i grać gwiazdę porno. Albo w "Berku". Szkoda, że pani mojego mohera w tym spektaklu nie widziała. Już gram tę sztukę osiem lat. I być może powstanie "Berek II". W naszym zawodzie są różne etapy. Czasami to parcie na szkło jest większe i wtedy człowiek jak w transie robi, robi, robi. A czasami trzeba się wyciszyć, żeby znów móc uderzyć. Jak w boksie, który trenuję. Najpierw trzeba się przygotować do ciosu. Wyczekać. A potem celnie uderzyć. Myślę, że w zawodowym życiu jeszcze mi się kiedyś uda taki cios celnie wyprowadzić. Z przyjemnością patrzę na brytyjską aktorkę Judi Dench, która dopiero w okolicach sześćdziesiątki tak naprawdę zaczęła grać w filmach. Bo wcześniej grywała głównie w teatrze.

Ale za to jak pięknie gra.

Prawda? I jakie to są role, ostatnia w "Tajemnicy Filomeny" ale przecież też w "Agencie 007". Moją ulubioną aktorką w młodości była Jeanne Moreau. Uwielbiałam filmy z jej udziałem, takie w klimacie noir. I ja na takie role czekam. Na razie ich nie dostaję. Może psuję swój wizerunek graniem w komediach? Ale mam nadzieję, że mądry reżyser wie, że mam też potencjał dramatyczny. Że za mną jest szesnaście lat pracy w Teatrze Wybrzeże i cała paleta ról klasycznych.

Przed paroma laty przeprowadziła się Pani z Gdańska do Warszawy.
Widzi pani, to jest tak, jedne aktorki przeprowadzają się z Trójmiasta do Warszawy, a inne z Warszawy przenoszą się do Trójmiasta.

Czyli w przyrodzie mamy równowagę. I tu blondynka i tam blondynka.

I tu duże przedsięwzięcie, i tam (śmieje się).

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki