Ekoterroryści wysadzili blok w Bielsku-Białej na Sarnim Stoku. Tajemniczy list krąży w sieci

Sprawą zajmuje się bielska Prokuratura Okręgowa.

- Nadzwyczajne w tej sprawie jest to, że rzadko się zdarzało, by po zawaleniu się budynku pojawiał się głos z zewnątrz przyznający się do całego zdarzenia. W Bielsku-Białej nie było takiej sytuacji. To absolutna nowość - stwierdził wczoraj prokurator Jacek Boda, rzecznik bielskiej Prokuratury Okręgowej.

Zajmuje się ona sprawą niedawnego zawalenia się budynku na osiedlu Sarni Stok i tajemniczym listem podpisanym przez ludzi z „Podziemnej organizacji obronnej Brygada Wschód”, w którym przyznają się oni do wysadzenia budynku, żądają wstrzymania inwestycji i grożą kolejnymi zamachami. Wszystko w imię ochrony przyrody.

Budynek na Sarnim Stoku zawalił się w 17 lipca o godz. 4.30.

BLOK W BIELSKU-BIAŁEJ WYSADZONY W POWIETRZE. ZOBACZ ZDJĘCIA

Nikt nie został ranny, ale blok w stanie surowym złożył się jak domek z kart. Po przyjeździe na miejsce zdarzenia strażacy odkryli, że w sąsiednim budynku w pomieszczeniach piwnicznych palą się śmieci, a w obrębie pożaru jest 11-kilogramowa butla z gazem. Od razu pojawiły się spekulacje, że ktoś mógł wysadzić blok. Potwierdzały to zresztą zniszczenia - nie ostała się żadna ze ścian trzykondygnacyjnego budynku, a setki cegieł zostało rozbitych.

- Przyczyną zawalenia się budynku była eksplozja - potwierdził dzień później asp. szt. Roman Szybiak z bielskiej policji.

- Pod koniec 2015 roku, obok osiedla „Sarni Stok” w Bielsku-Białej, w spokojnej, malowniczej okolicy z rozległymi obszarami łąk i lasów pojawił się nieproszony gość. Deweloper „DVL Group Progres” rozpoczął, na pobliskim terenie zielonym, budowę apartamentowca - piszą ludzie z Brygady Wschód. I dodają, że mieszkańcom nie podobało się to, ale nikt skutecznie nie zaprotestował. Rok później pojawił się następny blok, a po nim zaczęły powstawać kolejne, w efekcie czego zniszczona została przyroda.

- Spychacze przeorały pokaźną łąkę i spory obszar młodego lasu, docierając głęboko w środek dziczy. Widziałam to na własne oczy. To było potworne! Nie zrobili tego ludzie, lecz jakieś dziwne bestie. Ludzie kochający ziemię tak nie postępują. Oni chcą ją posiąść, ale jej nie kochają - czytamy w liście, który - jak się dalej z niego dowiadujemy - w imieniu Brygady Wschód zredagowała i rozesłała łączniczka podpisująca się „Pocahontas”.

Autorzy listu przyznali, że impulsem do powstania Brygady Wschód było ubiegłoroczne podpalenie przez „tajemniczych, dobrych ludzi” koparki na terenie budowy osiedla na Sarnim Stoku. Natchnęło ich ono także do działania. Przyznali, że zaczęli obserwować budowę, przeniknęli na jej teren, nawiązali kontakt z jednym z robotników, który - jak twierdzą - opowiedział im o prowadzonej inwestycji.

- Byle jak, byle szybko. Łamanie podstawowych norm jest na porządku dziennym. Ta budowa to jedno wielkie nieporozumienie - piszą ludzie z Brygady Wschód przestrzegając ludzi, by nie kupowali mieszkań wybudowanych na Sarnim Stoku. Z kolei do dewelopera Brygada Wschód zwróciła się z żądaniem opuszczenia Sarniego Stoku. - Do 6 sierpnia macie wstrzymać roboty i wydać oświadczenie o akceptacji tych warunków! Do 31 października pozostałe bloki, które wciąż stoją, mają zostać rozebrane, plac budowy uprzątnięty, ogrodzenia zdjęte, a Wy macie opuścić tę ziemię! A za kilka lat, znów wyrośnie tam las, tak jak było kiedyś - napisała BW.

Jacek Boda z Prokuratury Okręgowej poinformował, że wczoraj kopię listu otrzymała prokuratura. - Prokurator bada wszystkie możliwe wątki, teraz także wątek tego listu. Czy ma on związek z zawaleniem się budynku czy nie. Wszystko bierzemy pod uwagę - powiedział prokurator Boda.

Radosław Ślusarczyk z Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot, która również dostała list od Brygady Wschód skomentował, że o ochronę przyrody należy walczyć wyłącznie metodami pokojowymi, a wszelkie akty przemocy są absolutnie niedopuszczalne.