Dwudziestolecie międzywojenne. Kresowe wyspy nowoczesności

Paweł Stachnik
Plaża Słoneczna w Zaleszczykach
Plaża Słoneczna w Zaleszczykach archiwum
Dwudziestolecie międzywojenne. Po odzyskaniu niepodległości przystąpiono do odbudowy i modernizacji wschodnich terenów. Dzięki energii i inicjatywie przedsiębiorców pojawiły się sukcesy.

Zdobyte w wojnach 1918-1921 wschodnie tereny II Rzeczypospolitej rzeczywiście należały do najbiedniejszych i najmniej rozwiniętych części młodego kraju.

Tak się złożyło, że gospodarczy rozwój Galicji Wschodniej, Wołynia, Polesia i Wileńszczyzny nigdy nie był priorytetem dla władz zaborczych, więc Polska odziedziczyła te obszary z całym bagażem ich materialnej biedy i cywilizacyjnego zacofania. Doszły do tego zniszczenia poczynione podczas wojen.

Szczątki i gruzy

- Na Kresach zastaliśmy gruzy. Skalę tego widzimy na przykładzie Brześcia nad Bugiem. 80 proc. miasta było zniszczone. Z 3600 domów aż 2500 leżało w gruzach. Miasto przypominało Warszawę w 1945 r. - mówi Agnieszka Rybak, współautorka wraz z Anną Smółką książki „Wieża Eiffla nad Piną. Kresowe marzenia II RP”.

Przed polskimi władzami stanęło więc zadanie zapewnienia obywatelom podstawowych warunków do życia i odbudowania kraju. Tyle że ani jedno, ani drugie nie było proste. Władze najpierw zajęte były tworzeniem państwa oraz walką o jego przetrwanie i granice, potem zaś zmagały się z permanentnym brakiem funduszy. Dlatego też ciężar odbudowy zepchnęło na obywateli.

I tak pierwsze zdanie rozporządzenia Ministerstwa Robót Publicznych wydanego w marcu 1920 r. brzmiało: „Odbudowę zniszczonych budynków przeprowadzają w zasadzie poszkodowani sami przy pomocy i kontroli ze strony państwa”… - Trzeba jednak powiedzieć, że państwo przyznawało ulgi i środki na odbudowę dla ludzi, którzy podejmowali taki trud. Choć potrzebna była oddolna inicjatywa - zaznacza Agnieszka Rybak.

Obywatele wzięli więc sprawy w swoje ręce i zabrali się najpierw za odbudowę wschodniej Polski, a potem - w miarę możliwości - za jej modernizację. Przykłady udanych przedsięwzięć modernizacyjnych opisały w swojej książce Agnieszka Rybak i Anna Smółka.

Elektrity z Wilna

W 1925 r. bracia Samuel i Hirsz Chwolesowie i ich wspólnik Nachman Lewin zarejestrowali w Wilnie Towarzystwo Radiotechniczne „Elektrit”. Jego działalność poległa na prowadzeniu sklepu przy ul. Wileńskiej, w którym sprzedawano i naprawiano zagraniczne odbiorniki radiowe.

Radio było wtedy niezwykle dynamicznie rozwijającym się medium, a własny odbiornik chcieli mieć w domu wszyscy. W 1927 r. w Warszawie zapadła decyzja o uruchomieniu w Wilnie piątej regionalnej rozgłośni Polskiego Radia. Na jej czele stanął dziennikarz i literat Witold Hulewicz, który w krótkim czasie wydźwignął wileńską stację na wysoki poziom i zapewnił jej wiernych słuchaczy.

Szansę dostrzegli w tym bracia Chwolesowie. Ich Elektrit zaczął produkować tanie i proste radia własnej konstrukcji. Jak czytamy w „Wieży Eiffla nad Piną”, na biednej Wileńszczyźnie sprzedawały się one znakomicie. W 1927 r. w regionie było tylko 1700 abonentów radiowych, po trzech latach już siedem razy więcej.

Oprócz odbiorników Chwolesowie zaczęli wytwarzać także drewniane skrzynki do aparatów. Dzięki tanim radiom i skrzynkom firma przez kilka lat świetnie się rozwijała. Ale z czasem jej szefowie zaczęli myśleć o ambitniejszej produkcji, skierowanej do zamożniejszych klientów, tzn. o własnych dobrej klasy odbiornikach.

Krajowy rynek zdominowany był przez dwóch europejskich potentatów - holenderskiego Philipsa i niemieckiego Telefunkena. W takiej sytuacji, by podjąć z nimi rywalizację Elektrit podpisał umowę z austriacką Minervą i korzystając z jej podzespołów zaczął wytwarzać własne radia.

Pomysł okazał się trafiony. Eleganckie odbiorniki z Wilna zaczęły zdobywać rynek i sprzedawać się w tysiącach egzemplarzy. W 1936 r. firma wypuściła 54 tys. sztuk, a wartość sprzedaży sięgnęła 1 mln 200 tys. dol. Elektrit stał się największym pracodawcą w Wilnie, zatrudniał 1200 osób. Na obrzeżach miasta Chwolesowie wybudowali nowoczesny trzypiętrowy budynek. Przedsiębiorstwo miało własną gazetkę i drużyny sportowe. - Przedsiębiorstwo konkurowało z największymi producentami, którzy do dziś są na rynku, np. z Philipsem - podkreśla Agnieszka Rybak.

Z Wilna na cały świat

Fabryka pracowała od września do kwietnia, a potem produkcja zamierała. Wiosną i latem do akcji przystępowało za to liczące 20 osób laboratorium, które opracowywało modele na nowy sezon. Od 1933 r. nadawano im stosowne nazwy: Opera, Majestic, Maestro, Patria… Kosztowały od 1000 do 1200 zł. Modele na baterie przeznaczone było dla miejscowości i domów bez prądu.

Właściciele wysyłali swoich inżynierów na wystawy światowe. Na Wystawie Przemysłu Metalowego, Elektrotechnicznego i Radiowego w 1936 r. w Warszawie Elektrit zyskał złoty medal. W następnym roku w Paryżu w polskim pawilonie pokazywano tylko jeden odbiornik radiowy - wileńskiego Elektritu. Zdobył tam wyróżnienie, a rok później w Salonikach w Grecji - nagrodę główną. W 1939 r. na wystawę światową do Nowego Jorku polscy organizatorzy zabrali radio Elektritu.

Nagrody ułatwiały zdobywanie zagranicznych rynków. Firma eksportowała m.in. do Bułgarii, Finlandii, Szwecji, Rumunii, Grecji, Jugosławii, Turcji, Portugalii, Francji, Holandii i Brazylii. W 1938 r. z powodzeniem pokazywała swoje radia w Indiach. Świetną karierę Elektritu przerwał wybuch wojny. Po zajęciu Wilna przez Sowietów zakłady wraz z pracownikami wywieziono do Mińska, gdzie uruchomiono w nich produkcję sowieckich odbiorników. A w 1941 r. zniszczyli je Niemcy.

Hirsz Chwoles zginął kowieńskim getcie. Nachman Lewin w sowieckim łagrze. Przeżył jedynie Samuel Chwoles, który latem 1939 r. wyjechał na wakacje do Francji. Resztę życia spędził w Wielkiej Brytanii, gdzie zmarł i gdzie dziś mieszkają jego wnukowie.

Zrobić coś z niczego

W 1927 r. starostą zaleszczyckim został urodzony w Chrzanowie Józef Krzyżanowski, doświadczony samorządowiec. Zaleszczyki były wtedy zapomnianą miejscowością na granicy z Rumunią, ze zniszczonym podczas wojny 1920 r. mostem na Dniestrze. Miasteczko było brzydkie, zapyziałe i poza rzeką nie miało żadnych atrakcji.

- Krzyżanowski wsparty przez grupę lokalnych działaczy uznał - zupełnie jak w „Ziemi obiecanej” - że skoro nie mamy nic, to mamy potencjał, by coś zrobić - opowiada autorka. Zaleszczyki mogły wykorzystać swoje malownicze położenie oraz fakt, że było tam znacznie cieplej niż w reszcie kraju.

Pomiary wykonywane w założonej przez geografa z Gdańska Edwarda Stenza stacji meteorologicznej wykazywały bowiem, że miasteczko przoduje pod względem wysokości temperatur. Gdy w Poroninie w lipcu było średnio 15,3 st. Cel., w Wilnie 18,3, a w Poznaniu 18,7, to w Zaleszczykach było aż 21 stopni. Podobne różnice wykazywały pomiary z innych miesięcy.

Starosta wymyślił więc, że wypromuje swoje miasto jako kurort zdrowotny i wypoczynkowy. Uzyskał wsparcie niektórych lekarzy, którzy w swoich pracach zaczęli wymieniać Zaleszczyki jako miejsce o właściwościach klimatycznych.

- Sprowadzeni przez starostę medycy wymyślili, że cudowną metodą będzie leczenie temperaturą i słońcem. Miało to pomagać na stawy, nerki, nerwy i w ogóle na wszystko. Powstawały prace naukowe, przewodniki turystyczne i artykuły prasowe zachwalające Zaleszczyki - mówi Agnieszka Rybak.

Powoli pojawiało się przekonanie, że rzeczywiście jest to kurort, ale dotychczas zepchnięty w cień na rzecz faworyzowanych przez c.k. władze austriackie kurortów adriatyckich. W 1927 r. włodarze miasta złożyli w Warszawie formalny wniosek o uznanie Zaleszczyk za uzdrowisko.

Najpierw nad Dniestrem urządzono dwie plaże. Słoneczną - do opalania, z koszami, leżakami, kabinami i parawanami. Plaża Cienista miała natomiast piaszczysty brzeg do kąpieli, zadrzewioną aleję oraz wielki termometr pokazujący latem zwykle około 50 st. Woda w Dniestrze rano miała ponad 20 st., a w południe 35!

Zbudowano też boisko, korty tenisowe, kręgielnię, strzelnicę, zaczęto organizować zawody kajakowe. Pewien przedsiębiorca zbudował konny tor wyścigowy. Powstały pensjonaty, hotele i domy wypoczynkowe. „Miasto inwestuje w zarobione na turystach pieniądze. Ma dobrze utrzymane bruki, jest zelektryfikowane, wodociągami płynie woda źródlana” - czytamy w książce.

Ciepłe Podole

W latach 30. Zaleszczyki awansowały do pierwszej ligi obok Zakopanego, Krynicy, Szcza-wnicy, Ciechocinka. Nazywano je „polską Riwierą”. Wystarczyło, że Jadwiga Smosarska zatrzymała się tam na chwilę, a już pisała o tym prasa. W 1933 r. na wypoczynek przyjechał Józef Piłsudski. I to było przypieczętowanie przekonania, że w Zaleszczykach należy bywać - opisuje Agnieszka Rybak.

Miasto miało jeszcze jeden atut: ciepły klimat pozwalał uprawiać brzoskwinie, morele i winorośl. Owoce te słynęły z dobroci, a winogrona pozwalały wytwarzać „znakomity trunek nieustępujący butelkom z południowych rejonów Europy”. W latach 30. w okolicach zaczęło powstawać polskie zagłębie winiarskie. We wrześniu w Zaleszczykach odbywały się organizowane z rozmachem kilkunastodniowe dożynki winne.

Uzdrowiskowa kariera Zaleszczyk skończyła się we wrześniu 1939 r. Przez graniczny most na Dniestrze przechodzili uciekinierzy przed Niemcami i Sowietami. Określenie „szosa zaleszczycka” stało się symbolem panicznej i haniebnej ewakuacji władz i urzędników II RP z zagrożonego kraju. W rzeczywistości rząd i Naczelny Wódz ewakuowali się szosą na Kołomyję, a granicę przekroczyli w Kutach. Po zajęciu Zaleszczyk przez Sowietów plaże, wille i ogrody zniszczono, a miasto przestało być kurortem. Tak jest do dziś.

Sklejka Konopackich

Kilkaset kilometrów na północ swoje własne marzenia o nowoczesności realizowali bracia Konopaccy - Ignacy i Wacław. Pochodzili z wielodzietnej młynarskiej rodziny, ale w biznesie zajęli się drewnem i to ono stało się ich specjalnością. Młodzi, energiczni przedsiębiorcy z żyłką do interesów najpierw wybudowali fabrykę sklejki w Pińsku, potem drugą w Szczuczynie, a wreszcie trzecią na 30 hektarach gruntu w Mostach koło Grodna.

Sklejka jako materiał tani była bardzo poszukiwana wobec wielkiego ruchu budowlanego w Polsce. Wybór miejsca na trzecią fabrykę był przemyślany: zbudowano ją w pobliżu trzech spławnych rzek, węzła kolejowego i Puszczy Nalibockiej dostarczającej materiału.

Bracia wyposażyli fabrykę w nowoczesne maszyny, a egzotyczne drewno potrzebne do forniru na meble sprowadzali z Holandii (palisander, heban, mahoń), Finlandii (brzoza czeczotowa) i ZSRR (dąb). W fabryce wprowadzili stosowaną w USA taylorowską organizację pracy, usprawniającą proces produkcji. A od 80 do 90 proc. produkcji fabryki w Mostach szło na eksport.

Bracia Konopaccy byli na bieżąco z nowościami w branży. Jeździli po świecie (do Europy Zachodniej, Ameryki Północnej i Południowej, Afryki), by poznawać nowe technologie. „W 1936 r. obrót Konopackich wynosi dwa miliony sześćset tysięcy złotych. Zatrudnienie: pięciuset dziesięciu robotników i liczący trzydzieści pięć osób personel techniczny” - czytamy w „Wieży Eiffla nad Piną”.

Ze sklejki Konopackich powstawały polskie samoloty RWD. Na nich Stanisław Skarżyński przeleciał nad Atlantykiem, a Żwirko i Wigura zwyciężyli w zawodach Challenge 1932. Ze specjalnej sklejki brzozowo-bakelitowej powstał prototyp samolotu PWS-33 Wyżeł. Sklejkę lotniczą kupowali w Mostach także Niemcy.

Złoty sen braci Konopackich przerwała wojna i 17 września. Sowieci znacjonalizowali fabrykę, która pracowała przez całą wojnę, raz dla Rosjan, a raz dla Niemców. Działa do dziś pod nazwą Mostodrew i na swojej stronie internetowej przyznaje się do tradycji firmy braci Konopackich.

- Opisane w naszej książce przykłady to wprawdzie tylko wyspy nowoczesności w krajobrazie kresowej biedy, ale takich wysp było więcej. My wybrałyśmy te najciekawsze i najbardziej spektakularne - zaznacza Agnieszka Rybak, która razem z koleżanką pracuje już nad kolejną książką o kresowych przedsiębiorcach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Dwudziestolecie międzywojenne. Kresowe wyspy nowoczesności - Plus Gazeta Krakowska

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl