Eva García Sáenz de Urturi: Moja muza często przychodzi spóźniona

Arlena Sokalska
Arlena Sokalska
Eva García Sáenz de Urturi pochodzi z Vitorii w Kraju Basków
Eva García Sáenz de Urturi pochodzi z Vitorii w Kraju Basków Facebook
Nigdy nie czekam na wenę, żeby codziennie rano usiąść do pisania. Pojawia się dopiero wtedy, kiedy ja sama dam już z siebie wszystko, co tylko mogłam - mówi Eva García Sáenz de Urturi

Dotychczas w Polsce triumfy święciły raczej powieści kryminalne rodem ze Skandynawii. Dzięki Pani „Ciszy białego miasta” oraz wydanym wcześniej powieściom Dolores Redondo Polacy zakochali się w Kraju Basków. Zaskoczyło Panią to, że „Cisza białego miasta” tak bardzo spodobała się polskim czytelnikom?
„Cisza białego miasta” spotkała się z wyjątkowo entuzjastyczną reakcją czytelników od samego początku, zarówno w Hiszpanii, jak i w innych krajach europejskich oraz w Ameryce Łacińskiej. Wierzę, że to zasługa głównego bohatera i wszystkiego, co się z nim wiąże - jego rodziny, przyjaciół, jego historii miłosnej. Rozkochał w sobie ponad milion osób!

W Polsce Kraj Basków kojarzy się właściwie głównie z kolarstwem oraz z walką o autonomię. Pani przybliża nieco inne jego oblicze. Od lat mieszka Pani w Alicante, dlaczego akcja Pani powieści dzieje się właśnie w Kraju Basków?
Urodziłam się w Vitorii, dorastałam tam, a później przez jakiś czas mieszkałam i pracowałam jako optometrystka. Mam tam bliskich i rodzinny dom, zarówno w białym mieście, jak i w Villaverde, gdzie toczy się część akcji. Jestem przywiązana do tego regionu, bo z niego pochodzę, i tak już pozostanie do końca mojego życia. Podobnie czuje większość osób, które emigrują, ale od czasu do czasu wracają w rodzinne strony.

W Pani powieściach duże znaczenie ma historia i otoczenie. Czy Baskowie są bardzo przywiązani do swoich tradycji i legend?
Moja powieść stanowi hołd dla wciąż żywych tradycji tego regionu. Podobnie postąpiłam w przypadku moich poprzednich książek, których akcja toczyła się w innych miejscach. Wydarzenia z „Saga de los longevos [Saga o długowiecznych]” rozgrywają się w innym regionie na północy Hiszpanii, w Kantabrii, na przestrzeni tysięcy lat europejskiej historii - za czasów Rzymian, Celtów, Wikingów. W innej z moich powieści, „Pasaje a Tahití [Wyprawa na Tahiti]” zanurzyłam się w kulturze dziewiętnastowiecznego Paryża, Japonii i Polinezji Francuskiej. Jednak choć sceneria jest istotna dla moich powieści, zajmuje mocne trzecie miejsce w mojej hierarchii ważności. Priorytet stanowią postaci, a tuż za nimi fabuła, historia, którą chcę opowiedzieć.

Pytam o to, bo Polacy bardzo lubią swoją tradycję, są przywiązani sentymentalnie do swoich rodzinnych stron. Myśli Pani, że to może łączyć Basków i Polaków?
Dużo podróżowałam i we wszystkich zakamarkach globu poznawałam ludzi dumnych z miejsc, z których pochodzą: potomków Szkotów w Nowej Szkocji na wschodnim wybrzeżu Kanady, a także Greków, Norwegów, Szwedów, Meksykan... Rolke mawiał ponoć, że ojczyzną każdego człowieka jest jego dzieciństwo. Ukochanie pierwszej ziemi, jaką poznaliśmy, jest czymś wspólnym dla wszystkich ludzkich istot. Sądzę też jednak, że podróże i dłuższe pobyty w innych miejscach wykształcają w nas empatię i poszerzają horyzonty, nadając nam pewną otwartość, która aktualnych czasach jest szalenie istotna.

Większość osób, które przeczytały „Ciszę białego miasta”, mówi, że chętnie odwiedziłyby Vitorię, bo opisuje ją Pani bardzo plastycznie i zachęcająco. W Vitorii zaczęto nawet organizować wycieczki turystyczne szlakiem akcji Pani powieści. Władze miasta jakoś się zrewanżowały za to przyciągnięcie turystów?
Nie, nigdy o coś takiego nie prosiłam, ani nie złożono mi takiej propozycji. Nigdy nie chodziło mi o pieniądze, chciałam po prostu stworzyć pewną historię i opowiedzieć o mieście i regionie, które mają coś do zaoferowania każdemu, kto je odwiedzi.

Zaczęła Pani swą karierę pisarską dość nietypowo, bo pierwsza Pani powieść „La saga de los longevos: la vieja familia” ukazała się wyłącznie w formie cyfrowej na Amazonie i szybko okazało, że przebiła w sprzedaży takie pewniaki jak książki R. R. Martina. To było dla Pani zaskoczeniem? Liczyła Pani na taki sukces?
Było to nie tyle zaskakujące, co niespodziewane. Sukces zawdzięczam przede wszystkim tysiącom czytelników, którzy zaczęli sobie ją entuzjastycznie polecać. Nie stała za nią kampania reklamowa, książka nie była eksponowana w księgarniach. Umieściłam ją na parę tygodni na Amazonie, czekając na odpowiedź od agentów literackich, którym ją wysłałam, ale prosili mnie o miesiące czasu na wydanie opinii. W międzyczasie udostępniłam ją na Amazonie, bo pragnęłam poznać opinię docelowego odbiorcy mojej książki, czyli czytelników. Nie spodziewałam się, że jej popularność osiągnie wiralowy charakter, że zajmie pierwsze miejsce na liście bestsellerów, ani tego, że w obliczu takiego szczerego zachwytu czytelników, wydawcy sami będą się do mnie zgłaszać. Po dwóch tygodniach miałam już podpisany kontrakt na wydanie książki w formie papierowej, do kupienia w zwykłych księgarniach.

Czy dziś doradzałaby Pani tę drogę cyfrową osobom, które próbują zadebiutować na rynku wydawniczym i nie mogą się przebić?
Każdy pisarz tworzy w innych okolicznościach i nie sądzę, by mądrze było komukolwiek doradzać. Myślę, że każdy musi wyczuć, czego on sam pragnie, na tej podstawie podejmować własne decyzje kwestii swojej kariery literackiej.

Co było kamieniem milowym, takim przełomem w Pani karierze pisarskiej?
Nie umiem wskazać żadnego jednego punktu zwrotnego, po którym zmieniłoby się moje życie. Na przestrzeni sześciu lat opublikowałam sześć kolejnych powieści, z każdą z nich pozyskując nowych czytelników, aż wreszcie zebrał się ich milion. Na podstawie jednej z książek powstał film, a wiele z nich jest tłumaczonych na dziesiątki języków na różnych kontynentach. Za sukcesem, który dostrzegła prasa i czytelnicy, wciąż jednak stoi osoba, która od dzieciństwa kocha książki, a od czternastego roku życia piszę przeciętnie dziesięć stron dziennie. Można więc powiedzieć, że codziennie od trzech dekad zajmuję się pisaniem. Ukończyłam różne kursy dla autorów i nie ustaję w swojej pracy.

Dość niesamowita wydaje się Pani droga - od specjalisty w dziedzinie optometrii do wziętej pisarki. Jak to się stało, że zaczęła Pani pisać?
Zaczęłam pisać już jako czternastolatka. Pewnego razu nauczyciel hiszpańskiego, w ramach pracy domowej, zalecił nam pisanie dziennika, który mieliśmy mu oddać na koniec semestru. To wtedy odkryłam, jaki odczuwam spokój, a zarazem i energię, gdy siadam, by wyrażać siebie na białym arkuszu. Zapełniłam wówczas dziesięć zeszytów, zamiast jednego, i od tamtej pory nie przestałam pisać nawet na jeden dzień. To mój sposób porządkowania świata, zarówno tego zwykłego, codziennego, jak i tych fikcyjnych, które tworzę.

Powiedziała Pani w jednym z wywiadów, że powieść kryminalna jest jak bardzo precyzyjny mechanizm. Wystarczy poznać ten mechanizm, by napisać dobry kryminał czy jednak trzeba czegoś więcej? Pytam o to, bo prowadzi Pani kursy pisania. Można się nauczyć pisać kryminały?
Z pisaniem jest podobnie jak z każdą inną z dziedzin twórczych: muzyką, rzeźbiarstwem, malarstwem… Wiele zależy od tego, czy dana osoba będzie umiała zaczerpnąć ze swojego wnętrza, by wydobyć na powierzchnię swoje dzieło. Jednak, jak w przypadku muzyka, który nie napisze rapsodii, o ile nie przyswoi sobie teorii i nie będzie przez określoną liczbę godzin dziennie ćwiczył gry na instrumencie, trudno coś napisać bez regularnej praktyki. Istnieją różne typy pisarzy: wielu skupia się na teorii, a niektórzy na intuicji. Wszystkie podejścia do pisarstwa mają swoją wartość, jednak ja lubię prowadzić konsultacje mistrzowskie z pisania i dzielić się z początkującymi twórcami tym, czego się sama nauczyłam i co stosuję w swoich powieściach, bo wierzę, że praktyka czyni mistrza. Należy jednak pamiętać, że każdy pisarz jest unikalny i każda książka przychodzi na świat w innych okolicznościach.

W ciągu ostatnich siedmiu lat napisała Pani już sześć powieści. Wiedzie Pani uporządkowane życie, czy pisanie jest w pewnym sensie aktem szaleństwa i zależy od natchnienia?
Gdyby było to jedynie kwestią inspiracji, to po rozpoczęciu sześciu powieści nigdy bym ich nie ukończyła. Nigdy nie czekam na wenę, żeby codziennie rano usiąść do pisania, bo bardzo dobrze znam swoją muzę i wiem, że zawsze przychodzi spóźniona. Pojawia się dopiero wtedy, kiedy ja sama dam już z siebie wszystko, co tylko mogłam.

W jednym z wywiadów, jakich udzieliła Pani mediom hiszpańskim, przeczytałam, że zaczyna Pani pisanie z bardzo uporządkowanym planem książki - bo wtedy pisanie zajmuje mniej czasu. Czy nie zdarza się Pani zmienić zdania co do losów bohaterów lub planu akcji?
Większość pisarzy zaczyna powieść od stworzenia szkicu o różnym stopniu szczegółowości, który zależy, jak sądzę, od ich indywidualnego procesu twórczego. Z każdą fabułą jest inaczej, ponieważ niektóre wymagają od nas ogromnego wkładu w postaci dokumentacji. Musimy wtedy wykonać pewną dodatkową pracę, żeby o niczym nie zapomnieć i umieścić co trzeba w odpowiednim rozdziale. Kiedy zaś zabieram się za pierwszy, drugi, trzeci brudnopis, nadchodzi moment, gdy mam więcej swobody. Staję się bardziej elastyczna w kwestii zwrotów akcji, na które otwiera się fabuła, i spontaniczności postaci, które na tym etapie są już dobrze opracowane.

