Dyrektor toruńskiej szkoły podstawowej zawiesił nauczycielkę za lekcję o depresji

Karina Obara
Karina Obara
W całej tej sprawie ciekawy jest jeden wątek. Nikt nie zapytał pani Doroty o to, na jakiej podstawie przeprowadziła lekcję o depresji. Jakby wszystkim umknęło, że opierała się na podręczniku do języka polskiego.
W całej tej sprawie ciekawy jest jeden wątek. Nikt nie zapytał pani Doroty o to, na jakiej podstawie przeprowadziła lekcję o depresji. Jakby wszystkim umknęło, że opierała się na podręczniku do języka polskiego. zdjęcie ilustracyjne
W czasach, kiedy wzrasta liczba przypadków zaburzeń psychicznych u dzieci, dyrektor toruńskiej podstawówki zawiesza nauczycielkę za to, że zrobiła lekcję na temat depresji. - Przeprowadziłam lekcję w jak najlepszej wierze i nagle zostałam ukarana – mówi pani Dorota. – Dyrektor nie przedstawił mi żadnego dowodu mojej winy. Ten nie ma sobie nic do zarzucenia.

Zobacz wideo: Pfizer dla uczniów. Od września szczepienia w szkołach

Pani Dorota jest nauczycielką języka polskiego z 26-letnim stażem. Jej kontakt z dziećmi zawsze był czymś więcej niż nauczaniem. To jej pasja, podobnie jak malarstwo, które teraz, gdy została zawieszona przez dyrektora szkoły, ratuje jej psychikę. Nauczycielka nie rozumie, dlaczego nie może już pracować, dzielić się z dziećmi swoją wiedzą i doświadczeniem. Jest pod opieką psychiatry, bierze leki. Postanowiła jednak walczyć o wysłuchanie i sprawiedliwość.

- Bo jeśli tak traktuje się nauczycieli, którzy widząc problemy, reagują na bieżąco, to co będzie z tymi wszystkimi dziećmi, które mają coraz więcej zaburzeń psychicznych? – martwią się nauczyciele z toruńskiej podstawówki.

A było tak.
Pani Dorota realizowała zadania z podręcznika do języka polskiego. Na jednej ze stron znajduje się tekst dotyczący anoreksji. Przy okazji nauczycielka rozmawiała z dziećmi o innych problemach nastolatków. Poleciła im napisać krótki reportaż o depresji.

- Temat wywołał duże zainteresowanie. Powstały ciekawe, mądre reportaże – mówi nauczycielka. – I rozpętało się piekło – dodaje.

Wychyliła się

Już w styczniu ur. dyrektor oskarżył panią Dorotę o to, że zawiązała spisek przeciwko niemu. Była wtedy przeciwko podziałowi na grupy z języka polskiego i matematyki. Pomysłowi srzeciwiało się również wielu rodziców i innych pedagogów. Podział polegał na tym, by stworzyć grupy: najlepszą, średnią i najgorszą.

- Dyrektor zaczął snuć teorie spiskowe, że są wśród nas nauczyciele, którzy chcą się go pozbyć – opowiada pani Dorota. – Zawsze, gdy ma jakiś problem, szuka winnego. Wymyślił, że stoję na czele grupy spiskowej, która nie szanuje jego pomysłów. Oskarżył mnie o to, że kazałam napisać dzieciom wypracowanie, gdzie zakwestionowałyby podział na grupy. Tymczasem ja poprosiłam dzieci jedynie o to, aby napisały, co możemy zrobić na lekcjach, aby nam się lepiej pracowało. Groził mi naganą z wpisem do akt, obrażał i krzyczał, że jestem niemoralna i nigdy nie powinnam być nauczycielką – dodaje polonistka.

W czerwcu ur. pani Dorota została reprezentantką związku zawodowego w szkole (17 osób). Dyrektor uznał go za nielegalny i zagrażający dzieciom. Każda uwaga związkowców doprowadzała go do pasji. Rady pedagogiczne powoli przekształcały się w tyrady dyrektora na temat tego, co niegodziwego zrobił mu związek przez ostatnie pięć lat (choć działał zaledwie kilka miesięcy). Później szef placówki zwolnił nieoczekiwanie troje nauczycieli, za którymi związek się wstawił. Kilkoro nauczycieli napisało list do urzędu miasta, aby przyjrzał się zachowaniom dyrektora. Groźby, szykany, folwarczne zachowanie – tak wyglądało życie nauczycieli. Najodważniejsi powiedzieli dość i podpisali list. Wielu milczało, choć wracali do domów wykończeni atmosferą w pracy. Jednak z obawy przed zemstą przełożonego, woleli się nie wychylać.

- Zawiesił mnie w czerwcu za cykl lekcji, które przeprowadziłam w marcu, oparty na tekście z podręcznika i związany z problemami dorastania – opowiada pani Dorota. - Poruszaliśmy wiele zagadnień, m.in.: problemy z samoakceptacją, bulimię, anoreksję. Przy okazji mieliśmy też przećwiczyć tekst publicystyczny, reportaż. Najczęściej pojawiającym się problemem w odpowiedziach dzieci była depresja. To był marzec, początek pandemii. Cała Polska żyła wtedy tym, że ośmiolatek popełnił samobójstwo. A później okazało się, że podczas zdalnej edukacji 106 dzieci w Polsce odebrało sobie życie. Dzieci o takich sprawach chcą rozmawiać, bo są to problemy, które dostrzegają wokół siebie. Powinny przy okazji dowiedzieć się, czym się objawia depresja oraz gdzie szukać pomocy, gdy zauważą taki problem u kolegów. To podstawowe zadania polonisty: otwierać młodym ludziom oczy na niełatwe sprawy, uczyć zrozumienia i empatii – uważa pani Dorota.

Dyrektor oskarżył nauczycielkę o to, że zadanie domowe, aby dzieci poszukały odpowiedzi na kilka pytań w internecie, przyczyniło się do depresji i samookaleczenia dwóch uczennic. Jego zdaniem pani Dorota przekroczyła swoje kompetencje, bo nie jest psychologiem, aby prowadzić takie lekcje. On sam za to, na podstawie notatek służbowych, bez psychologicznych kompetencji, uznał jej winę i zabronił jej uczyć. Wykorzystał specjalną procedurę, która daje dyrektorowi prawo natychmiastowego zawieszenia nauczyciela, gdy zagraża on zdrowiu i życiu uczniów, bez wyjaśnienia z nim sprawy, poznania prawdziwych okoliczności i przebiegu lekcji.

- Kilka dni przed zawieszeniem, podczas mediacji, dyrektor twierdził , że jedynym sposobem na rozwiązanie sporu jest rozwiązanie umowy o pracę z moją żoną, za porozumieniem stron – mówi prof. Radosław Sioma, literaturoznawca z UMK, prywatnie mąż pani Doroty, który bardzo zaangażował się w sprawę, widząc, co dzieje się w tej szkole. – Dyrektor powiedział też, że jeśli moja żona chciałaby dochodzić swoich praw sądownie, to on ma dowody na takie rzeczy, po których ujawnieniu żona już nie znajdzie pracy w szkole (pokazuje fragmenty nagrania.) Żona została zawieszona w obowiązkach nauczyciela na pół roku, do końca grudnia. Dyrektor obniżył jej też wynagrodzenie do wysokości pensji podstawowej. Dowodami na „winę” mojej żony są notatki służbowe dyrektora. Nie załączył on żadnych specjalistycznych opinii, z których by wynikało, że jest jakiś związek między zadaniem domowym, które zadała moja żona dzieciom, a ich ewentualnymi samookaleczeniami czy chorobą psychiczną (nie ma też żadnego zaświadczenia takiej choroby) – wskazuje profesor.

A gdzie dowody?

Komisja Dyscyplinarna przy Kuratorium Oświaty w Bydgoszczy uchyliła zawieszenie pani Doroty z powodu braku dowodów na zarzucany jej czyn oraz błędy proceduralne. Dyrektor jednak złożył zażalenie na tę decyzję do komisji dyscyplinarnej przy Ministerstwie Edukacji i Nauki w Warszawie. Komisja w Warszawie utrzymała jednak zawieszenie w mocy. Nie brała przy tym pod uwagę zasadności zarzutów dyrektora. Skoncentrowała się na tym, czy pani Dorota miała prawo przeprowadzić taką lekcję, na tak „drażliwy temat”. Komisja w Warszawie powołała się na różne dokumenty, m.in. podstawę programową, statut szkoły i brak kompetencji psychologicznych lub psychiatrycznych do prowadzenia takich lekcji. Nie wykazała jednak, że pani Dorota nie miała prawa takiej lekcji poprowadzić. Tak samo, jak nie wykazała, czy nauczycielka przekroczyła swoje kompetencje. Pani Dorota opierała się przecież na podręczniku do klasy szóstej, gdzie znajduje się reportaż o anoreksji. Napisano w nim, że jest to choroba śmiertelna. Są też inne teksty, które poruszają problemy nastolatków, tak więc, siłą rzeczy, nauczyciele o nich z dziećmi rozmawiają.

 - W swoim zażaleniu na decyzję Komisji w Bydgoszczy dyrektor również nie przedstawił żadnych dowodów poza swoimi notatkami, rozpisał się natomiast na temat działalności związkowej żony, która miałaby przesłonić jej cele pracy nauczycielskiej – dodaje prof. Sioma. - Pisał też, że żona zagraża zdrowiu i życiu uczniów. Zawieszenie mojej żony w obowiązkach nauczyciela jest częścią ataków dyrektora na nią, które rozpoczęły się rok temu. Po tym, jak dyrektor oskarżył ją bezpodstawnie, że podburzyła rodziców w sprawie tzw. podziałów klas. Nazwał wtedy moją żonę złym nauczycielem, złym pedagogiem i złym człowiekiem. W żaden sposób nie uzasadnił swoich zarzutów, ponadto przesłuchał uczniów, którzy nie potwierdzili jego wersji. Jakiś czas później dyrektor zaczął atakować związek zawodowy, do którego moja żona należy. Zwolnił troje nauczycieli, co wywołało protest tego związku, Rady Rodziców, a także rodziców dwóch klas (dwoje z tych nauczycieli było wychowawcami ich dzieci). Rodzice z tych klas złożyli skargę do komisji skarg, petycji i wniosków przy Urzędzie Miasta Torunia, niedawno umorzoną. To zresztą kolejna skarga rodziców na dyrektora, którą miasto umorzyło. Wszystkie działania rady rodziców, związku i mojej żony, które świadczą o różnicy zdań, przedstawiane są przez dyrektora i jego zwolenników jako szkodzenie dzieciom, szkole, atmosferze pracy. W mojej opinii nieuzasadnione pomówienia stały się formą walki z tymi, którzy mają odmienne od dyrektora zdanie, bez względu na interes szkoły i dzieci – ocenia profesor.

- Nie wiem, co się stało, bo żaden rodzic nie przyszedł do mnie porozmawiać o sprawie samookaleczeń dzieci, nawet nie wiem, o kogo chodzi, bo dyrektor odciął mnie od informacji – mówi pani Dorota. - Bardzo mi przykro, że dwie dziewczynki miały takie problemy, jeśli je faktycznie miały, bo tego ciągle nie mogę być pewna, tak jak nie pokazano mi żadnych dowodów na to, że lekcja do nich doprowadziła. Żałuję, że dyrektor nie porozmawiał o tym ze mną i z rodzicami, nie zaproponował spotkania. A zamiast tego ukarał mnie i osądził, że jestem zagrożeniem dla dzieci.

Pani Dorota realizowała zadania z podręcznika do języka polskiego. Na jednej ze stron znajduje się tekst dotyczący anoreksji. Przy okazji rozmawiała
Pani Dorota realizowała zadania z podręcznika do języka polskiego. Na jednej ze stron znajduje się tekst dotyczący anoreksji. Przy okazji rozmawiała z dziećmi o innych problemach nastolatków. Poleciła im napisać krótki reportaż o depresji.
- Temat wywołał duże zainteresowanie, powstały ciekawe, mądre reportaże – mówi nauczycielka.
I rozpętało się piekło. Autorka artykułu

Iza (imię zmienione na prośbę nauczycielki): - Jestem w grupie szykanowanej przez dyrektora. Odnoszę wrażenie, że dyrektor ma problem ze sobą. Zastrasza nauczycieli, choć stwarza pozory, że wszystko robi dla nas, abyśmy mieli lepiej. Nie znosi sprzeciwu. Wszystkie nasze konflikty z nim (kilkanaście osób) biorą się z tego, że pytamy o coś, a on odbiera to jako atak. Dorotę zawiesił niesłusznie. Nie ma żadnych dowodów na jej winę. Takie rzeczy trzeba udowodnić! Temat lekcji nie może spowodować, że dziecko zrobi sobie krzywdę. Takie problemy narastają długo. Moim zdaniem dyrektor już się nie zmieni. To taki typ człowieka, który ubliża publicznie i nie widzi w tym problemu.

