Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Edytorial. Spuśćmy powietrze z debaty publicznej o disco-polo

Paweł Gzyl
Paweł Gzyl
Niewiele ponad tydzień temu na ekrany kin wszedł film „Zenek”. Wiadomo - to fabularyzowana biografia gwiazdora disco-polo - Zenka Martyniuka. Szybko okazało się, że ocena tego obrazu, jak i zresztą całego zjawiska, o którym również on opowiada, przebiega dokładnie wzdłuż podziałów politycznych panujących w Polsce.

WIDEO: Krótki wywiad

Lewicowe media jeszcze przed pierwszym pokazem „Zenka” zmobilizowały wszystkie siły, aby dzieło Jana Hryniaka sflekować. W Onecie pojawił się sążnisty artykuł, w którym wybitni znawcy popkultury starali się udowodnić, że film będzie niewypałem, a disco-polo to kompletna żenada. Z drugiej strony Telewizja Polska w każdym wydaniu „Wiadomości” informowała, że „Zenek” to dzieło wybitne, na które cała Polska czeka już od dawna.

Prawda okazała się jak zwykle leżeć po środku. „Zenka” obejrzało w pierwszy weekend wyświetlania ponad 250 tys. widzów. Nie jest to olśniewający wynik, ale też nie najgorszy. Pokazuje on jednak pewną prawdę: że disco-polo nie jest jakimś zjawiskiem, za które chciałaby umierać większość Polaków. Jasne - jest sporo osób, które lubi się bawić przy tej muzyce, szczególnie na weselach, ale poza tym nie wykazują one większego zainteresowania całym tym zjawiskiem.

Nie sprawdziła się zatem ani lewicowa, ani prawicowa narracja. Ci pierwsi straszą nas disco-polo, od kiedy Jacek Kurski zaczął lansować w telewizji ten gatunek, że zdegeneruje on muzyczny gust Polaków. Ci drudzy - próbują z disco-polo zrobić oręż walki politycznej, wokół którego skupią się wszystkie środowiska patriotyczne. „Zenek” pokazał, że mylą się jedni i drudzy.

Disco-polo to naprawdę skoczna muzyka i nie może ona służyć niczemu więcej niż poskakaniu na parkiecie. Tak też trzeba traktować ten styl muzyczny - z odpowiednim dystansem. Obserwacje z innych krajów pokazują, że tego typu piosenki są wszędzie. Przykładem choćby Niemcy - a ich „schlagery” to jeszcze większa tandeta niż „Przez te oczy zielone” czy „Ona tańczy dla mnie”.

Dobrze byłoby spuścić powietrze z publicznej debaty o disco-polo. Podobnie podszedł do tego zjawiska reżyser „Zenka”. I trudno nie przyklasnąć Janowi Hryniakowi. Wszak jego film to tylko muzyczna baśń, w którą nikt nie każe nam na siłę wierzyć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski