Enea - koncern na celowniku polityków, agentów, związkowców i śledczych

Witold Głowacki
FOT. TOMASZ BOLT / POLSKAPRESSE
Na początku stycznia gruchnęła wieść, że generał Krzysztof Bondaryk żegna się z posadą szefa ABW. Pojawiło się wiele teorii na temat przyczyn tej zmiany. Od niektórych polityków PiS natychmiast można było usłyszeć sugestie, że ma to związek z poważnymi nieprawidłowościami na styku polityki i biznesu wykrytymi rzekomo przez służby w energetycznym koncernie Enea.

Ba, sugestiom PiS towarzyszyły nawet nazwiska polityków koalicji, którzy mieli być w tajemniczą aferę uwikłani. Pogłoski te krążą zresztą do dziś - oprócz rzucanych w przestrzeń nazwisk niewiele w nich znajdziemy konkretów.

Na początku stycznia gruchnęła wieść, że generał Krzysztof Bondaryk żegna się z posadą szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Pojawiło się wiele teorii na temat przyczyn tej zmiany. Od niektórych polityków PiS natychmiast można było usłyszeć sugestie, że ma to związek z poważnymi nieprawidłowościami na styku polityki i biznesu wykrytymi rzekomo przez służby w energetycznym koncernie Enea. Ba, towarzyszyły temu nawet nazwiska polityków koalicji, którzy mieli być w tajemniczą aferę uwikłani. Pogłoski te krążą zresztą do dziś - oprócz rzucanych w przestrzeń nazwisk niewiele w nich znajdziemy konkretów.

Przyjrzeliśmy się jednak niedawnej historii Enei. I nawet przestaliśmy się dziwić, że tak gorące plotki krążą akurat wokół tego koncernu. Kilka ostatnich lat w tej kontrolowanej przez Skarb Państwa spółce naprawdę zawiera w sobie niemal wszystko, co w Polsce może rozpalać polityczne i biznesowe emocje. Niektórymi wątkami tej historii rzeczywiście zaś interesowały się i interesują służby. Oprócz ABW także CBA. Niemało też światła na wstydliwe tajemnice koncernu rzucili dziennikarze - "Rzeczpospolitej", "Pulsu Biznesu" i "Gazety Wyborczej".

Enea SA to wielka energetyczna grupa kapitałowa, nieco ponad 51 proc. udziałów w niej należy do Skarbu Państwa. Dostarcza prąd dla z grubsza jednej trzeciej części Polski. Także go wytwarza - przede wszystkim w elektrowni w Kozienicach.

Uczestniczy przy tym w dwóch strategicznych dla polskiej gospodarki i energetyki programach - atomowym i łupkowym. Jej wyceny księgowe wynoszą około 10 mld zł. Roczny zysk potrafi sięgnąć miliarda. Z wyceną rynkową jest gorzej. Akcje Enei są w trendzie spadkowym od końca 2010 r., koncern stał się jedną z przyczyn kłopotów indeksu WIG Energia obejmującego spółki branży.

Analitycy zgodnie wskazują główną tego przyczynę - wstrzymywanie od czterech już prawie lat ostatecznej prywatyzacji koncernu.

Niekończące się podejścia do prywatyzacji
To właśnie wielokrotnymi przymiarkami do tej prywatyzacji kilkakroć zajmowały się służby. Tuż przed wybuchem afery hazardowej Donald Tusk osobiście prosił Mariusza Kamińskiego, wtedy szefa CBA, o nadzór nad procesem prywatyzowania Enei. "Premier prosił szefa CBA o szczególne zainteresowanie się tym procesem, przekazanie wszelkich informacji na temat rozpoznanych już zagrożeń oraz współpracę z Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego w sprawie prywatyzacji Enei" - takie zdanie znalazło się w notatce Jacka Cichockiego, dzisiejszego ministra spraw wewnętrznych, a ówczesnego koordynatora służb. Skąd to specjalne zainteresowanie premiera akurat tą prywatyzacją? Oficjalnie stąd, że był to największy proces prywatyzacyjny, który planowano przeprowadzić w 2009 r. Spodziewano się z niego przychodu rzędu 6-7 mld zł. Ale do żadnej transakcji nie doszło. Najpierw potencjalnych inwestorów przeraził bardzo krótki (19 dni) termin wyznaczony przez MSP na przystąpienie do negocjacji. Potem proces prywatyzacyjny został przerwany.