Anna (imię zmienione na prośbę niepracującej już w szkole nauczycielki): - Dyrektor nie znosi odmiennego zdania. Nawet nie można wyrazić swojej opinii. Dla niego dobro szkoły jest jego dobrem. Nie zarządza zespołem, nie rozmawia, wygłasza mowy, podnosi głos, krzyczy. Byłam straszona przez niego, że będę musiała sobie poszukać nowej pracy, więc spodziewałam się, że będę pierwszą kandydatką do zwolnienia. Próbka jego zachowań? Np. skierowanie maila do dyrektora z prośbą o wyjaśnienie chaosu informacyjnego to bycie bezczelną, dezorganizacja pracy i działanie na szkodę szkoły. Takich sytuacji było wiele. Często gra na emocjach. Mówił np. „nikt pani nie lubi, nikt nie chce z panią współpracować”. Odbieram takie zachwanie jako dziecinne. Czułam się tyranizowana i myślę, że nie tylko ja. Jego sposób zarządzania szkołą nie licuje ze standardami w XXI wieku. Zachowywał się tak, że zaczęliśmy go nagrywać. Jestem mocną osobowością, ale wielu ludzi mogło to wszystko doprowadzać do złego stanu psychicznego. I na to liczył właśnie nasz dyrektor.

Psycholog szkolny Tomasz Kliś: - Złożyłem wypowiedzenie. W szkole zarabiam tylko 2600 zł, a sytuacja tam jest nie do zniesienia. W Dobrzejewicach, w zespole szkół, prowadziłem tylko jeden dziennik psychologa szkolnego. Tu, w podstawówce, musiałem prowadzić dziennik ogólny, dziennik do zajęć rozwijających kompetencje emocjonalno-społeczne razy pięć, bo było pięć grup. I jeszcze dziennik pokazujący rozwój kompetencji uczenia się, mnóstwo notatek służbowych, bo na wszystko dyrektor potrzebował papier. Zamiast robić psychologiczną robotę (a przyjmuję w gabinecie do 25 uczniów dziennie), musiałem zajmować się papierologią. Moim zdaniem pan dyrektor ma bardzo poważne problemy w komunikowaniu się z podwładnymi. Jest bardzo dobrym menedżerem, organizatorem, potrafi cudzymi rękoma zrobić wiele dla szkoły, oczywiście przypisując sobie zasługi. Jest to jednak człowiek konfliktowy, butny, arogancki, wynoszący się. Publicznie stwarza pozory. Oczekiwał ode mnie szkoleń dla nauczycieli, dla rodziców, robienia lekcji psycho-edukacyjnych i ciągle tabelek. A gdzie czas, aby pomagać dzieciom? Pani Dorota została zawieszona niesłusznie. To bardzo przychylna uczniom osoba, pedagog przez duże „P”, uczniowie ją kochają. Nikt nie rozumie, o co dyrektorowi chodzi.

W całej tej sprawie ciekawy jest jeden wątek. Nikt nie zapytał pani Doroty o to, na jakiej podstawie przeprowadziła lekcję o depresji. Jakby wszystkim umknęło, że opierała się na podręczniku do języka polskiego. - Pani Dorota Olszewska-Sioma została przeze mnie zawieszona w wykonywaniu obowiązków zawodowych po licznych konsultacjach z powodu wagi i wiarygodności zarzutów skierowanych przeciwko nauczycielce przez kilkoro rodziców (dwoje rodziców, przyp. red.) – twierdzi Grzegorz Bortnowski, dyrektor SP 8 w Toruniu. – W odpowiedzi na pozytywny dla niej wynik odwołania do KPKO, złożyłem zażalenie do MEiN, które w całości uznało moje argumenty, co jest jednoznaczne z utrzymaniem decyzji o zawieszeniu w mocy i skutkuje koniecznością rozpoznania sprawy przez komisję dyscyplinarną przy bydgoskim kuratorium. Nie dyrektor szkoły, a komisja zadecyduje o przyszłości zawodowej nauczycielki, oczyszczając ją z zarzutów lub stosując adekwatny rodzaj kary. Ani ja, ani pani Dorota nie mamy podstaw, aby wątpić w obiektywizm komisji, dlatego wyrażam zdziwienie, że przed jej posiedzeniem, swoje argumenty nauczycielka chce przedstawić na łamach prasy. Tak więc zawieszenie nauczyciela nastąpiło zgodnie z prawem i wszelkimi procedurami – utrzymuje dyrektor.

Po kilku godzinach od udzielenia powyższej odpowiedzi, dyrektor zadzwonił zdenerwowany: - Jeśli pani napisze o tej sprawie, tylko zaszkodzi dzieciom i szkole. Jest pani zmanipulowana. Nie widzi pani tego? Za mną stoi ministerstwo i mam rację – upierał się podczas rozmowy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Dyrektor toruńskiej szkoły podstawowej zawiesił nauczycielkę za lekcję o depresji - Gazeta Pomorska

Wróć na i.pl Portal i.pl