Ekspert o rosyjskiej prowokacji na Bałtyku: Będą kolejne, musimy je przewidywać

Tomasz Chudzyński
Tomasz Chudzyński
Rosyjskie samoloty w odległościach liczonych w metrach zbliżają się regularnie do granic państw natowskich, m.in. Litwy, Łotwy, Wielkiej Brytanii czy sprzymierzonej z sojuszem Szwecji. - Te prowokacje to przemyślana forma działań, stosowana wobec państw, które aktualnie prowadzą politykę, którą Rosjanie uznają za niezgodną z interesem ich państwa.
Rosyjskie samoloty w odległościach liczonych w metrach zbliżają się regularnie do granic państw natowskich, m.in. Litwy, Łotwy, Wielkiej Brytanii czy sprzymierzonej z sojuszem Szwecji. - Te prowokacje to przemyślana forma działań, stosowana wobec państw, które aktualnie prowadzą politykę, którą Rosjanie uznają za niezgodną z interesem ich państwa. Archiwum Polska Press
- Chciałbym aby ten incydent był czynnikiem powodującym podjęcie prac nad systemem ochrony powietrznej naszej przestrzeni powietrznej - mówi o incydencie z przelotem rosyjskich maszyn w pobliżu bałtyckiej platformy Lotosu prof. Piotr Mickiewicz, politolog z Uniwersytetu Gdańskiego, ekspert stosunków międzynarodowych.

Rosyjskie samoloty w odległościach liczonych w metrach zbliżają się regularnie do granic państw natowskich, m.in. Litwy, Łotwy, czy sprzymierzonej z sojuszem Szwecji. Znamy też przykłady przelotów nad okrętami NATO. Jaki cel mają te prowokacje? Tylko taktyczny – chcą wiedzieć jak siły Sojuszu będą reagować?

To jest standardowa taktyka rosyjska, w ramach działań określanych mianem pokojowego wykorzystania sił zbrojnych. Zgodnych z prawem międzynarodowym, co należy podkreślić. Rosjanie robią to permanentnie, mniej więcej od 2012 roku, z tym że do tej pory nie dotyczyło to bezpośrednio Polski. Stosowali to wielokrotnie wobec Wielkiej Brytanii na Morzu Północnym, krajów skandynawskich, w tym Szwecji, na Bałtyku. Rosjanie pokazują, że posiadają zdolności do przeprowadzenia punktowego ataku na dane państwo, na który ono nie będzie w stanie zareagować. Przynajmniej w chwili jego podjęcia. Natomiast schemat tych swoistych prowokacji jest podobny –polega na przelocie w niewielkiej odległości od granic wód terytorialnych, uzbrojonego samolotu. Teoretycznie maszyny rosyjskie wykonują ćwiczenie, np. w postaci markowanego ataku, czyli jest to działanie zgodne z prawem. A to, że ma charakter prowokacyjny i badający zdolność do podjęcia adekwatnej do skali zagrożenia reakcji, to już inna sprawa.

Polski BBN informował, że rosyjskie su-24, które przeleciały niedaleko bałtyckiej platformy wiertniczej Lotosu nie naruszyły naszej przestrzeni powietrznej i nie stwarzały zagrożenia.

W mojej opinii przelot ten był naruszeniem zasad określonych w międzynarodowym prawie morza. Przepisy mówią, że do obiektów takich jak platformy wiertnicze, wydobywcze, z uwagi na możliwość ich uszkodzenia grożące poważnymi konsekwencjami dla bezpieczeństwa jednostki nieuprawnione nie mogą zbliżać się na odległość pół mili. Możemy twierdzić, że nic się nie stało, bo formalnie się nie stało. Ale załóżmy, że za dwa lata powstaną na polskich akwenach morskie farmy wiatrowe stanowiące istotny element miksu energetycznego i zostaną one w taki sposób zaatakowane. To już nie będzie incydent tylko zagrożenie dla bezpieczeństwa energetycznego państwa. Chciałbym aby ten incydent był czynnikiem powodującym podjęcie prac nad systemem ochrony powietrznej, a także i podmorskiej polskich instalacji morskich i samej przestrzeni powietrznej nad nimi.

Czy są jakieś szczególne powody tego, że Rosjanie po raz pierwszy zastosowali tę taktykę wobec Polski akurat teraz? Przecież nasze relacje ze wschodnim sąsiadem od lat są bardzo chłodne...

Te prowokacje to przemyślana forma działań, stosowana wobec państw, które aktualnie prowadzą politykę, którą Rosjanie uznają za niezgodną z interesem ich państwa. Proszę zwrócić uwagę, że oni wykonali ten przelot mniej więcej w tym samym czasie, gdy ogłosiliśmy w Polsce projekt ustawy o obronie ojczyzny. To właśnie z tym wiązałbym incydent na Bałtyku. Zauważmy, że w zapowiedzi tej ustawy mówimy wyraźnie o zagrożeniu ze strony Rosji oraz , że musimy budować samowystarczalność obronną wschodniej granicy, by móc odeprzeć potencjalny atak rosyjski. W związku z tym Rosjanie chcieli nam zademonstrować, że czego byśmy nie zbudowali, to oni i tak mają przewagę strategiczną nad nami i możliwości ataku. Z punktu widzenia strategicznego ostatnia prowokacja jest demonstracją siły w kontekście zapowiadanych przez Polskę działań na rzecz rozbudowy potencjału obronnego. Tylko tyle, i aż tyle.

Kilka lat temu Turcja strąciła rosyjski samolot wojskowy, który naruszył przestrzeń powietrzną tego kraju. Szwedzi podrywają lotnictwo lub okręty i naruszające ich terytorium rosyjskie jednostki odpychają od swoich granic. Jak powinniśmy reagować na prowokacje?

Musimy reagować, ale nie możemy podchodzić to tej reakcji w sposób nieprzemyślany. Wiemy, że Rosjanie prowokacjami chcą demonstrować swoją potęgę. Kraje poddane takim działaniom muszą pokazać zdolność do ochrony własnej przestrzeni powietrznej i akwenów morskich, zatem jest konieczność np. poderwania własnych sił, np. lotnictwa, by intruzów odstraszyć. Pamiętać jednak należy o dwóch kwestiach. Zbyt zdecydowana reakcja może zaognić sytuację polityczną. Doświadczenia są takie – ani Brytyjczycy na Morzu Północnym, ani Szwedzi na Bałtyku nie podejmowali działań mogących skutkować eskalacją napięcia. Ich maszyny pojawiały się w pewnej odległości od rosyjskich samolotów, we własnej przestrzeni powietrznej, lecąc przez jakiś czas równolegle do „intruzów”, następnie machały skrzydłami i oddalały się. Ponadto takie akcje Rosjan mogą służyć do weryfikacji naszych możliwości i sposobów obserwacji własnych terytoriów. Inaczej mówiąc: Rosjanie wykonując takie manewry swoimi siłami blisko granic innych państw sprawdzają czy są one w stanie monitorować ich ruchy i jakie mają możliwości odpowiedzi. Zatem z punktu widzenia strategicznego i ochrony naszych zasobów militarnych nie zawsze warto pokazywać im, że o czymś wiemy i jakimi środkami odpowiedzi dysponujemy. To dotyczy zwłaszcza krajów położonych na wschodniej flance NATO, czyli także i Polski. Dla Rosjan może być bardzo istotne sprawdzenie, jak system rozpoznania i monitorowania przestrzeni powietrznej Sojuszu działa w regionie Bałtyku. Stratedzy wojskowi muszą ocenić, czy opłaca się lub nie w danej sytuacji pokazywać, co mamy, czyli reagować z wykorzystaniem potencjału bojowego czy też ograniczyć się do reakcji politycznej. Może to nie do końca dobrze dobrany przykład, ale premier Churchill w pierwszym etapie nalotów na Wielka Brytanię zabronił wykorzystywać dane pozyskiwane z obserwacji technicznej (radarów), by wykorzystać je w trakcie największej ich intensyfikacji.

Jakiś czas temu Rosjanie oburzali się, że polski F-16 zbliżył się zanadto do samolotu, którym nad Bałtykiem leciał szef rosyjskiego MON, Siergiej Szojgu.

Musimy pamiętać, że Rosjanie prowadzą politykę ostrych reakcji na wszystko, co uznają za zagrożenie, nawet same zapowiedzi wzmocnienia potencjału bojowego armii państwa sąsiedniego. Niezmienne uznają takie działania za zagrożenie swojego bezpieczeństwa, co jest głęboko zakorzenione w ich myśleniu strategicznym. Nie twierdzę, że nie powinniśmy poprawiać własnych zdolności obronnych, czy też nie odpowiadać na rosyjskie prowokacje. Natomiast zdawać należy sobie sprawę z tego, że nasi wschodni sąsiedzi będą kontrować nasze poczynania reagować w ten sposób. Tym samym każdorazowe nasze działania, których celem jest poprawa naszego bezpieczeństwa wokół wschodniej granicy państwa muszą być wdrażane przy uwzględnieniu, że nastąpi rosyjska reakcja i może ona przybrać postać jakieś prowokacji. Czyli musimy także przewidywać jaki charakter będzie miał ten incydent, jaka będzie jego intensywność, kiedy on nastąpi. Musimy nauczyć się przewidywać ich reakcje i przygotować na zastosowanie właściwego środka zaradczego. To trudne, ale możliwe do osiągnięcia.

Zastanawiam się, czy komuś nie puszczą nerwy w czasie takich prowokacji…

Mogą, ale w dłuższym wymiarze czasu Rosjanie sami zarzucą te formę działań, przynajmniej w pasie od Bałtyku do Morza Czarnego. Jeszcze nie zauważyli lub nie zdążyli wdrożyć rozwiązań wynikających ze zmiany amerykańskiej polityki jaka nastąpiła od stycznia bieżącego roku. Amerykanie dostrzegli, że idea Trójmorza może pozwolić na ograniczenie chińskiej ekspansji gospodarczo-politycznej. Co prawda bardziej w kontekście południowej i zachodniej części Morza Czarnego i Zachodnich Bałkanów niż Regionu Bałtyckiego. Ale przełoży się to na realne i poważne zaangażowania się Stanów Zjednoczonych w kształtowanie regionalnej sytuacji polityczno-gospodarczej. Nie leży to w rosyjskim interesie, więc nie może ona prowokować do zwieszenia roli tego obszaru w amerykańskiej polityce. Uwarunkowanie to zmusi Rosję do ograniczania agresywnej w swej formule polityki wobec państw wschodniej flanki NATO. No bo trzeba będzie zwiększyć zdolności do jej ochrony, zmienić tzw. plany ewentualnościowe, czyli sposób reakcji Paktu na zagrożenie tej flanki. Myślę, że podstawowym instrumentem stanie się na powrót militaryzacja zachodniej części tego państwa, ćwiczenia wojskowe i prezentacja nowego uzbrojenia.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

2024 Omówienie próbnej matury z matematyki z Pi-stacją

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Ekspert o rosyjskiej prowokacji na Bałtyku: Będą kolejne, musimy je przewidywać - Dziennik Bałtycki

Wróć na i.pl Portal i.pl