Dokumentację do „Ciszy białego miasta” robiła Pani przez trzy lata, samo zaś pisanie zajęło Pani półtora roku. Co jest bardziej wyczerpujące - zbieranie materiałów do książki czy sam proces twórczy?
Tak naprawdę prace nad “Trylogią białego miasta”, czyli “Ciszą białego miasta”, “Rytuałami wody” i “Władcami czasu” rozpoczęłam w 2012 roku, po wydaniu dyptyku „Saga de los longevos”. Zarówno proces dokumentacji jak i pisania jest wymagający, zatracam się w nim i daję z siebie wszystko, choć muszę przyznać, że także i biorę, bo jestem z całego serca zakochana w historii.

Proszę odkryć pisarskie tajemnice. Czy ma Pani jakieś pisarskie rytuały, czy nie ma znaczenia, gdzie i kiedy Pani pisze?
Pisywałam na plażach, na statkach rejsowych, na kanapach, na parkingach, w restauracjach, w hotelach, bibliotekach i, oczywiście, w swoim mieszkaniu. Najważniejsze, by iść do przodu.

Kiedy rozmawiam z pisarzami, bardzo często mówią, że bohaterowie im się wymykają, że czasami podczas procesu pisania bohater powieści zaczyna robić coś innego, niż początkowo planował autor. Pani się zdarzają takie sytuacje, że bohater powieści zaczyna żyć niejako własnym życiem?
Im dłużej się pracuje z daną postacią, tym częściej ta zachowuje się jak żywa osoba, i zaczyna domagać się wolnej woli. To bardzo dobry znak! Bohaterowie nie znają fabuły tak dobrze, jak autor, i warto pozwolić im się pomylić, wykonać błędny krok, bez świadomości, co ich czeka. Kiedy tak się dzieje, sztuka zaczyna imitować życie, a powieść nabiera wspaniałej głębi.

Pisarki bardzo często w rolach głównych obsadzają kobiety. Pani w „Ciszy białego miasta” w roli głównej obsadziła mężczyznę. To dość rzadkie, zwłaszcza w przypadku narracji pierwszoosobowej. Łatwo kobiecie stworzyć tak bardzo męskiego bohatera, jakim jest Kraken?
Głównymi bohaterami wszystkich moich powieści są mężczyźni: Iago w „Saga de los longevos”, Bastian w „Pasaje a Tahití” i Kraken w „Trylogii białego miasta”. Nie narzucam sobie płci postaci, zaczynam od samej historii i tego, z czyjego punktu widzenia najlepiej będzie ją opowiedzieć. Dotychczas istotną rolę pełnili w nich mężczyźni, ale każda fabuła prosi o inny punkt widzenia.

Swoją powieść zadedykowała Pani dziadkowi. A jednocześnie jednym z bohaterów powieści jest bardzo charakterystyczny dziadek Krakena. I czytelnicy mówią: dziadek jest świetny. Czy wzorowała go Pani na własnym dziadku?
To prawda, wypożyczyłam Krakenowi własnego dziadka i była to jedna z najbardziej wdzięcznych i łatwych do napisania postaci. Musiałam tylko przypomnieć sobie jego sposób mówienia, chodzenia, jego podejście do życia, a sceny pisały się same. Wystarczyło pomyśleć: „Co teraz zrobiłby mój dziadek?”. Powstał jednak ktoś więcej - postać archetypiczna, mentor, mędrzec lokalnej wspólnoty. Setki osób mówiły mi, że przypomina im ich własnych dziadków i cieszyły się, że umieściłam taką postać w powieści.

Przed napisaniem „Ciszy białego miasta” ukończyła Pani kursy kryminalistyczne. Dlaczego?
Była to istotna część procesu dokumentacji. Kraken jest profilerem, i to najlepszym. Musiał czuć się pewnie na miejscu zbrodni i w fachowy, wręcz mistrzowski sposób opracowywać ślady podejrzanych, bo sporządzić ich. Im większą miałam wiedzę z tego zakresu, tym więcej wiedział sam Kraken, a jego pewną rękę widać na kartach powieści.

W Hiszpanii ukazał się już trzeci tom trylogii o Krakenie. Uchyli Pani rąbka tajemnicy, czy cykl „Białe miasto” pozostanie trylogią, czy też Kraken powróci w następnych tomach?
Trudno dziś odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ jestem w trakcie międzynarodowej trasy promującej wydanie ostatniego tomu trylogii i jak dla mnie etap „Białego miasta” jeszcze się nie zamknął. Codziennie podpisuję egzemplarze, udzielam wywiadów i wygłaszam przemówienia, których tematem jest właśnie trylogia.

Zaczynała Pani od sagi fantasy, teraz była kryminalna trylogia. Obie odniosły sukces. Który gatunek jest Pani ulubionym?
Tak naprawdę „La saga de los longevos” nie jest sagą fantasy, tylko odświeżoną wersją mitu o nieśmiertelnych, bo poza faktem, że jej bohaterowie się nie starzeją, cała akcja powieści toczy się w świecie rzeczywistym. W tej kwestii przynależy zatem do gatunku powieści historycznej, a także i romansu, zawiera także elementy popularnonaukowe. Odkąd zaczęłam pisać, nie raz przekonywałam się na własnej skórze, jak istotne dla rynku wydawniczego są gatunki literackie. W moim przypadku najważniejsza jest jednak sama stworzona przeze mnie fabuła, oraz postaci, które ją wypełnią. Nigdy nie zakładam, w jakim gatunku napiszę powieść, albo nie dociekam, czy jest mieszanką gatunków. Pisałam powieści historyczne, landscape novel, thrillery, a “Władcy czasu”, ostatnia część trylogii o Krakenie, jest thrillerem zawierającym w sobie pełnowymiarową powieść historyczną. W tym znaczeniu nigdy nie pozwalam ograniczyć się konwencją jednego czy drugiego gatunku, i wiem, że moi czytelnicy są mi za to wdzięczni.

W tym roku będzie miał premierę film zrealizowany na podstawie „Ciszy białego miasta”. Czy to jest duże wydarzenie dla pisarki?
To wielkie wydarzenie w takim znaczeniu, że filmy przyciągają przed ekrany miliony widzów, którzy później mogą sięgnąć po powieść. Wtedy na szczęście mają szansę się zorientować, że ekranizacja to tylko wierzchołek góry lodowej, a książka ma do zaoferowania o dziewięćdziesiąt procent więcej głębi.

Jak Pani się czuje widząc aktorów, którzy wcielają się w Pani bohaterów, postaci, które powstały w Pani wyobraźni?
Wybór aktorów nigdy nie należy do pisarzy, ponieważ ich zatrudnia wytwórnia oraz reżyser obsady. Autor książki stanowi jedynie twarz projektu, który nie jest już jego, i nie ma żadnego wpływu na podejmowane w jego ramach decyzje. Trzeba jednak przyznać, że wytwórnia się postarała i mamy pierwszoligową obsadę.

Czy w przypadku powstawania scenariusza do filmu autor musi godzić się na jakieś kompromisy? Czasem scenarzyści idą na skróty, bo nie zawsze język filmu jest w stanie zmieścić wszystko to, co jest obecne w powieści. To trudne dla pisarza?
Odpowiem podobnie, jak na poprzednie pytanie: film jest pewną interpretacją historii-matki, którą stanowi powieść, i zgodnie z kontraktem wszystkie decyzje podejmuje wytwórnia. Ja mogę tylko przypominać swoim czytelnikom, żeby swoje pytania czy komentarze w mediach społecznościowych kierowali właśnie do wytwórni oraz na stronę samego filmu.

W Hiszpanii już ukazała się trzecia część „Trylogii białego miasta”, ale polscy czytelnicy jeszcze przez jakiś czas będą oczekiwać na kolejne tomy. Z pewnością ma Pani już plany na kolejną książkę. Czy akcja znów będzie się toczyła w Kraju Basków?
Przede mną różne literackie przedsięwzięcia, o których, oczywiście, nie mogę jeszcze pisnąć ani słowa.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl