Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Eris Is My Homegirl: Można rozedrzeć japę (WIDEO)

Ewa Czerwińska
Materiały zespołu
Eris Is My Homegirl to nazwa zespołu z Lublina. Grają mixstylecore. Z wrzaskiem przypominającym charczenie zranionego dinozaura. W programie Must Be The Music zajęli II miejsce. Opowiadają o tym Ewie Czerwińskiej

Przyszliście bez Ernesta, Waszego wokalisty. Rozchorował się. Ja wiedziałam, że tak będzie. W końcu po takim wrzasku można zapaść na gardło.
Sebastian: To generalnie ryzyko zawodowe. Ale zachorował tylko dlatego, że po finałowym programie Must Be The Music, w czasie after party chodził bez szalika, z nagim gardłem, w samej koszulce.

Jacek: Ernest śpiewa z nami od kwietnia, ale próbuje charczeć, jak to się mówi, od półtora roku i nic się nie dzieje.

Sebastian: A w ogóle na afterze była superatmosfera. Cała ekipa się spotkała, niektórzy wytrwali do zamknięcia baru. Wszyscy nam gratulowali, że z taką muzyką doszliśmy do drugiego miejsca, i to w komercyjnej stacji. Samo dotarcie do finału to już było coś.

No właśnie. Wy - z undegroundu - w programie popularnym, o dużej oglądalności. Odważnie.
Sebastian:
Na pomysł, żeby wziąć udział w tym programie wpadliśmy w czasie pierwszej edycji. Któregoś dnia na próbie mówię: Jacek, jedziemy do programu. Popatrzył na mnie: OK, będzie śmiesznie. Ale nie mamy wokalisty! No to co? Szukajmy! Piotrek się tym zajął. Szukał między innymi na portalach, w tematach okołocorowych. Gramy mixstylecore.

Piotr: Mailowałem do wszystkich. W końcu na portalu społecznościowym udało mi się znaleźć Ernesta, chłopczyka z burzą loków.

Ten barokowy cherubinek zastąpiłby cały park jurajski!
Piotr: Szukaliśmy wokalisty pod kątem czystego wokalu, a nie mocnych brzmień - growl i scream (niskim i wysokim), a te dźwięki na początku bardziej Ernestowi wychodziły. Dużo ćwiczył czysty śpiew, jednak te ekstrema bardziej mu leżą.

Sebastian: No i pojechaliśmy na ostatni precasting do Olsztyna. Rzuciliśmy wszystko na jedną kartę. Byliśmy pewni, że jak nas zobaczą, to nas nie przyjmą. Jakieś oszołomy drą ryja, skaczą - choreografia z kosmosu wyjęta! Ale nie mieliśmy nic do stracenia. W tym składzie, który skompletował się trzy miesiące przedtem, mogliśmy albo przeżyć krótką przygodę na eliminacjach, albo dojść, dokąd doszliśmy.

Gdzie mieliście próby?
Jacek: U mnie w domu, na Sławinku. Mam bardzo tolerancyjnych rodziców - pozdrawiam Was i kocham! Mamy taki swój garażyk w piwnicy. Obowiązywała jedna żelazna zasada: nie gramy w niedzielę. Poza tym sześć dni w tygodniu. Do dziesiątej.

Piotrek: Na precasting przygotowaliśmy dwa utwory.

Bardzo ekspresyjne tytuły. Przetłumaczcie.
Sebastian: Może ten - Zamknij się i daj mi rączkę od patelni.

Mocne, nie powiem. A drugi?
Sebastian: Scarlett poszła do parku dinozaurów. Tytuł ma być zajebisty i chwytliwy. I nie musi mieć żadnego związku z treścią, więc nie ma co się doszukiwać jakiejś filozofii. Reszta tytułów też jest pokręcona i tak ma być.

Ale ja nie zrozumiałam ani jednego słowa.
Piotrek: Jeśli ktoś jest osłuchany z tą muzyką, słyszy słowa. Najlepiej słuchać z tekstem.
Wasze utwory to covery?
Sebastian: To nasze autorskie kompozycje. Praca zbiorowa. Tworzymy razem. Wyzywamy się od najgorszych i wtedy potrafimy z siebie coś dobrego wykrzesać. Wiemy, że przed nami długa droga. Chcemy podnosić poprzeczkę i pracować nad stroną techniczną i aranżacyjną. Jeśli chodzi o naszą wesołą twórczość, to wygląda to tak, że Jacek przynosi jakiś riff, a ja mówię: nie! A z kolei Piotrkowi się podoba. Nagrywamy barbarzyńskimi sposobami, na telefon komórkowy i próbujemy odsłuchiwać. Każdy ma swoją działkę, nikt nikomu nie wchodzi w paradę, nikt nikomu nie zabrania czegoś grać. Tylko na koniec wszyscy szlifujemy to ładnie, żeby ten kawałek był lepszy od poprzedniego.

Macie jakieś wykształcenie muzyczne?
Sebastian: Grałem w orkiestrze na trąbce, we Włodawie. Ale nie mówmy o tym.

Będziemy się wstydzić Włodawy?
Sebastian: No, tu chodzi bardziej o tę trąbkę... Słyszycie, chłopaki? Bardziej ambitne rzeczy grałem!

A ta trzęsionka na scenie?
Piotrek: Ja odpowiadam za ruch sceniczny i szukam w tej dziedzinie różnych inspiracji.

Sebastian: To, co on każe robić Jackowi i Ernestowi jest super i dlatego oni mają to robić. Piotrek to nasz choreograf, trzyma nas za oszewy: albo będzie fajnie, chłopaki, albo nie bierzmy się za nic. Godziny prób. Szlifowanie. Dlatego to tak wyglądało w telewizji. Komuś może się ten ruch wydać komiczny, ale to jest fragment ekspresji, ta muzyka tak wygląda na całym świecie.

A w Polsce?
Jacek: Środowisko fanów jest bardzo hermetyczne. Ludzie, którzy słuchają muzyki bardziej popularnej, nie znają takich zespołów jak nasz. Dla wielu to, co robimy, jest szokujące. Dlatego chcieliśmy wziąć udział w tym programie, żeby pokazać, że oprócz Britney Spears też są inni.

A dlaczego wybraliście ten gatunek? Co takiego jest w tym wrzasku?
Jacek: Dobre pytanie. Ja jestem pośrodku jeśli chodzi o gusty muzyczne w porównaniu z chłopakami. Słucham różnych gatunków, poczynając od rocka na deathcorowych tematach kończąc. Na początku bardzo mi się to nie podobało, nie przepadałem za takim vocalem. Dopiero Seba pokazał mi cztery lata temu, że można rozedrzeć japę i to jest fajne. Nasze kompozycje nie są zbudowane na zasadzie zwrotka - refren, zwrotka - refren. Mają kilka riffów, które wynikają z siebie i układają się w całość, staramy się łączyć różne style poczynając od cukierkowego grania na brutalnym brzmieniu kończąc. Staramy się, aby w naszych utworach nic się nie powtarzało.

Sebastian: Ludzie nie są do tego przyzwyczajeni, że my gramy jak chcemy: początek na koniec, koniec na początek. Abstrakcyjnie to brzmi, ale nam się podoba. Chcemy udowodnić, że tak można.

Słuchajcie, czy ja tę muzykę powinnam rozumieć? Co ona ma wyzwalać w słuchaczu?
Piotrek: Do muzyki corowej doszedłem po jakimś czasie. Nie od zawsze słuchałem tego typu metalu. Okazało się jednak, że ona dodaje mi adrenaliny. Myślę, że nie trzeba jej rozumieć. To po prostu inny rodzaj energii niż ten na koncertach popowych.
To dynamit. A o czym mówią teksty?
Sebastian: O miłości. Ernest układa. O miłości można różnie mówić.

Wrzeszczeć też?
Sebastian: Szekspir mówi inaczej, a w XXI wieku opowiada się również tak, jak my to robimy. Ludzie mają pewne wyobrażenia i dlatego wydaje im się, że jak o miłości, to tylko popowo. Słodko. Miłość jest słodka, ale można ją także wykrzyczeć.

Co na to dziewczyny?
Wszystkie dziewczyny kochają loki naszego kochanego Ernesta, czyli Loczusia.

A Wasze dziewczyny?
Piotrek: My nie mamy. Mamy inne sprawy na głowie. Zajmujemy się muzyką. Seba może coś innego powiedzieć.

Sebastian: Ja ma dwie. Wiem, to straszny hardcore!

Ojej!
Sebastian: Jedna to moja żona Agatka, a druga to córka Jagódka, roczek skończyła w październiku. Gdzieś od szóstego miesiąca puszczałem jej Limp Bizkit. Pomyślałem: Będzie ze mnie okrutny ojciec, ale zrobię jej test. Podczas jednego seansu zasnęła jak aniołek.

A jury w programie było zachwycone.
Jacek: Podobało się. Dla mnie, że przeszliśmy, to był szok. O mało zawału nie dostałem: spodziewaliśmy się krótkiej przygody, a tu taka niespodzianka. W półfinale przeszła z nami Natalia Zozula. My z ciężkim metalem i ona, która zaśpiewała Ave Maria. A wszystko to stało się w Polsce, gdzie rządzą zupełnie inne kultury muzyczne i muzyka, którą my gramy nie ma racji bytu. Myślę jednak, że po nas wyjdą ze sceny corowej inne kapele undergroundowe i pokażą się szerszej publiczności. Jednym się spodobają, innym nie.

Piotrek: Ale krytykę trzeba doceniać. Baliśmy się opinii Kory i Sztaby. Cieszyliśmy, że pani Ela (Zapendowska) nas doceniła.
Uchyliły się dla Was jakieś ważne drzwi?
Zobaczymy. Teraz mamy koncerty. Ale chcielibyśmy więcej osiągnąć, a do tego potrzebne są pieniądze. Bez nich ciężko będzie wyjść dalej z naszą muzykę. Mamy nadzieję, że kariera zespołu jednak się rozwinie.

Czy dobrze przetłumaczyłam nazwę zespołu: Eris jest moją ziomalką?
Sebastian: To jednak ma głębszy sens w porównaniu z tytułami. Eris to bogini chaosu. Ale też mobilizowała artystów do zdrowej rywalizacji.
Jacek:Chcieliśmy też mieć tytuł, który trudno wymówić, ha, ha, ha!

Portret zbiorowy

Ernest Kozłowski
Lat 17, uczeń Liceum im. J. Zamoyskiego. Ma jedynkę z wychowania fizycznego i PO. Lubią go za słodki uśmiech. Bez komórki ani rusz, nawet w czasie dawania wywiadu w telewizji.

Sebastian Sobiecki
Lat 26. Żonaty, pracowity. Perkusista. Socjolog. Wielki byk (bo jest duży). Ksywa Tatuś.

Jacek Moroziewicz
Lat 23. Informatyk. Pracuje w fabryce okien. Nie rozstaje się z telefonem. Ksywa Jacuś.

Piotr Trochimiuk
Lat 21. Jak się na niego patrzy, to się micha cieszy. Urodził się we Włodawie, w Lublinie studiuje ekonomię. Czasem śpiewa po rosyjsku. Pozwala się nabierać na trolle (żarty) kolegów. Ksywa Piotruś

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski