Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Emgoldex, czyli... łupać frajerów?

Leszek Waligóra
Leszek Waligóra
Leszek Waligóra archiwum
Od tygodnia próbuję dociec, w jaki sposób działa firma Emgoldex, oferująca złoto warte 7000 euro za... 540.

Nagle przedstawiciele tego "projektu" chcą zostać moimi znajomymi, piszą do mnie, wyzywają, każą się uczyć. Kilku próbowało promować swoją działalność w komentarzach do internetowej wersji artykułu. Ale kiedy z nimi rozmawiam, okazuje się, że są tylko "klientami", którzy zarabiają na przyprowadzaniu kolejnych. Tłumaczą jednak, że ich firma zarabia na różnicach kursowych między zakupem złota w hurcie, a sprzedażą w detalu. A większością zysku dzieli się z nimi. Nie trafia do nich argument, że różnice nie są aż tak duże. Tłumaczą, że to nie piramida, że dziennikarz się nie zna, że nie potrafi sprawdzić firmy i nawet nie zapytał jej oficjalnych przedstawicieli.

Zapytał. Firma oficjalnych przedstawicieli w Polsce nie ma. Nie ujawnia ich na niemieckich stronach. Wysłaliśmy pod wszystkie podawane przez firmę adresy e-mail 13 szczegółowych pytań. Po niemiecku. Lakoniczna odpowiedź, po angielsku, odesłała nas tylko do regulaminu, który większości odpowiedzi nie daje. Podobne pytania wysłaliśmy również do innej firmy - działającej w bliźniaczy sposób SwissGol-den, której przedstawiciel wcześniej reprezentował Emgoldex. Odpowiedzi brak.

Przedstawiciel-klient Emgoldex chciał się spotkać na żywo. Chciał pokazać dowody tego, że jemu i jego dziewczynie zwrócono pieniądze, więc Emgoldex to nie piramida. Jednak na pytanie o zgodność tej działalności z prawem stwierdził, że Emgoldexu polskie prawo nie obowiązuje... Kilkakrotnie zmieniał też wersje: raz twierdząc, że Emgoldex to firma zarejestrowana w Dubaju, z prawem do pracy w Niemczech, za drugim razem - na odwrót. Uznałem, że nie warto rozmawiać z kimś, kto miesza fakty z obietnicami.

Kolejny przedstawiciel, który wcześniej w internecie wyzwał mnie od durniów, w bardzo jednak grzecznej rozmowie wyjaśnił sposób działania Emgoldexu, który trochę światła na sprawę rzucił. Wpłacamy 540 euro i znajdujemy dwóch klientów, którzy również wpłacają. Operacja się powtarza, aż w małej piramidzie, nazywanej stołem lub matrycą, zbierze się 15 osób. Jeśli żadna nie wycofa w przeciągu dwóch tygodni pieniędzy - ten na górze dostaje złoto warte 3500 euro minus prowizja. Można się wycofać przez 2 tygodnie, tracąc 40 euro. Potem na wycofanie się jest już za późno. Są trzy wyjścia. Czekać aż kolejni klienci uzbierają kolejnych i samemu będzie się na szczycie piramidki. Dopłacić 6460 euro - i odebrać sztabkę wartą 7000 euro (co z kosztami przesyłki jest droższe od zakupu w Polsce). Ale trzeba najpierw mieć te blisko 30 tysięcy złotych. I wreszcie wyjście nr 3: można już tylko pożegnać się z 540 euro. Jak widać na tym schemacie: w tym całym biznesie pieniądze nie spadają z nieba. Zyski biorą się z napływu nowych klientów. Jeśli ich nie ma - można tylko stracić lub wydać blisko 30 tys. zł na złoto, które w Polsce można kupić taniej.

I to nie jest piramida? Mój rozmówca mówi: Nie, bo każdy zna regulamin (choć na dzień dobry obiecuje się każdemu pewny zysk). Inna moja rozmówczyni tak długo przekonywała mnie, że wie wszystko lepiej i że jest fachowcem, aż w końcu zapytałem, czym jest piramida. Nie wiedziała.

Polskie urzędy wciąż prowadzą postępowania.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski