Dziennik Michaelisa – czy to klucz do skarbów?

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Roman Furmaniak z fundacji Śląski Pomost prezentuje kserokopię pierwszej strony dziennika wojennego oficera o pseudonimie Michaelis.
Roman Furmaniak z fundacji Śląski Pomost prezentuje kserokopię pierwszej strony dziennika wojennego oficera o pseudonimie Michaelis. Fot. Krzysztof Strauchmann
Polsko-niemiecka fundacja z Opola przygotowuje się do poszukiwań jedenastu tzw. depozytów, czyli skrytek z cennymi przedmiotami ukrywanych przez władze III Rzeszy przed nadchodzącym frontem. W grę wchodzą podobno tony złota i obrazy z najcenniejszych światowych kolekcji.

W lutym ubiegłego roku do Wojewódzkiego Konserwatora zabytków w Opolu zwrócił się pan Darius Franz Dziewiatek z prośbą o informację, komu i w jaki sposób należy zgłosić fakt istnienia dziennika wojennego z ostatniego okresu II wojny światowej - mówi Elżbieta Molak, opolski konserwator zabytków. - W dzienniku opisano działania konserwatora zabytków dr. Günthera Grundmanna, zabezpieczającego najcenniejsze i zabytkowe przedmioty z Dolnego Śląska i Śląska Opolskiego.

Opolski urząd odesłał Dariusa Dziewiatka do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, w którym działa Departament Strat Wojennych. W maju ubiegłego roku Dziewiatek spotkał się z szefem tego departamentu.
- Ze względu na to, że sprawa jest w toku, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego nie udziela na ten temat szczegółowych informacji - komentuje zdawkowo rzeczniczka ministerstwa Anna Bocian.

W tej sytuacji pozostaje bazować na informacjach przedstawicieli fundacji Śląski Pomost - Dariusa Dziewiatka i Romana Furmaniaka. Wczoraj Roman Furmaniak spotkał się w Opolu z dziennikarzami i przekazał im kserokopię wybranej strony z dziennika oraz garść dodatkowych informacji w tej bardzo tajemniczej sprawie, która już elektryzuje cały świat.

Tajemnica tajemnic

W 2008 roku sąd zarejestrował fundację Śląski Pomost (Schlesische Brücke) z siedzibą w Opolu. Jednym z założycieli jest opolski przedsiębiorca, 54- letni Darius Franz Dziewiatek, wcześniej związany z branżą budowlaną i deweloperską, budowniczy osiedli w Opolu. Osoba dość kontrowersyjna.

Jego współpracownikiem jest Roman Furmaniak (51 lat). Działalność fundacji rzadko trafiała na łamy gazet, przynajmniej do tego roku. Na początku marca tygodnik „Nie” opublikował obszerny artykuł o zamiarach fundacji związanych z poszukiwaniem skarbów na Opolszczyźnie i Dolnym Śląsku. Po nim błyskawicznie informacje i komentarze w tej sprawie pojawiły się w innych mediach oraz w internecie. Przed tygodniem opublikował je angielski „Daily Mail”. Za nim informacja pojawiła się już dziesiątki razy w mediach od Chin i Rosji po Stany Zjednoczone. Przedstawiciele fundacji nie unikają kontaktu z mediami, choć zastrzegają, że informacje w sprawie skarbów i dziennika chcą dawkować stopniowo, aby ograniczyć skalę sensacji.

Dziennik wojenny to notatnik z odręcznymi wpisami po niemiecku. Z tekstu zawartego brulionie wynika, że jego autorem jest Michaelis - to pseudonim oficera SS, bliskiego współpracownika Heinricha Himmlera. W 1945 roku Michaelis uczestniczył w akcji ukrywania dzieł sztuki, złota i kosztowności ewakuowanych z Wrocławia, który szykował się do oblężenia. Fakt wywożenia skarbów z Wrocławia przez konserwatora zabytków Günthera Grundmanna jest potwierdzony w innych źródłach historycznych. Zaraz po zajęciu ziem zachodnich w maju 1945 roku poszukiwaniem dzieł z polskich muzeów zajmowała się specjalna grupa Ministerstwa Kultury. To ona pierwsza odnalazła i rozszyfrowała tzw. listę Grundmanna, czyli spis 80 miejsc ukrycia przed frontem zbiorów muzealnych. Wiadomo jednak, że lista nie jest pełna i nie zawiera skrytek tworzonych pod koniec 1944 i w 1945 roku.

„Pan doktor Grundmann jest wyjątkowym organizatorem. Jemu zawdzięczamy wiele. Co możemy jeszcze bez paliwa i ciężarówek zrobić?” - napisał 18 marca 1945 roku Michaelis.
Michaelis przeżył wojnę. Zmarł w sędziwym wieku w latach 90. Jeszcze w 1992 roku był w Polsce i na Śląsku. Osobiście poznał się z nim także opolski przedsiębiorca Darius Franz Dziewiatek. Jak ujawnia Roman Furmaniak (Dziewiatka nie było na czwartkowej konferencji prasowej z powodu choroby) - Michaelis był jeszcze przed wojną członkiem chrześcijańskiej niemieckiej organizacji Quedlinburgowie. To dość tajemnicza organizacja o tysiącletniej tradycji, coś w rodzaju bractwa czy zakonu świeckiego. Roman Furmaniak dementuje jednak podaną przez „Daily Mail” informację, że to jest loża masońska. Michaelis przekazał Quedlinburgom swój wojenny pamiętnik. Około 10 lat temu Quedlinburgowie oddali go Dziewiatkowi, stopniowo wprowadzając w sprawę ukrytych dóbr kultury i skarbów.

- Przekazano go jako formę podziękowania za to, co pan Darius robi na Śląsku - mówi Roman Furmaniak. - Chodziło też o to, aby dać fundacji fundusze na działanie, ale raczej w formie wędki, a nie ryby.
Quedlinburgowie zastrzegli jednak, żeby z ujawnieniem dziennika poczekać, aż umrze ostatni uczestnik wydarzeń z 1945 roku. Stowarzyszenie z Opola uznało, że dobrą okazją jest rok 2018, gdy zbiegały się rocznice 100-lecia niepodległości Polski i w 1100. rocznicę powstania Quedlinburgów.

Kwestia wiarygodności

Jak mówi Roman Furmanek - dziennik był sprawdzany przez pięć niemieckich instytucji, w tym Uniwersytet w Getyndze. Obecnie pracuje nad nim kilku historyków. Problem w tym, że ich nazwisk nie ujawnił.
- Ekspertyzy papieru i pisma potwierdziły, że był pisany w 1945 roku - mówi Roman Furmaniak, który sam nie widział oryginalnego dokumentu, a dziennikarzom udostępnia jedynie fotokopie wybranych stron. Zapewnia jednak, że pełne zapisy dotyczące pięciu miejsc ukrycia skarbów fundacja przekazała ministerstwu. Podobno w czasie osobistego spotkania przedstawiciele ministerstwa nie kwestionowali autentyczności dokumentu.

O miejscach ukrycia skarbów wiadomo na razie tyle, że 10 znajduje się na terenie Dolnego Śląska, a jedno na Opolszczyźnie. SS ukrywało skarby w porozumieniu z miejscowymi właścicielami ziemskimi, więc skrytki znajdują się na terenach pałacowych. Jeden depozyt jest podobno w głębokiej studni, inny w betonowym schronie pod dnem stawu, kolejny pod dnem rzeki, jeszcze inny w podziemiach pałacowej oranżerii i w tajnym pokoju między murami jeszcze innego pałacu.

Przedstawiciel fundacji bardzo pilnują, żeby nie ujawnić żadnych szczegółów identyfikujących te miejsca. W udostępnionych fragmentach dziennika jest jednak mowa o hrabinie Richthofen. Arystokratyczna rodzina Richthofen miała przed wojną dobra w rejonie Jawora i Świdnicy. W listopadzie legalne i zgłoszone prace poszukiwawcze we wsi Sichów koło Jawora na Dolnym Śląsku prowadził też polski historyk sztuki Witold Musiołek, który szuka zrabowanego z Wawelu „Portretu młodzieńca” Refaela Santiego. Obraz wywiozła z Krakowa obstawa generalnego gubernatora Hansa Franka, ostatnio widziano go właśnie na Dolnym Śląsku w majątku hrabiego Richthofena w Sieichau - Sichowie. Musiałek twierdzi, że w Narodowym Archiwum Stanów Zjednoczonych trafił na dokumenty niemieckie, które pozwoliły mu ustalić miejsce ukrycia bunkra ze zbiorami sztuki we wsi Słupa. Na razie jego poszukiwania nie dały efektu.

Jak zapewnia Roman Furmaniak, dziennik Michaelisa pozwala bardzo dokładnie, punktowo zlokalizować 5 skrytek. O pozostałych 6 skrytkach na razie nic szczegółowego nie ujawniono. Skrytki budowano tak, żeby bez zaawansowanych prac ziemnych nie można się było do nich dostać. Każda miała po wojnie wyznaczonego strażnika, który pilnował spokoju. Fundacja po otrzymaniu dziennika sprawdzała te lokalizacje, żeby potwierdzić, że nikt się do nich wcześniej nie dostał.

Dziennik Michaelisa zawiera też dość precyzyjne informacje, co ma się znajdować w depozytach. Skrytka na Opolszczyźnie ma zawierać 48 skrzyń wywiezionych z policyjnego prezydium we Wrocławiu. Tam trafiała biżuteria składana przed ewakuacją przez bogatych mieszkańców miasta, ze sklepów jubilerskich oraz złoto z wrocławskiego oddziału Reichsbanku. W innych skrytkach jest 37 dzieł sztuki zrabowanych z kolekcji we Francji, między innymi zaginione dzieła Boticellego, Rubensa, Cezanne’a, Caravaggia, Moneta, Dürera, Rafaela i Rembrandta. W kolejnej są przedmioty kultu religijnego, zbierane na całym świecie przez nazistowską organizację naukową dla potwierdzenia rasowych teorii o pochodzeniu Germanów.

Ciąg dalszy nastąpi?

- Poradzimy sobie - mówi o szykowanej akcji poszukiwawczej Roman Furmaniak. Zapewnia przy tym, że fundacja chce działać w pełni transparentnie. Jest gotowa zaprosić do współpracy, a nawet do swojej rady fundacji przedstawicieli organizacji zajmujących się tematyką wojennych depozytów. - Chcemy powołać spółkę, której zadaniem będzie prowadzenie poszukiwań na swój koszt, bez żadnych państwowych dotacji - mówi Furmaniak. - Środki już są.
W skrytkach mają się znajdować informacje potwierdzające, do kogo należą zdeponowane rzeczy. W tej sytuacji fundacja chce, aby odzyskali je spadkobiercy właścicieli. Przedmioty niezidentyfikowane mają przejść na własność polskiego Skarbu Państwa. Fundacja liczy na znaleźne, zgodnie z przepisami.

- Przeznaczymy to na cele statutowe, w tym na dalsze poszukiwania ukrytych depozytów - mówi Roman Furmaniak. - Dla prestiżu Polski to może być coś ogromnego. Coś, o czym będzie się kiedyś kręcić filmy. Nie możemy tego zepsuć. A sprawa jest rozwojowa. Co chwila pojawiają się nowe informacje.
Temat dziennika wojennego stał się bardzo głośny w środowisku poszukiwaczy skarbów. Część z nich jednak wątpi w wiarygodność dokumentu. Ostrożność środowiska budzi kompromitacja poszukiwań tzw. złotego pociągu pod Wałbrzychem czy przykład rzekomych pamiętników Hitlera. W latach 80. niemiecki tygodnik „Stern” kupił za 9 milionów marek 60 tomów dzienników Adolfa Hitlera. Po weryfikacji przez specjalistów okazały się świetnym fałszerstwem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Dziennik Michaelisa – czy to klucz do skarbów? - Plus Nowa Trybuna Opolska

Komentarze 1

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

K
Krzysztof K
Bardzo ciekawe, ale jedynym sposobem na uwiarygodnienie całej historii będzie sprawdzenie choćby jednego z opisanych miejsc. W tej chwili wolę takiego wsparcia zgłosił miesięcznik "Odkrywca" z Wrocławia.
Wróć na i.pl Portal i.pl