Półbankrut bierze się do kontraktu dekady
Od początku poważnym problemem związanym z tą prywatyzacją był strategiczny (bo niezbędny ze względu na zwiększające się stale zapotrzebowanie kraju na prąd) projekt budowy nowego bloku o mocy 1000 MW w należącej do Enei elektrowni w Kozienicach. Potencjalni inwestorzy obawiali się związanych z tym kosztów, MSP zaś początkowo chciało ich udziału w budowie. W końcu zwyciężyła koncepcja uruchomienia projektu przez samą Eneę - ostatecznie zaś dopiero w listopadzie ubiegłego roku kamień węgielny pod tę inwestycje wmurował Donald Tusk. Kontrakt jest wart 6,4 mld zł, a blok energetyczny buduje polsko-japońskie konsorcjum z udziałem Hitachi oraz Polimeksu. Ta ostatnia, polska spółka budowlana znalazła się - mniej więcej w tym samym momencie, w którym wygrała przetarg na tę budowę - w gigantycznych tarapatach finansowych, wykazując straty rzędu 370 mln zł. Trzeba było wsparcia ministra skarbu Mikołaja Budzanowskiego, żeby w ogóle mogło dojść do ugody z bankami i podpisania we wrześniu ubiegłego roku umowy. Co zaś zrozumiałe, od pierwszych sygnałów o kłopotach Polimeksu budowie bloku i procedurom towarzyszących jej zamówień i publicznych i ewentualnym potencjalnym zagrożeniom jej finansowania intensywnie przygląda się ABW.
Historia Enei zdaje się osiągać swą kulminację latem i jesienią ubiegłego roku. Wtedy, pod koniec września, rezygnację z funkcji prezesa zarządu koncernu składa Maciej Owczarek. Nieco wcześniej zaś - bo w lipcu, kilka dni po wybuchu afery taśmowej - z rządowej posady rezygnuje ówczesny wiceminister skarbu Jan Bury z PSL, uważany za politycznego patrona Owczarka.

W kontrolowanych przez państwo spółkach tego rodzaju prezesi niemal nigdy nie są ludźmi całkiem z "rynku". Poprzednik Owczarka Paweł Mortas był z kolei uważany za człowieka PiS.

Toksyczna wojna w spółce Skarbu Państwa
Odejście Owczarka zinterpretowano jako moment ostatecznego zwycięstwa związkowców z Enei, którzy toczyli z prezesem coraz bardziej brutalną wojnę. Zaczęła się ona od sporu o prawa do akcji pracowniczych dla części zatrudnionych swego czasu w Enei, którzy zostali przeniesieni do innych spółek. Spór się ciągnął. A sam prezes chyba generalnie za związkowcami i rozmowami z nimi nie przepadał.

Już po odejściu Macieja Owczarka z Enei Rafał Cieśla z "Polski Głosu Wielkopolskiego" przytaczał jego wypowiedź, w której żałował, że nie żyje w czasach Dzikiego Zachodu. Wówczas nie miałby żadnych problemów z liderami związkowymi, których by po prostu powystrzelał.

Wiosną i latem 2012 r. wojna związkowców z Owczarkiem przybrała wymiar totalny. W czerwcu ABW po raz kolejny musiała zająć się Eneą. Związkowcy donieśli na zarząd. Chodziło o wątpliwości dotyczące zawierania kontraktów menedżerskich, umów z innymi firmami i o przystąpienie do pewnego międzynarodowego partnerstwa firm energetycznych - o czym za moment. - Chodzi o złe zarządzanie firmą w wielu aspektach. Śledztwo prowadzone jest w sprawie, obecnie zbieramy materiał dowodowy w tej sprawie, zwłaszcza dokumenty spółki - tłumaczyła wtedy rzeczniczka poznańskiej prokuratury.

Także w czerwcu Marcin Kącki z "Gazety Wyborczej" opisywał przypadki związkowych działaczy, za którymi chodził wynajęty prywatny detektyw, prawdopodobnie po to, by odebrać im wiarygodność w toczącym się procesie o mobbing. W jakimś sensie mu się to udało - detektyw "wykrył" m.in. romans dwojga uczestniczących w tym procesie (ona jako strona, on jako świadek) wysoko postawionych związkowców. Konflikt osiągnął więc taki poziom, że i związkowcy nie zawahali się uderzyć w najczulszy punkt - czyli w związek samego prezesa z piękną prawniczką Dominiką Uberman.

Uberman miała poznać Owczarka na Forum Ekonomicznym w Krynicy we wrześniu. Miłość wybuchła szybko. Niedługo potem Uberman pracowała na zlecenie Enei jako prawnik kancelarii Cameron Mc Kenna. Od jesieni 2011 r. - już bez udziału kancelarii - doradzała zarządowi koncernu.

Początkowo związkowcy twierdzili - a w interpelacji na sejmowej sali powtórzył to poseł Ruchu Palikota Jan Cedzyński - że wystawiła za to faktury na około 100 tys. zł. Nieco później dziennikarze "Rzeczpospolitej" napisali o kilkuset tysiącach - w dodatku wypłaconych Uberman na podstawie faktur za to samo, za co równolegle pobierała swoją stawkę kancelaria - ściśle mówiąc: za badanie i weryfikację Specyfikacji Istotnych Warunków Zamówienia dotyczącej… budowy nowego bloku energetycznego w Kozienicach.
Finał tego rozdziału historii koncernu jest tragiczny. W lipcu Maciej Owczarek wziął ślub z Dominiką Uberman. Na początku września w "Rz" ukazały się dwa materiały o niepokojących transakcjach w Enei, w tym o fakturach prawniczki. Pod koniec września Owczarek złożył rezygnację ze stanowiska prezesa Enei, motywując ją powodami osobistymi. Pod koniec października Dominika Uberman-Owczarek popełniła samobójstwo.

W "Gazecie Wyborczej" jej mąż i rodzice wspólnie zamieścili nekrolog. Z dwuwersem z biblijnego psalmu 56: "Bogu ufam, nie będę się lękał: / cóż może mi uczynić człowiek?".

To w ogóle bardzo specyficzny psalm. "Przez cały dzień mi uwłaczają / przeciw mnie obracają wszystkie swe zamysły. Ku [mojej] zgubie się schodzą / śledzą moje kroki / godzą na moje życie" - takie znajdziemy w nim wersy.

Nowego szefa czeka tu egzamin
Nowy prezes Enei - Krzysztof Zamasz, wcześniej wiceprezes w Tauronie - objął rządy dopiero z początkiem roku. Będzie zapewne musiał uporządkować niejedną sprawę w koncernie. Przynajmniej jeszcze dwie z nich są zaś obiektem zainteresowania ABW.

Chodzi więc także o przejęcie przez Eneę jedynego nadającego się do użytku połączenia energetycznego Polski z Białorusią w Wólce Dobrzyńskiej, co samo w sobie mogłoby wydawać się jeszcze całkiem rozsądnym posunięciem. Kilka lat temu na przykład Jan Kulczyk przymierzał się do budowy właśnie na Białorusi elektrowni węglowej o mocy 1000 MW (czyli takiej, jaką ma osiągnąć nowy blok Kozienic). Wtedy też, czemu osobiście patronował ówczesny wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak, badano możliwość remontu (właściwie odbudowy) innego połączenia znajdującego się w rejonie Białegostoku.

Tak też Wólka Dobrzyńska mogłaby się ewentualnie przydać do realizacji podobnego polsko-białoruskiego projektu. Enea przejęła większość udziałów w spółce Annacond Enterprises, do której należy to połączenie za nieco ponad 15 mln zł. Tyle tylko, że wygląda na to, że tak naprawdę żaden prąd w najbliższych latach tamtędy nie popłynie.

I z przyczyn politycznych, i technicznych - połączenie ma moc ok 120 MW - nie jest więc szczególnie przepustowe. Nie znaleziono chyba dotąd odpowiedzi na pytanie, dlaczego do tej transakcji w ogóle doszło.

ABW zajmuje się także wątpliwościami wobec tego, w jaki sposób poprzedni zarząd koncernu na własną rękę poszukiwał inwestora strategicznego. W związku z nimi Maciej Owczarek miał między innymi podjąć - zresztą bez wiedzy reszty członków zarządu i rady nadzorczej - decyzję o przystąpieniu Enei do organizacji lobbystycznej Central Europe Energy Partners (CEEP) kierowanej przez Janusza Luksa, byłego wiceszefa UOP. Na mocy podpisu Owczarka Enea wypłaciła CEEP około miliona złotych tytułem opłaty za członkostwo. Na ile było to zasadne - a przy okazji związki CEEP z innymi firmami branży energetycznej - to właśnie badają agencja wraz z poznańską prokuraturą.

***

Wygląda na to, że nie było żadnej gigantycznej afery Enei, o której poszeptują politycy w sejmowych kuluarach. A w której miałoby chodzić o dziesiątki milionów i postacie z politycznych szczytów. Jest za to cała lista mniej lub bardziej kontrowersyjnych decyzji i posunięć władz spółki. Kilka spraw, w których chodzi o co najmniej kilkaset tysięcy. Jest też ludzka tragedia.

I jedno zasadnicze pytanie - jak to możliwe, że dochodzi do tego wszystkiego w ciągu kilku kolejnych lat w jednej z najbardziej wartościowych firm kontrolowanych przez Ministerstwo Skarbu Państwa. Ciekawe, czy ABW i prokuratorzy w najbliższych miesiącach znajdą na to pytanie względnie spójną odpowiedź.

Witold Głowacki

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl