Eliza Rycembel. Nie dla niej komedia i romanse?

Paweł Gzyl
Paweł Gzyl
Eliza Rycembel (ur. 1992) nagrodzona za najlepszą rolę drugoplanową w filmie "Boże Ciało" w Gdyni
Eliza Rycembel (ur. 1992) nagrodzona za najlepszą rolę drugoplanową w filmie "Boże Ciało" w Gdyni fot. Sylwia Dąbrowa /Polska Press
Eliza Rycembel gra jedną z głównych ról w filmie „Boże Ciało”, który jest polskim kandydatem do Oscara. Młoda aktorka opowiada o tym, co jest dla niej najciekawsze w kinie.

Gratuluję nagrody dla najlepszej aktorki drugoplanowej podczas niedawnego festiwalu w Gdyni. Czy pracując na planie „Bożego Ciała” miałaś poczucie, że tworzysz wyjątkową rolę?

Miałam poczucie, że biorę udział w czymś wyjątkowym: czymś, co zostało dobrze napisane, nad czym czuwa znakomity reżyser, w czym uczestniczy mnóstwo wspaniałych aktorów. Oczywiście nie da się założyć z góry, że coś będzie sukcesem.

Podobno zanim przystąpiliście do zdjęć, mieliście sporo czasu na przygotowania. To było pomocne?

Tak. Pojechaliśmy do Jaślisk, w których kręciliśmy. Poznaliśmy lokalną społeczność, która zagrała też w filmie. Ja spotkałam dziewczynę, której życie było inspiracją dla mojej bohaterki. Byłam trochę zaskoczona: okazała się bardzo cichą osobą, która w młodym wieku miała dziecko, potem drugie, a teraz kończy studia prawnicze i ma wielkie plany na przyszłość. To, że pochodzi z małego miasteczka, nie było więc dla niej żadnym ograniczeniem, a raczej dało jej siłę.

Jan Komasa jest mocno zaangażowany w pracę aktorów na planie.

Czasami było to irytujące. Ale nieuchronne. Jesteś nabuzowany emocjami i wydaje ci się, że wiesz, co masz zrobić, a tu nagle reżyser wjeżdża ze swoją wizją. Aktor widzi jednak tylko swój wątek, a reżyser - ogarnia całość i wie, co jest dla niej lepsze. Dlatego kiedy mówiłam: „nie, ja wiem, jak będzie lepiej”, Janek robił dwa duble: jeden z moją wersją, a drugi - z tym, co on chciał. I okazywało się zazwyczaj, że to on ma rację.

Niektóre sceny robią wrażenie, że aktorzy improwizowali na planie.

Przez to, że mieliśmy zdjęcia wyjazdowe w Beskidzie Niskim, to mogliśmy się spotkać w chacie, w której mieszkaliśmy, i porozmawiać o scenach na następny dzień i trochę sobie poimprowizować. Na planie też było na to miejsce. Moją ulubioną sceną w tym filmie jest ta z Tomkiem Ziętkiem i Bartkiem Bielenią na plebanii - bo to była pełna improwizacja. Oczywiście do pewnego momentu. Bo potem już musisz powtarzać choreografię pod kamerę.

Twoim głównym partnerem w filmie jest właśnie Bartosz Bielenia - i widać, że iskrzy między wami. Jak to osiągnęliście?

Przede wszystkim dostosowywaliśmy się do rodzaju i klimatu każdej sceny. Ale też oboje mamy w naturze pewną skłonność do eksperymentowania i sprawdzania się. To iskrzenie nie odbijało się na nas prywatnie - ale z przyjemnością sprawdzaliśmy w tych improwizacjach granice, do których możemy dotrzeć, po przekroczeniu których druga osoba zaczyna nas albo denerwować, albo zaczynamy się nią zachwycać.

Z drugiej strony grałaś też z bardziej doświadczoną aktorką - Aleksandrą Konieczną. To było coś zupełnie innego?

Za pierwszym razem, kiedy spotkałyśmy się na planie, wzięła mnie za ręce i nie mówiąc, o co chodzi, kazała mi patrzeć sobie w oczy. Na początku było to dla mnie bardzo niezrozumiałe i niekomfortowe. Bo nie wiedziałam, o co jej chodzi. Dopiero kiedy poszłyśmy grać, zrozumiałam, że chodzi o pewien rodzaj budowania relacji, pewnego rodzaju niekomfortowego bycia ze sobą. Bo ta relacja matka-córka w filmie jest bardzo trudna. Super było to obserwować i być częścią tego. Ola jest fantastyczną aktorką i obserwowanie jej było ciekawym doświadczeniem.

Wychowałam się na blokowisku, które rządzi się tak naprawdę tymi samymi prawami co wieś, tylko jest osadzona w innym miejscu

Jaki miałaś stosunek do granej przez siebie bohaterki? Akceptowałaś jej wybory i postępowanie? Czy na odwrót?

Kibicowałam jej we wszystkim. Wierzyłam i wciąż wierzę we wszystko, co ona robi. W momencie, w którym aktor zaczyna negować postać, którą gra, nie da mu się na ekranie jej wybronić. A to przecież jest też trochę zadaniem każdego aktora. Ta dyskusja Elizy z Martą odbywała się w moim przypadku podczas preprodukcji: w domu, kiedy myśli się o roli. Wtedy aktor kłóci się sam ze sobą, by znaleźć esencję postaci, która ma zagrać.

Zgadzasz się też z finałową sceną, w której Marta opuszcza swoją wioskę?

Tak. Bardzo zależało mi na tym, aby tam nie została. Ważne było dla mnie, aby była jakaś nadzieja na to, że Marta wyrwała się z tej społeczności. Że ten przybysz z zewnątrz, który się w niej pojawił, dodał mojej bohaterce siły. Że dzięki temu w tej wiosce zaszła jakaś zmiana. I Marta może iść dalej naprzód i rozwijać się - nie ważne, czy jedzie do Krosna, czy do Anglii lub Stanów.

Ty pochodzisz z zupełnie innego środowiska - z wielkiego miasta, z Warszawy. Jak ono cię ukształtowało?

W dzieciństwie jeździłam konno, dlatego całe wakacje spędzałam na wsi. Stąd wiem, jak działa taka malutka społeczność. Ale faktycznie - pochodzę z centrum Warszawy, z Muranowa. Wychowałam się na blokowisku, które rządzi się tak naprawdę tymi samymi prawami co wieś, tylko jest osadzona w innym miejscu. Tam też jest zamknięta grupa ludzi, jest hierarchia, są wewnętrzne relacje. To było mi pomocne w budowaniu postaci i zrozumieniu świata z „Bożego Ciała”. Ale dzięki temu, że mieszkam w Warszawie, mogłam poznać Romę Gąsiorowską - ona wysłała mnie na casting do „Obietnicy”, która otworzyła mi drogę do aktorstwa. Cóż: Warszawa to centrum życia filmowego, dlatego było dla mnie dużym ułatwieniem, że nie musiałam nigdzie dojeżdżać, wszystko miałam na miejscu.

Studiowałaś socjologię, ale zostawiłaś te studia dla aktorstwa. Co było impulsem?

„Obietnica”. Zagrałam w tym filmie i złapałam zajawkę na aktorstwo. Nie byłam jednak do końca pewna, czy się w tym sprawdzę. Obawiałam się, że to tylko chwilowe zainteresowanie. Ale nie podeszłam do egzaminów na socjologii, tylko pojechałam do L’Art Studio w Krakowie, aby sprawdzić, czy to jest tryb, który mi odpowiada i czy faktycznie mam do tego predyspozycje. To był wspaniały, najbardziej otwierający dla mnie czas. Dlatego potem postanowiłam zdawać do Akademii Teatralnej, bo byłam pewna, co chcę robić.

Wspomniałaś „#wszystkogra” - a był to bardzo rzadki przypadek musicalu w polskim kinie.

Uwielbiam tańczyć i śpiewać, to jest takie dziecięce marzenie o tym, że świat jest piękny i kolorowy. Że można wyśpiewać i wytańczyć całe życie. Na planie tego filmu spotkałam wspaniały zespół: reżyserkę Agnieszkę Glińską i aktorki Stanisławę Celińską i Kingę Preis. Do dzisiaj utrzymujemy kontakt i to jest fantastyczne, bo to rzadko się zdarza. Na każdym planie spotka się mała grupka ludzi i to jest taka mała społeczność, z którą się żyje kilka miesięcy - a potem i tak każdy idzie w swoją stronę. A tutaj te znajomości pozostały na dłużej. #wszystkogra” było też pierwszą komercyjną produkcją w moim dorobku.

Praca z takimi aktorkami jak Stanisława Celińska i Kinga Preis w „#wszystkogra”, Agata Kulesza i Agata Buzek w „Niewinne” była dla ciebie aktorską edukacją?

Oczywiście. To zawsze jest obserwowanie tego drugiego człowieka w pracy. A każdy ma swój sposób na skupienie. Ja to uwielbiam obserwować. Są to więc dla mnie ważne spotkania. Kiedy trafiam na planie na takie osobistości, o jakich mówimy, czuję się nadal trochę jakby to wszystko było snem. Wciąż nie dowierzam temu, co się dzieje.

Od „Obietnicy” do „Bożego Ciała” specjalizujesz się w graniu trudnych i skomplikowanych ról. To twój świadomy wybór?

Takie propozycje dostaję i takie castingi wygrywam. Ale bardzo interesuje mnie kino, które ma coś do przekazania. Ciekawi mnie jednostka w zatrutym społeczeństwie, która musi się borykać z różnymi problemami. Bardzo ważne jest dla mnie też, z kim się spotykam na planie. Kiedy dowiedziałam się, że Olga Chajdas kręci „Ninę”, wiedziałam, że ślepo mogę iść w ten projekt. Ze względu na temat i ludzi, którzy otaczali ten film. To była tak mocna ekipa i tak ważne tematy, o których ja też chciałam mówić, że nie miałam żadnych wątpliwości. I tak samo było z „Bożym Ciałem”.

Gdy obserwuje się twoje występy, wydaje się, że dajesz swoim bohaterkom z siebie: buntowniczość, odwagę, młodzieńczą energię. Rzeczywiście tak jest?

To pytanie o to, ile w moich bohaterkach jest ze mnie samej. Oczywiście jest pewna część - ale ja jestem zupełnie inną osobą niż moja bohaterka z „Niny” czy z „Bożego Ciała”. Nie jestem taką buntowniczką, choć jeśli w coś wierzę i na czymś mi zależy, to mówię o tym głośno. Ale jestem dużo łagodniejsza. Szukanie tego, co jest wbrew moim warunkom psychicznym i fizycznym, jest dla mnie w kinie najciekawsze.

Wspomniałaś o swojej fizyczności: młodzieńczy wygląd sprawia, że reżyserzy chętnie obsadzają cię w rolach nastolatek.

Jestem w takiej szufladzie: jeśli szukasz małego chłopczyka, zbuntowanej nastolatki lub lesbijki, otwieramy ją i wyskakuje Eliza Rycembel. Mnie się nie bierze pod uwagę, obsadzając romantyczne role w filmie kostiumowym czy komedii romantycznej, tylko wtedy, gdy szuka się kogoś do bardziej „brudnych” ról. Można jednak z tym walczyć. Albo spotykając ludzi, którzy nam uwierzą i dadzą kredyt zaufania. Albo trzeba usiąść i napisać sobie scenariusz filmu, którym udowodnimy wszystkim, że możemy zagrać coś zupełnie innego.

Nagroda w Gdyni coś zmieniła?

Ta nagroda jest wielkim kopem, gigantyczną kulą energii. Na razie jednak nie pojawiły się żadne wyjątkowe propozycje. Może jeszcze za mało czasu minęło?

Grasz obecnie rolę młodej Agnieszki Osieckiej w telewizyjnym serialu jej poświęconym. Czego oczekujesz od tej produkcji?

Że pokażemy silną kobietę, która jest znana wielu Polakom ze swoich tekstów i życia publicznego. Chciałabym pokazać ją jako żywego człowieka, a nie kulturową ikonę. To ciekawe zadanie, bo wcielam się w postać młodej Osieckiej, a dorosłą gra Magdalena Popławska. Jestem bardzo ciekawa, jak to się wszystko połączy.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Eliza Rycembel. Nie dla niej komedia i romanse? - Plus Gazeta Krakowska

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl